Czterech od Boga. Pierwszy – Zastępca

„I widziałem, a oto biały koń, ten zaś, który siedział na nim, miał łuk, a dano mu koronę, i wyruszył jako zwycięzca, aby dalej zwyciężać.”

Tego dnia, a było to dokładnie trzynastego grudnia roku, w którym wszystko zaczęło się na nowo, On wstał lewą nogą, ale i tak nie miało to większego znaczenia na jego samopoczucie. Od czasu kiedy Szef mianował go swym Pierwszym Zastępcą humor miał raczej, jak się to mówi w okolicach Ziemi, do dupy. No, ale kiedy już wstał lewą nogą – prawą urwał mu tramwaj na przystanku w drodze do piekła – to postanowił zaparzyć sobie swoją ulubioną – najulubieńszą herbatkę z ironii. Podszedł do szafki z przeróżnymi ziołami, przyprawami i herbatami i z przykrością stwierdził, że nie ma w niej ani szczypty jego ulubionej (najulubieńszej) herbatki.

Nie pozostało mu nic innego jak tylko zawezwać swoją sekretarkę, którą wcisnął mu Szef razem ze stanowiskiem Pierwszego Zastępcy. Julia Pi była w wieku, o którym zwykło się mówić głupi. Twarz nawet niczego sobie, sylwetka też, tylko – no właśnie zawsze pojawia się owe tajemnicze „tylko”, za którym zazwyczaj kryje się coś, co jest albo mniej przyjemne, albo mało atrakcyjne; czasem oba te wyjątki występują razem.

To „owe” w przypadku Juli Pi, to jej smutne pośladki bezmyślnie zwisające ku dołowi zupełnie tak jakby siła niebiańskiej grawitacji oddziaływała na nie ze zdwojoną siłą i to na każdy centymetr kwadratowy oddzielnie, co potęgowało beznadzieję, jaka rozgościła się na dobre w duszy wzywającego. Julia Pi nie ukrywała swojego zażenowana z powodu podrażnienia wrażeń estetycznych spowodowanych widokiem jej smutnej pupy. Starała się zawsze stawać an-fas i szybko wycofywała się po zakończonej rozmowie. Na całe jej i jej szefa szczęście okazji do takich spotkań nie było zbyt wiele. Śmiało rzec można, że takie okazje zdarzały się raczej od wielkiego dzwonu.

Inaczej rzecz się miała z Rudą Madą, która była lekiem na całe zło. Wystarczyło na nią spojrzeć, aby wszystko natychmiast stawało się innym niż było – nawet beznadziejne sprawy przybierały, nie wiedzieć czemu, dobry obrót. Do Zastępu Anielskiego trafiła za swoją – że piszący pozwoli sobie na pewną szczerość, bo jakże by inaczej jeśli nie szczerze opisywać wszystkie te zdarzania, które już dawno temu wymknęły się spod jurysdykcji zwyczajnych śmiertelników – nieuczciwość. Bo jakże inaczej nazwać sytuację, do której Mada (ona tak naprawdę nawet nie była rudą tylko ciemną brunetką farbującą włosy na blond) doprowadziła podstępem i intrygą kradnąc innej męża i ojca nieletnich dzieci.

Owszem, na zupełnie oddzielną uwagę zasługuje sam ukradziony, który tak łatwo dał się zwieść mimo, że swojej wybrance przed urzędnikiem ślubował uczciwość i wierność małżeńską wypowiadając uroczyste ślubowanie zakończone zwrotem: „tak mi dopomóż Bóg”.

Dziś trudno jednoznacznie powiedzieć gdzie Bóg był wtedy, co robił i dlaczego akurat niczego nie zrobił, aby odwlec od złych zamiarów tego co to dał się ukraść Rudej Madzi. W każdym bądź razie ukradzionemu było na rękę, że w tamtym czasie, tamtych chwilach i okolicznościach Boga nie było w pobliżu.

Ale to zupełnie inna opowieść i choć dość smutna, to zasługuje na oddzielny rozdział – każdy człowiek to rozdział osobliwy i choć niekiedy jeden do drugie łudząco podobny, to jednak zgoła zupełnie inny, jak linie papilarne, jak kod DNA, krople wody, czy choćby ból głowy.

