Kraina puszcz i jezior, zielone płuca Polski, bagna biebrzańskie, sentymentalne Wigry z pokamedulskim klasztorem, jeziora augustowskie, malowniczy Tykocin z przepiękną barokową synagogą, muzeum ikon w monastyrze na skarpie nad Supraślą, żubry, łosie, ostatni naturalny las w Europie, półksiężyce meczetów tatarskich w Kruszynianach i Bohonikach, narwiańska Amazonia, Czarna Hańcza, i można by tak długo jeszcze wymieniać to, co najlepsze i najpiękniejsze na tym skrawku Polski, i mogłoby być jeszcze bardziej bajkowo, gdyby nie detale, które do sielskiego obrazka nie pasują, a o których się nie pisze i nie mówi, bo to ta część Polski, która ma ładnie wyglądać na zdjęciach w folderach. A tymczasem rzeczywistość nieco skrzeczy, pojawiają się jakieś rysy i pęknięcia na oprawionej w szkło widokówce.
W ręce wpadł mi niedawno raport dotyczący wynagrodzeń w poszczególnych miastach w Polsce. Białystok tradycyjnie na ostatnim miejscu z wynagrodzeniem całkowitym w wysokości 2.400 zł (dla porównania Warszawa – 4.600 zł, na pierwszym miejscu), Białystok wyprzedzają mniejsze miasta – Rzeszów, Toruń, Kielce, Gorzów Wielkopolski, Opole (dane dotyczące wynagrodzeń podaję za Raportem: Wynagrodzenia w różnych regionach Polski w 2007 roku opublikowanym przez portal Bankier.pl). Nic nowego. Ze święcą jednak musiałbym szukać wśród swoich znajomych osoby, która otrzymywałaby wymienione w raporcie wynagrodzenie. W Warszawie pensję windują wysoko wykwalifikowani specjaliści, to oczywiste, kto winduje wynagrodzenia w Białymstoku doprawdy nie wiadomo. Duże liczące się firmy w mieście można wyliczyć na palcach jednej ręki.
Wejście Polski do strefy Schengen wydatnie przyczyniło się do spadku obrotów, umowy o małym ruchu granicznym z Białorusią Polska wciąż nie podpisała, raport tej sytuacji jeszcze nie uwzględnia.
Inwestycje na Podlasiu nie są lokowane, bo nie ma ku temu odpowiedniej infrastruktury. Najlepszą drogą w regionie jest droga krajowa nr 8, tj. trasa Białystok – Warszawa, którą poruszanie się od rogatek Zambrowa w stronę Białegostoku bardziej przypomina walkę o życie niż normalna jazdę, o odcinku Białystok – Augustów lepiej nie wspominać, komunikaty o wypadkach śmiertelnych nie robią już na nikim wrażenia. Trasa Lublin – Białystok kończy się na Radzyniu Podlaskim, dalej jest już tylko wąska dróżka, całe szczęście o dużo mniejszym natężeniu ruchu niż na wspomnianych wyżej odcinkach. W regionie o jednej z najniższych w kraju gęstości zaludnienia – 60 osób na kilometr kwadratowy (za portalem Wrota Podlasia), o najszybciej wyludniających się wsiach, wsiach opuszczonych, wciąż istniejących nieużytkach podlascy włodarze nie są w stanie znaleźć miejsca na budowę lotniska. Propozycja budowy lotniska na obrzeżach miasta w odległości 3 kilometrów od centrum wydaje się nierozsądna – lotnisko byłoby za małe, miałoby za krótki pas startowy, pełniłoby bardziej rolę portu prowizorycznego i tymczasowego niż mającego rzeczywiście zaspokoić potrzeby regionu. Pociąg z Białegostoku do Warszawy (180 km) jedzie dwie godziny i czterdzieści minut, jeśli nie ma objazdu przez Legionowo. Od około 10 lat jak bumerang wraca temat konieczności wprowadzenia szybkich pociągów, ale tradycyjnie nie ma środków na modernizację linii.
W niemal 300 – tysięcznym mieście liczą się tak naprawdę dwa licea ogólnokształcące, absolwenci których są w stanie dostać się na każdą uczelnię w Polsce. Korzystają ze swojej wiedzy, zdolności i rozjeżdżają sie po Polsce, do Białegostoku wracają nieliczni. Tych studiujących w Białymstoku najzdolniejszych wsysa Warszawa, ostatnio Londyn albo Dublin. Zostają ci, którzy naprawdę muszą – utrzymujący i opiekujący się rodzicami czy młodszym rodzeństwem.
Znalezienie pracy w mieście w sposób uczciwy w zdecydowanej większości przypadków nie wchodzi w rachubę, nikt się zresztą nawet nie kryje z tym, że pracę zawdzięcza komuś bądź czemuś. Pojęcie “ciekawa praca” raczej nie istnieje.
Mniejsze miasteczka są już niemal ogołocone z młodych ludzi, kierunkiem podróży najczęściej jest Londyn lub Dublin.
