22-11-12

Każdy miał, a jeśli nie miał, to niezawodnie będzie kiedyś tak miał, że zostanie sam albo z niepotrzebną pomocą wątpliwych pomagierów. Czy powodem jest głupota, nieostrożność czy nadgorliwość, to w sumie nieważne. Gdybym miał doradzić, zaleciłbym chwilę pogłębionego milczenia, a potem powrót do sprawy z innymi narzędziami przy orderach. Strony się nie zmieniły, sprawy się nie zmieniły, wszystko jest aktualne, trzeba tylko puknąć się w dynię i najpierw myśleć a potem robić. Nigdy odwrotnie. Trzym się Nicek! Strasznie by było, gdybyś sam mógł to wszystko pozmieniać, trzeba cię w związku z tym pilnować, ale jesteś potrzebny. Czołem!

Średnia ocena
(głosy: 4)

komentarze

(Brak tytułu)


Brak tytułu…

...a i treść komentarza taka bardziej bez sensu.

Kliknęło mi się przed napisaniem, a za to ze starym automatycznym ozdobnikiem;-)

Może to Opatrzność czuwała, żebym Cię Referencie nie skrytykował.

Ale dobra: Strony się nie zmieniły – prawda. Strasznie by było – może i tak. Ale jesteś potrzebny – wręcz przeciwnie. Chyba, że mówimy tylko o atrakcyjnej egzotyce blogosfery. Wtedy – jak najbardziej. Ramię w ramię z naszą krakowską koleżanką, panem Toyahem czy Myślami Które Myślą, Że Są Piękne.

A ja mam wrażenie, że Polska i blogosfera to są dwa nieprzystające byty. I nie powiem, żebym był tym zmartwiony.


Merlocie,

na szczęście:)
Też już kiedyś pisałem ze dwa teksty o tym, że real nie przystaje do wirtuala, w wirtualu jest ciagle to samo i bez sęsu w dodatku, no.


-->merlot

Wydaje mi się, że nie miał Pan okazji poznać A.N. To mi się wydaje, a na pewno wiem, że źle go Pan ocenia, pochopnie. Problem jaki z nim mają... powiedzmy ideowi przeciwnicy (eufemizm) jest taki, że to żaden troglodyta z lasu, ale człowiek, który jest w stanie myśleć ich (czyli cywilizowanymi, przynależącymi ludziom o dobrym mniemaniu o sobie, wykształconym, elitarnym itd.) kategoriami, tylko z innym wektorem, z innym pomysłem, po prostu – inaczej. A.M. jest więc w dwójnasób groźny, trudny do wyrechotania, zlekceważenia czy przemilczenia, jest niezręczny i kłopotliwy. Porównywanie go do Toyahów czy Pań Reń jest mocno krzywdzące, co w sumie pewnie ma małe znaczenia, ale co gorsza, jest kontrfaktyczne. To po pierwsze.

Po drugie, dzieli mnie z A.N. sporo (mówię o poglądach na różne teoretyczne i praktyczne sprawy) i wciąż coraz więcej. Niestety, konstatuję to z przykrością, bo wcale nie musi tak być. Nie ma potrzeby tego rozwijać; przynajmniej ja nie mam takiej tu potrzeby. Ale to nie oznacza, że nagle nie będę wiedział gdzie jest cement, a gdzie betoniarka. Jeśli Pan nie wie o co chodzi, a przynajmniej nie czuje w związku z tym niepokoju, kiedy gazownik w starym stylu szczuje z nagonką, to ja już takich wątpliwości nie mam, gdzie mam być. Zaryzykuję w ciemno, nawet jeśli nie mam wszystkich danych, bo coś tam już w ich wykonaniu widziałem. Wyrwane z kontekstu zdanie (niezbyt mądre, chętnie bym wyjaśnił dlaczego nie można uchwalić ustawy o strzelaniu do ludzi, i dlaczego taki przykład jest, mówiąc delikatnie, niestosowny) posłużyło do rozrabiania bieżącego tematu z wykorzystaniem środków absolutnie nieproporcjonalnych. Mnie jest też po prostu po ludzku szkoda Artura, bo gra kozaka (może nawet nim jest), ale przecież w tyłek dostaje i jego rodzina, i interesy, i on sam, choć to może akurat najmniej ważne. Jakieś łajzy wycierają sobie jego nazwiskiem gębę, a za chwilę będzie symbolem polskiego antysemityzmu i ksenofobii. Po co? Skoro zapisał się do partii i jakieś plany z tym wiązał, bo inaczej przecież by się nie zapisał. Bez sensu. Krew w piach. I jeszcze dowiedzieliśmy się, że to Jarkacz i stworzona przez niego mowa nienawiści dała asumpt do tekstów Nicka. Szaleństwo. Gdybym nie to, że nie wierzę w duchy, pomyślałbym, że Nicek to koń trojański PiS-u. Agent. Albo ruski agent. Bez sensu, proszę Pana.