Zastępca wreszcie rozsiadł się wygodnie w wiklinowym fotelu i już rozkoszował się pierwszymi łykami swojej najulubieńszej herbatki z ironii. Otworzył Wielką Księgę i zaczął uważnie studiować polecenia na jutrzejszy dzień. Na dzień dzisiejszy, to znaczy na dzień trzynastego grudnia, kiedy to wszystko zacznie się na nowo, konspekt został zatwierdzony przez samego Pana Boga już wczoraj przed południem.

Trzeba też wiedzieć i to, że pracę, a ściślej rzecz biorąc to, jak wykonuje polecenia Zastępca, nadzorował Główny Rewizor, który miał we wszystkim pierwszeństwo w tym prawo do kontaktu z samym Szefem. Ci którzy znali Szefa, a tych było tylko czterech, doskonale wiedzieli, że Bóg mimo swojej doskonałości czasem cierpiał na artretyzm, który doskwierał tak bardzo, że Szef zapominał o bożym świecie, i wtedy – zdarzało się – że w tym bożym świecie bywało różnie.

Dlatego też Tych Czterech, co widzieli i znali Pana Boga, starało się pilnować spraw i porządku takiego jaki Szef ustanowił kiedyś rozdzielając wody od ziemi, by Tamtym Czterem ograniczać ich moc wprowadzania chaosu z przeklętej przepowiedni: „I widziałem, a oto siwy koń, a temu, który na nim siedział, było na imię Śmierć, a piekło szło za nim; i dano im władzę nad czwartą częścią ziemi, by zabijali mieczem i głodem, i morem, i przez dzikie zwierzęta ziemi.”

CDN.

Średnia ocena
(głosy: 4)

komentarze

>Autor

Zadałem sobie trud czytania i dobrze się złożyło. Super. Nie wiem o co chodzi, a właściwie za dużo jest możliwości, z których w gruncie rzeczy nic nie wynika, ale to nie jest zarzut, zwłaszcza że ma być ciąg dalszy dzieła. Innymi słowy: historii brak, ale polszczyzna raczej śliczna. Ten fragment brzmi (na moje ucho):

“Dziś trudno jednoznacznie powiedzieć gdzie Bóg był wtedy, co robił i dlaczego akurat niczego nie zrobił, aby odwlec od złych zamiarów tego co to dał się ukraść Rudej Madzi. W każdym bądź razie ukradzionemu było na rękę, że w tamtym czasie, tamtych chwilach i okolicznościach Boga nie było w pobliżu”.

Pozdrawiam!


Artretyzm!

“Ci którzy znali Szefa, a tych było tylko czterech, doskonale wiedzieli, że Bóg mimo swojej doskonałości czasem cierpiał na artretyzm, który doskwierał tak bardzo, że Szef zapominał o bożym świecie, i wtedy – zdarzało się – że w tym bożym świecie bywało różnie.” – to jest kawałek bardzo bardzo dla ‘chrześcijańskich ateistów’, jak na przykład nasz Grześ ;)


Referencie

Ciąg dalszy owej opowieści się pisze. Dziękuję za miłe słowo.

Pozdrawiam jeszcze wciąż świątecznie.


Sergiuszu

“chrześcijańscy ateiści” – zabieram sobie ten dwu-słów, podoba mi się i być może przyda.

Pozdrawiam


"Czterech od Boga"?

Czyjego boga? Jakiego boga? Czterech “bożych specjalistów” od czego? Od oceniania smutnych pośladków “Julii Pi” bezmyślnie zwisających ku dołowi?

A widziałeś ty chłopie pośladki zwisające ku górze?

A może widziałeś “wesołe pośladki myśląco wznoszące się w górę”?

Tyle samo warte co “cofanie do tyłu”.

Porażające (!) – tyle o zachwytach nad “śliczną polszczyzną” i logiką wywodu Autora.

Aż strach się bać, co szanowny Autor wymyśli odnośnie “bohaterskich” działań trzech pozostałych “boskich posłańców”?


