Spalona ziemia

Dawno nic nie pisałem, bo i nie bardzo jest o czym pisać – mógłbym poochrzaniać PO za to, że mało robi, ale wolę poczekać na jakiś dalszy moment z ocenami, bo po niecałych 3 miesiącach rządzenia nie bardzo jeszcze jest co oceniać. Nie chce mi się też wyzłośliwiać na PiS czy komentować coraz bardziej niesmaczne rozgrywki między rządem a prezydentem, bo tu naprawdę szkoda komentarza.

Post będzie więc miał charakter ogólnoustrojowy – pozwolę sobie określić pokrótce, jak powinien według mnie przebiegać rozwój demokracji w Polsce i dlaczego na chwilę obecną PO jest bliższe mojej wizji, niż PiS. Inspiracją do niego stały się liczne dyskusje, jakie miałem okazję czytać przez ostatnie dni w blogosferze, w szczególności liczne opinie, przeciwstawiający ideowy PiS, któremu wolno więcej (może nawet prawie wszystko), bo idzie w bój o szczytny cel, bezideowej PO, która wyłącznie trwa, a przy tym z powodu braku owej wiodącej idei dopuszcza się absurdalnych uchybień.

Otóż muszę powiedzieć, że uważam taki pogląd za niesłychanie naiwny. Wynika on bowiem z przekonania, że jedna partia w trakcie swoich rządów może faktycznie zmienić w istotny sposób pewne fundamentalne niedociągnięcia obecne w naszym kraju. Takie przekonanie jest z gruntu fałszywe. W obecnych czasach, kiedy rozwój technologii oraz cywilizacji spowodował, że jurysdykcji państwowej podlega niesłychanie duża ilość dziedzin, ściśle ze sobą połączonych, zmiana tego systemu naczyń połączonych jest bardzo trudna. Każdy idealista, dochodzący do władzy, musi zmienić się w realistę, bo do tego zmusza go po prostu zetknięcie z żywym organizmem struktur państwa.

Jakie mamy zatem opcje do wyboru? Możemy albo machnąć ręką i z góry założyć – zamiast robić rewolucję, róbmy powolną ewolucję, zrezygnujmy z wielkich zmian i zmieniajmy, co się da, powoli, wszak tak naprawdę nie ma pośpiechu – sytuację geopolityczną mamy najbardziej stabilną od bodajże 500 lat, gospodarka też stopniowo się rozwija, nie ma zatem powodu, aby stosować rozwiązania drastyczne. Możemy też, mając podejście idealistyczne, wybrać opcję niesłychanie trudną, czyli zrobić to, co zrobił Buzek czy na początku transformacji Balcerowicz (chociaż on akurat musiał) – przeprowadzić reformy “po trupach”, licząc się z tym, że ludzie nas za to zlinczują, że po drodze zostaną popełnione błędy, że następcy sporą część z tego pokrzyżują, a my trafimy na listę najbardziej znienawidzonych (bądź co gorsza – zapomnianych) polityków, ale przynajmniej zostawimy coś dla potomności. I wreszcie opcja trzecia – dochodzimy do władzy z wielkimi planami, po czym, przerażeni tym, że planów nie da się zrealizować, a społeczeństwo za chwilę wyrzuci nas ze stołków, serwujemy im medialną alternatywę, aby uwierzyli, że faktycznie realizujemy wielką dziejową misję. Kto oglądał “Fakty i akty”, wie o czym mówię.

Na czym polega bowiem problem z robieniem wielkich reform i spektakularnych zmian ustrojowych? Przede wszystkim w strukturze demokratycznego państwa. Drogą ewolucji systemu politycznego, większość państw świata (w tym Polska) uznała bowiem, że w momencie, kiedy aparat państwowy stał się niesłychanie misterną i skomplikowaną konstrukcją, niepożądane są “operacje na żywym organizmie”, że nie chcemy, aby ktokolwiek rozbierał cały system i budował go znów od podstaw, podobnie, jak w miarę wzrostu skomplikowania silników samochodowych odchodzono od koncepcji samodzielnej naprawy silnika przez właściciela. Ponieważ państwo to jednak nie silnik, do którego możemy w każdej chwili kupić części zamienne, cywilizacja zachodnia przyjęła koncepcję szeroko pojętej demokracji konstytucyjnej – czyli założyła, że kształt organizmu państwowego jest w większym stopniu niezmienny, a dokonywanie drastycznych zmian wymaga faktycznego społecznego konsensusu.

