Panie Sajonaro!

Panie Sajonaro!

Chciał Pan, to Pan ma!

Antony Ivanowitz

Dlaczego uczniowie biją nauczycieli?

Anthony Ivanowitz (zredagowany przez: Annę Mielczarkównę)

Słowa kluczowe: agresja młodzieży, reformy szkolnictwa, szkoły publiczne

2008-06-16 16:41:22

Ujawniane przez media, liczne przypadki fizycznej agresji uczniów wobec nauczycieli, bulwersują społeczeństwo.

Czy bulwersują tylko przypadki nagłośnione?

Gdzie leży przyczyna zdziczenia obyczajów w polskiej szkole?

Jeśli rzeczywiście bulwersują tylko ujawnione, to trzeba przyjąć założenie, że obecnie taki sam procent przypadków jest ujawniany jak był ujawniany za, na przykład, komuny. Takie założenie jest nieprawdziwe, zatem pierwsze zdanie podważa sens pytania zadanego w drugim zdaniu.

Człowiek (jak i wiele innych istot) jest zwierzęciem stadnym. Wszystkie zwierzęta żyjące w stadzie wytworzyły ten sam mechanizm organizacji życia społecznego.

Dwa zdania i dwa błędy. Człowiek jest istotą społeczną. To jest w pewnym aspekcie podobne do stadności, ale tylko w pewnym zakresie. Natomiast sposób zorganizowania stada pawianów, jest zupełnie różny od organizacji watahy wilków czy stada turów/krów.

Na czele każdego stada stoi przywódca.

Jeśli założymy, że autorowi nie chodziło o płeć osobnika dominującego w stadzie, to zdanie to jest prawdziwe.

Najczęściej jest nim najsilniejszy i najsprytniejszy samiec, choć nie zawsze.

Jest nim dominujący samiec lub samica. Płeć przywódcy zależy od gatunku, a nawet podgatunku, jak w przypadku szympansów bonobo.

Wśród słoni, przywódczynią stada jest zawsze najstarsza słonica, gdyż doświadczenie i mądrość życiowa pozwala jej pewnie i szybko odnaleźć najkrótszą drogę do wodopoju. Ta umiejętność jest dla słoni, pozbawionych naturalnych wrogów, najważniejsza.

Znów błąd na błędzie. Dominująca samica u słoni jest najczęściej najstarszą. Konia z rzędem temu, kto udowodni, że tak jest zawsze. Natomiast opowiadanie o poszukiwaniu wodopojów, czy braku naturalnych wrogów, to już popis niekompetencji. Nie wszystkie słonie żyją w warunkach deficytu wody. Co decyduje o zostaniu przywódczynią stada w takim wypadku gdy wody jest pod dostatkiem, na przykład w lasach deszczowych? Przecież to bełkot! Dojrzały słoń, będący w pełni sił nie ma naturalnych wrogów, poza człowiekiem. Niemniej lwom, lampartom czy tygrysom zdarza zabić się młode słonia, czy dobić zdychającego.

Hierarchia „ważności” poszczególnych osobników w stadzie jest ustalana na drodze bezustannych walk i potyczek, toczonych pomiędzy członkami stada już od pierwszych dni życia poszczególnych osobników.

Szczególnie dotyczy to krów, słonic, orek, czy surykatek. We wszystkich tych przypadkach dominują w stadach samice, a walki toczą samce, poza stadami.

Przywódca stada wymusza posłuszeństwo podległych sobie członków stada używając kłów i pazurów lub tylko demonstrując gotowość ich użycia. Jeśli z jakiś powodów (na przykład nagłej śmierci przywódcy stada) przedstawiona organizacja życia społecznego stada ulega zakłóceniu, stado idzie w rozsypkę i jeśli szybko nie nastąpi „reorganizacja” i ustalenie nowego przywódcy, to poszczególne osobniki giną w paszczach drapieżników.

Gdyby ten wywód miał odrobinę sensu, to wszystkie zwierzęta stadne wyginęłyby już dawno. W przyrodzie nie występuje śmierć ze starości, więc śmierć przywódcy jest z reguły nagła. Tyle, że struktura grupy jest bardzo jasno określona i dokładnie wiadomo, kto jest następny w kolejce do władzy. Zatem zagrożenie nie jest usuwane przez reorganizację, tylko przez kontynuację. Reorganizacja następuje, gdy któryś osobnik uzna, że zajmuje zbyt niską pozycję i rzuci wyzwanie innemu osobnikowi, a potem wygra walkę. Mechanizm ten występuje na pewno w stadach zdominowanych przez samce, w stadach samic chyba odbywa się to inaczej.

