“Pan prezydent i jego urzędnicy dają takie buteleczki dyplomatom w prezencie” – tłumaczył na antenie Radia Zet rzecznik PiS Adam Bielan
“Jeżeli nie ma się nic mądrego do powiedzenia, to nie należy nic mówić” – ściął go Aleksander Szczygło, szef działającego przy prezydencie Biura Bezpieczeństwa Narodowego
Ta krótka, medialna wymiana zdań między urzędnikem Kancelarii Prezydenta a spin-doktorem PiS wydaje się mieć szerszy niż doraźny kontekst. Na prawicy wieje morowym powietrzem. Z tonącej łodzi kto może salwuje się ucieczką do znienawidzonej Brukseli. Wszak lepiej dostawać godziwą kasę od urzędników “Eurosojuza” niż stoczyć się w polityczny niebyt. A przecież taki a nie inny los malują – i to w coraz ciemniejszych barwach – rozmaici eksperci – również ci jakoś tam związani z Prawem i Sprawiedliwością.
Minorowym nastrojom nie towarzyszy jednak spokój ducha. Nikt na prawicy nie zdobył się na mądrą konstatację Koheleta:
Jest czas siania i jest czas zbierania
Wszystko jest wyznaczone i wszystko ma swój czas…
Nie – prawa strona naszej sceny politycznej zamiast Eklezjasty wybiera Św. Jana i uderza w apokaliptyczne tony. Prof. Krasnodębski widzi sprawę jasno: za sprawą ewentualnego zwycięstwa Platformy w czekających nas w 2010 podwójnych wyborach demokracja w Polsce się skończy!
Tekst Krasnodębskiego przeczytałem przecierając oczy. Do lektrury skłoniła mnie oczywiście nasza salonowa łysa pała zwąca się chyba dla hecy “nowojorskim liberałem” – czyli red. Kłopotowski. Miał to być “najważniejszy tekst publicystyczny ostatnich dwóch lat” wieszczący nadejście w kraju nowych “czasów saskich”.
Hmm – o którego Augusta łysej pale chodziło nie sposób rozstrzygnąć, ale ponieważ odpowiednikiem Wojny Pólnocnej może być współcześnie jedynie wojna światowa a na tę mam nadzieję się nie zanosi (a nawet jeśli, to Polska nie odegra w niej kluczowej roli) – sądzę, że analogia dotyczyła jednak czasów Augusta III. Nie mogę być pewny, ale tak typuję.
Skupmy się na nich zatem na ostatnim Sasie… Jak to tam było? Kraj wyniszczony wojnami, powolny wpływowi ościennych mocarstw, ze zrujnowana infrastrukturą, podzielony między magnackie dzielnice, z zacofaną gospodarką folwarczno-pańszczyźnianą, upadającymi miastami, brakiem warstwy mieszczańskiej za to pełny szlacheckiej gołoty gotowej za magnackie talary zerwać kolejny Sejm. Kraj, który przestał reformować swoją armię, co skutkowało późniejszymi klęskami. Kraj, w którym nieliczna warstwa dobrze uposażonych oddawała się wyrafinowanej rozrywce a reszta klepała biedę.
Zatem mamy się spodziewać – zdaniem prawackich mędrców – rozprzedania Polski mędzy oligarchów, którzy – każdy ciągnąc w swoją stronę – rozerwą Kraj na strzępy a jego fragmenty zagarną dybiący nań sądziedzi. Profesor Krasnodębski dodaje od siebie – uwspółcześniając tę ponurą narrację, że wszystko to dziać się będzie przy bezmyślnym poparciu Narodu, który zadowolony z tego, że panujący potrafią dobrze się zaprezentować, głuchy jest i ślepy na realne skutki ich działań.
Ta… Zaiste ponury to profetyzm. Lecz zastanówmy się, trzymając się saskiej analogii – kim de facto byli ówcześni magnaci? Sądząc po nazwiskach – była to sama śmietanka polskiej arystokracji. Nie mająca żadnego ubeckiego rodowodu, nie narzucona krajowi sowieckim nadaniem, nie mająca nic wspólnego z niecną agenturą ani nie bedąca semickiego pochodzenia. Czysty, egoistyczny interes ekonomiczny oraz ślepe przywiązanie do katolickiej tradycji doprowadziło Czartoryskich, Branickich, Ogińskich, Sapiehów, Potockich, Lubomirskich czy Rzewuskich do działań, które w praktyce okazały się wyniszczające i zgubne dla kraju. Nie było “Układu”! Zależnie od rozwoju wydarzeń te same rody okazywały się patriotami lub zdrajcami – raz dzielnie stając w boju wypierając obce wojska a innym razem zawiązując hańbiące konfederacje.