Ostrożnie, Panie Merlocie, z tymi etykietami.

referent


Panie Referencie

Moja, bardzo skrótowa dywagacja dotyczyła właściwie tylko jednego aspektu sprawy: Odpowiedzi na pytanie, czy Artur (taki, jakim go widać w blogosferze) jest Polsce potrzebny. Czyli raczej nie Artur, ale jego blogowa kreacja. I moja odpowiedź jest inna niż pańska – uważam, że nie jest, a wręcz przeciwnie, przynosi wymierne szkody, w postaci hodowania zastępów pojętnych uczniów i akolitów. Dokładnie w ten sam sposób funkcjonuje strona przeciwna. Fakt, że strony się nie zmieniły nie jest dla nas żadnym alibi dla wspierania Artura. Owszem, jako koledzy (znajomi) z TXT bez wahania wspieraliśmy go przy kolejnych, bolesnych epizodach z kręgosłupem, czy wskazywaliśmy najlepsze miejsca do zdobycia roju pszczół (było coś takiego, naprawdę;-)
To jest jednak zupełnie inny rodzaj wsparcia.

Dziś moim największym problemem jest zracjonalizowanie sobie tego, co mnie po tej stronie sceny politycznej (poza obrzydzeniem do prominentów strony przeciwnej) trzyma. Pan, Yassa i kilku innych blogerów ułatwia mi to zadanie. Artur – niestety – utrudnia.


Nicek da radę, i rodzinka też

Mnie bardziej martwi, że mało coś takich Nicponiów dostrzegam. Każda społeczność potrzebuje dynamicznych i chętnych do ‘bitki’ skrajnych skrzydeł, bo inaczej grzęźnie w mule inercji, niczym mucha w kisielu.

Każdy kto Nicka poznał trochę w realu, raczej wie, że on się nie kreuje, on taki jest jak widać, mówiący to co myśli, pokazujący swoją zbójecką gębę bez makijażu, a taka integralność zwiększa oczywiście “siłę przekazu” czy tam “wyrazu” wielokrotnie, bo to się jakoś jednak wyczuwa, nawet jak się człowiek z Nickiem nie zgadza częściowo lub zupełnie.

To raczej “ludzie środka”, czyli letni, bo ani zimni ani gorący, mają problem, bo kontakt z takim skrajnym skrzydłem burzy im poczucie ulubionej równowagi i ogólną nawigację w bliższej i dalszej okolicy.

Tymczasem realny świat (i nie mówię tu wcale tylko o przyrodzie, ale też o biznesie, polityce, a nawet pracy na niepewnym etacie!) to właśnie żywioł o różnej skali natężenia, zwarcia na stykach, napięcia i wyładowania, tarcia prowadzące w końcu do trzęsień ziemi, kły, pazury, pot i krew. Nie wszystko dosłownie i nie zawsze w takiej kolejności, ale jak się dobrze przyjrzeć, to nie ma sfery życia realnego wolnej od całego tego “dyskomfortu”, i Nicka pisanie i gadanie jest właśnie takie – na żywca, bez znieczulenia, co siłą rzeczy powoduje u niezwyczajnego czytelnika dyskomfort szybko przechodzący w panikę, która odbiera zdolność jakiej takiej percepcji, nie mówiąc o sensownej interakcji z “troglodytą”, prawda.

Oczywiście można próbować takiemu Nicponiowi obsikać nogawki czy w inny sposób zlekceważyć, ale jest to tak cienkie jak bas posła Biedronia ;)

To naprawdę nie sztuka unikać tego z czym sobie nie umiemy poradzić emocjonalnie i/lub intelektualnie, a jak już nie unikać, to co najwyżej obsikać – też nie sztuka.

Nicponie oraz anty-Nicponie (i inne dranie) tego świata są tym, co ten świat utrzymuje w ruchu, dzięki czemu tworzy się dynamika nie pozwalająca odlecieć ludziom środka w kompletny letarg.

Ta dynamika może być zarówno konstruktywna jak i destruktywna, ale jak wie dobrze każdy architekt i każdy ogrodnik – rzadko się zdarza taki komfort, żeby dało się coś zbudować bez uprzedniego zburzenia (lub zaburzenia) czegoś innego, i rzadko daje się coś posadzić bez wyrwania czegoś, co rosło wcześniej. Delikatnie nie da rady!

Taki lajf, bejbe!


-->Merlot

Też uważam, że przynosi wymierne szkody, ale kiedyś tłumaczono mi, że są różni odbiorcy tego samego i z jednymi trzeba iść do pijalni czekolady przy Piazza della Signoria, a drugich zabrać na piwo do blaszaka na dworcu zachodnim. Uznaję racje, choć sam nie podjąłbym się tej roboty. Mówiąc inaczej, to wszystko jest w praktyce bardzo skomplikowane, a dusz brak ;-) Panie Merlocie, powiem krótko, bo ostatecznie do tego to się sprowadza, i wszystkich dotyczy ten mechanizm: biją naszych! A jak biją naszych, to nie wchodzi się w szczegóły, detale i subtelności. O tym będzie potem. Podejście nienaukowe i nieco wstydliwe, ale co Pan, prawda, poradzisz…


-->Sergiusz

A w tym wypadku jest jeszcze konstruktywna? Pomijając deklaracje. Czy powoli lecimy w stronę utopii, czyli niczego. Sam nie wiem i pewnie nie ma odpowiedzi. Trzeba by było wypróbować, żeby sprawdzić. No i chyba musi w tej integralności (w tym wypadku) być sporo kreacji blogowej, bo inaczej jak… ;) A kreacja może być taka albo inna, w każdym razie nie zawsze musi być akurat taka. Dzieci to czytają. Między innymi dzieci z gazowni ;)

Pozdrawiam,
referent


Sergiusz & Referent

Po raz pierwszy od zawsze (chyba) mogę się z Tobą w 100% nie zgodzić. Piszesz pean na temat dynamicznych i chętnych do ‘bitki’ skrajnych skrzydeł i to dynamicznych niezależnie od wektora tej ich dynamiki.

