Świątynia jest dość stara. Jak na młode miasto. W poprzednim mieście, które tu było wcześniej, jej krzyże przez wiele lat górowały nad całą okolicą. Jedynym konkurentem był nieodległy wieżowiec spółki telefonicznej.
Budowa wielkiego pomnika potęgi polskiego katolicyzmu ciągnęła się trzydzieści lat. Projekt słynnego architekta, bajeczna fundacja arystokratki… Wszystko w samym sercu żydowksiej dzielnicy, wśród handelków, sklepików i fabryczek.
Miejsce jest już tylko cieniem wspomnień. Nie ma ulubionej przestrzeni Tyrmanda, nie ma handelków, nie ma geszefciarzy. Nie ma nawet tramwajów, choć szyny zostały. Od placu odchodzi wprawdzie wciąż ulica duchów, w której szpalery zrujnowanych elewacji obwieszone są czarno-białymi fotosami z nieistniejącego świata, wywieszonymi przy okazji dorocznego festiwalu nie-pamięci. Ale ulica ta, oddana jakiejś międzynarodowej fundacji w ramach praw wymordowanych kamieniczników czeka już tylko na ostateczny rozkład. By można wreszcie zrobić na jej terenie prawdziwe pieniądze. Pierzeje utworzą zapewne nowe, wysokie gmachy, przerastające nie tylko wieże kościoła, ale i komunistyczne bloki, ale i stuletni drapacz chmur. Ulica dołączy w ten sposób do reszty dzielnicy, której młode domy stoją na trupach stuletnich kamienic. I ich mieszkańców.
Ostatnimi świadkami historii jest wspomniany kościół i stojąca niemal vis a vis synagoga. Oba budynki były w piekle. Jeden służył wówczas Żydom ochrzczonym, drugi — wiernym tradycji ojców. Niemcy nie rozróżniali. Znamienne, że proboszcz – przedwojenny antysemita gorąco zaangażował się w ratowanie Żydów. Przestał rozróżniać. Wreszcie, w ramach zmniejszania i ostatecznej likwidacji piekła, dom wyznawców Ojca i wierzących w Syna, znalazły się poza jego murami.
Przetrwały pożogę.
Także tę drugą, piekła strony aryjskiej.
Trafione, spalone — ale w znacznej części się ostały.
Dziś, kościół jest nadal jednym z największych w mieście.
Synagoga — jedyna*.
***
Klasycystyczne wnętrze jest na codzień — puste. Trudno zgromadzić tylu ludzi, by nie niknęli w skrzyżowanych nawach. Gigantyczne barokowe obrazy, przywiezione z dolnośląskiego opactwa, figury świętych w monumentalnych ołtarzach i rozświetlone energooszczętnymi świetlówkami zdobne żyrandole zdają się być jedynymi bohaterami tej przestrzeni. Rachityczne głośniki próbują przełamać ciszę, ale pogłos tylko ją uwypukla.
Tego dnia — jest inaczej. Tłumy z ledwością się mieszczą. Głowa przy głowie, człowiek przy człowieku. Plac i okoliczne uliczki zastawiły samochody, wśród których zaskakująco wiele jest rodzinnych wanów. W morzu głów wypełniającym wnętrze oko wyławia akcenty tutaj zaskakujące: jarmułki.
Trwa liturgia, której przewodniczy sam arcybiskup — metropolita.
Kantor podejmuje śpiew.
Głośniczki chrypią.
Wśród ludzi budzi się jakby szum wiatru, które wzbiera — mocniej i mocniej.
Aż odpowiada grzmotem. Już głośników nie słychać.
Szema Izrael!
Słuchaj Izraelu!
Barokowi święci, zdaje się, jakby zadrżeli.
Mnie też — ciary po plecach.
Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu. Przywiążesz je do twojej ręki jako znak. Niech one ci będą ozdobą przed oczami. Wypisz je na odrzwiach swojego domu i na twoich bramach.
***
Niepojęte w tym miejscu, w tej chwili, zdaje się — jak mogło wyrosnąć między nami, połączonymi tym potężnym śpiewem — to, co zrodziło ponad pół wieku temu piekło.
