Po pierwsze faktycznie przperaszam Grzesiu za bląd ortograficzny popełniony z mojej głupoty. Już lecę go wyśledzić a potem naprawić.
Docencie Stopczyku,
właśnie zauważyłem, że jakoś nie udaje mi się defaultowa dla mojego bloga forma “per Pan” w Twoim przypadku. Jakoś mi dziwnie barejowsko brzmi “Panie Docencie”. :) I jeśli ktoś niedokładnie czyta mógłby wywnioskować, że skłaniam jakieś kobiety do dostrzeżenia i docenienia jakichś tam dziłań :)
Co do kina, to mam w planie przepchnąć na Tekstowisko swoją recenzję “The Devils Rejects” Roba Zombie, bo jestem po świeżym seansie. Ale prócz tego w najbliższym czasie nic. Jak odzyskam swoją płytę z “Primerem” spróbuję wreszcie przełożyć ten film na język blogowej notki. Ale na dzień dzisiejszy pożyczyłem DVD znajomym.
A co do napierdalanki, to jak dla mnie problemem w debacie publicznej jest straszna fantomatyczność przeciwnika po obu stronach. Póki co prawica tworzy sobie obrazek lewaka w który bije także wtedy kiedy nie ma potrzeby. Raż że walczą z czymś co sami sobie wymyślili, dwa że walczą bezmyślnie. A z drugiej strony jest nawet gorzej. Ilość językowych i mentalnych kalek wprost przytłacza. Oczywiście mam na myśli kalkę w rozumieniu nonsensownie kopiowanej opinii. Nie w rozumieniu osoby chodzącej o kulach :)
No i lewica takoż ma przeciwnika fantomowego. Nikt nikomu nie daje zabrać samodzielnego głosu, nikt nie dyskutuje z opinią przeciwnika, bo nikogo ta opinia nie interesuje. Przeciwnik to albo komuch, albo antysemita. Ogólnie, w mojej ocenie, powinno się współczesnych dziennikarzy i publicystów w ramach eksperymentu przerzucić na Antarktydę. I zostawić na dziesięć lat.
Chcesz się założyć, że po tych dziesięciu latach dalej dyskutowaliby o tym, kto jest antysemitą a kto komuchem. Bo jestem niemal pewny, że tak to będzie wyglądać.
Grzesiu,
wiem, że wolisz. Znaczy domyślam się. To, jak zaznaczyłem w notce chyba moje odejście od tego typu spraw w ogóle. Bo każdy kolejny piramidalny kretynizm tego typu skłąnia mnie do schowania głowy pod poduszką i spokojnego przeczekania, póki piekło nie zamarznie.
A prócz tego to wrzucam rzeczy niefilmowe, bo mi moja Niewidzialna Żona powiedziała, że rozczarowała się naszymi tekstami “pojedynkowymi”. Więc się staram zrehabilitować w oczach swego ślubnego szczęścia :)
Witam Panów :)
Po pierwsze faktycznie przperaszam Grzesiu za bląd ortograficzny popełniony z mojej głupoty. Już lecę go wyśledzić a potem naprawić.
Docencie Stopczyku,
właśnie zauważyłem, że jakoś nie udaje mi się defaultowa dla mojego bloga forma “per Pan” w Twoim przypadku. Jakoś mi dziwnie barejowsko brzmi “Panie Docencie”. :) I jeśli ktoś niedokładnie czyta mógłby wywnioskować, że skłaniam jakieś kobiety do dostrzeżenia i docenienia jakichś tam dziłań :)
Co do kina, to mam w planie przepchnąć na Tekstowisko swoją recenzję “The Devils Rejects” Roba Zombie, bo jestem po świeżym seansie. Ale prócz tego w najbliższym czasie nic. Jak odzyskam swoją płytę z “Primerem” spróbuję wreszcie przełożyć ten film na język blogowej notki. Ale na dzień dzisiejszy pożyczyłem DVD znajomym.
A co do napierdalanki, to jak dla mnie problemem w debacie publicznej jest straszna fantomatyczność przeciwnika po obu stronach. Póki co prawica tworzy sobie obrazek lewaka w który bije także wtedy kiedy nie ma potrzeby. Raż że walczą z czymś co sami sobie wymyślili, dwa że walczą bezmyślnie. A z drugiej strony jest nawet gorzej. Ilość językowych i mentalnych kalek wprost przytłacza. Oczywiście mam na myśli kalkę w rozumieniu nonsensownie kopiowanej opinii. Nie w rozumieniu osoby chodzącej o kulach :)
No i lewica takoż ma przeciwnika fantomowego. Nikt nikomu nie daje zabrać samodzielnego głosu, nikt nie dyskutuje z opinią przeciwnika, bo nikogo ta opinia nie interesuje. Przeciwnik to albo komuch, albo antysemita. Ogólnie, w mojej ocenie, powinno się współczesnych dziennikarzy i publicystów w ramach eksperymentu przerzucić na Antarktydę. I zostawić na dziesięć lat.
Chcesz się założyć, że po tych dziesięciu latach dalej dyskutowaliby o tym, kto jest antysemitą a kto komuchem. Bo jestem niemal pewny, że tak to będzie wyglądać.
Grzesiu,
wiem, że wolisz. Znaczy domyślam się. To, jak zaznaczyłem w notce chyba moje odejście od tego typu spraw w ogóle. Bo każdy kolejny piramidalny kretynizm tego typu skłąnia mnie do schowania głowy pod poduszką i spokojnego przeczekania, póki piekło nie zamarznie.
A prócz tego to wrzucam rzeczy niefilmowe, bo mi moja Niewidzialna Żona powiedziała, że rozczarowała się naszymi tekstami “pojedynkowymi”. Więc się staram zrehabilitować w oczach swego ślubnego szczęścia :)
mindrunner -- 25.02.2009 - 13:20