Jestem człowiekiem środka, nie popadam w żaden letarg, ale nie dzięki działalności Artura czy Renaty. Uważam natomiast, że im bardziej energetyczna i “bez znieczulenia” jest ich (i im podobnych) publicystyka, tym mniej ludzi środka zdecyduje się zrobić ten decydujący krok w jedną, lub drugą stronę.

Argumentacja Referenta jest o wiele prostsza: Biją naszych! i w związku z tym należy przymknąć oko na pewne sprawy – dla dobra sprawy.

Nie zgadzam się. W momencie gdy biją naszych, trzeba zrobić wszystko, żeby naszych było więcej. Wtedy nienasi będą mogli nam naskoczyć. A na pokrzykiwanie Artura pozytywnie zaregują tylko nasi od zawsze.


Panie Referencie,

Ja tu się celowo nie odnoszę do, ani nie oceniam bliższych konkretów, bo jak się oko za blisko przystawia do czegokolwiek, to widzi się coraz mniej rzeczywistości, a coraz więcej własnej jej interpretacji – trochę jak z opisywaniem słonia poprzez macanie jego ogona z zamkniętymi oczami.

Mój komentarz jest bardziej z lotu ptaka, mówiąc w skrócie.

Na Dzieci Gazownika (niezależnie od wieku) nie ma rady – znaczy jest tylko nadzieja taka, że kiedyś dorosną, a kontakt z “barbarzyńcą”, choćby poprzez słowo pisane (choć w przypadku Nicka to słowo pisane jest takie, że to daje efekt kontaktu bezpośredniego, co jest jego pisania wielką zaletą), może to dorastanie tylko przyspieszyć, więc tak czy tak, wychodzi na plus.

Tak poza tym, to co powiedzieć o ewentualnych skutkach czytania Starego Testamentu, z krótką przerwą na Nowy, skutecznie wyzerowaną przez Apokalipsę św. Jana. To jest dopiero jazda! Nic dziwnego, że większość biblistów rozpaczliwie się gimnastykuje, by wykazać, że to wszystko tylko symbolika, taka licentia poetica Pana Boga. To są jaja jak berety, swoją drogą.


Merlocie,

Sorki, ale to nie tak. Działalność “troglodyty” nie jest po to, żeby zmieniać ludzi środka w radykałów – tego nie należy nawet próbować, to się nie uda i udać nie może, z powodów przyrodniczych. Nie jest również po to, by komukolwiek przysparzać głosów.

To najlepiej widać, gdy się człowiek stara, jak powiadasz, “zracjonalizować” sobie elementy tej układanki, bo wtedy wychodzi, że Nicek w istocie działa przeciw PiS, a do tego przeciw własnej rodzinie i osobistej pomyślności. Skoro na wyjściu dostajesz absurd, to może warto się zastanowić, czy metoda “racjonalizacji” jest na pewno odpowiednia do objęcia umysłem przedmiotu badań?

Poza tym to wiesz, ludzie środka z natury robią wrażenie, jakby nie bardzo chcieli przyznać przed sobą i przed światem, że ten świat jest bardziej taki jak go maluje nasz “troglodyta”, niż jak go malują Świadkowie Jehowy na swoich sielskich obrazkach, a karabiny na wyposażeniu armii całego świata nie mają nic wspólnego z Bachem czy Stradivariusem.


Sergiuszu

Manipulujesz, a chyba niepotrzebnie.

Najbliższym słowem do “troglodyty”, za którego rzekomo mam Artura, jest “akolita”, jakim określiłem jego fanów i wyznawców. A całą tę dyskusję mógłbym przeprowadzić bez podpierania się Arturem, zresztą. A tym bardziej jego rodziną – skąd to wytrzasnąłeś, u licha?

Ty masz nadzieję, że z dziećmi gazownika (w dowolonym wieku) dzięki “blogerom wyrazistym” tak czy tak wyjdzie na plus, a ja się w tym momencie rechoczę. Wyjdzie na plus, jak najbardziej – Ryżemu (pardą).

Na szczęście jest PM i Renata, może trochę powstrzymają trend.


Merlocie,

Pitolisz zwyczajnie :)

No i nieładnie sięgać po insynuacje. To zwykle kończy etap sensownej wymiany zdań.


Serg,

w naszej wieloletniej już znajomości dałem Ci niejeden dowód a.) sympatii, b.) uznania, c.) traktowania poważnie.

Możesz powiedzieć o co kaman?


Merlocie,

Proste (przynajmniej mnie się wydaje proste): zarzuciłeś mi manipulację, choć wcale jej ani jej intencji nie ma – raczej nieporozumienie/niezrozumienie z Twojej strony, bo moje słowa o “troglodycie” i jego rodzinie etc. były moimi własnymi słowami opisującymi mój własny ogląd tej sytuacji. Nie było w tym żadnych odniesień czy sugestii pod Twoim ani Twojej wypowiedzi adresem. To było nawiązanie do kilku komentarzy powyżej naraz (w tym nie Twoich).

