Od lat pensja nauczycielska jest raczej marnym zasiłkiem. Od lat do tego fachu, prócz garstki misjonarzy, idą miernoty zadowalające się marnym ale pewnym groszem oraz rozlicznymi przywilejami. Teraz weź im wszystkim pozostaw wszystkie przywileje, z nieusuwalnością i praktyczną niemożnością degradacji zawodowej i finansowej włącznie, oraz dodaj kupę kasy w podwyżkach (powiedzmy że władza znajdzie kasę). I co? Poprawi się jakość ich pracy? Jak?!
Po pierwsze napisałem, że w Karcie potrzebne są poważne zmiany, więc nie wpieraj mi, że chcę aby zostało po staremu. Zgadzam się, że wlewanie strumienia kasy do zatęchłego dzbana nie poprawi jakości wody.
Po drugie z tym pędem miernot to trochę przesada i też mit medialny. Znam sporo młodych nauczycieli (starych zresztą też) którzy sa dobrymi fachowcami w tym co robią. Wierzą, że coś zmienią. Jest ich bardzo wielu, ale gina w masie niezrozumienia przykryci jeszcze tabloidalną nagonką.
Uważam, że powinniśmy zmierzać ku rynkowym rozwiązaniom, ale doświadczenie podpowiada mi, że zanim coś dobrego sie z tego urodzi to wylejemy dziecko z kąpielą. Edukacja to nie jest czysty zysk. Nie jest do tego przygotowane ani społeczeństwo ani nauczyciele. Potrzeba rozwalić cały aparat koncesyjno – podatkowy, a państwo tego sobie nie zrobi.
Dlatego nauczyciele powinni mieć pewne poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Konkretniej jestem za tym aby oddawać szkoły w ręce rodziców. Niech rodzice podpisują kontrakty z nauczycielami, niech kreują politykę szkoły. Nauczyciel na kontrakcie miałby realizować wytyczone cele i mieć parasol ochronny, że przez okres dwóch-trzech lat ma do wypełnienia jakieś zadania. Potem następuje ocena jego pracy i wte albo we wte.
Natomiast nie wyobrażam sobie pracy z nożem na gardle, że za drzwiami stoi 10 typków, którzy zrobią to za stówkę taniej i po myśli pana X, a ja pracuję od września do czerwca, bo za wakacje nikt nie będzie darmozjadowi płacił.
Więcej o tym pisałem przy okazji wpisu o “Iluzji bonu oswiatowego.”
odysie
Od lat pensja nauczycielska jest raczej marnym zasiłkiem. Od lat do tego fachu, prócz garstki misjonarzy, idą miernoty zadowalające się marnym ale pewnym groszem oraz rozlicznymi przywilejami. Teraz weź im wszystkim pozostaw wszystkie przywileje, z nieusuwalnością i praktyczną niemożnością degradacji zawodowej i finansowej włącznie, oraz dodaj kupę kasy w podwyżkach (powiedzmy że władza znajdzie kasę). I co? Poprawi się jakość ich pracy? Jak?!
Po pierwsze napisałem, że w Karcie potrzebne są poważne zmiany, więc nie wpieraj mi, że chcę aby zostało po staremu. Zgadzam się, że wlewanie strumienia kasy do zatęchłego dzbana nie poprawi jakości wody.
Po drugie z tym pędem miernot to trochę przesada i też mit medialny. Znam sporo młodych nauczycieli (starych zresztą też) którzy sa dobrymi fachowcami w tym co robią. Wierzą, że coś zmienią. Jest ich bardzo wielu, ale gina w masie niezrozumienia przykryci jeszcze tabloidalną nagonką.
Uważam, że powinniśmy zmierzać ku rynkowym rozwiązaniom, ale doświadczenie podpowiada mi, że zanim coś dobrego sie z tego urodzi to wylejemy dziecko z kąpielą. Edukacja to nie jest czysty zysk. Nie jest do tego przygotowane ani społeczeństwo ani nauczyciele. Potrzeba rozwalić cały aparat koncesyjno – podatkowy, a państwo tego sobie nie zrobi.
Dlatego nauczyciele powinni mieć pewne poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. Konkretniej jestem za tym aby oddawać szkoły w ręce rodziców. Niech rodzice podpisują kontrakty z nauczycielami, niech kreują politykę szkoły. Nauczyciel na kontrakcie miałby realizować wytyczone cele i mieć parasol ochronny, że przez okres dwóch-trzech lat ma do wypełnienia jakieś zadania. Potem następuje ocena jego pracy i wte albo we wte.
sajonara -- 25.05.2008 - 15:43Natomiast nie wyobrażam sobie pracy z nożem na gardle, że za drzwiami stoi 10 typków, którzy zrobią to za stówkę taniej i po myśli pana X, a ja pracuję od września do czerwca, bo za wakacje nikt nie będzie darmozjadowi płacił.
Więcej o tym pisałem przy okazji wpisu o “Iluzji bonu oswiatowego.”