Nasza rozmowa przypomina dwie proste równoległe. Niestety.
Propozycja, by wrócić do sedna wydaje mi się całkiem rozsądna.
Spróbuję jeszcze raz.
Pan wie, że homoseksualizm jest wpisany w cywilizację śmierci.
Pan wie, że to grzech realizowanie swocih homoseksualnych potrzeb.
To co mnie martwi to fakt, że Pan swoja wiedzę opiera wyłącznie na tych źródłach naukowych lub pseudonaukowych, które potwierdzają to, co Pan już wie.
Trochę jakby się Pan bał zajrzeć za kurtynę i posłuchać innych opinii.
Dla Pana ziemia wciąż jest płaska, jakby powiedział Ken Wilber.
Co do mnie.
W gruncie rzeczy uważam, że to nie jest moja sprawa kto kogo kocha, z kim uprawia seks.
Więcej jeszcze.
Ja po prostu nie daję sobie prawa do ferowania wyroków w sprawie czy to jest dobre, czy złe, właściwe czy nie.
Moje poznawanie świata jest niezwykle ograniczone, nie mam zbyt wiele do dyspozycji choć to, co mam to i tak bardzo dużo.
I ja Panie Poldku wolę uznać, że każdy człowiek ma prawo do życia zgodnego z tym jaki jest.
Wolę tę wolność drugiemu człowiekowi oddać, bo kim jestem żeby postąpić inaczej?
Wiem, że Pana nie przekonam.
Wyrażam tylko zazwyczaj pewien niepokój kiedy napotykam tak nienaruszalne stanowisko jak Pańskie.
Jeśli ograniczałoby się ono do ram Pańskiego Kościoła to zapewne dyskusja miałaby charakter wyłacznie wymiany opinii.
Tymczasem Pan chce, by to w co Pan wierzy stało się społeczną rzeczywistością. By Pańskie założenia znalazły swoje odzwierciedlenie w prawie stanowionym nie przez Kościół lecz przez świeckie państwo.
Dlaczego miałabym się zgodzić na to, by Pańska wiara stała się, wbrew moim i nie tylko moim przekonaniom, prawdą usankcjonowaną?
Tak myślę też, że gdybym miała dziecko homoseksualne to chciałabym żeby mogło spokojnie żyć. Żeby nie musiało całe życie udowadniać, że nie jest wielbłądem, żeby nikomu nie przyszło do głowy tworzenie jakiś programów korygujących.
By nikt mu nie mówił, że to jaki jest to wyraz słabości, braku bójek w dzieciństwie, zbyt skoncentrowanej matki czy przeciwnie chłodnej matki itd. itd.
To może oznaczać, że wolałabym by moją prawdę uznano. Tak.
Wolałabym. Ze względu, nie na siebie, lecz na spokój innych. Na ich prawo do szacunku, miłości i świętego spokoju.
Pana prawda o świecie, Bogu i człowieku jest z mojej perspektywy tylko jedną z możliwych.
Moja prawda o świecie Bogu i człowieku jest dla mnie też tylko jedną z możliwych.
Panie Poldku
Nasza rozmowa przypomina dwie proste równoległe. Niestety.
Propozycja, by wrócić do sedna wydaje mi się całkiem rozsądna.
Spróbuję jeszcze raz.
Pan wie, że homoseksualizm jest wpisany w cywilizację śmierci.
Pan wie, że to grzech realizowanie swocih homoseksualnych potrzeb.
To co mnie martwi to fakt, że Pan swoja wiedzę opiera wyłącznie na tych źródłach naukowych lub pseudonaukowych, które potwierdzają to, co Pan już wie.
Trochę jakby się Pan bał zajrzeć za kurtynę i posłuchać innych opinii.
Dla Pana ziemia wciąż jest płaska, jakby powiedział Ken Wilber.
Co do mnie.
W gruncie rzeczy uważam, że to nie jest moja sprawa kto kogo kocha, z kim uprawia seks.
Więcej jeszcze.
Ja po prostu nie daję sobie prawa do ferowania wyroków w sprawie czy to jest dobre, czy złe, właściwe czy nie.
Moje poznawanie świata jest niezwykle ograniczone, nie mam zbyt wiele do dyspozycji choć to, co mam to i tak bardzo dużo.
I ja Panie Poldku wolę uznać, że każdy człowiek ma prawo do życia zgodnego z tym jaki jest.
Wolę tę wolność drugiemu człowiekowi oddać, bo kim jestem żeby postąpić inaczej?
Wiem, że Pana nie przekonam.
Wyrażam tylko zazwyczaj pewien niepokój kiedy napotykam tak nienaruszalne stanowisko jak Pańskie.
Jeśli ograniczałoby się ono do ram Pańskiego Kościoła to zapewne dyskusja miałaby charakter wyłacznie wymiany opinii.
Tymczasem Pan chce, by to w co Pan wierzy stało się społeczną rzeczywistością. By Pańskie założenia znalazły swoje odzwierciedlenie w prawie stanowionym nie przez Kościół lecz przez świeckie państwo.
Dlaczego miałabym się zgodzić na to, by Pańska wiara stała się, wbrew moim i nie tylko moim przekonaniom, prawdą usankcjonowaną?
Tak myślę też, że gdybym miała dziecko homoseksualne to chciałabym żeby mogło spokojnie żyć. Żeby nie musiało całe życie udowadniać, że nie jest wielbłądem, żeby nikomu nie przyszło do głowy tworzenie jakiś programów korygujących.
By nikt mu nie mówił, że to jaki jest to wyraz słabości, braku bójek w dzieciństwie, zbyt skoncentrowanej matki czy przeciwnie chłodnej matki itd. itd.
To może oznaczać, że wolałabym by moją prawdę uznano. Tak.
Wolałabym. Ze względu, nie na siebie, lecz na spokój innych. Na ich prawo do szacunku, miłości i świętego spokoju.
Pana prawda o świecie, Bogu i człowieku jest z mojej perspektywy tylko jedną z możliwych.
Moja prawda o świecie Bogu i człowieku jest dla mnie też tylko jedną z możliwych.
Gretchen -- 27.03.2008 - 13:32