W takich sytuacjach za oznakę szacunku dla rozmówcy, zwłaszcza już jakoś znanego, skłonny byłbym uznać zadanie pytania w stylu “Czy dobrze rozumiem, że chciałeś powiedzieć..”, podczas gdy jebnięcie cepem “Manipulujesz” jest dla mnie zniechęcające do rozmowy i zachęcające do skwitowania jej słowem “Pitolisz”, by przynajmniej dać Ci do zrozumienia, że coś najwyraźniej błędnie odebrałeś i przegiąłeś.


OK

U mnie stwierdzenie “manipulujesz” nie jest równoznaczne z posłaniem rozmówcy na drzewo, więc pomińmy incydent.

Rozmawiamy o sprawie poważnej. Nie o Nicponiu, jako takim. Ty głosisz pochwałę postawy tak, tak – nie, nie i uważasz, że jest to właściwa postawa w sytuacji gdy Polska jest podzielona na (nierówne) pół. Ja sądzę, że o wiele ważniejsze jest przygarnianie tych wszystkich, którzy sami z siebie nie wiedzą, co wybrać.

O to możemy się spierać.


Dla ścisłości

Słówko “troglodyta” pożyczyłem tu od Pana Referenta, a o rodzinie itd. wzmiankę też od Pana Referenta – z komentarzy powyżej. Nie wiem jakim cudem wpadłeś na to, że ja Tobie cokolwiek przypisuję itp. Nieporozumienie jak nieporozumienie, ale cep “Manipulacji” nie jest na miejscu.


OKx2

Teraz ad rem;-)


Merlocie,

Ale jaki sens rozmywać rzecz, skoro mowa tu o bardzo konkretnym ludziu i bardzo aktualnym kontekście? Zdawało mi się, że jasno dałem do zrozumienia, że nic sensownego nie wynika z racjonalizowania i analizowania zracjonalizowanych puzzli.

Mamy teraz rozmawiać o tym, że PiS jest mistrzem w przewracaniu się o własne nogi, JarKacz nie wie jak robić politykę, a Donek nie wie, z kim mógłby przegrać? Czy jakoś inaczej?

Moim zdaniem to jest problem partii i polityków jak robić politykę. My możemy sobie pogadać raczej o tym, czy da radę demokratycznie zwalczyć głupotę czy nie da rady, i co z tego wynika.

Zachęcam do ponownej lektury moich komentarzy powyżej, a może zobaczysz, że to nie żadne peany.


Za szybko komentujesz!

A ja odpowiadam na 2 komentarze wstecz ;)


Konkretny ludź

jest tylko katalizatorem tematu. Temat brzmi: czy postawy radykalne służą dobru Polski, czy może wręcz przeciwnie? Czy ludzie środka to jest barachło, które dopiero trzeba wychowywać, czy może wręcz przeciwnie, to sól tej ziemi?

Upiorny duch UPR krąży nad nami, obawiam się.


Merlocie,

Jak najbardziej podtrzymuję, każda społeczność potrzebuje radykałów (realnych, nie tylko mocnych w gębie krzykaczy – i jeszcze raz – nie chodzi tylko o politykę). Solą ziemi nie są ludzie środka, to oczywiste. Jak nie wierzysz, nasyp kilogram soli do garnka zupy i zapytaj gości czy chcą dokładkę. Rozumiem, że poczułeś się dotknięty zapisaniem do “letniego środka” – ale zupełnie niepotrzebnie. Odczytaj to tak: spróbuj nie użyć soli ani innych przypraw do zupy i zapytaj gości czy chcą dokładkę. Albo weź samą sól i przyprawy i spróbuj zrobić coś jadalnego. Niedasie. W naturalnych warunkach przyrodniczych inercja ludzi środka jest tak potężna ze względu na masę i grawitację (na szczęście!), że żadni radykałowie nie są w stanie niczego pochopnie zepsuć – maszyneria społeczna działa zbyt opornie i wolno, by to było realne. Dlatego przypisywanie jakimkolwiek radykałom możliwości “podpalania kraju” jest bajeczką o wiedźmie, sprzedawaną przez władzę pelikanom, które łykają takie kluski bez popicia. Jeśli rzeczywiście jest źle, to ludzie środka stają się kołem zamachowym historii (i na złe i na dobre) – ale nawet wtedy radykałowie mogą co najwyżej dopisać się do peletonu. W moich, jak to uprzejmie nazwałeś, “peanach”, nie ma oceniania ani pochwalania – jest wykazywanie, że zarówno zupa bez przypraw jak i zupa z samych przypraw są niejadalne, przy czym o zupę bez przypraw bardzo łatwo, niestety, a prześladowania przypraw pod pretekstem wzbudzania niepokojów i siania ogólnej agresji jest czystej wody propagandą, służącą usprawiedliwianiu “uciszania” tych, których władza uznaje za jakieś zagrożenie. Stąd niby daleko jeszcze do Białorusi, Rosji, Korei czy Chin, ale kierunek ten sam.


Merlocie,

Albo prościej, weź podaj jakieś uzasadnienie swojej opinii, że “radykałowie nie są potrzebni Polsce”, bo rozumiem, że taka jest właśnie Twoja opinia.