Trzeba to wyraźnie powiedzieć: prawica źle interpretuje historię. Interpretuje ją – wiadomo – po prawacku – próbując minione czasy i ich bohaterów pomalować na czarno lub biało unikając przy tym niewygodnych tonów szarości. Tymczasem historia – jeśli ma być nauczycielką życia a nie tylko tanim instrumentem doraźnej gry – musi być uczona rzetelnie. Wraz z niuansami i półcieniami. Okaże się wówczas, że ponad wszystko najważniejsze jest zrozumienie ducha epoki. Kto go pojmie – kto zrozumie elan vital swoich czasów, ten ma szansę zostać mężem stanu.
Dla Polski kluczowe jest to głębsze zrozumienie. Czy w dłuższej perspektywie – będąc tak na mapie ulokowani jak jesteśmy – mamy szansę ustawić się tak, jak Szwajcaria czy Norwegia czy nie
Jeśłi z całą odpowiedzialnością odpowiemy sobie TAK, jest to możliwe, wówczas gra na niezależność, na działanie poza Unią Europejską jest może trudna, ale jakoś tam racjonalna.
Jeśłi jednak odpowiedź jest taka, że nasza samodzielność będzie wysoce niepewna, gdzyż ciągle wystawiana na próbę – zwłaszcza przez żywioł rosyjski, to powinniśmy porzucić marzenia o dumnej niezależności a szukać drogi do konstruktywnej i skutecznej polityki europejskiej. W tej perspektywie, “Europa Narodów”, jako twór politycznie słaby i targany narodowymi egoizmami niewiele nam daje. Prędzej czy później wewnętrzne napięcia spowodują, że taki twór pęknie z hukiem zostawiając nas w politycznej próżni. Jedyna zatem droga, to – ku udręce narodowej prawicy – droga europejskiej integracji. Ze wszyskimi konsekwencjami ale i ze wszystkimi korzyściami pozostawania w jednej strukturze politycznej z Wielką Brytanią, Francją czy Niemcami. Mimo wszystko – lepsze to niż uśmiechnięta gęba krasnoarmisty.
O los polskiej demokracji się nie boję. Nie jest ona jeszcze w pełni uformowana i niewątpliwie czekają nas jeszcze konieczne zmiany ustrojowe porządkujące scenę polityczną w kraju tak, aby konflikty na szczytach władzy nie prowadziły do paraliżu państwa. Ale nie grozi nam ani dyktat oligarchów (nasi oligarchowie naprawdę są cieniasami w porównaniu z tymi z Rosji) ani zamach stanu. Minister Grad nie jest i nie będzie kolejnym von Brühlem, który sprzeda polskie weksle za bezcen – jedynie zaniedbane przez poprzednie ekipy sprawy stoczni i Eureko mają posmak porażki. Ponieważ natura nie znosi próżni – jakaś opozycja dla rządącej centroprawicy w końcu się wyłoni i wszystko wróci do normy. Tym bardziej, że ze sceny znikną – mam szczerą nadzieję, że na zawsze – bracia Kaczyńscy i ich mroczni akolici.
komentarze
Pomijam
dość interesujący wątek tej sprawy i jej nagłośnienie. Najcudowniejszym dla mnie było tłumaczenie osób (zarówno styl i logika) osób z najbliższego otoczenia głowy państwa. Miód. Nie mylić z pitnym :)
Pozdrawiam
Mirek s (gość) -- 19.04.2009 - 17:50???
O – a tego gitowca, to nie skasowałem !
Zbigniew P. Szczęsny -- 19.04.2009 - 20:24Serwer zjadł Gita
za czynną napaść słowną.
Maszyna TXT -- 19.04.2009 - 20:26@TXT
Trochę szkoda – takie to śliczne trochę było…
Zbigniew P. Szczęsny -- 19.04.2009 - 20:29To samo względem Mireksa
O którym mam takie samo zdanie
Git (gość) -- 19.04.2009 - 20:29@Git
Tak – gdybyś tego o Mireksie nie dodał, nikt by się nie domyślił :-)))
PS
Gdzie taki mocny szalej rośnie? Sam zbierasz, czy młodzieżówka PiS dostarcza ci towar?
Zbigniew P. Szczęsny -- 19.04.2009 - 20:31Ano właśnie
Sam dobrze czujesz kim jesteście dla normalnych ludzi
Git (gość) -- 19.04.2009 - 20:38Oj...
coś “wspaniałego” mnie chyba ominęło. Niestety nie wiem co, poza sformułowaniem “to samo” :). Jak mniemam to zapewne od kogoś z “uciskanego” ludu miast i wsi.
Pozdrawiam
Mirek s (gość) -- 20.04.2009 - 07:16Gites czaisz Mireks, to nie od komuszych rabów
Serwer nauczył mnie jednak moresu, to i powtórzyć niechętnym
Git (gość) -- 20.04.2009 - 13:24