Stany nieprzysiadalne

1. Powoli wracam do blogowania, ale nie obiecuję, że na długo. Taki lajf, i stan też jakiś taki trochę nieprzysiadalny, co to za bardzo się przedłuża i odejść nie chce. I mi też się nie chce. Bywa.

2. Zamarzyło mi się ostatnio, napisanie pewnej opowieści – trochę o pre-bezdomności, trochę o bezdomności, jeszcze o kilku rzeczach i w ramach zgłębiania tematu wyszedłem na ulicę. Nie mogę powiedzieć, bym odkrył coś specjalnego, choć niektóre spostrzeżenia bywały frapujące, a i naocznie mogłem się przekonać, że człowiek jednak nieobliczalny jest i nie raz potrafi drugiego zaskoczyć. Trochę pisałem już o tym tutaj, więc nie będę się powtarzał. Dodam tylko, że różne instytucje pomocowe, a także dziennikarze, także zadziwić potrafią, ale co do tych ostatnich to powoli zaczynam się przyzwyczajać do myśli, że z pewnością zadziwią mnie jeszcze nie raz.

3. Jakiś czas temu, znajoma dała mi cynk, że pewna instytucja prowadzi nabór do jakiegoś projektu, skierowanego między innymi do bezdomnych, długotrwale bezrobotnych oraz osób, które mają odsiadkę w życiorysie. Wspomniała coś o pracy, pieniądzach, opłaconym bilecie miesięcznym komunikacji miejskiej, szkoleniach – źle to nie zabrzmiało. Z ciekawości, zerknąłem szybko na jej stronę internetową, ale okazało się, że informacji na temat aktualnie prowadzonego naboru brak, a projektów przez nią prowadzonych jest kilka. Nie znalazłem też szczegółowych informacji o warunkach jakie powinien spełnić chętny, więc jako, że i tak miałem być tego dnia w pobliżu, postanowiłem, że ową instytucje odwiedzę.

Dotarłem szczęśliwie i nawet długo nie szukałem. Ładny, położony na prawie na obrzeżach miasta budynek, dobrze wkomponowany w osiedle domków jednorodzinnych. Trochę daleko od centrum, ale na piechotę, bez ekstremalnego wysiłku też da się dojść. W drodze powrotnej sprawdziłem. W środku w miarę elegancko, tylko trochę pusto. Miła poczekalnia – czerwona kanapa z jakiejś pseudoskóry, stoliczek, na nim najnowsze gazety, co przyznaję bez bicia, jako ciężko uzależnionego, nałogowego czytacza, ucieszyło mnie bardzo i spowodowało, że stwierdziłem, iż tej wycieczki za nieudaną uznać mógł nie będę.

Pewna młoda pani, widząc jak namiętnie wpatruję się w tablicę informacyjną zapytała się mnie w jakiej sprawie przyszedłem i czy szukam jakiejś konkretnej osoby. Więc jej tłumaczę, że słyszałem iż tu są prowadzone pewne projekty i że chciałbym się dowiedzieć do kogo konkretnie są skierowane i jakie warunki trzeba spełnić.

- Ale jest pan zainteresowany?

No masz babo placek. Jestem zainteresowany, ale informacją. Stwierdziłem, że najpierw , chciałbym się dowiedzieć jakie są warunki, by niepotrzebnie nikomu czasu nie zabierać, bo przecież może okazać się, że za żadne skarby do projektu się nie kwalifikuję.

- Jest pan zainteresowany. To proszę usiąść i chwile poczekać, za jakiś czas pana zawołamy.

Hmmmm… No dobrze. Przyzwyczaiłem się już do tego, że niektórym osobom DRUKOWANYMI można coś napisać/próbować wytłumaczyć, a i tak nie zrozumieją, więc gdy tylko nowo poznana osóbka zniknęła z petentem, który przyszedł przede mną, za drzwiami jakiegoś pomieszczenia, przysiadłem na tej wypasionej, czerwonej kanapie i zatopiłem się w lekturze.

Przeczytałem calutką “Rzeczpospolitą”. Cisza. Przeczytałem “Rzeczpospolitą” z dnia poprzedniego. Cisza. Przeczytałem “Gazetę Wyborczą”. Drzwi się otworzyły, petent wyszedł, ale jakoś nikt mnie nie woła, więc czytam dalej. Przeczytałem dwie lokalne gazetki. Nic. Rozglądam się dookoła, cisza, poza mną żywej duszy. Prasa mi się skończyła, jednak przezorny zawsze ubezpieczony – otworzyłem torbę, wyciągnąłem książkę Falconesa, którą prawdę mówiąc, pożyczyłem dla matki chrzestnej, a nie dla siebie i czytałem dalej…

Doczekałem się chyba po 50 stronach. Słysze głosy, podnoszę głowę, poczekalnia nadal pusta, więc to mnie wołają. Zapraszają, proszą bym usiadł. W pomieszczeniu oprócz pani, spotkanej w poczekalni, jeszcze jedna kobieta. Nic nie mówi, głównie milczy i przyjaźnie się uśmiecha. Osoba, z którą już rozmawiałem zaczyna mi opowiadać o projekcie. Przez jakieś pół godziny referuje mi o co w tym wszystkim chodzi. Nie dowiaduję się jednak niczego, czego już nie wiedziałem. W skrócie – oferują przez jakiś czas szkolenia, bilet miesięczny, po pewnym okresie też pewien rodzaj zasiłku, trzeba codziennie do nich przyjeżdżać i uczestniczyć w pracach do których kierują – porządkowych lub budowlanych.