Wszystko to strasznie ciekawe,

Panie Merlocie, więc dodam swoje pięć groszy i opowiem taką historię. Wiele lat temu, tak wiele, że mogę nawet nie pamiętać, czy tak rzeczywiście było, rozmawiałem o owej zdolności przyciągania i przekonywania i, Panie Merlocie, miałem jako strona w tej rozmowie nawet niejaki żal, że radykalna retoryka i wzywanie do takich działań per saldo jest szkodliwe, bo — cytując się z mej zawodnej pamięci: “przekonani są i tak przekonani, a trzeba dotrzeć do tych co się wahają; podjudzanie przekonanych przyniesie nam potem [prawdopodobnie miałem na myśli nas, czyli tych… powiedzmy mądrzejszych, dojrzalszych i widzących metr dalej — Panie przebacz pychę!] kłopoty”. To było w czasach, kiedy wydawało mi się, że takie rozmowy mają sens, dziś tylko tym wyjaśniam, że w ogóle otworzyłem wówczas organ mowy. Mój oponent stwierdził, że — mówiąc w skrócie — “każda potwora ma swojego amatora”, i żebym nie mylił potrzeb własnych z potrzebami świata. Uznaję tę rację, bo niczego tak nie kocham jak republiki, włączając w to republikę okrągłego stołu (tutaj kilka rzeczy bym zastrzegł, ale nie mamy czasu). Dlatego wcześniej, w komentarzu, napisałem do Pana, że są różni adresaci tej samej myśli i trzeba im ją [myśl] odpowiednio podawać. Tematy muzyczne stały się tu ostatnio popularne, więc odwołam się do takiej ilustracji: i Arka Nowego, i J.S.B. w Mszy h-moll śpiewali o Bogu, a może nawet samemu Bogu. Wyszło inaczej, ale chodziło im mniej więcej o to samo.

Myślę, że się na mnie nie pogniewa, bo co ja tam jestem z perspektywy człowieka cytowanego przez premiera i byłego premiera, którego medialna popularność jest w stanie przykryć nawet kongres partii ‘żywią i bronią’ PeSeL oraz wysłanie listu gończego za mamą małej Madzi, no kim… Zatem, prawda, dopowiem — gaworzyłem tak sobie dawno temu z Nicponiem właśnie. I wprawdzie mam takie podejrzenie, że to nie żadna strategia to całe jego blogowanie, a w zasadzie chodzi o formę blogowania, ale że to raczej siła wyższa, natura czy słaba silna wola skłaniają go do pisania za grubo i momentami po prostu głupio. Faktem jednak jest, że on to wszystko wie, rozumie, ocenia po swojemu i działa świadomie. A że jest z pięć razy (szacunkowo) inteligentniejszy od swojego statystycznego “oponenta”, to tym bardziej odpowiedzialność na nim spoczywa większa. Ale o czym to ja chciałem, bo wpadłem w jakieś, prawda, dygresje… Może zaraz mi się przypomni.


Najpiew Sergowi:

Radykałowie są potrzebni Polsce. Radykałowie twórczy. Tacy, którzy przebiją się przez zasieki niemożności swoją twórczością.

Radykałowie werbalni są potrzebni marginalnie. O wiele bardziej potrzebne Polsce są empatia i próba wiązania poszarpanych relacji.


Panowie,

naprawdę bardzo to wszystko ciekawe, o czym rozmawiacie, i rzeczywiście obyłoby się nawet bez naszego bohatera, żeby sprawę z sensem ciągnąć.

Mnie się to wydaje (chyba) nieco prostsze, a w każdym razie nie absolutyzowałbym żadnego stanowiska. W sprawach zaczepiających o empirię, a taki charakter ma w tym wypadku pytanie: jak z sukcesem prowadzić sprawy, które nas dotyczą (zajmijmy się większą skalą, powiedzmy państwem, żeby było zabawniej), wszystko należy sprowadzać do jakiegoś wskaźnika efektywności (jakiegoś rodzaju pragmatyzmu). Są więc różne momenty i różni wykonawcy, ale cel jest znany, zdefiniowany i powiedzmy, że jest — dla uproszczenia — jeden. Wówczas nie ma znaczenia, kto zacz: radykał, letni czy gorący centrał, cynik, stoik, złodziej czy warszawski taksówkarz. Albo działa dla dobra wspólnego, albo nie działa, to znaczy działa na ów cel, albo nie działa. Nie będę stosował tego testu do konkretnych osób, ale zakładając, że mieścimy się w tej samej grupie osób, która jest wyodrębniona tymże celem, można z dużą dozą pewności stwierdzić, czy członek owej grupy jest szkodnikiem, czy nie jest. Niekiedy taka diagnoza będzie odłożona w czasie, bo potrzebne jest doświadczenie, weryfikacja faktami, ale generalnie da się to sensownie oznaczyć.

Co Panowie na to? ;-)


Teraz Referentowi:

Początki naszej rozmowy na TXT się nie kleiły. Pańska drażliwość i moja dezynwoltura słabo się mixowały, ale później jakoś potrafiliśmy się porozumieć. Pewnym “słupem milowym” stała się dla mnie pańska deklaracja dotycząca etosu państwowca (na saloonie chyba).

Czytam po raz trzeci Pana ostatni koment i poza historyczną zgodą podtrzymuję stanowisko, że określoną prawdę należy wobec różnych środowisk przedstawiać tak samo. Wersja “ciemny lud to kupi” stanowczo mi nie odpowiada.