Demokracja konstytucyjna to zatem system “grania bezpiecznie”. Ciężko jest w niej przeprowadzić drastyczne zmiany, dlatego nie nadaje się za dobrze do sytuacji kryzysowych, ale z drugiej strony nie pozwala na drastyczne zmiany, które do takiej sytuacji kryzysowej mogłyby doprowadzić. Przykład USA pokazuje, że system taki sprawdza się całkiem nieźle, radząc sobie jakoś, przy odpowiedniej dojrzałości, nawet z sytuacjami kryzysowymi. System ten ma poza tym jedną, niezaprzeczalną zaletę – hamuje zapędy polityków nieświadomych skomplikowania tego politycznego organizmu, którym wydaje się, jak w tym dowcipie o mechaniku samochodowym, że wystarczy tylko “stuknąć młotkiem” we właściwe miejsce, aby organizm naprawić. Broni się niczym owe żywe konstrukty z powieści SF – sam z siebie opiera się tym, którzy próbują go zbyt mocno modyfikować.

Wracając do naszej początkowej kwestii. Co robi z takim organizmem ów idealista, który właśnie dorwał się do władzy? Odpowiedzi mogą być różne. Jeśli zda sobie w porę sprawę, po co takie zabezpieczenia wprowadzono i pochyli pokornie przed nimi głowę, może postanowić dokonywać zmiany nawet kosztem własnym, jak ów bohater powieści SF, który musi dokonać napraw w konstrukcie, nie niszcząc przy tym jego mechanizmów obronnych, nawet kosztem własnego życia, bo te mechanizmy obronne mogą okazać się potrzebne, kiedy jego nie będzie w pobliżu. Jeśli jednak jest przekonany, że wie lepiej, może przystąpić do systematycznej demolki – próbować krok po kroku demontować te fragmenty systemu, które przeszkadzają mu w przeprowadzaniu zmian.

Skąd tytuł “spalona ziemia”? Stąd mianowicie, że takie postępowanie przypomina właśnie wojskową taktykę spalonej ziemi. Posuwamy się do przodu, paląc wszystko, aby nieprzyjaciel nie mógł z tego korzystać. W trakcie wojny bywa to dopuszczalna taktyka. W polityce, gdzie “polem walki” jest nasz wspólny kraj, jest ona niedopuszczalna. Odpowiedzialna polityka jest dla mnie takim zmienianiem organizmu państwowego, aby był on coraz silniejszy i aby kolejne grupy rządzących dostawały w spadku coraz lepszy konstrukt. Lepszy i bezpieczniejszy, czyli taki, w którym owe kolejne grupy też mogą coraz mniej napsuć. Postępowanie PiSu było antytezą takiego podejścia. Zastanówmy się jednak, używając analogii z konstruktem – na co liczy osoba, która pieczołowicie demontuje system zabezpieczeń, nie tworząc niczego w zamian? Odpowiedzi mogą być moim zdaniem tylko dwie – albo, że tylko ona będzie siedziała za sterami, a wówczas system zabezpieczeń nie jest do niczego potrzebny, albo, że nie ma to żadnego znaczenia, a “po nas choćby potop”. Oba podejścia są moim zdaniem niedopuszczalne.

A PO? PO to ci cynicy, którzy klocek po klocku, bez złudzeń budują swoją część budowli. Na bohaterów powieści SF się nie nadają, jeśli już, to na tych negatywnych, co to nie widzą, że konstrukt źle działa i próbują go na siłę bronić. Ale polityka to nie powieść SF. Na deus ex machina nie ma co liczyć. Jak się chce mieć happy end, trzeba na niego zarobić ciężką pracą. To może nie jest atrakcyjny pomysł na scenariusz – tylko, że scenariusze są zwykle pisane pod postać głównego bohatera. Nie biorą pod uwagę owych setek czy tysięcy postaci, które giną w wielkich katastrofach po drodze, aby główny bohater mógł na końcu żyć długo i szczęśliwie. Dlatego ja wolę nudną telenowelę. Tam przynajmniej nie ma spektakularnych wybuchów.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Widzę, że nam się zebrało na naprawianie Rzeczpospolitej

w ten sobotni poranek…

Przeczytałem po wysmarowaniu swojego wpisu i zauważyłem, żeobaj przedkładamy nudną i żmudną pracę nad cuda.

Pozytywiści kontra romantycy?