Każda organizacja społeczna tworzona przez ludzi na przestrzeni całej historii istnienia ludzkości zawsze opierała się na uniwersalnych prawach rządzących życiem istot stadnych.

Na czym polega uniwersalizm zasad? Stosują się do wszystkich organizmów, czy do wszystkich społeczności?

W każdej grupie społecznej (od rodziny poczynając, a na Państwie kończąc), istnieje formalny bądź nieformalny przywódca stada. W rodzinie jest to najczęściej ojciec (czasami matka) . W wojsku istnieje wieloszczeblowa struktura podległości, od szeregowca – do generał . W Kościele: od wikarego – do papieża. W fabryce: od pracownika – do właściciela. W Państwie: od obywatela – do króla (prezydenta, premiera, cesarza, itp.).

A jak się do tego modelu mają ciała kolegialne: biura polityczne, synody, zbiorowy przywódca Jugosławii po śmierci Józefa Tity?

Przywódca każdej ludzkiej struktury społecznej musi mieć narzędzia, z pomocą których wymusi posłuszeństwo członków grupy.

Istnieje taki pogląd, że ludzie są tak indywidualistyczni, że zawsze działają przeciwko dobru wspólnemu. Tyle, że jest to pogląd fałszywy, oparty na złożeniu, że przywódca działający wbrew ludziom ma rację, a jak ludzie nie chcą go słuchać, to trzeba ich zmusić. Czysty komunizm. (Coś jak działania Brukseli w stosunku do mieszkańców starego kontynentu.)

Wśród zwierząt wystarczą z reguły ostre kły i pazury, ludzie wymyślili bardziej złożone systemy kar i nagród wymuszających posłuszeństwo.

Gdyby kary i nagrody wymuszały posłuszeństwo, to już dawno nie trzeba by ich stosować. Kary i nagrody mają uczyć, ale już nawet bichewioryści dostrzegli, że nie można za ich pomocą niczego nauczyć, a tylko pewne zjawiska uwarunkować.

Ksiądz straszy wiernych ogniem piekielnym i obiecuje wieczne szczęście w niebie , jeśli tylko jego „owieczki”, podporządkują się jemu i naukom Kościoła, (z reguły wystarczy, jeśli regularnie będą wrzucać na tacę). Kapral w wojsku gnoi rekrutów psychicznie i fizycznie, a w nagrodę wypuszcza ich z koszar na przepustkę. Państwo każe własnych obywateli, wtrącając ich do więzień, jeśli tylko nie przestrzegają ustalonych reguł.

A ludzie jak grzeszyli, tak grzeszą, jak robili na złość kapralom, tak robią, jak łamali przepisy, tak łamią. Nic z tych przykładów nie wynika.

„Przyrodnicze” reguły rządziły światem, nazwijmy to, edukacji, przez tysiące lat jej istnienia. Nauczyciel był jednocześnie przywódcą stada, ze wszystkimi tego konsekwencjami: mógł wymuszać posłuszeństwo uczniów poprzez bogaty system kar i nagród, przy pełnej aprobacie społeczeństwa i rodziców. Zmieniło się to stosunkowo niedawno, dwadzieścia (trzydzieści) lat temu, za sprawą „światłych reformatorów” (komunizujących socjologów), rekrutujących się z reguły z amerykańskich środowisk akademickich. To oni otumanili polityków, (ci zaś dużą część społeczeństw), którzy przy społecznej aprobacie „zreformowali” szkolnictwo, pozbawiając nauczycieli przywileju bycia przywódcą stada, który wymusza posłuszeństwo, w sposób który uzna za stosowny.

Zwalanie wszystkiego na komunizujących psychologów, gdy samemu prezentuje się komunistyczny sposób widzenia świata, to majstersztyk. Poza tym, co mają komunizujący socjologowie Amerykańscy do naszych polityków? Przecież nasi politycy nikogo nie słuchają, a języków obcych „nie posiadają” jak śpiewał Wojciech Młynarski. Skąd oni wiedzą co głoszą komunizujący socjologowie amerykańscy!?

Nauczyciel pozbawiony możliwości stosowania kar (w tym cielesnych) w celu wymuszenia posłuszeństwa uczniów, jest równie żałosny jak ślepy, czy kulawy samiec przewodzący stadu lwów. W obu przypadkach kończy się to w podobny sposób: w stadzie wybuchają walki, które prowadzą do wyłonienia „nowego” przywódcy (w szkole nieformalnego), który „starego” zneutralizuje (przepędzi go lub pozbawi życia), albo (jeśli nie jest to możliwe, jak w przypadku nauczyciela angielskiego w szkole w Toruniu), uczyni z niego pośmiewisko.

