Pan zakłada, że analityczne rozróżnienia, przekładają się na życie społeczne. Obawiam się, że jest to typowy przykład zamykania się w “wieży z kości słoniowej”.
Co do ideologicznej zasady, ma Pan rację. Warto jednak pamiętać, że ideologiczne zasady niekoniecznie trafiają do ideologicznych wyznawców. Człowiek ma nadzwyczajną zdolność łączenia w swej osobowości elementów, które dla zewnętrznego obserwatora będą zgoła sprzeczne. I umie z tym żyć.
Nazywa się to redukowaniem dysonansu poznawczego.
W konsekwencji, niezależnie od tego czy Pan to uzna za dewiację, czy normę, rzesze komunistów, którzy łączyli komunizowanie z wiarą były (a obawiam się, że są nadal) wcale liczne.
Co więcej, warto pamiętać, że zasady, wartości, idee i wierzenia mogą i są wykorzystywane instrumentalnie.
Już sam marskizm (w wersji pierwotnej, nieskażonej jeszcze narodnickim myśleniem rosyjskim) przesycony był chiliazmem i swoistym klasowym mistycyzmem (a ściślej – mistycznym mechanicyzmem i woluntaryzmem). Mimo zewnętrznej walki z religią, marksiści różnej maści dążyli do wykorzystania tych cech swej ideologii, które czyniły ją podobną do religii.
Jeszcze przed przewrotem bolszewickim, RKP wyznaczyła kilku towarzyszy (byli wśród nich Łunaczarski i Bogdanow) do szukania i tworzenia religii (bogoiskatielstwo i bogotworiczestwo ), mając zamiar instrumentalnie wykorzystywać religię i wiarę. Czy z tych zamiarów coś wyszło, to już inna historia.
Podobno w klatach dwudziestych spotykano ikony z Trockim i Leninem. W ogóle warto się zastanowić jaki wpływ wywarły cechy prawosławia (w szczególności – kult ikony) dla praktyki propagandowej praktycznego bolszewizmu i jego następców.
Z drugiej strony, proszę zwrócić uwagę, że nawet w obrębie Kościoła Katolickiego pojawiały się nurty komunizujące (w ostatnich dziesięcioleciach, bodaj czy nie najbardziej znane były niektóre postacie z kręgu tzw. teologii wyzwolenia *).
I żeby zając stanowisko, dwa zdania.
Antyreligijność mam za immanentną cechę marksizmu, a także marksistowskich i postmarksistowskich ideologii.
Natomiast negowanie łączenia religijności i tychże ideologii w praktyce społecznej, jednostkowej i zbiorowej, wydaje mi się zamykaniem oczy na fakty, które się, zamykającemu oczy, nie spodobały.
*) Nie twierdzę, bo bym zełgał, że cały nurt teologii wyzwolenia był komunizujący, a nawet marksizujący. Ale niektórzy jego przedstawiciele, choćby związani z sandinistami – byli.
Panie Wyrusie,
Pan zakłada, że analityczne rozróżnienia, przekładają się na życie społeczne. Obawiam się, że jest to typowy przykład zamykania się w “wieży z kości słoniowej”.
Co do ideologicznej zasady, ma Pan rację. Warto jednak pamiętać, że ideologiczne zasady niekoniecznie trafiają do ideologicznych wyznawców. Człowiek ma nadzwyczajną zdolność łączenia w swej osobowości elementów, które dla zewnętrznego obserwatora będą zgoła sprzeczne. I umie z tym żyć.
Nazywa się to redukowaniem dysonansu poznawczego.
W konsekwencji, niezależnie od tego czy Pan to uzna za dewiację, czy normę, rzesze komunistów, którzy łączyli komunizowanie z wiarą były (a obawiam się, że są nadal) wcale liczne.
Co więcej, warto pamiętać, że zasady, wartości, idee i wierzenia mogą i są wykorzystywane instrumentalnie.
Już sam marskizm (w wersji pierwotnej, nieskażonej jeszcze narodnickim myśleniem rosyjskim) przesycony był chiliazmem i swoistym klasowym mistycyzmem (a ściślej – mistycznym mechanicyzmem i woluntaryzmem). Mimo zewnętrznej walki z religią, marksiści różnej maści dążyli do wykorzystania tych cech swej ideologii, które czyniły ją podobną do religii.
Jeszcze przed przewrotem bolszewickim, RKP wyznaczyła kilku towarzyszy (byli wśród nich Łunaczarski i Bogdanow) do szukania i tworzenia religii (bogoiskatielstwo i bogotworiczestwo ), mając zamiar instrumentalnie wykorzystywać religię i wiarę. Czy z tych zamiarów coś wyszło, to już inna historia.
Podobno w klatach dwudziestych spotykano ikony z Trockim i Leninem. W ogóle warto się zastanowić jaki wpływ wywarły cechy prawosławia (w szczególności – kult ikony) dla praktyki propagandowej praktycznego bolszewizmu i jego następców.
Z drugiej strony, proszę zwrócić uwagę, że nawet w obrębie Kościoła Katolickiego pojawiały się nurty komunizujące (w ostatnich dziesięcioleciach, bodaj czy nie najbardziej znane były niektóre postacie z kręgu tzw. teologii wyzwolenia *).
I żeby zając stanowisko, dwa zdania.
Antyreligijność mam za immanentną cechę marksizmu, a także marksistowskich i postmarksistowskich ideologii.
Natomiast negowanie łączenia religijności i tychże ideologii w praktyce społecznej, jednostkowej i zbiorowej, wydaje mi się zamykaniem oczy na fakty, które się, zamykającemu oczy, nie spodobały.
*) Nie twierdzę, bo bym zełgał, że cały nurt teologii wyzwolenia był komunizujący, a nawet marksizujący. Ale niektórzy jego przedstawiciele, choćby związani z sandinistami – byli.
yayco -- 04.02.2008 - 13:36