Magio

wyluzuj, gdzie Twój dystans do paradoksu, gdzie Twoja tolerancja do słowa pisanego, do myśli przewrotnej i metafory.
Nie bój się więcej obrzydlistwa znajdziesz w życiu codziennym, które Ciebie otacza. Musisz być bardzo nieszczęśliwą kobietą, skoro tak bardzo na Ciebie działają słowa. Przymruż swe oczy i spójrz raz jeszcze na świat, który jest jaki jest.
Wszystkiego najlepszego na ten Nowy (2013) Rok :)

Wiktor.


Szanowny Autorze

Utrafiłeś swoją diagnozą w samo sedno mojego nieszczęśliwego jestestwa. Składam Ci, Drogi Autorze, za tę wnikliwość stokrotne dzięki. Już mi lepiej. Znacznie lepiej.
Czuję się szczęśliwsza wiedząc, że można spadać/zwisać w górę, cofać się do przodu, pływać po akwenie leśnym czy popełniać poprawne pomyłki.
Moją radość wzmaga głębokie przeświadczenie o trwaniu w mylnym błędzie, co Szanowny Autor tak pięknie mi uświadomił, że oto coś, co do tej pory uważałam za błędy logiczno-językowe, które jakieś oszołomy zwali ple… ple… pleonazmami (?), są li tylko myślami przewrotnymi und metaforami.

Odwzajemniając Twe szczęsne życzenia noworoczne, z niecierpliwością oczekuję dalszej kontynuacji tego nowatorskiego w formie cyklu. :)


Ho,ho,ho!

W końcu jakieś zwarcia i skry się sypiące widzę na TXT znowu – domniemam, że to w ramach petard noworocznych :) Do siego!


Oj tam, oj tam - Panie (Nad)Gospodarzu

Na petardy nie mam licencji (gdzież mi tam do “Brunona K”).
Poza tym na TXT 2.0, o ile mię rachunki nie mylą, ostało się nas, kobiet (w tym jedna “nieszczęśliwa” – czyli pyskująca), tylko dwie. Ta druga ogranicza się, od zawsze (?), do swojego podwórka.

Znaczy: do faktycznego iskrzenia i zwarcia to trochę mało. :)

Do siego! – mości (Nad)Gospodarzu.


Choć - po namyśle - mości (Nad)Gospodarzu,

rzeknę, że może to i lepiej. Przyglądając się temu, co damy (nie mówią o sobie, co oczywiste :) wcześniej tu piszące, smarują np. na Psychiatryku, jakoś specjalnie za nimi nie tęsknię. Aczkolwiek, zdaję sobie sprawę z tego, że gdyby powróciły, spotkałyby się z niemalże powszechną męską aprobatą. Jak każda gęś, przeznaczona na pieczyste…

Jednej z Pań mi jednak brakuje. Tej, o której wspominał ostatnio Grześ. No, ale jej do głupawych gęsi żadną miarą zaliczyć nie sposób.


He, he,

“Musisz być bardzo nieszczęśliwą kobietą, skoro tak bardzo na Ciebie działają słowa. “

Nie ma to jak dobry argument w dyskusji, że złośliwie panu Smolowi wytknę.
Noż, normalnie czasem zanim coś się napisze trza pomyśleć jaki to napisane ma związek z czymkolwiek.

P.S. Magio, a o kim to ja wspominałem, bo moja sklerotyczność niestety mi nie pozwala pamiętać.


Grzesiu, Ty sklerozo! :)

Wspominałeś Biankę.


Pani Magio!

Powtórzenie w komunikacie informacji dwa razy, nie spełnia standardów nowoczesnej pralni mózgów. Przecież najpierw trzeba powiedzieć o czym ma się zamiar mówić, potem powiedzieć to co ma się powiedzieć, a potem powtórzyć to, co się powiedziało. Zatem „cofnąć do tyłu wstecz”. To jest dostatecznie podkreślona informacja. :)

Uklony


No tak, panie Jerzy.

Zapomniałam o tej pralni. :)


Subskrybuj zawartość