Gdyby Artur z nudów nas teraz czytał i chciał się wypowiedzieć, to może byśmy sprawę posunęli do przodu.


Merlot!

Do pioruna! Ja nie pytałem o definicję “twórczego radykalizmu” – choć chętnie bym ją poznał, ale o uzasadnienie (jakiekolwiek) Twojej opini, że ludzie środka to sól ziemi a radykałowie (dowolni, bo ich wcześniej nie rozróżniałeś) to zakała i same kłopoty (sorry za sarkastyczną parafrazę, żeby nie było).

No i skąd nagle “werbalni” tutaj? Przecież taki Nicek nie jest wcale tylko werbalny, on jest faktyczny radykał – rozumiem, że szkodzący już nie tylko PiS, swojej rodzinie i sobie osobiście, ale także Polsce!

Zatem, no dobra, doszliśmy do tego, że “twórczy radykałowie” są okej.

Czy możesz zatem pociągnąć ten sznurek dalej i wyjaśnić mi taką rzecz: po czym Ty poznajesz, że radykał jest twórczy lub nie, oraz pytanie numer 2: dlaczego (Twoim zdaniem ciągle) nie-twórczy radykałowe są nie-okej (niczym deszcz w żniwa lub kupa konia na trasie uroczystej defilady – znowu dopisek, sorry ale kumasz o co pytam, mam nadzieję).


-->Merlot

Wydaje mi się, że się nieco rozminęliśmy, i w poprzednim komentarzu pozwoliłem sobie nie zgodzić się z Panem, zanim jeszcze opublikował Pan swój komentarz, dopiero za moment… Nie wiem, czy wyrażam się jasno, zaczynam podejrzewać, że nie bardzo ;)

Ale, prawda, ale! “Nie chodzi o ciemny lud”, ale raczej o środki wyrazu. Nie oznacza to manipulacji człowiekiem, a przynajmniej nie musi oznaczać. Po prostu jeden rozumie słowo złodziejstwo, a drugi “dywidenda ze spółki Skarbu Państwa”. Jeden mówi “nie płacę podatków”, a drugi na to samo powie: “grzech”. Bo niepłacenie podatków, to grzech, choć tu Artur pewnie by się ze mną nie zgodził, co swoją drogą może być zabawne.

Wracają jeszcze na moment do A.N., większym problemem jest to, że nie mam dziś pewności, czy my tak samo definiujemy cele, zwłaszcza te zasadnicze. Nie chodzi już nawet o środki działania, bo to rzecz arcyważna, ale jednak pochodna. No ale cóż, ciągle jest mi bliżej do niego tam, niż do nich tu ;)


Spoko, Serg

Odpowiedź na pierwsze pytanie jest trywialna:
Bo stosunek ilościowy “ludzi środka” do “radykałów w gębie” jest jak 1000:1, a głosy jednych i drugich ważą indentycznie. Dodatkowo, ponieważ uważam, że radykałowie każdej ze stron pozbawiają daną stronę głosów ludzi środka, twierdzę że Renata lepiej służy naszej sprawiej niż Artur.

Radykał twórczy buduje. Wbrew schematom, wbrew okolicznościom, czasami wbrew przepisom. Radykał nie-twórczy wyłącznie radykalizuje wszystko dookoła – łącznie z łagodnymi dotąd i empatycznymi nie-adminami niszowych portali;-)


Panie Referencie,

Mam zasadnicze wątpliwości. Wskaźniki efektywności to można stosować w produkcji rolnej (choć nie zawsze, z winy kaprysów pogody) lub produkcji przemysłowej, moim zdaniem. Jeśli ktoś mi nie wierzy, że z takim kryterium nie da rady daleko ujechać w sprawach typu państwo, polityka (wliczając czasy wojny i pokoju) i temu podobne, to niech się przyjrzy do czego prowadzi stosowanie takiego kryterium do znanych faktów historycznych, jak (udane lub nie) powstania, wliczając Sierpień 44 roku, lub mniej spektakularne, jak Sierpień 80 i dalej, całe lata 80-te, aż do 89.

Chcę przez to powiedzieć, że redukcja tych spraw do (racjonalnej) postaci, w której da radę stosować “wskaźniki efektywności”, bardzo szybko sprowadzi nas na manowce teoretyzowania.

Jasne, że polityka to także szachy, bo nie zawsze trzeba się od razu prać po pyskach, więc różne umiejętności są potrzebne, tym niemniej, mierzalność czegokolwiek jest dla mnie wątpliwa, jak każda redukcja robiona po to, by jakoś to wszystko umysłem ogarnąć.


-->Sergiusz

Panie Sergiuszu, radykałowie mogą być szkodliwi. Podobnie zresztą jak nieradykałowie. To przecież jasne i wszyscy to wiemy. A odpowiedzieć na pytanie “jak poznać twórczego czy nietwórczego” radykała można tylko wtedy, kiedy wcześniej porę rzeczy się wyjaśni. Co to w ogóle jest szkodzić czy być twórczym. Tak mi się wydaje. Łatwo to zbadać na przykładzie, na przykład — to tylko “wrzutka” — “państwa drugiego obiegu”. Każdy kto stawia taką tezę o państwie drugiego obiegu jest szkodnikiem i należy z nim walczyć. Państwo ma 1000 lat, tylko okresami, w tym ostatnio za komuny, było pod okupacją, a dziś mamy po prostu zły rząd, który trzeba szybko zmienić, zrobić wszystko, żeby go zmienić. To jest powiedzmy moje stanowisko. Każdy kto działa na szkodę tego celu jest szkodnikiem, wszystko jedno radykał czy nieradykał. Jeśli Pan się nie zgadza z tym celem, to…, prawda, itd.