——————
* Ściśle rzecz biorąc, prócz Synagogi Nożyków od kilku lat działają także synagoga chasydów oraz reformowana.
komentarze
Odysie, ano mogło,
i wyrasta dalej.
Choćby w Ziemi Świętej.
Piękny tekst.
Zamiast słów kojący głos Sarit na dobranoc:
http://pl.youtube.com/watch?v=roc2QORAhKw
grześ -- 20.01.2009 - 01:13@Grześ
Grześ – bez urazy, ale ja nie rozumiem, jak możesz spędzać czas w oparach aż takiego kiczu?
Jak chcesz coś bardziej sensownego od Żydków, to volia:
http://www.youtube.com/watch?v=cMHPeEhoiO8
W tym jednym kawałku jest więcej boskiej inspiracji niż ta pani Sarit da nam przez całe życie:
————————————————————————————
We have the right to state opposition
the thirst for power and profit
we’re members of the family now
bitter memories still haunt
deadly weapons life shells are not the only danger
we shoot we ride fast we shoot again
terminal friends soldiers of fortune
awake all night, I’ll wait all night, I’ll wait for the light
lookin’ at the wall should I stay or should I go
we have the right to state our position
the crave for profit and power
dismembered from the family now
waiting for a final call
deadly weapons life shells are not the only danger
we shoot we ride fast we shoot again
terminal friends soldiers of fortune
awake all night…
lookin’ at the wall
the poverty surrounding me
the treasure that no one can see
the poverty surrounding me
the bloody hands that hold the key
————————————————————————————
Pozdrówko!
Zbigniew P. Szczęsny -- 20.01.2009 - 01:51ZS
Panie Zbigniewie
Uff. A już myślałem, że pisząc o spędzaniu czasu w oparach takiego kiczu miał Pan na myśli moje wypociny. ;)
Muzykę i słowa obiecuję przyswoić a może i skomentować za następnym zalogowaniem się.
odys -- 20.01.2009 - 01:56Dobranoc
שמע ישראל
no dobra, dobra – ja tam na przykład słucham, ale co z tego?
http://podcastsportowy.wordpress.com/
xipetotec -- 20.01.2009 - 02:28Odysie
Masz moze jakiegoś linka na zdjęcia tego kościoła i ulicy?
Griszeq -- 20.01.2009 - 08:45A może sama nazwa – w necie juz poszukam reszty…
Pozdrawiam…
Przy Placu
Grzybowskim.
Igła -- 20.01.2009 - 09:08@xipetotec
Nic – chodzi o to, żeby się nie katować. No bo przy całym zrozumieniu dla głębi wiary – piosenki oazowe to bardzo szczególny gatunek muzyczny – jak widać rozwinął się również w Judaiźmie ;-)
A Mimnimal Compact – jeśli chodzi o kapele z Izraela po prostu mi się nasunął – jako alternatywa.
Zbigniew P. Szczęsny -- 20.01.2009 - 10:48Ziggi, ale czym ja się katuję,
podrzuciłem ot tak, a kicz czasem (często) lubię.
pzdr
grześ -- 20.01.2009 - 11:04@grześ
Już dobrze – sorki – znowu mnie poniosło. Wybacz stary, ale mnie – jak słucham takich zawodzeń piknych, to po prostu skóra cierpnie na dupie z irytacji…
Powiem wprost – są zdjęcia kobiet i są zdjęcia kobiet poddane obróbce komputerowej. Chyba wiadomo o co chodzi.
Podobnie – jest muzyka i jest taka właśnie muzyka “retuszowana” – śliczna aż do bólu.
Pozdrawiam i proszę o wybaczenie…
Zbigniew P. Szczęsny -- 20.01.2009 - 11:26Spoko,
może ponosić cię dalej, a ja też się muzyczką która wielu się zachwyca irytuje strasznie.Choćby “rockowym” zespołem polskim Coma, a fe, to jest dopiero kicz:)
grześ -- 20.01.2009 - 11:33Uciekam, nim mnie Max czy inna Pino zlinczują.
