Niemniej to nie erystyka (jak wygląda nie tandetna?), tylko żelazne konsekwencje Pańskiego rozumowania. Jeżeli można odebrać dziecko rodzicom (ograniczyć ich wpływ), bo są z marginesu, to można odebrać Panu, trzeba tylko odpowiednio zdefiniować margines.
Tandetna erystyka to taka o niskim stopniu wyrafinowania. Pan niby chce fechtować ino motyką to nie to samo co szpadą. Szkoła to zaledwie wycinek dnia, a nie odbieranie dzieci rodzicom. Dla mnie lepiej żeby spędziły w szkole konstruktywnie czas niż siedziały cichutko w kąciku, bo się skacowany tatuś budzi.
Pojechałem co. Podobne hopsasa pan wyczynia. od ogółu do szczegółu od szczegółu do ogółu byle z założona teza się zgadzało. Bawmy sie dalej.
Pojechał Pan bez sensu argumentem ad personam, a nie ad rem. Cieniutko.
ja: Dziecko w grupie nie tylko uczy się współpracy, ale też ma inny poziom motywacji.
JM: Oba stwierdzenia jestem w stanie obalić na własnym przykładzie, uzasadniając to teoretycznie. Natomiast nie sądzę, aby to było zbyt interesujące.
a grzesiowi pan wytknął słabość perspektywy żaby. tym razem już jest ona OK. Ja równie gładko mogę panu udowodnić, że mam rację. Wymienimy się kartami autorytetów? A może wyciągnie pan Jontka jąkałę co w grupie wybitnej się wycofa i wpadnie w mutyzm?
Jeśli Pan wygłasza zdanie ogólne, to przedstawienie jednego przykładu sprzecznego, obala Pańskie twierdzenie. Natomiast jeśli pani Olga przedstawia uogólnienie swojego doświadczenia, to inne doświadczenie tylko ogranicza zakres stosowania jej stwierdzenia. Gdyby pan Grześ napisał, że „nie dla każdego wcześniejsze pójście do szkoły musi być utratą dzieciństwa”, to bym słowem nie zająkną na temat perspektywy. Jeśli jest Pan taki dobry, to proszę uzasadnić jak się ma Pańskie zdanie o uczeniu się współpracy w grupie rówieśników, do nauki terroru w grupie i współpracy w domu? Co zrobić z przypadkami ludzi motywowanych wyzwaniem intelektualnym, a nie opinią grupy. Ja potrafię pominąć wątek osobisty. Potrafi Pan merytorycznie odpowiedzieć?
Czekam na dowód Pańskiej racji. :)
ja: Naturalną jest potrzeba kontaktów z rówieśnikami.
JM :Ta potrzeba jest naturalna i tu może administracja odegrać znaczącą rolę, poprzez kojarzenie dzieci wybitnie inteligentnych, tak żeby pasować do rówieśników nie tylko fizycznie. Do tego nie potrzeba obowiązkowej szkoły. Wystarczą odpowiednio wcześnie badania przesiewowe, tak aby wyłapać wybitne jednostki jak najwcześniej.
Badania kto zrobi i na czyje polecenie. A po badaniach co?? Szkoła jest be, ale badania przesiewowe już OK. Bo w szkole ja mam zajęcie, a na badaniach miałby pan. Konflikt interesów zawodowych, czyż nie? Się droczę:)
Jakoś nie spodziewam się, aby mnie ktoś zapraszał do powrotu w celu przebadania dzieci. Za dużo problemów by miał. Za trudne pytania bym stawiał. To à propos konfliktu interesów zawodowych. Natomiast odnośnie szkoły, to zły jest obowiązek szkolny, jeśli nie doczytał się Pan tego dotychczas. Jeśli potrafi Pan uczyć dzieci, że rodzice będą chcieli, żeby Pan uczył, pomimo że będą mogli zostawić dziecko w domu albo wysłać do tańszej, czy gorszej konkurencji, to Panu pogratuluję. Gdy nie mają wyboru, to będę twierdził, że wyrządza Pan dzieciom szkodę samym istnieniem. :)
JM: Jak Pan chce rozwijać to co dziecko wyniesie ze szkoły w której koledzy (bo przecież nie Pańskie dziecko) założyli nauczycielowi kosz na głowę? A może lepszym oddziaływaniem na dziecko jest symulowanie gwałtu i zamieszczanie potem zdjęć w sieci? Czy też przykład dawany przez kolegę repetenta przychodzącego do szkoły po pijaku, z papierosem w zębach lżącego nauczycielki?
