O stawaniu się mężczyzną ("Dziecko" Dardenne'ów)

Bruno, jak na swoje 19, może 20 lat, był zaradny. Pracą fizyczną co prawda się brzydził, ale potrafił zarobić niemało grosza. A to obrobił z łebkami samochód jakiegoś grubego frajera, a to kurtkę wyniósł ze sklepu bez płacenia. Ale to jeszcze nic! Jak jego dziewczyna leżała w szpitalu po porodzie to wynajął jej mieszkanie kumplowi. Na tydzień, nie dłużej. Tylko, że biedulka wyszła dwa dni wcześniej ze szpitala i się zdziwiła.

A Bruno o tym nie wiedział, bo nie odwiedzał swojej Soni w szpitalu. Tylko pracował, żeby mieli z czego żyć, ma się rozumieć. Razem. We troje…

Bo Sonia przyniosła ślicznego chłopczyka. Jimmy mu dali na imię.
Bardzo Bruno kochał Sonię. I ona jego. Tęskniła. On też do niej tęsknił. Wybrali się od razu na wycieczkę wynajętym autem (kasa była z ostatniego skoku). Dobrze im było razem. Sonia dla żartu oblała Bruna colą z puszki a ten ja gonił po całym trawniku, aż w końcu upadli razem, objęci, przytuleni i uśmiechnięci.

Ach, też taki byłem, jak miałem tyle lat – pomyślałem z nutką nostalgii oglądając tę scenę. W ogóle bardzo Bruna polubiłem. W zasadzie od początku filmu niczego nie można mu zarzucić. Kradnie, to fakt, ale nie ma w nim złości, agresji, wyrachowania. Po prostu zarabia na życie. Nikt nie nauczył go, że można inaczej…

Bracia Jean-Pierre i Luc Dardenne nakręcili „Dziecko” w 2005 roku i zdobyli po raz drugi w karierze Złotą Palmę na festiwalu w Cannes. Mała belgijska kinematografia wydała na świat mistrzów robiących filmy prawie bez muzyki, kręcone zwykle „z ręki”, skupiające się przede wszystkim na twarzach bohaterów. Jeżeli padają tam słowa, zawsze mają swoją wagę. Szczególnie, że nieopatrzone twarze nie-sławnych aktorów pozwalają widzowi uniknąć reminiscencji ich wcześniejszych ról lub innych „dokonań”. Łatwiej wtedy przejąć się losami bohaterów, wczuć się w ich sytuację, zastanowić nad motywacjami. Łatwiej odnaleźć podobieństwo do swoich przeżyć, lub do innych, znanych nam z sąsiedztwa lub z rodzinnych opowieści.

Tak właśnie patrzyłem na Bruna. Jak na kogoś, o kim może kiedyś słyszałem, kim może kiedyś po trochu byłem. Jego sympatyczna, młoda, ale już przystojna twarz, grzywa gęstych, zmierzwionych blond włosów, przywodziła na myśl chłopaka z sąsiedztwa. Kogoś, kogo się często widuje. Może co dziennie na przystanku, może wieczorem w blokowisku, może co jakiś czas gdzieś w barze.

Bruno był zaradny, jak już wspomniałem. Jego paserka napomknęła mu coś o możliwości sprzedaży dziecka „do adopcji”. Chłopak będąc na spacerze z małym nagle się zdecydował. Dzwoni, umawia się, jedzie, dokonuje transakcji, wychodzi z pieniędzmi i pustym wózkiem. I pomimo tego wciąż budzi moją sympatię… Jest jak dziecko. Sam jest dzieckiem. Przecież to dzieci najczęściej nie są w stanie wyobrazić sobie konsekwencji swoich zachowań. Prosty świat, łatwa forsa. Bruno postępuje tak, jakby konsekwencji nie było. Myślałem, że zrobimy sobie drugie – mówi do przerażonej dziewczyny. I jest w tym tak naturalny i prostolinijny…

To co zrobił miało oczywiście wiele różnych konsekwencji. Wszystkie, jedna po drugiej, zaskakiwały Bruna. Nie mogło być inaczej. Bruno będzie się bronił, będzie kluczył, kłamał, błagał, uciekał. Aż w końcu opadnie z sił i upadnie. Aż wreszcie zrozumie co to znaczy być mężczyzną.

