Szanowny autor uważa, że Dutkiewicz & co. nad poziomy wzlata, że to wreszcie ludzie którym zależy i którzy potrafią — a ja mam obawy, że zależy im zgrubsza na tym samym, co miłościwie nam panującym, i potrafią mniej więcej to samo i tak samo.
Szanowny autor uważa, że wśród polskich mediów jest jednak jakaś reszta Jakuba, i że choć ich mało, to mogą coś. W ogóle. Że niby, cytuję podtrzymują polskie życie polityczne i umysłowe. Ja sądzę, że nie. To margines. Jak i my, szanowni Konfederaci. Ot, ktoś coś sobie myśli i te przemyślenia udaje się publikować. Ale rzeczywistość toczy się mimo.
Nie znaczy, że robić tego nie ma sensu. Ma. Dla nas. Nie dla całości. W tej Arce z potopu nie uratuje się Polska, ledwie dla niektórych z nas miejsca starczy.
W końcu, szanowny autor wspomina w zbitce retorycznej o 40-milionowym kraju z ambicjami.
Po pierwsze primo, to 38 mln i spada. Zarówno wskutek przyrostu (skarlenia) demograficznego, jak i emigracji. Więc zaokrąglanie populacji w górę, to już duży optymizm.
Co do ambicji zaś, to raczej możemy mówić o jakchś rojeniach czy marzeniach. Niedawno usłyszałem ciekawe hasło, które tutaj moim zdaniem pasuje: Mężczyźni nie mają marzeń. Mają zamierzenia do wykonania. A Polska ma raczej to pierwsze niż to drugie.
Moje prognozy na najbliższy czas (w latach mierzony) oscylują wokół terminu prowincja. Peryferie świata, obrzeża Europy. Zdolni i ambitni będą wyjeżdżać by kreować rzeczywistość — do metropolii. U nas zaś pozostanie prowincjonalna magma, ubarwiana małomiasteczkowym plotkarstwem.
Eee, to optymistyczna
wizja raczej, wbrew moim przedpiścom.
Szanowny autor uważa, że Dutkiewicz & co. nad poziomy wzlata, że to wreszcie ludzie którym zależy i którzy potrafią — a ja mam obawy, że zależy im zgrubsza na tym samym, co miłościwie nam panującym, i potrafią mniej więcej to samo i tak samo.
Szanowny autor uważa, że wśród polskich mediów jest jednak jakaś reszta Jakuba, i że choć ich mało, to mogą coś. W ogóle. Że niby, cytuję podtrzymują polskie życie polityczne i umysłowe. Ja sądzę, że nie. To margines. Jak i my, szanowni Konfederaci. Ot, ktoś coś sobie myśli i te przemyślenia udaje się publikować. Ale rzeczywistość toczy się mimo.
Nie znaczy, że robić tego nie ma sensu. Ma. Dla nas. Nie dla całości. W tej Arce z potopu nie uratuje się Polska, ledwie dla niektórych z nas miejsca starczy.
W końcu, szanowny autor wspomina w zbitce retorycznej o 40-milionowym kraju z ambicjami.
Po pierwsze primo, to 38 mln i spada. Zarówno wskutek przyrostu (skarlenia) demograficznego, jak i emigracji. Więc zaokrąglanie populacji w górę, to już duży optymizm.
Co do ambicji zaś, to raczej możemy mówić o jakchś rojeniach czy marzeniach. Niedawno usłyszałem ciekawe hasło, które tutaj moim zdaniem pasuje: Mężczyźni nie mają marzeń. Mają zamierzenia do wykonania. A Polska ma raczej to pierwsze niż to drugie.
Moje prognozy na najbliższy czas (w latach mierzony) oscylują wokół terminu prowincja. Peryferie świata, obrzeża Europy. Zdolni i ambitni będą wyjeżdżać by kreować rzeczywistość — do metropolii. U nas zaś pozostanie prowincjonalna magma, ubarwiana małomiasteczkowym plotkarstwem.
odys -- 03.01.2009 - 01:03