Odysie
Ładnie napisane ;)
Pokazałeś jak blisko jesteśmy ze swoimi Starszymi Braćmi w wierze.
Wczoraj prof. Joanna Tokarska-Bakir była w TVP Kultura u Jerzego Sosnowskiego, który omawiał jej książkę pt. “Legendy o krwi”. Rzecz dotyczy mitów o mordach rytualnych dokonywanych przez żydów na chrześcijanach. I zapadło mi w pamięć jak ona powiedziała, że obraz w sandomierskim kościele pokazujący tą legendę jest antychrześcijański. Nie atysemicki, nie antyjudaistyczny, ale właśnie antychrześcijański.
Dla mnie bardzo celne i rzadko słyszane.
Pozdrawiam serdecznie
RafalB -- 20.01.2009 - 15:50Rafale B
Tak, to rzeczywiście celne. Akurat wczoraj nie słuchałem Klubu, będę musiał sobie ściągnąć.
I ja pozdrawiam
odys -- 20.01.2009 - 16:36Odysie sluchaj
Niesamowite – wlasnie w tym kosciele 13 stycznia 1930 roku moi dziadkowie pobrali sie.
Swiatynia pod wezwaniem Wszystkich Swietych. Znana z przedwojennej antysemickiej postawy proboszcza, ktory w czasie wojny zrehabilitowal sie – robil co mogl by pomoc Zydom.
Plac grzybowski zawsze byl mi przez to bliski.
Siedemdziesiat siedem lat po ich slubie, z tego Placu wyjechalem do Izraela.
dziekuje za ten tekst.
Borsuk -- 20.01.2009 - 20:13pozdrawiam
(Brak tytułu)
Borsuku
Tak sobie myślałem — ciekawe, co Borsuk na to…
Ale mnie zaskoczyłeś, tymi dziadkami.
Świat jest mały (a Warszawa to już doprawdy niewielka).
Pozdrawiam serdecznie.
odys -- 20.01.2009 - 22:05Odysie
Nie kojarze za bardzo tego miejsca.
Znaczy wiem gdzie to jest, ale jak przez mglę wyglad widzę.
W sumie ja nie autochton…
Tak, czy inaczej niedlugo postaram sie to miejsce odwiedzic mając w pamieci ten tekst i komentarze pod nim.
pozdrowienia
Jacek Ka. -- 20.01.2009 - 22:28O muzyce
Grzesiu — nie bierz tego do siebie, ale podpisuję się pod opinią ZS. Nie byłem w stanie wytrwać do końca. No, może jeszcze przetrwałbym dźwięk, ale klip z wokalistką jako aniołem…
Panie Zbigniewie. Hmm… To taka tamtejsza Brygada Kryzys? Jakoś mi się skojarzyło, ale ja się nie znam. Jakoś nie poczułem się porwany w siódme niebo razem z koniem, ale złe nie jest.
Dotąd jedyna muzyka (współczesna powiedzmy) z Izraela (częściowo) rodem, jaka mi utkwiła w głowie to Blackfield Aviva Geffena ze Stevenem Wilsonem.
A jakbym miał komentarz muzyczny do notki dodać, to tylko to (z wszystkich wariantów skomponowanych przez ten zespół):
PS. Szanowny Borsuku. Twój klip chwyta, choć z mojego bezpiecznego i wygodnego fotela miks obrazów Ahmadineżada i Arafata z Hitlerem i jego (jak to ująć?) opus maior zdaje się przesadny. Zwłaszcza gdy migocze w tempie podprogowej sugestii…
odys -- 20.01.2009 - 22:45Jacku Ka, Griszku i wszyscy nietutejsi
Kościół Wszystkich Świętych przy pl. Grzybowskim w Warszawie
W poprzednim mieście plac Grzybowski był kluczowym węzłem komunikacyjnym.
