Szanowni

Szanowni

Obserwując (i biorąc w nich udział, gdy mam coś do powiedzenia) kilka dyskusji toczących się na sąsiednich blogach przyszła mi do głowy pewna myśl (pomysł?) na częściowe chociaź rozwiązanie kłopotów z komunikacją między politykami a społeczeństwem ( oczywiście jest to chore załoźenie, że politycy maja kłopoty z komunikacja ze społeczeństwem! A w życiu!).

Oto bowiem politycy zaczynaja być już coraz bardziej up to date w kwestii komunikacji, tylko tak troche w jedną stronę. Zakładają sobie blogi, na których zamieszczają swe genialne czy kongenialne myśli, ale z założeniem, że to oni są gospodarzami, że to oni są właścicielami najmądrzejszych przemyśleń. “Jak chcesz obywatelu, to napisz u mnie na blogu, może ci odpowiem, jak mi się spodoba”.

A gdyby tak jeden z drugim podjął cholernie ryzykowną decyzję i przyszedł w odwiedziny np. na txt i na żywo rozpoczął dyskusję. To on będzie wtedy gościem, to on będzie się wtedy musial tłumaczyć ze swoich pociągnięc i tłumaczyć drążące PT Publicznośc problemy.

I nie idzie mi tu o zbieranie pytań do Pana Prezesa, na które łaskawie odpowie lub nie, a moderator je uczesze na gładko, ale spotkanie na żywo. Precedensy są, więc…

Tylko to dużo pracy kosztuje, takie spotykanie się z ludźmi, nieprzyjemne też być może, bo z nickami się głównie rozmawia, żaden ochroniarz nie ochroni… Ale tak może się budować autorytet, charyzmę i takie tam. Fama pójdzie wśród ludzi, i to bardzo szybko.


I co dalej z tym cholernym smarkaczem? By: germania (28 komentarzy) 29 luty, 2008 - 12:02