Sztandarowym miastem na Podlasiu są słynne Siemiatycze znane z bezpośredniej linii Siemiatycze – Bruksela. Część mieszkańców Siemiatycz wzbogaciwszy się w Belgii wróciła z powrotem i zarobione pieniądze zainwestowała we własne firmy. Przemilcza się jednak koszty społeczne owych wyjazdów – rozbite rodziny, samobójstwa, patologie.
Wczoraj po raz pierwszy poważnie problemem tym zajął się Jan Pospieszalski w programie “Warto rozmawiać”. Swego czasu pisał o tym “Ozon”, ale mediach i tak dominował ton dumy z przedsiębiorczych mieszkańców Podlasia, którzy wzięli sprawy w swoje ręce i pozostawiwszy swoje żony, swoich mężów, dzieci wyjechali do Belgii, by wykonywać najprostsze prace, czasem poniżające godność człowieka.
Tymczasem mieszkańcy Podlasia tak naprawdę czują się opuszczeni. Można mówić o nieuchronnych kosztach transformacji, o tym, że jakoś muszą sobie sami radzić, a jak nie potrafią to ich problem, ich sprawa. Można odwracać się plecami do rzeczywistości i oczekiwać niemożliwego. Ludność Podlasia jest zdecydowanie bardziej pasywna niż mieszkańcy innych części Polski, mentalnie to coś pośredniego między Białorusinami a Polakami, zawsze w Polsce B, niechciana, stanowiąca trochę wstydliwy problem, bez pomocy państwa sama sobie nie da rady. Przy czym rzecz nie w tym, by wyasygnować w kolejnych budżetach środki na poniżające zapomogi socjalne. Państwo niech się ograniczy do wspierania tworzenia czy rozbudowy infrastruktury, dużo większych zastrzyków finansowych w edukację i niech wreszcie realnie uwolni indywidualną inicjatywę gospodarczą. Na tym w końcu polega subsydiarność – państwo wkracza tam, gdzie społeczności same nie są w stanie rozwiązać nurtujących je problemów.
komentarze
Czyli co?
Fundusz solidarnosciowy?
Igła -- 15.02.2008 - 20:41Igła
wenhrinie
niestety patologii jest więcej, pamiętam jak w stronę Bobrowników (czyli granicy państwa) prowadziła droga z kostki brukowej pamiętającej pewnie czasu przedwojenne…
kolejną sprawą jest problem z nadużywaniem alkoholu. Niestety znam miejscowości w których naczelne miejsce zajmuje całodobowy monopolowy, mieścina 3 tysiące mieszkańców (a może nawet dwa było?), jak kogoś nie stać to bimbruje na własny użytek…
same smutne sprawy…
pozdrawiam
Prezes , Traktor, Redaktor
max -- 15.02.2008 - 21:54>wenhrin
my na tej ścianie wschodniej mamy zawsze wiatr w plecy… nawet ostatnio politycy powtarzają, że w nasze tereny nie będą ładować kasy z UE bo się nie opłaca …
kij im w nos … i tak nic od nich nie chcę, ale chodzi o podejście do ludzi …
a co do małego ruchu to podobno już zaklepany jest z Ukrainą ... i dobrze
“Jest taki stary rosyjski zwyczaj, żeby wyjść trzeba najpierw trochę posiedzieć”
Docent Stopczyk -- 15.02.2008 - 22:34Szanowny Wehrinie
Podobna sytuację pamietam z Niederoesterreichu czyli Dolnej Austri ()graniczącej z Wegrami), a także pogranicza Górnej Austrii z Czechoslowacją. Wtedy Austriacy bali sie inwestycji na tych terenach ze względu na potencjalny konflikt zbrojny. Nie bylo sensu inwestować, bo w razie czego zostalyby ruiny.
Mam wrażenie, że podobnie jest i na terenach wokól Bialegostoku w strone wschodnią, tyle że tam granica także z Litwą, więc trochę dziwne.
Chociaż macie tam i sztandarowego firmy jak Biatel na przyklad.
Inna sprawą jest – ale to niestety kwestia czasu – umiejetnośc wędrowania za pracą calymi rodzinami. Przywiązanie do ziemi rodzinnej jest zabójcze w powiązaniu z brakiem inwestycji. Tylko w co?
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 15.02.2008 - 23:37Igło
Nie wiem jak miałby wyglądać taki fundusz.
Wieksze inwestycje z istniejącego budżetu, bez konieczności tworzenia dodatkowych funduszy, bo te w Polsce chyba jednak nie zdają egzaminu.
wenhrin -- 15.02.2008 - 23:55maksie
Tak, ta kostka pamiętała czasy przedwojenne, ta droga prowadziła do Wołkowyska, Baranowicz, tędy na wschód maszerowała armia napoleońska w 1812, z tym, że owa kostka jej nie pamiętała ;-)
Z alkoholem jest problem, no ale to w końcu wschód ;-)
wenhrin -- 15.02.2008 - 23:57Lorenzo
Biatel i jeszcze kilka innych, ale to za mało jak na 300-tysięczne miasto.