Historia jest nudna dla większości, więc dam ją drobnym druczkiem. Miasto było rozpięte między trzema dworacami czołowymi na przeciwległych brzegach Wisły: Kijowskim (Wschodni), Wileńskim i Wiedeńskim (w miejscu obecnej stacji Śródmieście). Do początków XXw. przejechać można było jedynie mostem Kierbedzia, z którego wjeżdżało się na pl. Zamkowy, potem Senatorską do Bankowego (mały trójkątny placyk w niczym nie przypominał obecnego). Z Bankowego na północ, małą uliczką Rymarską można było dotrzeć do ul. Leszno (dziś dwa razy szersza i przebita do mostu al. Solidarności), oraz na placyk Tłomackie (została jeno studnia) z Wielką Synagogą (dziś Błękitny Wieżowiec) i wjazdem przy Arsenale na ul. Nalewki (pozostało li tylko 100m bruku i szyn tramwajowych).
Na południe od pl. Bankowego był Ogród Saski. Przebicie do Marszałkowskiej jest w zasadzie powojenne. Aby do tej arterii dotrzeć, trzeba było przejechać wzdłuż płotu Ogrodu ul. Graniczną, minąć pl. Żelaznej Bramy z wejściem do Ogrodu (dziś istnieje jedynie jako adres), by dotrzeć do pl. Grzybowskiego. Ten, podobny kształtem i wielkością do Bankowego, wyprowadzał przez krótką ul. Bagno do Marszałkowskiej, którą prościutko już było do dworca Wiedeńskiego przy skrzyżowaniu z Al. Jerozolimską. Można było jednak z placu pojechać starym traktem na południowy zachód, aż do ul Twardej i rogatek miejskich na trasie Grójeckiej (na Kraków).
W zasadzie, czy to przemierzając miasto w kierunku W-Z, czy też Północ-Południe — przez plac Grzybowski (i Bankowy) trzeba było przebrnąć.
Przebicie ul. Marszałkowskiej przez Ogród Saski do Bankowego i dalej jako Andersa, na Żoliborz, oraz przebicie trasy W-Z i Świętokrzyskiej (nigdy nie ukończone) spowodowało śmierć placu na komunikacyjnej mapie miasta. Rolę dominanty przestrzennej przejął pobliski pałac im. Chorążego Pokoju, jak wiadomo mały, ale gustowny. Dodatkowo, komunistyczne władze przestrzeń w pobliżu największego kościoła stolicy wypełniały wysokimi blokami (które z chęcią dogęszcza się równie wysokimi budynkami w ramach kapitalizmu). To, co ostało się z przedwojennej zabudowy placu po Niemcach, m. in. kamienice po obu stronach ul. Próżnej planowo niszczało przez pół wieku budowy realnego socjalizmu i niszczeje do dziś w charkterystycznej atmosferce skandalu typowego dla warszawskiego modelu kapitalizmu.
Kolejne rewelacyjne plany restauracji zabytków i uczynienia z Próżnej turystycznego cacka powtarzają się równie regularnie, co obietnice ostatecznego rozwiązania kwestii domu państwa Gmurków, który stoi w poprzek ul. Powstańców Śląskich. Kto nie zna tego kuriozum, niech pozna, by pojąć Warszawę.
Dobranoc się z Państwem
PS. Aha, był w tym roku konkurs na rewitalizację Placu. Uwierzę jak zobaczę, na razie nie ma o czym.
odys -- 20.01.2009 - 23:39@Odys
Twoja muza – w porzo !
:-)))
Zbigniew P. Szczęsny -- 21.01.2009 - 00:27Panie Odysie
normalnie się wzruszyłem, a jak Troll się wzruszy, to jest wielka rzecz jakaś.
Szacunek, pięknie napisane i jakie komentarze!
Troll Zdalnie Sterowany -- 21.01.2009 - 00:31Odysie
Powiem tak i mam nadzieje ze zrozumiesz – zapachniało mi Mad Dogiem. Uwielbiam jego wpisy o Lubinie, po ktorych az chce sie jechac odwiedzic to miasto. Podobnie ostatnio zrobił z Prezemyślem Max, a kiedys z Wawa Gretchen.
Griszeq -- 21.01.2009 - 09:16Teraz tylko wydrukować sobie Twoj opis i sprawic sobie odwiedziny nieistniejącej Warszawy.
Dziekuję.