> Pwilkin

Ale żeś Pan napisał :)

No, ja krótko. Masz Pan rację.
Ja tylko po prostu nie wierzę, że PO to pozytywiści. :)

pzdr

[ost. Rządowa drukarenka, czyli przełom]


Futrzak,

Ale to ja pisałem o pozytywistach. I wcale nie miałem na myśli platformy, tylko ogólne ludzi, którzy po prostu pracują zamiast… no sam wiesz czego. W tym kontekście platforma jest niespójna – widzę np. Tuska jako romantyka (hue hue), a Klicha czy Sikorskiego jako pozytywistów. Podobnie można by oceniać i innych.


> Oszust

Zgadza się. Pozwoliłem sobie użyć Twojego określenia, bo w jakimś sensie wydało mi się dobrze podsumowywać wywód Pwilkina.

Tusk jako romantyk :D Raczej “romantyk gawędziarz” :D

Tacy np Dorn, Lipiński, Religa, Gosiewski (sic!), Rostkowska, Barszcz to są jak najbardziej “pozytywiści”.
Czarna “romantyczna” legenda PiS opiera się na rozpieprzeniu WSI – co PO poparło, i powołaniu CBA – którego Tusk nie rusza. Jak to legenda, wiele prawdy w niej nie ma.

pzdr

[ost. Rządowa drukarenka, czyli przełom]


@ Futrzak

Moje zarzuty do PiSu dotyczą czegoś innego. Wiadomo, że w każdej partii istnieją “mrówki”, które ciężką pracą “odwalają swoje” – bez tego żadna partia nie utrzymałaby się u władzy nawet miesiąc. Chodzi mi o postępowanie lidera partii i jego wizję polityczną. To była właśnie taka taktyka spalonej ziemi. Kaczyński chciał przebudować wszystko – zrobić rewolucję na uniwersytetach, rozwalić i zbudować totalnie od nowa służby specjalne, najchętniej podporządkować sobie media, wywalić wszystkie “przeszkadzajki” ustrojowe w rodzaju Trybunału Konstytucyjnego. Nie interesowało go, jak to wpłynie na kolejnych rządzących, w jaki sposób przyczynia się do tego, że kolejni będą mogli skuteczniej psuć państwo – miało być od początku do końca tak, jak wódz sobie zażyczy, a wszystko, co przeszkadzało w realizacji wizji, miało być usunięte pod pretekstem tego, że służy układowi.


Piotrze

Do opisu taktyki spalonej ziemi a’la Jarosław Kaczyński pasuje mi taki oto wierszyk Wilmańskiego:
Mamy nowy program, który wiele znaczy:
Najpierw rozwalimy, potem się zobaczy .

To chyba gorsze było, bo JK demolka paru rzeczy się udała i więcej nic.


> Pwilkin

Kaczyński chciał przebudować wszystko – zrobić rewolucję na uniwersytetach, rozwalić i zbudować totalnie od nowa służby specjalne, najchętniej podporządkować sobie media, wywalić wszystkie “przeszkadzajki” ustrojowe w rodzaju Trybunału Konstytucyjnego.

Panie Piotrze, nie przesadzajmy, słowa znaczą, to co znaczą.

Jaka rewolucja na uniwersytetach? Poprzez lustrację?
Od nowa służby? Dlatego, że rozwiązano WSI?
Jak podporządkować media? Wsadzając swoich ludzi do KRRiT, co się robi od nastu lat?
W jaki sposób “wywalić” TK?

Przecież to nie ma przełożenia na real.

pzdr

[ost. Rządowa drukarenka, czyli przełom]


Piotrze

wybacz, wybacz, bo ja sobie cenie twoje zdanie, ale wybacz, bo tym razem pieprzysz jak potłuczony.

Z całym dla ciebie szacunkiem- aż sie nie chce nad tym dyskutować.


@ Nicpoń

Mógłbym się odwdzięczyć równie dobitnym zdaniem w kwestii Twoich poglądów na ustrój państwa, ale po co? Sądzę, że w tej akurat kwestii ciężko nam będzie dojść do porozumienia, bo ja kompletnie nie akceptuję Twojej wizji podstaw aksjologicznych państwa czy chociażby podejścia do rozmaitych rewolucji. Zresztą widać to chociażby w kwestii Kaczyńskich – ja uważam, że za dużo rozwalili, ty, że za mało. Akurat w tej kwestii różnice między nami są głębokie, żeby nie powiedzieć – fundamentalne, dlatego musiałbym napisać tekst o fundamentach, żebyśmy mogli o tym dyskutować, a nie mam obecnie czasu ani ochoty płodzić czegoś na circa 30 stron. Może kiedyś, jak będę miał więcej wolnego czasu…


Subskrybuj zawartość