- Jest Pan zainteresowany?

Znowu padło to magiczne pytanie. Tłumaczę, że ciągle nie wiem jakie szczegółowe warunki trzeba spełnić, jakie są konkretne wymagania, jakie dokumenty trzeba przedstawić itp.

- Ale zainteresowany udziałem pan jest?

Zatkało mnie. O co tej kobiecie chodzi? No dobrze, nic nie ryzykuję przecież. Powiedziałem, że jestem, ale chciałbym poznać w końcu te (cholerne) warunki.

- Acha, skoro jest pan zainteresowany, to…

Tu pada szereg pytań na które odpowiadam przecząco i po jakimś czasie słyszę słowa, które wcale mnie nie zaskoczyły.

- Przykro mi, ale niestety nie kwalifikuje się pan do udziału w naszym projekcie.

Odpuściłem sobie dalsze zadawanie pytań. Z jej pytań wywnioskowałem mniej więcej jakie warunki trzeba spełnić, choć bardzo ogólnie. Pożegnałem się i wyszedłem na ciągle pusty korytarz. Rozejrzałem się i ruszyłem do drzwi wyjściowych by udać się w drogę powrotną. Towarzyszyła mi jednak pewna myśl – tak oto zostałem podbijaczem słupków, jedną z cyferek w statystyce, wykazującej zainteresowanie projektem ośrodka?

4. Tego samego dnia jeszcze raz było mi dane pogrążyć się w zadumie. Zima i znaczne ochłodzenie klimatu, to okres, w którym media przypominają sobie o bezdomnych. Z gazet i radiowych oraz telewizyjnych serwisów informacyjnych dowiadujemy się o kolejnych zgonach spowodowanych zamarznięciem, tworzone są materiały pokazujące kolejki za darmowym jedzeniem, pokazuje się warunki w jakich przebywają i nawet pozwala im się coś powiedzieć do mikrofonu, czy kamery.

W tvnowskich Faktach widzę bezdomnego w jednej z polskich noclegowni, który nieśmiało rozmawia z dziennikarzem.

- Zanim tu przyszedłem byłem na dworcu. Chciałem się choć trochę ogrzać, bo teraz strasznie zimno i na zewnątrz ciężko cały dzień wytrzymać. Ale musiałem stamtąd uciekać. Tam gonią, biją.

Na tej wypowiedzi temat zakończono. Mnie za to ciarki przeszły po plecach. Ej… Panie dziennikarzu! Kto wygania? Kto bije?!

Średnia ocena
(głosy: 2)

komentarze

To dobrze, że pan wracasz

Panie Paprotniku.
Zaciskając zęby.

Wszak zaciskamy je cały czas, każdy ze swojego powodu..


Oooooooo

I’m happy now:)

Wracaj i pisz.

\W końcu tak cudownie piszący blagier jak ja się zawiesza i wypalił się więc rtrza by zastępy nowych blogerów na TXT rosły:)

Świetny tekst, tamten z Tezeusza też, choć smutny strasznie.

Ale do refleksji pobudza i każe zajrzeć człowiekowi wgłąb siebie.

Dzieki, pozdrówka i czekam na tekst o Lacrimosie:)

A Michał se teraz myśli, po co ja się z tą lacrimosą wychylałem, teraz będzie już do końca świata i jeden dzień mi to wypominał:)

P.S. W ogóle ty i Magia i jej pies jesteście winni tego, że musiałem, po prostu musiałem się zalogować:)


@Igła

Dziękuję.

W tym zaciskaniu zębów jest wiele racji. To mądre słowa – niby takie oczywiste, a jednak nie do końca. Bardzo udana metafora/nie-metafora.

Pozdrawiam.


Grzesiu

Proszę się mnie nie zawieszać, na wypalenie jest sposób – nafta, benzyna i podpalamy. Od razu się człowiek ożywi… No. Hmmm… To nie jest groźba karalna. Żartuję oczywiście. Każdy ma prawo do SWOICH STANÓW NIEPRZYSIADALNYCH i decyzji… Życie.

Za te komplementy dziękuje. Jak ożywiam jedną z dobrych dusz TXT, to chyba jednak coś w tej pisaninie jezd…

A ta “nieszczęsna” Panna L. będzie, jak tylko się z zaległościami uporam…

Pozdrawiam.

PS
No i Grześ się będzie jeszcze musiał uaktywnić chandlerowsko… Po 20 stycznia miało być. Teraz też jest i za miesiąc też będzie po 20tym, ale… będzie.


O kurde, fakt,

ja tam słowny jestem:), więc

Jutro zaczynam “Ołówek” czytać, bo tylko to mam w domu, a po weekendzie, bo wcześniej sie nie wyrobię idę do bibliotek po wszystko, co Chandlera.

Więc koło końcówki następnego tygodnia mogę tworzyć:), tylko przypomnij wczesniej w jakimś komentarzu, no:)


Grześ

Ano właśnie:)


Ano tak

:)


Paprotniku

tak troszkę znany mi temat…

Powiem tak,
nie każdy nie zawsze potrzebuje ryby
znacznie lepiej/korzystniej dostać wędkę

ukłony


Subskrybuj zawartość