OT do maszyny:

Czy nie byłabyś uprzejma sprawić, żeby kolejne kliknięcie na dyskusję sprowadzało mła do ostatniego komentarza, a nie lądowało na samej górze?


Że jak?

“łącznie z łagodnymi dotąd i empatycznymi nie-adminami niszowych portali” – zgodzę się tylko z przymiotnikiem “niszowy”, natomiast reszta całkowicie nie pasuje do znanych powszechnie faktów historycznych ;)


re: 22-11-12

—>Sergiusz

Znowu się rozminąłem komentarzowo.

Jak Pan sobie wyobraża cokolwiek bez racjonalizowania? ;) Emocji i mitów (nie bagatelizuję ich znaczenia) nie da się okiełznać, to niemożliwe i chyba nie trzeba tego ruszać. Ale można działać z jakimś, że tak powiem “ukierunkowaniem”. Zwłaszcza owi liderzy powinni tak działać, bo to ich powinność i odpowiedzialność. A Nicek chce być liderem. To nie ja się zapisałem do partii, ale on. No i wreszcie, to co piszę, to nie jest uniwersum, ale raczej prosty schemat działania. Nie wszystko da się tym ogarnąć, nie o to przecież chodzi.


To samo działa

Ale tylko jak się klika na SG na licznik nowych komentarzy, który ma dodane #new na końcu URLa.


Idę coś zjeść

Bo już nie nadanżam w tym tempie!


Trzeba

więcej ćwiczyć.

Dobra, to ja też idę coś zjeść. Bo nie nadanżam.


Referent, Serg

Super, to teraz dla odmiany będziemy zakanszać;-)


Panowie,

Ja już po kolacji, a więc jak to Polak, mniej nerwowy, prawda.

Rolą radykałów nie jest budowanie. Nie ma czegoś takiego w przyrodzie jak radykał konstruktywny. Ale też nie można przypisywać radykalizmowi jakiejś od razu anarchistycznej lub podobnej psujowej łatki. Radykał działa jak katalizator raczej, więc trudno zarówno zaobserwować jak i zmierzyć czy ocenić skutki jego aktywności. Weźmy przykład pierwszy z brzegu – senne, tak senne, że ledwo żywe TXT nagle budzi się serią tekstów i dziesiątkami komentarzy. Oczywiście Nicek tego nie planował, ani nie mógł przewidzieć, niemniej, jest to jak najbardziej weryfikowalny i mierzalny fakt – to przez niego i jego pyskowanie Tusku oraz następujący po tym atak GazWyb-a. I teraz pytanie – albo nie, niech każdy sam sobie zada pytanie, które teraz powinno tu nastąpić.


Fakt,

po kolacji jakoś spokojniej się robi wokół... A już Panu ta kolacja to zupełnie nie służy ;) Niech Pan nie pisze po kolacji, bo straci Pan reputację człowieka o trudnym charakterze. A może Pan nie ma takiej reputacji, nie wiem, nie pamiętam… Wszystko przez tę kolację.

Samo dobro Pan widzi, Panie Sergiuszu, jest Pan skłonny przypisać Nickowi ruch na TXT. A ruch na TXT to my, a nie on ;) Jakby nie kombinować. Na przykład ja. Po pierwsze mam stupor intelektualny i nie piszę tego, co powinienem (duże rozczarowanie, w sobotę miałem skończyć tekst). Referentowa wyszła z izby, więc hulam za komputerem jak wiatr, to po drugie. Po trzecie wreszcie, znaleźliśmy się w tym samym miejscu i w tym samym czasie, i jeśli chodzi o mnie, pisałbym dzisiaj nawet o przegranej Polonii z Zagłębiem L., szkoda jak cholera.

Ale co do zasady się z Panem zgodzę. Radykałowie już tacy są i trzeba ich brać w całości. Taka już ich niepokorna natura, co bywa i dobre, i złe zarazem, zależy od okoliczności i jakości tego całego zamętu. Wydaje mi się, że nie jest problemem radykalność jako taka, ale konkretne rzeczy, które konkretnemu radykałowi się przydarzają, i które trudno bronić, jakkolwiek by na nie patrzeć.


Koniec balu

panno Lalu ;) Dobrej nocy, na razie,

referent


To jeszcze dodam,

w ramach pogrążania się po-kolacyjnego ;)

Co do Nicka, pewnie go teraz z tego PiS wywalą, nawet jeśli im nie w smak, że wyjdzie iż to Aaaadam ma moc robić politykę kadrową JarKaczowi. W sumie byłoby dziwne, gdyby go nie wywalili, no bo jednak zaczął od pewnego czasu tak jechać po bandzie, że naprawdę się o wywalenie prosił. Może więc i miał jakieś plany i nadzieje jak się zapisywał, ale później tych nadziei się pozbył, więc przestało mu zależeć aż tak bardzo. Tego nie wiemy, ale to by pasowało w ramach ukrytej za kotarą racjonalizacji jego jazd. No bo inaczej to nie wiem co. Mniejsza z tym. Moja refleksja jest taka, że prawdziwi radykałowie z definicji nie wytrzymają w rygorach czegoś takiego jak partia lub dowolna inna struktura, za wyjątkiem sytuacji, gdy stoją na danej struktury czele. Stąd radykał nie jest materiałem na urzędnika państwowego dowolnego szczebla, ani na nic w tym rodzaju. Ale żeby twierdzić, że tacy ludzie “szkodzą Polsce”, to wybaczcie, bezzasadna opinia. Przynajmniej ja nie usłyszałem tu żadnego jej uzasadnienia (to piłeczka do Merlota). Radykał jest niezbędny, niczym ziarno pieprzu w mdłej w przeciwnym razie zupie.

