Jeśli o mnie, to może jestem trochę złośliwy, ale tylko trochę... nie ma się czym przejmować.
Jest sens musi być i nonsens – jakby to powiedziął Dżordż.
Ale do rzeczy;
Dziękuję Ci pięknie, po przeczytaniu tylu komplementów moja ignorancja poczuła się przepysznie.
Lecz nie myśl, ze pozwoli Ci to na wciągnięcie mnie w jałowy spór o didaskalia.
Jeśli chodzi o koronny dowód mojej ignorancji to akurat tu się mylisz. Mimo, że termin „poneryzacja” nie jest u nas w tak powszechnym użyciu, jak w Tyńcu, to zanim go roztropnie usunęłaś, załapałem, o co biega.:)
Co zaś tyczy reszty, to masz absolutną rację. W tych sprawach jestem dyletantem.
Mimo młodzieńczej fascynacji pracami profesorów Kępińskiego i Dąbrowskiego niewiele pamiętam.
Niewiele, to nie znaczy nic.
Pamiętam, że nie tylko w pracach popularno-naukowych ich wywody były formułowane precyzyjnie, logicznie i w miarę zrozumiale.
Nie musieli infantylnie obrazować przedmiotu swoich zainteresowań i badań Hannibalem Lecterem.
No, ale cóż, signum temporis; jak widać nauka również trudno opiera się fali hochsztaplerstwa.:)
Nie jest żadną wiedzą tajemną, że funkcjonowanie w instytucjach opartych na porządku hierarchicznym (administracja, wojsko, korporacje) wymaga odpowiednich predyspozycji psychicznych.
A jeśli ich brak, to pomocny okazuje się człowieczy mechanizm adaptacyjny.
Fiodor Dostojewski ujął to tak, cyt: „ władza to nałóg, w niej nawet najpoczciwszy człowiek ordynarnieje do stanu dzikiej bestii. Dla jego umysłu stają się wówczas słodkie najbardziej wyuzdane zjawiska.”
I te właśnie obserwacje dyletanta Dostojewskiego empirycznie potwierdził prof. Zimbardo.
Czyż nie stoją one w oczywistej w sprzeczności z postulatem badań kandydatów na menedżerów?
Pozdrawiam serdecznie
P.s.
A tak przy okazji; wśród powodzi słów odnoszących się do mojej osoby, umknęła mi wzmianka o pozamarketingowych kwalifikacjach pana dr Boddy’ego.:)
Magio, nie wygłupiaj się z tym cześć. O co chodzi?
Jeśli o mnie, to może jestem trochę złośliwy, ale tylko trochę... nie ma się czym przejmować.
Jest sens musi być i nonsens – jakby to powiedziął Dżordż.
Ale do rzeczy;
Dziękuję Ci pięknie, po przeczytaniu tylu komplementów moja ignorancja poczuła się przepysznie.
Lecz nie myśl, ze pozwoli Ci to na wciągnięcie mnie w jałowy spór o didaskalia.
Jeśli chodzi o koronny dowód mojej ignorancji to akurat tu się mylisz. Mimo, że termin „poneryzacja” nie jest u nas w tak powszechnym użyciu, jak w Tyńcu, to zanim go roztropnie usunęłaś, załapałem, o co biega.:)
Co zaś tyczy reszty, to masz absolutną rację. W tych sprawach jestem dyletantem.
Mimo młodzieńczej fascynacji pracami profesorów Kępińskiego i Dąbrowskiego niewiele pamiętam.
Niewiele, to nie znaczy nic.
Pamiętam, że nie tylko w pracach popularno-naukowych ich wywody były formułowane precyzyjnie, logicznie i w miarę zrozumiale.
Nie musieli infantylnie obrazować przedmiotu swoich zainteresowań i badań Hannibalem Lecterem.
No, ale cóż, signum temporis; jak widać nauka również trudno opiera się fali hochsztaplerstwa.:)
Nie jest żadną wiedzą tajemną, że funkcjonowanie w instytucjach opartych na porządku hierarchicznym (administracja, wojsko, korporacje) wymaga odpowiednich predyspozycji psychicznych.
A jeśli ich brak, to pomocny okazuje się człowieczy mechanizm adaptacyjny.
Fiodor Dostojewski ujął to tak, cyt: „ władza to nałóg, w niej nawet najpoczciwszy człowiek ordynarnieje do stanu dzikiej bestii. Dla jego umysłu stają się wówczas słodkie najbardziej wyuzdane zjawiska.”
I te właśnie obserwacje dyletanta Dostojewskiego empirycznie potwierdził prof. Zimbardo.
Czyż nie stoją one w oczywistej w sprzeczności z postulatem badań kandydatów na menedżerów?
Pozdrawiam serdecznie
P.s.
yassa -- 07.02.2012 - 21:41A tak przy okazji; wśród powodzi słów odnoszących się do mojej osoby, umknęła mi wzmianka o pozamarketingowych kwalifikacjach pana dr Boddy’ego.:)