Obrazki Zapałczanych Ludzi – tak u nas nazywano ten wielki przebój zespołu Status Quo z roku 1968 Czterdzieści lat minęło a ja ciągle lubię posłuchać tej melodyjki.
Po latach wielu, w 1989 roku, trochę starsi panowie nagrali hit “In The Army Now”, za którym specjalnie nie przepadałem jako zdeklarowany pacyfista i przeciwnik zupactwa. Ale się słucha…
Jeśli skręciłem w armię, to samo się nasunęło nagranie Dire Straits “Brothers In Arms”. W taki upał jak dziś armia kojarzy się tylko z rozprażonym poligonem i mokrym moro, przylepionym do spoconego ciała… Obrzydliwość!
Zakończę więc, ni z gruszki, ni z pietruszki, “Małym Czerwonym Kogucikiem”, czyli bluesem skomponowanym przez Williego Dixona, który mi zawsze dobrze wchodzi w wersji Rolling Stonesów. Piosenka nie jest dla dzieci choć mówi o ptaszku!
:)
komentarze
No posłuchałem,
świetne, poz a,,Brothers in arms”, które mnie zawsze nudziło.
Choc wiem, że dla wielu to utwór wybitny.
A ja jakoś nie przepadam, znaczy moge słuchać, ale nie zachwyca mnie…
pzdr
grześ -- 28.07.2008 - 21:06grzesiu
Tak to już jest z tym gustem. Czasem nie możesz się w czymś zakochać mimo chęci, a nawet prób.
Pozdr.
popisowiec -- 28.07.2008 - 20:48jotesz
Fajny zestaw. Dobrze się słucha.
Pozdr.
popisowiec -- 28.07.2008 - 20:49Dzięki za uznanie!
Grzesiu, zgadzam się z oceną Dire Straits. Po latach mogę przyznać z bólem, że slucham ich rzadziej niż staroci z przełomu 60/70. Choć zawsze byłem pełen uznania dla grania Marka Knopflera to jednocześnie ciągle się dziwiłem, że nikt nie zauważa, jak zasłuchał się on sugestywnie w sposób grania skromnego J.J.Cale’a. Bodaj raz tylko usłyszałem taką uwagę u Wojtka Manna. Reszta zachwycała się oryginalnością gry angielskiego nauczyciela angielskiego…
jotesz -- 29.07.2008 - 07:20Joteszu,
“Wtórna kreatywność” Knopflera nie jest chyba tajemnicą. Mnie to niespecjalnie przeszkadza, szczególnie w starszych kawałkach. Takie “Private Investigations”, dajmy na to, lubię słuchać do dziś.
Zauważam u siebie tendencję do coraz bardziej sceptycznego podejścia do nowości. To pewnie przychodzi z wiekiem.
I wtedy, trawestując klasyka, lubię słuchać tego, co już znam.
oszust1 -- 29.07.2008 - 07:48Oszuście Pierwszy!
Ja nie miałem zamiaru obniżać wartości osiągnięć MK – tylko od początku jego kariery w dźwiękach gitary słyszałem starego dobrego Dżejdżeja. Mistrz, od którego brzmienie przejął Mark jest gigantem, choć u nas może mniej znanym, to za oceanem szanowanym i cenionym. Wspaniałe kompozycje Cale’a grali najwięksi. Choćby “Aftermidnight” w wykonaniu Claptona, choć ja akurat tego hitu serdecznie nie cierpię. Ale “Cocaine” łykam w każdym wykonaniu – widocznie uzależnia…
jotesz -- 29.07.2008 - 08:28:)
Joteszu,
Cocaine uzależnia, oj uzależnia.
To był chyba pierwszy kawałek Claptona, po którym zacząłem go regularnie słuchać. Jak więc widać zacząłem dość późno – od albumu Slowhand, który po dziś dzień uważam za niedościgniony.
Cocaine jest też przykładem, że można z nijakiego utworu (nie oszukujmy się, Cocaine to nie jest szczyt dokonań J.J. Cale’a) zrobić COŚ.
Takie jeszcze wykonanie wygrzebałem z Winwoodem, który jest u nas trochę niedoceniany.
Jeśli już Winwood, to takie coś proponuję wygrzebane w tubowych zakamarkach:
I żeby posłuchać tego samego, ale inaczej, przemieszczamy się płynnie do:
Stąd już całkiem niedaleko do celu, do którego zmierzamy:
...troszkę szkoda, że smektałowy Blues Brothers Day stał się dzisiaj kółkiem wzajemnej adoracji. Ech, ta sesja w Polskim, pod koniec ubiegłego wieku, z bluesującymi hr. Dzieduszyckim i Zdrojewskim…
oszust1 -- 29.07.2008 - 09:24Aleś mi dogodził! Jak ksiądz...
J.J.Cale napisał wiele cudowności. Ja Kokainę lubię, choć wyżej stawiam “Call Me The Breeze”...
Wspominka o Winwoodzie to dla mnie miodzio, bo ja z Winwoodem jestem za pan brat od czasów Spencer Davis Group, kiedy to Stevie był nastolatkiem. Traffic, Blind Faith i reszta, to dla mnie ciągle żywa muzyka! Na początek więc bardzo wczesny Steve, w superprzeboju “Gimme Some Lovin”, z głosem imponująco czarnym, zwłaszcza jak na angielskiego nastolatka!
Nie znalazłem w jutubkach “Steve’s Blues” jeszcze z czasów Spencer Davis Group, więc wlepię zupełnie świeże nagranie, tegoroczne:
na którym Winwood gra na fortepianie, choć ja go najbardziej lubię przy hammondzie. Tu z Claptonem wykonują nieśmiertelnego bluesa o podwójnym kłopocie. “Double Trouble” mi najbardziej smakuje w starym wykonaniu Johna Mayalla i jego Bluesbreakers.
jotesz -- 29.07.2008 - 10:17