Właśnie się obudziłam.

Właśnie się obudziłam.

Akurat, na pewno, zasnę niewinnym snem, skoro skłamałam, kurwa, ponieważ mam sklerozę.

O nieee, życie to nie bajka, obudziłam się z ponurą myślą: Jerzy Krzysztoń...

Mnie prosto, łatwo i przyjemnie wyprowadził z bagna graf von Moltke. Bogu dzięki za Prusy.
A tamten… truł się gazem, odratowali go, nie chcę nawet sprawdzać, ale jestem niemal pewna, że w końcu, niby wyleczony (w Tworkach) popełnił samobójstwo…

NIE mógł wyzdrowieć, NIE mógł, przeczytałam po pięć razy każdy tom “Obłędu” i rozumiem, jak może nikt inny, co tam jest napisane. Kurwa, tak strasznie mi żal tego Krzysztofa J.

Nie leczą nas psychotropy, spacery, świeże powietrze ani zwierzęta, nie zabija nas internet ani papierosy.

Przepierdoliłam radośnie trzy lata liceum, zrobiłam najlepszą maturę z historii w całej historii szkoły. Co zostało podsumowane: “dobrego karczma nie zepsuje, złego kościół nie naprawi”. Tak.

Jeśli zrozumieliście cokolwiek, z tego powyżej mojego i Magii gadania, no to może załapiecie, że jedyna istotna rzecz to Wzór.

Żadna sztuka słuchać swojego małego, wewnętrznego feldmarszałka, on mówi prosto i jasno, planuje dowcipne pułapki, jest wrednym skurwysynem i ma w życiu ubaw. Umiera zdrowy, syty lat i wojen, w wieku lat 91.

Krzysztoń miał Wzór, a jakże, samego, kurwa mać... samego pieprzonego agenta, pochlapanego krwią gorzej niż Jaruzel… tzw. zbawcę ojczyzny, patrona Uniwersytetu Warszawskiego…

Jeśli w duszy zasiądzie ten pierdolony Dziadek, bodajby na niego nasrała Kasztanka, to ja polecam od razu, hm, nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale najmniej bolesny i najszybszy jest chyba skok z wieżowca?...

NIGDY nie wyjdziecie z chaosu i nigdy nie zrozumiecie, czemu wasze życie bez przerwy się pierdoli, jeśli będziecie myśleć, że jesteście: Cezarem, Napoleonem, Hitlerem, Stalinem, albo Piłsudskim właśnie.

Bo to są wszystko, moi szanowni słuchacze, to są wszystko – no co – psychopaci.

A skąd wiadomo? A wiadomo, po śmierciach. :)

Sztylet w plecy, arszenik, żelazna polopiryna w bunkrze, szaleńczy wrzask strachu, że oto podchodzą do łóżka żydowscy lekarze, długi, bolesny, doskonale i świetnie, że tak było, tylko szkoda, że stał na czele Polski, zaraz, co mu wysiadło? nerki? prostata? No mniejsza z tym, przez ostatnie lata Józio dogorywał i jak mówię, mam nadzieję, że z tego bólu wył.
Za maj, za sanację, za traktowanie ludzi jak bydło, za samotne pasjansiki w Belwederze, za to, że do dzisiaj, o Boże, wszyscy go mają niemalże za świętego. I wy się, kurwa, ośmielacie szydzić z Rosjan, że u nich stoją ciągle pomniki Lenina?

Nie radzę polemizować, opór jest daremny; to był skrót, umyślnie wyostrzona forma, ale mogę omówić fakt po fakcie, każdą kolejną psychopatyczną jazdę. Niom.

Moltke zasnął, powiedział wcześniej tylko: nie osłabcie mojego skrzydła. I tyle.

Osłabili, przerżnęli, byli głupi, spoko.
Nie wszyscy są głupi i nie wszyscy uważają, że każdy ma swoją prawdę, jak mi to wciskała kiedyś jedna polonistka.
Prawda leży tam, gdzie leży. Chyba zostawiłam ją na stoliku, koło papierośnicy i telefonu.

Dobranoc.


Cały komisariat nie dał rady mi, czyli spokojnie, wrócimy do Kansas By: Pino (23 komentarzy) 6 marzec, 2012 - 12:59