Joteszu,

Joteszu,

Cocaine uzależnia, oj uzależnia.
To był chyba pierwszy kawałek Claptona, po którym zacząłem go regularnie słuchać. Jak więc widać zacząłem dość późno – od albumu Slowhand, który po dziś dzień uważam za niedościgniony.

Cocaine jest też przykładem, że można z nijakiego utworu (nie oszukujmy się, Cocaine to nie jest szczyt dokonań J.J. Cale’a) zrobić COŚ.

Takie jeszcze wykonanie wygrzebałem z Winwoodem, który jest u nas trochę niedoceniany.

Jeśli już Winwood, to takie coś proponuję wygrzebane w tubowych zakamarkach:

I żeby posłuchać tego samego, ale inaczej, przemieszczamy się płynnie do:

Stąd już całkiem niedaleko do celu, do którego zmierzamy:

...troszkę szkoda, że smektałowy Blues Brothers Day stał się dzisiaj kółkiem wzajemnej adoracji. Ech, ta sesja w Polskim, pod koniec ubiegłego wieku, z bluesującymi hr. Dzieduszyckim i Zdrojewskim…


Muzyka łagodzi obyczaje? (2) By: chamopole (8 komentarzy) 28 lipiec, 2008 - 14:27