W Polsce jest tylko 14 tysięcy podstawówek. Drugie tyle szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Spośród tej masy wyciągnął pan dwa trzy przypadki, które miały miejsce w ostatnich 5 latach i to ma być obraz całego szkolnictwa w Polsce. A fe. To dopiero manipulacja grubymi nićmi szyta.
Widzę, że Pańskie argumenty są tak merytoryczne, że śmiech z nóg zwala. Pan na prawdę chce ze mną polemizować? Proszę mierzyć siły na zamiary. Proszę powiedzieć w czym te sytuacje, które przywołałem, są lepsze od patologicznego domu. I dlaczego Pan ma prawo żądać, żebym oddał Panu moje dziecko pod opiekę?
Cały problem w tym, że świadomie lub nie (oby) walczy pan ze szkołą i jej czarna legendą. ja widzę to z drugiej strony. I tak jak Pino ma traumę szkoły sprzed kilku lat gdzie poszła ze starszym rocznikiem i okłada tą starą szkołę tak i pan nie dostrzega, że dążymy ku lepszemu modelowi. Że szkoła po reformie ma witać dzieci w odpowiednich dla nich warunkach. Z przestronnymi salami podzielonymi na część rekreacyjna i tą edukacyjną. Że szkoła dla maluchów ma być bez dzwonków, a nauka w nienormowanym czasie zamiast reżimu 45 minutowego, że to szkoła z niezależnym węzłem sanitarnym, korytarzami i opieką do godziny 17ej. Dzisiaj brzmi to jak utopia (otwierają się klisze sprzed lat), ale albo mówimy o kliszach i będziemy narzekać, albo podpowiemy co zrobić aby zbudować lepszy model szkoły. Bo trzymanie dziecka na domowym przypiecku to komfort dla wybranych, a mordęga dla większości.
Czy Pan udaje, że nie rozumie czy rzeczywiście nie pojmuje Pan o co chodzi? Obowiązkowa szkoła jest zła niezależnie od tego jak doskonale jest zorganizowana. Przymus, ograniczenie wolności jest złem. Klatka nawet złota jest klatką. Czy teraz dotarło do Pana, że broni Pan szkoły jako elementu systemu przemocy państwa względem obywatela, a nie instytucji niosącej wiedzę, a czasem wychowującej?
Panie Piotrze!
Niemniej to nie erystyka (jak wygląda nie tandetna?), tylko żelazne konsekwencje Pańskiego rozumowania. Jeżeli można odebrać dziecko rodzicom (ograniczyć ich wpływ), bo są z marginesu, to można odebrać Panu, trzeba tylko odpowiednio zdefiniować margines.
Tandetna erystyka to taka o niskim stopniu wyrafinowania. Pan niby chce fechtować ino motyką to nie to samo co szpadą. Szkoła to zaledwie wycinek dnia, a nie odbieranie dzieci rodzicom. Dla mnie lepiej żeby spędziły w szkole konstruktywnie czas niż siedziały cichutko w kąciku, bo się skacowany tatuś budzi.
Pojechałem co. Podobne hopsasa pan wyczynia. od ogółu do szczegółu od szczegółu do ogółu byle z założona teza się zgadzało. Bawmy sie dalej.
Pojechał Pan bez sensu argumentem ad personam, a nie ad rem. Cieniutko.
ja: Dziecko w grupie nie tylko uczy się współpracy, ale też ma inny poziom motywacji.
JM: Oba stwierdzenia jestem w stanie obalić na własnym przykładzie, uzasadniając to teoretycznie. Natomiast nie sądzę, aby to było zbyt interesujące.
a grzesiowi pan wytknął słabość perspektywy żaby. tym razem już jest ona OK. Ja równie gładko mogę panu udowodnić, że mam rację. Wymienimy się kartami autorytetów? A może wyciągnie pan Jontka jąkałę co w grupie wybitnej się wycofa i wpadnie w mutyzm?
Jeśli Pan wygłasza zdanie ogólne, to przedstawienie jednego przykładu sprzecznego, obala Pańskie twierdzenie. Natomiast jeśli pani Olga przedstawia uogólnienie swojego doświadczenia, to inne doświadczenie tylko ogranicza zakres stosowania jej stwierdzenia. Gdyby pan Grześ napisał, że „nie dla każdego wcześniejsze pójście do szkoły musi być utratą dzieciństwa”, to bym słowem nie zająkną na temat perspektywy. Jeśli jest Pan taki dobry, to proszę uzasadnić jak się ma Pańskie zdanie o uczeniu się współpracy w grupie rówieśników, do nauki terroru w grupie i współpracy w domu? Co zrobić z przypadkami ludzi motywowanych wyzwaniem intelektualnym, a nie opinią grupy. Ja potrafię pominąć wątek osobisty. Potrafi Pan merytorycznie odpowiedzieć?
