Panie Lorenzo,

Panie Lorenzo,

tyle Pan poruszył wątków, że nie wiem, czego się czepiać. A czepiać się trzeba, bo wiedzący przyjdą i powiedzą, że lukier. Ja to nawet ich lubię, bo wnoszą słońce do mojego ponurego świata. Nie sieją, nie orzą, a hominem bawią.

Mówiąc szczerze, nad czym zresztą ubolewam, głównie się z Panem zgadzam. Nie dość, że nie widzę, żeby coś się stało, to na dodatek uważam referenda za zabawne całkiem spectaclum. Na dodatek mam wrażenie, że tym, którzy zamierzają dyskutować o skutkach tego akurat referendum zdecydowanie się parę rzeczy się pomyliło.

Po pierwsze, chyba warto się zastanowić, kiedy dyskusja ma sens. Dyskutować warto o tym, co leży w sferze naszego działania. Ja (dla przykładu i nic nikomu nie narzucając) mogę dyskutować na przykład o edukacji w Polsce, wykluczeniu społecznym, socjalistycznych rezyduach i ogólnym nadęciu (którego jestem dobrym przykładem). Albo o kulturze popularnej, konstytucjach, psychologizmie w socjologii i relatywistycznych ujeciach aksjologii. Mam wrażenie, że taka dyskusja, z moim udziałem, może coś zmienić, bo zmieniając w głowach zmieni rzeczywistość. A ja mniemam, samolubnie, że w tych kwestiach mam coś do powiedzenia.

Natomiast dyskusja o czymś, co nic, moim zdaniem nie zmienia (na pytania o przyszłość zwykłem odpowiadać, ściągniętym z kogo innego, tekstem: Będzie tak samo, tylko bardziej ), wydaje mi się stratą czasu. Zwłaszcza wtedy, gdy się na czymś nie znam.

Po drugie, warto się zastanowić, czy jest z kim dyskutować. Z Panem – zawsze. Ale brać udział w kolejnej fali dyskusji nieudaczników, o tym, że święty Patryk zrobił to, czego oni nie umieją? Albo o tym, że trzeba dyskutować, tylko oni nie wiedza, mianowicie: o czym? Nuda i strata czasu.

Oczywiście można czerpać radość z cudzej dyskusji, choćby głupiej. Już nawet to jest zabawne, że ci dyskutanci z samo nominacji, tak bardzo pokochali ostatnimi laty niemiecką definicję państwa. Nie bójmy się tego słowa: imperialistyczną. W sensie ścisłym. Niewiedza płata figle. To co wymyślili Niemcy, żeby obejść tradycję i więzi kulturowe, a obchodząc stworzyć zjednoczone państwo, dziś jest ostatnim szańcem polskiego patriotyzmu i suwerenności. Czasem warto wiedzieć, że w ONZ obowiązuje ujęcie państwa zaproponowane przez Georga Jellinek’a. No tak, ale kto z dyskutujących o suwerenności o nim słyszał?

Zabawne jest i to, że niedawni wrogowie demokracji widzą teraz w referendum (tej najbardziej prymitywnej formie demokracji) cudowne lekarstwo. I klaszczą w rączki. A gdyby przy takiej samej frekwencji, zwyciężyli zwolennicy traktatu, to by powiedzieli, że to manipulacja i że znow mniejszość decyduje za większość. I też by byli śmieszni.

Ale, cóż zrobić, śmieszni zawsze śmiesznymi będą. Taki ich los.

Co do biurokracji, to nie jest to, w moich oczach, takie proste. Pominę tu prusaka Webera i jego modele optymalizacyjne, bo to nuda. Chętnie się zgodzę z Panem, że etatyzacja życia społecznego przekracza już dopuszczalne normy. Administratywizacja prawa, jurydyzacja państwa i etatyzacja życia społecznego. Codzienna nasza groza. Tak to wygląda.

Ale kłopot tylko częściowo leży w samej biurokracji. W ostatnich dziesięcioleciach nabrał on nowej dynamiki. A to dlatego, że państwo i jego biurokraci przeżarli już prawie wszystkie zasoby. Państwo socjalne zdycha z niedożywienia i nie jest w stanie rozwiązywać problemów społecznych. I ma Pan rację, Panie Lorenzo, że coś się zmieni. Tyle tylko, że wcale nie musi być to nowy ład. To może być, przepraszam za wyrażenie: nieład nowej generacji. W niemieckiej socjologii nazwano to już wiele lat temu społeczeństwem ryzyka.

Bo i czemu nie: nowe media i nowe sposoby komunikacji bardzo ograniczają te konieczności, które doprowadziły do powstanie organizacji państwowej w jej XIX i XX wiecznym kształcie. Pańskie uwagi o współpracy są bardzo celne, jednak w nowych warunkach współpraca w coraz mniejszym stopniu opiera się na bezpośrednim kontakcie między ludźmi. Bezpośrednie styczności fizyczne, od zawsze uznawane za podstawę społecznej więzi, nie mają już tak wielkiego znaczenia jak dawniej. Jeszcze tylko ten problem z płodzeniem dzieci trzeba rozwiązać i już. Innymi słowy, porządek społeczny nie jest już tak potrzebny jak kiedyś.

Ponieważ mogą mnie czytać osoby mieszające funkcję deskryptywną tekstu, z oceną i prognozą, powiem od razu, że nie jestem wielkim fanem tego nowego, które mi się jawi. Pocieszam się, jak zawsze, że to mojego Dziecka problem, nie mój. A Dziecko pocieszam, że zmiany następujące stopniowo, są dla człowieka normalnego całkowicie niezauważalne. Dopiero za kilka dekad, porównując codzienność z dawnymi laty, nowe generacje zauważą, jak wiele się zmieniło.

Rozpisałem się i przynudzam.

Przepraszam za to i pozdrawiam


Olaboga! Czy mleko się wylalo? By: germania (25 komentarzy) 14 czerwiec, 2008 - 12:54