I znowu się zgadzamy, ojej!

Smacznego i do usłyszenia Państwu!


No właśnie

Kurtyna!

A teraz będzie upragniony spokój. Sól ziemi z ziarnkiem pieprzu mdłej zupie robią oczywiście dobrze;-)

Dobrej nocy wszystkim!


Panie Referencie!

referat

[…]A że jest z pięć razy (szacunkowo) inteligentniejszy od swojego statystycznego “oponenta”,[…]

Przepraszam, że się czepiam, ale jak Pan mierzy bycie inteligentnym, bo średni iloraz inteligencji w populacji jest 100 (w skali wekslerowskiej) zaś odchylenie standardowe jest równe 15. Proszę sprawdzić czy w rozkładzie normalnym jest rozważany przypadek ilorazu 500 przy takiej średniej i odchyleniu.

Pozdrawiam


Panowie!

Piękna dyskusja, zaś wnioski jakieś takie łagodne jak na temperaturę rozmowy. Miło się czyta.

Pozdrawiam


—>J. Maciejowski

Jak zmierzyłem, że 5 razy bardziej? Tak samo jak udało mi się stwierdzić, że piękna wiolonczelistka jest jednak trzy razy ładniejsza od frapującej bibliotekarki, choć tej ostatniej muszę zapisać na korzyść, że chodzi niepodpicowana, au naturel, i nie wiadomo co by z tego wszystkiego mogło jeszcze, prawda, w tym konkursie wyniknąć...

Panie Jerzy, takie rzeczy nie mają skali, to trzeba przeżyć, a reszta to słowa. Jak mam Panu to inaczej opisać? Gdybyśmy się widzieli, to bym, pardą, pokazał. Musi mi Pan wierzyć, zostawiając liczby, że on bardziej niż oni, i to wyraźnie, czyli różnica rzuca się w oczy bez bliższego poznania. Ustalenia mają, rzecz jasna, charakter wybitnie subiektywny, co powoduje, że nie tylko ja nie jestem w stanie tego bezspornie potwierdzić, ale Pan również nie może w analogiczny sposób temu zaprzeczyć.


Panie Referencie!

Niestety dla Pana mogę. Gdyby napisał Pan, że jest „o niebo inteligentniejszy”, to bym się nie czepiał, gdyż poezja piękną jest. Natomiast iloraz inteligencji jest miarą ilorazową (jak wynika to z nazwy). Zatem pisanie, że ktoś jest n razy inteligentniejszy można zweryfikować. Osoba upośledzona w stopniu umiarkowanym (iloraz inteligencji 50) jest dwa razy mniej inteligentna od przeciętniaka (ii=100) i trzy razy mniej inteligentna od geniusza (ii=150). Zatem rozdźwięk pomiędzy upośledzeniem a geniuszem jest mniejszy, niż między Arturem Nicponiem i jego czytelnikami. Kto czyta jego blog?

Pozdrawiam


Frapująca bibliotekarka

to coś, co przyspiesza krew w żyłach.


-->J. Maciejowski

Teraz być może jeszcze nie, zresztą nie wiem, ale jeśli kiedyś nieoczekiwanie dla samego siebie zacznie Pan prosić o doprecyzowanie dowcipu albo zacznie traktować dosłownie przysłowia, zacząłbym się martwić. Nie wiem co mnie podkusiło, że nie napisałem “o niebo”, a napisałem “5 razy bardziej”, nie mając zresztą pojęcia o tych wszystkich parametrach inteligencji (jestem inteligentny w stopniu nie mieszczącym się w żadnych skalach, więc nie śledzę tych klasyfikacji; rozumie Pan, one są dla mnie bezużyteczne). Może dlatego tak napisałem, bo zapomniałem o Panu. Że Pan tu komentuje.

;)

Ale czy zgodzi się Pan ze mną chociaż co do tego, że rozmiar przewagi mierzonej inteligencją Nicponia jest jednak tematem nieco pobocznym?


-->Merlot

Dlatego nie chodzę od jakiegoś czasu po bibliotekach, a żeby nie kusiło przestałem też czytać.


To się świetnie składa

bo czuję się zwolniony od imperatywu śledzenia bieżących osiągnięć literatury wszelakiej, gdyby przyszło Panu do głowy zadać mi na blogu jakieś podchwytliwe pytanie;-)


Panie Referencie!

Oczywiście, że stosunek inteligencji Artura Nicponia do inteligencji jego czytelników, jest wątkiem zupełnie nieistotnym z punktu widzenia autora i czytelników. Tylko taki wariat jak ja mógł ją wyciągnąć. :)

Poza tym, mam coraz większą ochotę spotkać się z rzeczonym AN.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość