Dla mnie te wyniki są raczej świadectwem braku prawdziwie wyrazistych postaci, które mogłyby stać się autorytetami dla młodych ludzi (podkreślam, że chodzi mi o młodych).
Sam Kuba Wojewódzki powiedział, że uznanie go za autorytet jest żenujące, ponieważ on prezentuje jedynie egoistyczny hedonizm. No dobrze, ale z drugiej strony może to właśnie młodym imponuje?
Wojewódzki dobrze się bawi, jeździ porsche, żyje z robienia sobie jaj i promowania siebie wyłącznie.
Owsiak w tym groniei jest jedynym (oprócz Dalajlamy), który porusza nie tylko młodych, zmuszając od kilkunastu lat do ruszenia tyłka w imię przezwyciężania egoizmu, marazmu i pewnych wartości.
Organizuje Przystanek Woodstock, dając sygnał, że nie ma nic złego w tym, żeby się bawić.
Razem do kupy to daje taki komunikat, że jest czas wysiłku i czas zabawy, a jedno i drugie jest potrzebne.
Sądzę, że może też być symbolem tego rodzaju działania, które z niczego pozwala stworzyć coś. Czyli warto.
Obecność Dalajlamy mnie akurat nie dziwi, choć zgadzam się z Piotrem, że on w katolickim kraju…? Wobec tak dojmującej nieobecności jakiegokolwiek duchownego katolickiego…
Może jestem ślepa, ale nie odnajduję żadnego duchownego katolickiego, który byłby znaczący, prawdziwie duchowo. Dzisiaj.
Na koniec zadaję sobie pytanie: a gdyby mnie ktoś zapytał o to samo?
Gonitwa myśli, gonitwa myśli.
Ale:
Dalajlama, z osobistych powodów.
Karol Wojtyła, jako człowiek niezwykły, wytrwały, skromny, Symbol łączenia, zamiast dzielenia, wyciągania ręki, poszukiwania. Twórczy Mężczyzna.
Mogę się nie zgadzać z różnymi aspektami jego papieskiego nauczania, ale wiem, że umiałby porozmawiać.
Witold Gombrowicz, za bezkompromisowość, odwagę, język pisania.
Ewa – moja superwizorka, jeśli kiedykolwiek zbliżę się do jej poziomu, konsekwencji, umiejętności… Ech… No, ale Ewy nie znacie. :)
To o czym piszesz Piotrze, o zmienności to przecież jest naturalne. Myślę, że autorytet to jest coś, co się kształtuje razem z nami. My się zmieniamy, zmieniają się idole.
Iluś idoli odpadnie po drodze, pozostaną najważniejsi. Jako autorytety?
Byłam opętana przez Morrisona, jego filozofię życia, tę ukochaną przez niego ulotność wszystkiego, to dożynanie życia, żeby dobrać się do jego kości.
Po latach nie jest dla mnie autorytetem, raczej kumplem z przeszłości.
Wciąż go lubię, ale wzrować się na nim już bym nie chciała.
Dorzucę swoją garstkę refleksji
Dla mnie te wyniki są raczej świadectwem braku prawdziwie wyrazistych postaci, które mogłyby stać się autorytetami dla młodych ludzi (podkreślam, że chodzi mi o młodych).
Sam Kuba Wojewódzki powiedział, że uznanie go za autorytet jest żenujące, ponieważ on prezentuje jedynie egoistyczny hedonizm. No dobrze, ale z drugiej strony może to właśnie młodym imponuje?
Wojewódzki dobrze się bawi, jeździ porsche, żyje z robienia sobie jaj i promowania siebie wyłącznie.
Owsiak w tym groniei jest jedynym (oprócz Dalajlamy), który porusza nie tylko młodych, zmuszając od kilkunastu lat do ruszenia tyłka w imię przezwyciężania egoizmu, marazmu i pewnych wartości.
Organizuje Przystanek Woodstock, dając sygnał, że nie ma nic złego w tym, żeby się bawić.
Razem do kupy to daje taki komunikat, że jest czas wysiłku i czas zabawy, a jedno i drugie jest potrzebne.
Sądzę, że może też być symbolem tego rodzaju działania, które z niczego pozwala stworzyć coś. Czyli warto.
Obecność Dalajlamy mnie akurat nie dziwi, choć zgadzam się z Piotrem, że on w katolickim kraju…? Wobec tak dojmującej nieobecności jakiegokolwiek duchownego katolickiego…
Może jestem ślepa, ale nie odnajduję żadnego duchownego katolickiego, który byłby znaczący, prawdziwie duchowo. Dzisiaj.
Na koniec zadaję sobie pytanie: a gdyby mnie ktoś zapytał o to samo?
Gonitwa myśli, gonitwa myśli.
Ale:
Dalajlama, z osobistych powodów.
Karol Wojtyła, jako człowiek niezwykły, wytrwały, skromny, Symbol łączenia, zamiast dzielenia, wyciągania ręki, poszukiwania. Twórczy Mężczyzna.
Mogę się nie zgadzać z różnymi aspektami jego papieskiego nauczania, ale wiem, że umiałby porozmawiać.
Witold Gombrowicz, za bezkompromisowość, odwagę, język pisania.
Ewa – moja superwizorka, jeśli kiedykolwiek zbliżę się do jej poziomu, konsekwencji, umiejętności… Ech… No, ale Ewy nie znacie. :)
To o czym piszesz Piotrze, o zmienności to przecież jest naturalne. Myślę, że autorytet to jest coś, co się kształtuje razem z nami. My się zmieniamy, zmieniają się idole.
Iluś idoli odpadnie po drodze, pozostaną najważniejsi. Jako autorytety?
Byłam opętana przez Morrisona, jego filozofię życia, tę ukochaną przez niego ulotność wszystkiego, to dożynanie życia, żeby dobrać się do jego kości.
Po latach nie jest dla mnie autorytetem, raczej kumplem z przeszłości.
Wciąż go lubię, ale wzrować się na nim już bym nie chciała.
No. To ładna garstka mi wyszła.
:)
Gretchen -- 18.07.2009 - 20:17