miesza Pan skutki z przyczynami. Prawo uchwalano nie, dlatego że szlachta postępowała źle z poddanymi (nie wszyscy chłopi byli przywiązani do ziemi) ale, dlatego że szlachta dokonywała samoograniczenia.
Najpierw zastrzegę, że omawiane rozwiązania pamiętam z zajęć fakultatywnych z LO, możliwe więc, że źle pamiętam. Ale jeśli dobrze — to Pan jest w błędzie.
Bo wspomniane przeze mnie zróżnicowanie kar za zabójstwo popełnione na chłopie niewolnym i na szlachcicu wprowadzono w rozkwicie RP szlacheckiej. Panowie bracia zmienili wcześniejsze zapisy, dość równo karzące traktować zabójców, niezależnie od stanu społecznego ofiary i sprawcy.
Więc zapis ten (czy miał odbicie w rzeczywistości, czy nie — to osobna kwestia, ja sądzę że tak), nie był aktem samoograniczenia rządzących, lecz przeciwnie: rozszerzenia własnych możliwości wobec poddanych. Przy czym kmieci wolnych, królewskich dotyczyły osobne prawa, ale tego nie mieszajmy.
Obecnie tym, kto może bezkarnie Pana zabić (na przykład poprzez odmowę finansowania kosztownej operacji) jest państwo.
No nieee.
Toż wówczas pan również mógł odmówić finansowania leczenia poddanego, i nikt tego nie miał za zabójstwo. Jednak to zupełnie co innego.
Oczywiście, szczegółowe warunki finansowania powinny być zawarte w umowie między ubezipeczonym, a ubezpieczycielem; jeśli nie są, to może prowadzić do nadużyć, ale nie mieszajmy jednak pojęć.
No i jednak można się procesować z NFZ. A nawet wygrać.
Wie Pan, to co rzucił AMN, że państwa trzeba się bać tak samo, jak uzbrojonego zbira w anarchii, jest bzdurą po prostu. Gdy widzę patrol policji, nie chowam się w bramie, obawiając się, że mnie zastrzelą za niemanie fajek czy w akcie odreagowania złego samopoczucia. Jakieś zasady obowiązują. Inne niż ta, że wygrywa kto szybciej strzela.
Tak czy siak — jestem za prawem, przeciw bezprawiu.
Choć nieraz dałem wyraz obawom o wolność osobistą przy okazji różnorakich pomysłów rozszerzania władzy państwa. Nawet bardzo niedawno, czego ślady są u Gretchen.
Oczywiście, nie trzeba też sięgać aż do antycznego Rzymu po przykłady nonsensownych zapisów prawnych.
PS. Pański tekst postaram się w wolnej chwili przeczytać.
Panie Jerzy
miesza Pan skutki z przyczynami. Prawo uchwalano nie, dlatego że szlachta postępowała źle z poddanymi (nie wszyscy chłopi byli przywiązani do ziemi) ale, dlatego że szlachta dokonywała samoograniczenia.
Najpierw zastrzegę, że omawiane rozwiązania pamiętam z zajęć fakultatywnych z LO, możliwe więc, że źle pamiętam. Ale jeśli dobrze — to Pan jest w błędzie.
Bo wspomniane przeze mnie zróżnicowanie kar za zabójstwo popełnione na chłopie niewolnym i na szlachcicu wprowadzono w rozkwicie RP szlacheckiej. Panowie bracia zmienili wcześniejsze zapisy, dość równo karzące traktować zabójców, niezależnie od stanu społecznego ofiary i sprawcy.
Więc zapis ten (czy miał odbicie w rzeczywistości, czy nie — to osobna kwestia, ja sądzę że tak), nie był aktem samoograniczenia rządzących, lecz przeciwnie: rozszerzenia własnych możliwości wobec poddanych. Przy czym kmieci wolnych, królewskich dotyczyły osobne prawa, ale tego nie mieszajmy.
Obecnie tym, kto może bezkarnie Pana zabić (na przykład poprzez odmowę finansowania kosztownej operacji) jest państwo.
No nieee.
Toż wówczas pan również mógł odmówić finansowania leczenia poddanego, i nikt tego nie miał za zabójstwo. Jednak to zupełnie co innego.
Oczywiście, szczegółowe warunki finansowania powinny być zawarte w umowie między ubezipeczonym, a ubezpieczycielem; jeśli nie są, to może prowadzić do nadużyć, ale nie mieszajmy jednak pojęć.
No i jednak można się procesować z NFZ. A nawet wygrać.
Wie Pan, to co rzucił AMN, że państwa trzeba się bać tak samo, jak uzbrojonego zbira w anarchii, jest bzdurą po prostu. Gdy widzę patrol policji, nie chowam się w bramie, obawiając się, że mnie zastrzelą za niemanie fajek czy w akcie odreagowania złego samopoczucia. Jakieś zasady obowiązują. Inne niż ta, że wygrywa kto szybciej strzela.
Tak czy siak — jestem za prawem, przeciw bezprawiu.
Choć nieraz dałem wyraz obawom o wolność osobistą przy okazji różnorakich pomysłów rozszerzania władzy państwa. Nawet bardzo niedawno, czego ślady są u Gretchen.
Oczywiście, nie trzeba też sięgać aż do antycznego Rzymu po przykłady nonsensownych zapisów prawnych.
PS. Pański tekst postaram się w wolnej chwili przeczytać.
Pozdrawiam
odys -- 14.02.2009 - 14:08