Czekam na dowód Pańskiej racji. :)
ja: Naturalną jest potrzeba kontaktów z rówieśnikami.
JM :Ta potrzeba jest naturalna i tu może administracja odegrać znaczącą rolę, poprzez kojarzenie dzieci wybitnie inteligentnych, tak żeby pasować do rówieśników nie tylko fizycznie. Do tego nie potrzeba obowiązkowej szkoły. Wystarczą odpowiednio wcześnie badania przesiewowe, tak aby wyłapać wybitne jednostki jak najwcześniej.
Badania kto zrobi i na czyje polecenie. A po badaniach co?? Szkoła jest be, ale badania przesiewowe już OK. Bo w szkole ja mam zajęcie, a na badaniach miałby pan. Konflikt interesów zawodowych, czyż nie? Się droczę:)
Jakoś nie spodziewam się, aby mnie ktoś zapraszał do powrotu w celu przebadania dzieci. Za dużo problemów by miał. Za trudne pytania bym stawiał. To à propos konfliktu interesów zawodowych. Natomiast odnośnie szkoły, to zły jest obowiązek szkolny, jeśli nie doczytał się Pan tego dotychczas. Jeśli potrafi Pan uczyć dzieci, że rodzice będą chcieli, żeby Pan uczył, pomimo że będą mogli zostawić dziecko w domu albo wysłać do tańszej, czy gorszej konkurencji, to Panu pogratuluję. Gdy nie mają wyboru, to będę twierdził, że wyrządza Pan dzieciom szkodę samym istnieniem. :)
JM: Jak Pan chce rozwijać to co dziecko wyniesie ze szkoły w której koledzy (bo przecież nie Pańskie dziecko) założyli nauczycielowi kosz na głowę? A może lepszym oddziaływaniem na dziecko jest symulowanie gwałtu i zamieszczanie potem zdjęć w sieci? Czy też przykład dawany przez kolegę repetenta przychodzącego do szkoły po pijaku, z papierosem w zębach lżącego nauczycielki?
W Polsce jest tylko 14 tysięcy podstawówek. Drugie tyle szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych. Spośród tej masy wyciągnął pan dwa trzy przypadki, które miały miejsce w ostatnich 5 latach i to ma być obraz całego szkolnictwa w Polsce. A fe. To dopiero manipulacja grubymi nićmi szyta.
Widzę, że Pańskie argumenty są tak merytoryczne, że śmiech z nóg zwala. Pan na prawdę chce ze mną polemizować? Proszę mierzyć siły na zamiary. Proszę powiedzieć w czym te sytuacje, które przywołałem, są lepsze od patologicznego domu. I dlaczego Pan ma prawo żądać, żebym oddał Panu moje dziecko pod opiekę?
Cały problem w tym, że świadomie lub nie (oby) walczy pan ze szkołą i jej czarna legendą. ja widzę to z drugiej strony. I tak jak Pino ma traumę szkoły sprzed kilku lat gdzie poszła ze starszym rocznikiem i okłada tą starą szkołę tak i pan nie dostrzega, że dążymy ku lepszemu modelowi. Że szkoła po reformie ma witać dzieci w odpowiednich dla nich warunkach. Z przestronnymi salami podzielonymi na część rekreacyjna i tą edukacyjną. Że szkoła dla maluchów ma być bez dzwonków, a nauka w nienormowanym czasie zamiast reżimu 45 minutowego, że to szkoła z niezależnym węzłem sanitarnym, korytarzami i opieką do godziny 17ej. Dzisiaj brzmi to jak utopia (otwierają się klisze sprzed lat), ale albo mówimy o kliszach i będziemy narzekać, albo podpowiemy co zrobić aby zbudować lepszy model szkoły. Bo trzymanie dziecka na domowym przypiecku to komfort dla wybranych, a mordęga dla większości.
Czy Pan udaje, że nie rozumie czy rzeczywiście nie pojmuje Pan o co chodzi? Obowiązkowa szkoła jest zła niezależnie od tego jak doskonale jest zorganizowana. Przymus, ograniczenie wolności jest złem. Klatka nawet złota jest klatką. Czy teraz dotarło do Pana, że broni Pan szkoły jako elementu systemu przemocy państwa względem obywatela, a nie instytucji niosącej wiedzę, a czasem wychowującej?
Pozdrawiam bez nadziei na sensowną odpowiedź
Jerzy Maciejowski -- 12.01.2009 - 22:33