W ascetycznej scenie, pozbawionej zupełnie patosu, ale przez to mającej ogromną wymowę, po raz pierwszy weźmie odpowiedzialność za drugiego człowieka. Nie będzie chciał po raz kolejny zostawić kogoś na pastwę losu, nie będzie chciał znów kogoś zawieść. Podejmie decyzję i zrobi to z pełną świadomością konsekwencji, które na niego czekają.

Nieprawda, że mężczyźni nigdy nie płaczą. Bruno zapłacze po raz pierwszy właśnie wtedy, gdy przekroczy granicę pomiędzy swoim dziecięctwem a męstwem. Zapłacze razem ze swoją Sonią. Bo nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam…

Bracia Dardenne, mistrzowie kina kameralnego, opowiadają o zwykłych ludziach. Nie warto się wzdragać i odwracać mówiąc: nigdy bym tak nie postąpił, to niemożliwe, to nie jest o mnie, to nie o nas. Ci mędrcy opowiadają o stawaniu się: dzieckiem (tak, tak, dzieckiem też czasem trzeba się stać), ojcem, mężczyzną, kobietą…

Życie i kino łączy jedno – fabuła, ciąg wzajemnie powiązanych ze sobą zdarzeń. „Dziecko” jest bardzo blisko życia. Być może bliżej się już nie da…

„Dziecko” było emitowane 30.12 na kanale Ale kino! o godz. 20

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Czekaj Ty Rafale jeden!

Już miałam iść spokojnie spać.

Dobrze. Zacznę pisać. Albo z tego będzie komentarz, albo tekst równoległy. Się zobaczy.

Czekaj Ty.

:)


Ja też Cię lubię ;)

Zdążyłem, ok.

To ja już pójdę się zdrzemnąć a Ty, Droga Gretchen, swoje stanowisko na przedstawioną tu problematykę, prawda, zapodaj, proszę :D

Pozdr


Tak właśnie na tym świecie jest

Kiedy mężczyzna drzemie, kobieta zaciągnięta przez niego do roboty – rabota.

Nieeee noooo.

Ależ śpij dobrze, a przede wszystkim spokojnie.

Nieeeee nooooo.

:))


Sprytne te kobiety

Teraz to nie mogę tak ostentacyjnie…

Chociaż powinienem…

Ale nie mogę w sumie…

Ech… Trzeba siedzieć ;)


Nie martw się

jak już pisze, to szybko pisze…


Pocieszyłeś mnie, dzięki ;)

...


Na ten przykład

pół nocy :)

prezes,traktor,redaktor


O choinka...

Trochę się zagadałem. A tu juz po pierwszej…
No, rzeczywiście, późna pora.

Gre na pewno też już cichcem w pielesz uderzyła ;)
Tak więc, ten tego, dobranocka.
Pozdr

P.S.
Dzięki Max


Jasne!

Cichem! W pielesz!

Trzecia, minut jedenaście.

Rozrosło się do rozmiarów ponadwymiarowych, więc jest osobno.

Musiałam wygrzebać swoje ulubione książki pisane o mężczyznach, przez mężczyzn. I niestety, niestety się udało :)

Resztę zostawiam losowi.

Cudnie.

Dzięki Rafał :)

Mam nadzieję, że coś miłego Ci się śni.

No.


no nie

Jak zwykle zapóźniony jestem.

Mam prośbę – możesz na przyszłość o takich emisjach polecanych napisać przed a nie po? ;-)

Ale miło się czytało…

pozdrowienia


Gretchen

Śniło mi się, że mi złodzieję koło domu krążą a później wchodzą do chałupy…
Brrrr!

Ale już wstałem i się zrelaksowany wczytałem w Twój tekst ;)

Pozdr


Jacku

A wiesz, że myślałem już kiedyś o tym, żeby jakieś ciekawsze sztuki przed emisją zapowiadać.

Może założymy jakiś dekaef textowy?

;)

Pozdr


Rafale

Jestem za ! :-)


Pracą fizyczną się brzydził...

“Młody, przechodząc przez Paryż
przyjmie opiekę nad staruchami i dziećmi”

1983 rok

To jest zabawne i absurdalne przecież... dlaczego jestem zła?

pozdrawiam zniechęcona


Nie chwytam...

...


Rafale

Film mocny. Pamiętam go, zatopionego gdzieś w odmętach pamięci. Tyle, że jak sobie przypominam, odczucia miałem zupełnie inne.
Bruno nie był dla mnie żadną ikoną współczesnego chłopca w drodze do bycia mężczyzną. Wręcz przeciwnie – to jakaś rakowata narośl, nierzeczywisty konstrukt, gdzieś na obrzeżach społeczeństwa. Ktoś zupełnie obcy. Sceny zabaw z Sonią, sympatyczne – nie potrafiły zmyć odczucia absolutnej obcości w stosunku do niego. Sprzedażą dziecka wyrzucił sie poza jakikolwiek nawias – bez względu na to, co robił potem.
Nie debatuję nad powodami tego, że Bruno stał się tym, kim był. Ale znam osobiście sporo ludzi, którzy wyrośli w bagnie, a kręgosłup zachowali. Wiem, że Brunowie istnieją – ale istniał też Eichman.

Takich ludzi pewnie trzeba leczyć. Czasem – izolować. W filmach, zawsze wypadają ciekawiej niż “normalni”. Bo “normalni” są medialnie nudni.

Zasadniczo, w tym obszarze kina, za film znacznie bardziej wybitny i dotykający problemu bliżej nas, a jednocześnie poza obrzeżem, uważam “Cześć Tereska”.

I nie jest tak, że nie warto takich filmów jak “Dziecko” oglądać. Natomiast reakcja odrazy moralnej jest jak dla mnie zupełnie normalna. To nie jest film “o nas”.

Pozdrawiam.


Griszeq

Powiem tak (banał, oklepane, znane): tyle wiemy o sobie ile nas sprawdzono.
Nie mam odwagi powiedzieć, jak zachowałbym się na miejscu Bruna, z jego historią, której włąściwie w filmie nie ma, nie poznajemy jej.

Myślę, że to jest film “o mnie” w tym sensie, że zdarzyły się, zdarzają się takie sytuacje, kiedy muszę świadomie podjąć decyzję, stanąć po jakiejś stronie, dokonać wyboru. I często zupełnie nawet nie mogę sobie iwyobrazić konsekwencji mojej decyzji. Ale mimo to ja podejmuję, bo czuję, że jest słuszna, bo wiem, że staję do walki.

W ogóle taki ekskluzywizm jest mi podejrzany. Żyjemy jako jakaś niewielka cząstka społeczeństwa i tak naprawdę wiedza o całej reszcie jest dla nas najczęściej ukryta. W związku z tym posługujemy się stereotypami, schematami, przyzwyczajeniami.

Bruno nie jest żadną rakową naroślą na obrzeżach społeczeństwa, żadnym Eichmanem tym bardziej. On jest zwykłym człowiekiem, który potrafił rozpocząć długą drogę stawania się. Nie każdy tak potrafi. Za to go szanuję, bo to szczery wybór człowieka, który staje się wolny. Co z tego wyniknie? To pewnie temat na następny film.

Pozdr


Bo to był skrót myślowy.

Chodzi o faceta, który w 1983 miał lat dwadzieścia jeden.

Nagle się znalazł za żelazną kurtyną. Razem ze swoją Matką, która jest świętą kobietą, ale niestety – kochała go za bardzo. Serce by mu własne oddała i wątrobę.

A ojca praktycznie nie miał, choć jest on znany i lubiany. Też był to sukinsyn, ale na starość w pełni przyznał się do tego, kim był – niczego nie udaje, wprost nazywa się oportunistą, nie udaje, że np. był w PZPR z innych powodów, niż zwykła chęć ułatwienia życia.

A jego pierwsza Żona też była w PZPR, choć z innych pobudek – z wściekłości mianowicie. Żeby wreszcie rozmaite chuje sekretarze przestały nią pogrywać, żeby nareszcie mieć odrobinę chociaż równiejsze szanse w wielkiej grze.

Przepraszam za tę dygresję polityczną. Polityka jest tu akurat istotna bardzo mało.

No więc, mieszkali u jednej krewnej w Paryżu, syn i matka. Wielu wtedy Polaków było wokół, wszyscy chwytali się najgorszych robót, byleby tylko zarobić parę franków, żeby mieć na czereśnie i na winogrona.