Cztery lata pracowałem w szkole, nie będąc nauczycielem, więc nie mogąc karać uczniów złymi stopniami. Mimo to, nie było takiego przypadku, z którym nie poradziłbym sobie. Owszem, czasem trzeba było wykazać się cierpliwością, ale zawsze znalazła się okazja, żeby pokazać kto jest kim. To jest kwestia osobowości i umiejętności budowania autorytetu. Jeżeli jedynym powodem posłuszeństwa dziecka wobec nauczyciela ma być to, że może użyć siły, to lepiej niech ten nauczyciel zmieni profesję.

Przywódca każdego ludzkiego stada, jeśli grupa którą kieruje ma działać sprawnie, musi posiadać odpowiednie cechy osobowościowe. Tylko wówczas grupa uzna go za autentycznego lidera i podporządkuje się mu bez szemrania.

Grupa nie może niczego uznać. Chyba że przeprowadzi głosowanie w tej sprawie, ale takie postępowanie jest bezsensowne. Uznać za przywódcę musi każdy członek grupy z osobna.

Przypomnijmy sobie naszych nauczycieli, którzy takie cechy posiadali. W moich wspomnieniach zachowali się nauczyciele, autentyczni przywódcy, czasami drobnej, niepozornej postury, którzy z bandą rozwydrzonej młodzieży robili co chcieli, nie podnosząc nawet głosu! Byli prawdziwymi przywódcami stada! Byli, gdyż polityka kolejnych polskich rządów wobec nauczycieli, polegająca na wypłacaniu im coraz to niższych wynagrodzeń (aż do obecnych głodowych), wypłoszyła ich ze szkół... czas również zrobił swoje!

Dzisiaj też zdarzają się utalentowani pedagodzy, co nie znaczy, że sytuacja w oświacie jest dobra…

Połączenie polskiej polityki płacowej wobec nauczycieli z reformami „światłych” socjologów, doprowadziło szkolnictwo do obecnego, opłakanego stanu. Marnym dla nas pocieszeniem jest fakt, że dzieje się tak w szkołach publicznych w całej Europie i USA, czyli wszędzie tam gdzie, szkolnictwo „zreformowano”, niszcząc mechanizmy społeczne, regulujące życie stadne. Efekt: zdziczenie uczniów, przemoc i agresja skierowana wobec siebie i nauczycieli, przestępczość, narkomania, katastrofalne wyniki nauczania!

Niestety autor nie przedstawił najmniejszego dowodu na poparcie przedstawionych tu „wniosków”. Teoria stada nie jest do niczego potrzebna przy analizie patologii społecznych, a odpowiadają za nie domy uczniów, a nie szkoła. W szkole następuje tylko ujawnienie wadliwych wzorców wyniesionych z domu. To nie ma żadnego związku z polityką oświatową nawet najgorszego rządu.

W wielu państwach, których rządy dały się ogłupić uniwersyteckim „reformatorom”, wprowadzając zalecone przez nich reformy szkolnictwa publicznego następuje powolne otrzeźwienie opinii publicznej, czego jednym z objawów jest renesans szkolnictwa prywatnego. Nauczanie i wychowanie odbywa się tam według „staromodnych”, tradycyjnych wzorców. Ci, których na to stać, wysyłają swoje dzieci do szkół prywatnych, przerażeni tym, co się wyprawia w szkołach publicznych!

Reformy szkolnictwa publicznego nie są w najbliższym czasie możliwe: wpływy „światłych” reformatorów są nadal silne, zaś polityczna poprawność (czyli strach, by nie narazić się uniwersyteckim debilom i „światłej” prasie) paraliżuje polityków. Przyszłość europejskiego i amerykańskiego szkolnictwa to publiczne, „zreformowane” szkoły publiczne, ze zdziczałą młodzieżą, kształcące półanalfabetów oraz funkcjonujące na ich obrzeżach szkoły prywatne, nauczające i wychowujące w oparciu o sprawdzone, przyrodnicze wzorce.

Prywatną szkołą jest szkoła Summerhill (może Summer Hill), w której nie tylko nie stosuje się kar cielesnych, ale traktuje się ucznia jak równego dyrektorowi. Co jest dowodem na bezsensowność powyższego wywodu.

Pozdrawiam


Dzieci i dzieci śmieci. Wpis polemiczny do akcji I'm lepszy By: sajonara (23 komentarzy) 3 lipiec, 2008 - 09:34