No właśnie, gdyby za pracą wędrowały całe rodziny to jeszcze pół biedy, ale gdy jeden z rodziców, to już jest poważny problem, wiele słyszałem już historii z samobójstwach, o dzieciach bez właściwej opieki, o patologiach z tym związanych.
Co do inwestycji – przede wszystkim w drogi, za każdym razem, kiedy jadę trasą warszawską, augustowską czy lubelską nie mam pewności czy wrócę do domu. No i inwestycje w infrastrukturę turystyczną – wciąż za mało kwater prywatnych, za mało pensjonatów o wysokim standardzie. A przede wszystkim miejsc, gdzie mozna zjeść – restauracji, kuchni domowych, kafejek, po drugiej stronie Bugu – Podlasie południowe ten problem jest dużo lepiej rozwiązany, ale tam ludzie mają już inną mentalność, tu ich trzeba bardziej za rękę prowadzić.
Pozdrawiam serdecznie
wenhrin -- 16.02.2008 - 00:07Docencie
Nie opłaca sie nie inwestować, nieinwestowanie w drogi prowadzi do braku inwestycji bezpośrednich w firmy, brak takich inwestycji do mniejszych dochodów dla budżetu państwa, więc inwestować się jednak opłaca.
Podejście do ludzi w tym kraju ogolnie jest nacechowana pogardą, polecam kilka komentarzy na moim blogu w salonie24 pod tym samym wpisem.
Mały ruch z Ukrainą podobno jest już zaklepany, ale umowy jeszcze nie ma, a Węgrzy i Ukraińcy mają taką umowę już od kilku miesięcy, podpisali ją jeszcze przed wejściem Węgier do strefy Schengen
wenhrin -- 16.02.2008 - 00:26wenhrin
co do małego ruchu – ruch jak widać jest rzeczywiście mały … ze strony polskich urzędasów. no cóż to nie pierwszy przypadek kiedy inni okazują się bardziej zaradni (Węgrzy)
co do pogardy … jak mówię komuś, np z Wrocławia, gdzie mieszkam, to często odpowiedzią jest: “eee Ukraina” ... ciekawe skąd są ich rodzice/dziadkowie? pewnie przyjechali z Zagłębia Ruhry …
pozdrawiam
“Jest taki stary rosyjski zwyczaj, żeby wyjść trzeba najpierw trochę posiedzieć”
Docent Stopczyk -- 16.02.2008 - 16:41No ale
Lublin to jedno z najładniejszych polskich miast, z piękną Starówką z prawdziwego zdarzenia, z prawdziwym wielkomiejskim centrum, miasto na europejskim poziomie, którego nie wstyd pokazać komukolwiek z Europy Zachodniej, i coś tam jednak od czasu do czasu się w nim dzieje.
A cóż ja mam powiedzieć, gdy zadeklaruję komuś, że jest z Białegostoku? Tu już nie ma się czym pochwalić, ani Starówki, ani wielkomiejskiego centrum, bieda z nędzą.
Pozdrowienia
wenhrin -- 16.02.2008 - 19:46re: Uroki prowincji. Czy to jest jeszcze Polska?
Mieszkam w Lublinie. I żebranie kasy z budżetu, albo okradanie zachodnich województw pod hasłem: ,,solidaryzmu” nie podoba mi się wcale a wcale. Najlepiej ponarzekać, pokrzyczeć że tutaj nic się nie da zrobić i wystawiać łapę po pieniądze. Bo co? Bo nam się należy?
Umówmy się. Droga do modernizacji vel. bogacenia się Polski B zaczyna się od mieszkańców Polski B. Widocznie jesteśmy dymani, bo ta pozycja nam się bardzo podoba. Mamy jedyną kopalnię w Polsce, która od kilkunastu lat nieprzerwanie przynosi zyski (Bogdanka, idzie na giełdę), mamy potężne Zakłady Azotowe w Puławach, ogromną granice na wschodzie wraz z dostępem do tamtych rynków zbycia. I co? Schengen i niebotyczne ceny wiz rozpieprzyły nam mały ruch graniczny z taką Białorusią i Ukrainą. PO – wcy odebrali nam większość unijnej kasy na projekty w Polsce B. A na polecenie Komisji Europejskiej zamyka się w Lublinie jedną z najnowocześniejszych, rentownych i najlepszych cukrowni w Polsce. Jesteśmy dymani. Bo chcemy być dymani, panowie. Wyciąganie łapy po zapomogę na nic się nie zda.
,,I pomyśleć, że na tym ogniu, który ukradł Prometeusz bogom, spalono Giordana Bruna!”
Tomasz Gontarz -- 16.02.2008 - 20:06Stanisław Jerzy Lec