A on jeden, ten Bruno – był ponad to!

Zdobył się na sklecenie po francusku ogłoszenia o pracę, które po przełożeniu na polski brzmiało pi razy drzwi jak to, co napisałam wyżej, lecąc skrótem.

Pracodawcy jakoś nie zaczęli walić drzwiami ani oknem. Dziwactwo jakieś. No.

To moja prywatna opowieść o drodze i stawaniu się mężczyzną (?).

Ciężko z niej cokolwiek zrozumieć, ja wiem. Normalnie czeski film.

Pozdrowienia czeskie


Rafale

Nie przesadzajmy z tą empatią. Rzeczy należy nazywać po imieniu, by nadmiernie nie wpadać w polityczną poprawność.
Czymś innym jest okradanie samochodów, a czymś zupełnie z innej ligi sprzedanie własnego dziecka za kasę. Można stwierdzć – jego dziecko, niech sobie robi z nim co chce – ale z systemem wyznawanych ogólnie przez społeczeństwo wartości nie ma to wiele wspólnego.
Jasne – podejmujesz decyzje, często nie znając ich konsekwencji, tyle że fundament masz inny niż Bruno. Mam nadzieję. I nie jest to żaden eksklusywizm. To zwyczajne określenie pewnych norm. Bardzo szerokich. Sprzedawanie dzieci się w nich – dla mnie przynajmniej – nie mieści.

Co do filmowego obrazu – taka rola twórców filmów. Z sympatia oglądamy mordeców, złodzieji, malwersantów. Jak widzisz – da się także w miarę symapatycznie przedstawić gościa zdolnego opchać za kasę niemowlaka…

Pozdrówka.


Znowu zachęciłeś

pod Monachium się nawet wpisałem po obejrzeniu :)

prezes,traktor,redaktor


Griszq

Dla mnie historia Bruna (znam ją z opowieści Rafała wyłącznie) jest dokładnie tym o czym pisze Rafał.
O stawaniu się, o tym że możemy wejść w życie oknem, ale potem dzięki swoim wyborom przestać ciągle skakać przez to okno, tylko wchodzić i wychodzić przez drzwi.

To też historia o zmianie, o usłyszeniu czegoś ważnego. I z pewnością o odwadze do spróbowania czegoś innego.

W jakimś sensie każdy z nas jest lub był takim Bruno. Zazwyczaj.


Pino!

Jesteś po prostu kopalnią najróżniejszych historii, dygresji, zakrętów i innych meandrów.
Pyszne te czeskie opowieści!

Pozdr ;)


Griszeq

Ja mam fundament taki, że czyn zawsze mogę ocenić. I Bruno zrobił rzadkiego rodzaju skurwysyństwo. Tylko, że nadal jest człowiekiem, który coś czuje w środku, coś się w nim przewraca, coś go uwiera. Tak jak każdego z nas. I Bruno coś dusi. Dlaczego mam w to nie wierzyć.

A filmowiec, jak pokazuje kogoś z sympatią, ma w tym swój cel. Coś przekazuje przez to mnie widzowi. Mogę się z tym nie zgadzać, albo może mnie to nie przekonywać, ale to ma swój cel dla całości opowieści.

Pozdr


Max

Widziałem właśnie, że odgrzałeś ten nasz kotlecik ;)

Pozdr


Rafał

Ło jeju, co za sen.

Mnie się przyśniły trzy nowele filmowe, dwie pamiętam, do żadnej się nie przyznam.

:)


Do żadnej się nie przyznasz?

No to niezłe te nowele były, nie ma co!


Do żadnej!

Odmawiam.

:)


No, no, robisz mi konkurencję:)

choć w sumie nie, bo gdzież mi do twoich tekstów, a filmu nie znam, acz słyszałem, że świetny.


Witaj Grzesiu

Wszystkiego dobrego w Nowym Roku!
Widzę, że wróciłeś z Bieszczad.

Nie było niedźwiedzi, mam nadzieję ;)


Ano wróciłem,

zimno było.
A niedzwiedzi nie było, przynajmniej nie pamiętam.

pzdr


Subskrybuj zawartość