Słowa Janusza Palikota o prostytuowaniu się polityków PiS, kobiet-polityków PiS, na potrzeby partii i jej szefa „sprzedających” nieprawdziwe dane wbrew własnej wiedzy i uczciwości – wywołały dość słabiutkie echo.
Jarosław Kaczyński zanim zrozumiał, że Janusz Palikot niezwykle precyzyjnie, jak na filozofa przystało, wyraził myśl, która w żadnym przypadku za obrazę dobrego imienia uznana być nie może i nie oznacza tego, co słabowity w ojczystym języku prezes PiS był sobie w związku z tym skojarzył – już palnął typową dla siebie mówkę, próbując decydować kto powinien a kto nie powinien być członkiem PO. Przy okazji ustalając pojęcie gentelmana ( pisownia z tytułu filmiku na SG Salon24) i zastanawiając się czy Donald Tusk okaże się godnym tego miana wyrzucając z Platformy Janusza Palikota.
Płonne nadzieje Panie Jarku!
Płonne z dwu powodów.
Powód pierwszy jest taki, że rozumienie pojęć z języka angielskiego idzie Jarosławowi Kaczyńskiemu jeszcze gorzej niż pojęć rodzimych. To zresztą zdaje się być cechą wspólną obu braci – co u bliźniaków nie dziwi.
Zaledwie przedwczoraj Lech Kaczyński leciał do Czech by „Pepiczkow”, którym się akurat prezydencja Unii Europejskiej trafiła, pouczać, jak postępować z Rosją,. A postępować trzeba twardo a nie miękko – co był uprzejmy wyrazić po angielsku na pokładzie samolotu w drodze „tam”. W drodze „stamtąd” jakoś się Lechowi Kaczyńskiemu pojęcia zmieniły, bowiem tym samym dziennikarzom, na pokładzie samolotu tłumaczył, że z Rosją to nie należy ani specjalnie twardo ani miękko – co wyrażał już absolutnie i całkowicie po polsku. Widocznie albo prezydent Klaus, albo premier Topolanek wytłumaczyli naszemu prezydentowi właściwy sens zarówno swojej roli w UE, jak i sens pojęć jak należy postępować z Rosją. Dociskany bowiem przez dziennikarzy, że „jak to – lecąc „tam” mówił Pan, że…a teraz mówi Pan całkiem coś innego” – Lech Kaczyński, jak ten hrabia z dowcipu „zaśmiał się po angielsku, albowiem doskonale znał ten język”
Jarosław Kaczyński też powinien sprawić sobie dobrego specjalistę od znaczeń słów – jak widać nie tylko angielskich, bowiem wkraczanie w uprawnienia premiera i szefa partii rządzącej nie mieści się nawet w polskim pojęciu słowa „dżentelmen”
Powód drugi jest bardziej skomplikowany.
Rozlegające się tu i ówdzie popiskiwania zwolenników PiS sekundujące panu Jarkowi – zawierały także nadzieję, że po pierwsze : teraz to Tusk ma problem, a po drugie: kto wygra potyczkę Gowin – Palikot w Platformie?
Poseł Jarosław Gowin rzekł bowiem , że „nóż mu się otwiera w kieszeni gdy słyszy takie słowa Palikota”
Ponieważ wiem z całą pewnością, że jest absolutnie niemożliwe by Jarosław Gowin nosił kiedykolwiek nóż w kieszeni, a szczególnie w czasie gdy słyszał słowa swojego partyjnego kolegi – przeto pochwała , jakiej mu udzielił Jarosław Kaczyński mówiąc, że woli Platformę Gowina a nie Palikota jest zdecydowanie na wyrost. I gdyby Jarosław Kaczyński miał tłumacza pojęć zarówno słów Palikota, Gowina, jak i swoich własnych – zapewne nie powiedziałby tego co powiedział.
Dlaczego by nie powiedział?
To oczywista oczywistość!
Palikot działa na elektorat młody, z natury rzeczy jeśli nie lewicujący to liberalizujący. To oddziaływanie Palikota, zaledwie po roku spowodowało rozsypkę lewicy, czyli, jak się mówiło w środowisku PiS – „przystawka” lewicowa została zjedzona. Lewica w rozpaczliwym poszukiwaniu swojego utraconego elektoratu, poza wykruszającym się z przyczyn biologicznych, żelaznym, PRLowskim, pogubiła się dokumentnie i miota się usiłując znaleźć, jakieś szanse utrzymania się , bodaj w szczątkowej formie, na scenie politycznej.
Jednak elektorat „palikotowy” nie wystarczy by Platforma odniosła sukces, jaki sobie zaplanowała i jaki wydaje się być w zasięgu jej możliwości. Do sukcesu potrzeba elektoratu tradycyjnego, konserwatywnego, katolickiego, prawicowego. Elektoratu „rokitowo -gowinowego”. I to nie tylko tego, który tradycyjnie głosuje na PO – ale jeśli sukces ma być na miarę zamierzeń ludzi PO – to przydałby się elektorat…..PiS!
Być może nie cały, ten najsłabszy, żelazny zostanie albo przy PiS albo przejdzie do ugrupowania wskazanego przez o.Rydzyka. Ale prawicowcy, zapoznający się w miarę upływu czasu z prawdziwym obliczem PiS i braci Kaczyńskich – mogą w osobie Gowina i ludzi z nim związanych dostrzec reprezentantów ich poglądów. No i zagłosować na PO.
Tak więc PO z twarzą Gowina jest dla braci Kaczyńskich i ich partii śmiertelnym zagrożeniem i gdyby prezes PiS miał zwyczaj pomyśleć lub jeszcze lepiej poradzić się kogoś mądrego ( inna rzecz, że w swoim pobliżu takich akurat ludzi nie ma) – z pewnością nie mówiłby tego, co jest stwierdzeniem faktu, że właśnie trwa zjadanie drugiej przystawki, czyli PiS a prezes Jarosław stara się podbijać zjadającym apetyt.
Dwa główne skrzydła w PO istniały od zawsze. „Wojna” między nimi też ma swoją już całkiem sporą historię. Ale jak dotąd Tusk potrafił tak kierować partią, że nie tylko się nie rozpadła, co wielokrotnie wieszczono, ale umacniała się, wygrywała wybory i jest partią rządzącą.
Jarosław Gowin jest wiceprzewodniczącym Platformy. Jarosław Gowin i Janusz Palikot są posłami PO. I znają wagę, sens i znaczenie wypowiadanych słów.
I obaj mówią PO COŚ!
Nie ma tematu: „kto wygra – Gowin czy Palikot.?”
Platforma będzie nadal partią dla ludzi z poglądami o różnych odcieniach centrowo-prawicowych, pokazując swoje twarze tym, którzy szukają w politykach odzwierciedlenia swoich przekonań. I będą to twarze i Gowina i Palikota i jeszcze inne twarze.
I oby jak najwięcej Polaków uznało je za twarze sympatyczne.