Co do Lyncha. Cóż. “Prosta historia” dowodzi, że potrafi on coś “opowiedzieć”.
Hmmm. No przeciwstawiłeś Requiem Trainspottingowi. Ja twierdzę, że akurat te filmy oba są “puste”. W takim rozumieniu, że żaden nie mówi niczego nowefgo. Ani nie jest szczególnie dobrym obrazem rzeczywistości. Ani nie ogląda się łatwo. I żaden nie zawiera sceny w której grupa karłów wskakuje w kontener wypełniony piłeczkami ping-pongowymi. A to osłabia przekaz ;)
Almadovar niestety nie jest dla mnie “strawny”. Może być przy jednym filmie, jeśli akurat mam ochotę na film nieprzesadnie nowatorski. :)
A co do kina północno-nordyckiego, to się w ogóle wypowiadać nie będę, bo mam jakieś dziwne skojarzenia. Pamiętam, że oglądałem coś i nagle tam pokazano lemura. Ja powiedziałem, że pewnie chodzi o symbol duszy, bo coś mi dzwoniło, że były te dziwaczne elementy mitologiczne. Na to koleżanka zaczęła mi wtedy jęczeć, jakie to nie oryginalne i że głębokie. Film był Triera. A ja pomyślałem sobie, że nieprzesadnie oryginalne, skoro zakumałem motyw od razu, a głębokie tylko jeśli ktoś ogląda film z enjcyklopedią mitologiczną u boku.
Nie moja poetyka. Choć akurat Trier ma duże wyczucie dramaturgii obrazu. I nie widziałem, by łamał symetrię kadru podczas rozmów, jak inni artyścia europejscy. Wychodzi więc, że i tak jest lepszy od innnych, ale dlatego, że choć pozostaje w obrębie własnej wizji, jego praca jest ścisła i filmy mu się wizualnie nie rozpadają. Jak mi puszczono kilka filmów francuskich, stwierdziłem, że to jednak podstawa. Ta estetyczna spójność.
Tak, tyle że kino robi się przez to coraz mniej kinowe.
Co do Lyncha. Cóż. “Prosta historia” dowodzi, że potrafi on coś “opowiedzieć”.
Hmmm. No przeciwstawiłeś Requiem Trainspottingowi. Ja twierdzę, że akurat te filmy oba są “puste”. W takim rozumieniu, że żaden nie mówi niczego nowefgo. Ani nie jest szczególnie dobrym obrazem rzeczywistości. Ani nie ogląda się łatwo. I żaden nie zawiera sceny w której grupa karłów wskakuje w kontener wypełniony piłeczkami ping-pongowymi. A to osłabia przekaz ;)
Almadovar niestety nie jest dla mnie “strawny”. Może być przy jednym filmie, jeśli akurat mam ochotę na film nieprzesadnie nowatorski. :)
A co do kina północno-nordyckiego, to się w ogóle wypowiadać nie będę, bo mam jakieś dziwne skojarzenia. Pamiętam, że oglądałem coś i nagle tam pokazano lemura. Ja powiedziałem, że pewnie chodzi o symbol duszy, bo coś mi dzwoniło, że były te dziwaczne elementy mitologiczne. Na to koleżanka zaczęła mi wtedy jęczeć, jakie to nie oryginalne i że głębokie. Film był Triera. A ja pomyślałem sobie, że nieprzesadnie oryginalne, skoro zakumałem motyw od razu, a głębokie tylko jeśli ktoś ogląda film z enjcyklopedią mitologiczną u boku.
Nie moja poetyka. Choć akurat Trier ma duże wyczucie dramaturgii obrazu. I nie widziałem, by łamał symetrię kadru podczas rozmów, jak inni artyścia europejscy. Wychodzi więc, że i tak jest lepszy od innnych, ale dlatego, że choć pozostaje w obrębie własnej wizji, jego praca jest ścisła i filmy mu się wizualnie nie rozpadają. Jak mi puszczono kilka filmów francuskich, stwierdziłem, że to jednak podstawa. Ta estetyczna spójność.
mindrunner -- 17.02.2009 - 18:36