Frank Zappa - Sleep Dirt

Najsłabsza płyta Franka Zappy z jego wszystkich jazzowych lub raczej około jazzowych płyt.
Nie oznacza to jednak, że nie warto jej posłuchać, tym bardziej, iż pewne fragmenty ma fascynujące.

Tak jak już pisałem o płycie “Studio Tan”, tak i ta płyta była raczej dziełem przypadku.
Składające się na nią utwory miały wypełnić czteropłytowy box o nazwie “Läther”, który nie pojawił się za życia Zappy wskutek jego konfliktu z wytwórnią płytową. Tak, więc można tę płytę potraktować bardziej jako kolejny remanent z bogatych zbiorów Zappy niż przemyślany koncepcyjnie zbiór kompozycji.

Płyta zaczyna się od mocnego akcentu – utworu “Filthy Habits”, który jest niczym innym jak mrocznym, przejmującym solem Franka Zappy, któremu towarzyszą Terry Bozzio na perkusji i Dave Parlato na basie.

Ciekawe, iż pierwotna wersja winylowa tego albumu różni się znacząco od tej wydanej ponownie na CD, otóż do kliku utworów Zappa dodał kobiecy wokal Thany Harris (“Flambay”, “Spider Of Destiny”, “Time Is Money”), zaś w innych zamienił partię perkusji granej pierwotnie przez Chestera Thompsona na partię graną przez Chada Wackermana.

Wróćmy do materiału znajdującego się na płycie.
Kolejnym utworem jednoznacznie już jazzowym jest “Flambay” i gdyby nie kontrowersyjny wokal Thany Harris, można by uznać go uznać za znakomitą, liryczną jazzową kompozycją a’la Erroll Garner.

Na “Spider Of Destiny” należałoby spuścić zasłonę milczenia, poza informacją, że jest to jeden z najsłabszych utworów Zappy.
Ale już instrumentalny “Regyptian Strut”, nagrany jeszcze w 1974 roku jest świetną, choć może trochę nazbyt pompatyczną kompozycją.

I tak już jest do końca tej płyty, słabe utwory jak “Time Is Money”, znowu z tym drażniącym wokalem Thany Harris mieszają się z intrygującymi.
Takimi, jak jedyny chyba akustyczny duet w twórczości Zappy: jego i Jamesa “Bird Legs” Youmansa na akustycznych gitarach w utworze tytułowym.

Płytę zamyka długa, ale tym razem nieprzekonująca kompozycja “The Ocean Is The Ultimate Solution”.
Bardziej sprawia ona wrażenie jakiejś próby instrumentów przed występem niż utwór, który powinien znaleźć się na tej, czy jakiekolwiek innej płycie.

Nagrania zdecydowanie nie rekomenduje i polecam je jedynie tym najbardziej zagorzałym fanom Zappy, którzy chcą się zaznajomić z całą dyskografią wielkiego mistrza.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Robredzie!

Prowadzisz na pokuszenie czy na manowce? Proszę tylko o zachwalanki – na gorsze produkty szkoda klawiszy. Wystaczy napisać “w porównaniu z innymi – marna”. I tak te najlepsze płyty Zappy to tyle, że można zbankrutować, próbując zebrać oryginały…
:)
Ciekawe, co po Zappie?...


Drogi Joteszu

nie tylko perełki zasługują na omówienia, zwłaszcza, że i te gorsze płyty Zappy mimo wszystko poza takimi gniotami jak Thing Fish zasługują na choćby chwilę uwagi.


No pewnie!

Jednak przez te słabsze płyty wydłuża się oczekiwanie na to, co po Zappie…
:)


Tak sobie przeglądam..

francesco
..wertuje i nawet mi sie podoba tutaj .. aż tu nagle widze miłośników Mistrza! Poczułem sie juz prawie jak w domu:) gorąco pozdrawiam!


Torture never stops. Bardzo

Torture never stops.
Bardzo interesujace w wykonaniu syna Zappy Dweezila. Trudne do znalezienia. Raz widzialem w kanale KULTURA.
Spiewal siwteny murzynski wokalista.
I tekst by¬ minimalnie inny niz ten klasyczny ojcowy.


Subskrybuj zawartość