Stary smakoszkowy tekst czyli naleśniki po studencku:)

Tekst ma prawie półtora roku i pochodzi z salonowego Smakoszka, acz trochę przeredagowany będzie i dodane będą
ozdobniki muzyczne, znaczy przy czym te naleśniki robic i przy czym jeść:)

Więc Grześ o nalesnikach

Najpierw wyjaśnienie, dlaczego studenckie: no bo przez druga połowę studiów, gdy przestałem chodzić na obiady stołówkowe za całe 3,50:), bo zdrożały, no i leniwy się zrobiłem, zacząłem więc sam przyrządzać różne dania. Dań tych w porywach może było z pięć: właśnie owe naleśniki, placki ziemniaczane, chińszczyzna, spaghetti, w czasach braku kasy: ryż z warzywami, kasza gryczana z sosem i podobne jakże pracochłonne i skomplikowane specjały. No i po powrocie z Niemiec kebab, choć ten polski ustępuje oczywiście niemieckiemu, tzn. tureckiemu.

Dobra, ale o naleśnikach więc.

Najpierw co nam trzeba: mleko, mąką, dwa jaja, sól, cukier, cukier puder, dużo cynamonu i trochę kakao( patent mój). Co trza na wierzch to zaraz napiszę.

No i oczywiście bierzewa widelec (bo miksera student nie posiada, poza tym musi być przyjemność z roztrzepywania, trzepaczki jednak student tyż nie posiada więc zostaje widelec).
(Przy rozrabianiu widelcem i w ogóle podczas przeciez cięzkiej pracy trzeba by coś energetycznego posłuchać,ja najczęściej wtedy słuchałem tej płyty:

albo tegoż samego wokalisty, ale w odsłonie innej:

)
Ale wracamy do pracy, muzyka nie jest najwazniejsza bowiem tu:

Wsypujemy do dużego garnka dużo mąki, polewamy to mlekiem, ogólnie pewnie z litr go bym dał, może mniej, jak mamy mało mleka, dolewamy wody, można mineralnej, ale tę student wypił będąc na kacu ostatnio, więc zostaje kranówa. I robimy tak by powstała z tego masa, grudki zniknęły i w ogóle było fajnie, dosypujemy cukier waniliowy, wbijamy dwa jajka, dajemy sól do smaku i dużo cynamonu, by były ciemniejsze i pachniały pięknie. ja czasem dosypywałem też kakao trochę, oczywiście naturalne. Jak to wszystko nabierze odpowiedniej konsystencji, kształtu, barwy i zapachu robimy krok następny.

Wyciągamy patelnię, tę szanujący się student już posiadać powinien, nie żeby od razu ją wszędzie ze sobą zabierał jak każdy grzeczny chłopiec scyzoryk i zapałki, ale na stancji/w akademiku mieć ją winien.

Więc na tę patelnię lejemy olej ( niektórzy używają do naleśników słoniny, ale na oleju są bardziej chrupiące i w ogóle lepsze). Czekamy, aż olej się rozgrzeje. Wtedy chochlą wlewamy masę naleśnikową , odpowiednio ją rozlewając po całej patelni. Grubość i stopień przysmażenia/przypalenia zależne od preferencji.

Jeśli nam się naleśnik nie chce przewracać, przywiera do patelni lub rozpada na kawałki , nie załamujmy się, ze dwa pierwsze tak mogą robić, zresztą jedzenie rękami prosto z patelni chrupiących, gorących i jeszcze ociekających tłuszczem naleśników -po prostu pycha.No i purystów dobrych manier zgorszyć możemy, jak tacy w pobliżu są, a to przyjemność jest duża czesrto (znaczy nie że sa, tylko że ich gorszymy:)

A jednak jesli chcemy kulturalnie i ekskluzywnie, to bez dodatków ani rusz: dżem więc, oczywiście wiśniowy, dżem można posypać kakao, oczywiście gorzkim czyli prawdziwym, poza dżemem czasem dopuszczalna jest wersja z jakimś dobrym kremem czekoladowym lub takim finezyjnym czymś co się wyciska i to coś ma różne smaki. Preferowany i polecany czekoladowy smak.

Do tego czasem lodami można przelizać, oczywiście wiśniowymi, czekoladowymi czy tiramisu, ale tymi z lepszej pólki.

Czym popijać?

Oczywiście kawą, w moim wypadku z mlekiem i bez cukru. Jak ktoś lubi, jak niżej podpisany( a właściwie niepodpisany, a co tam, zgadujcie, kto to napisał:), to też mlekiem lub kakao( oczywiście bez cukru)

A i jako że nalesniki często w niedzielę jakoś robiłem, to możemy je konsumowac przy dźwiękach sjestowych i łagodniejszych niż te, które nam towarzyszyły podczas przygotowania, o np. to:

Albo jesli np. we dwoje konsumujemy sobie (znaczy myslimy dalej o naleśnikach), to może coś bardziej zmysłowego, o np. to:

Tyle.

P.S. A i tekst w sumie wrzuciłem, zainspirowany przez Rollingpola, który ma o jakichś fajnych wypasonych naleśnikach napisać, więc na razie w oczekiwaniu na dzieło Rollingpola takie danie proste podrzucam, bo autor jegoż prosty chopak jest.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Grzesiu

wszystko ślicznie i pięknie z tymi naleśnikami o ozdobnikami muzycznymi jak najbardziej.
Tylko kto to wszytko ma potem zmywać? Ja? Nie!!
Ja mam 70 m do cukierenki na rogu, tam mają prawdziwy chleb bez konserwantów kilogram kosztuje 5 złociszy – tak, tak jest sprzedawany na wagę.
Mają przecudne naleśniki i placki i nie są drogie. Jak sobie skalkuluję gaz, i produkty oraz płyn do mycia naczyń i ciepłą wodę – znowu gaz lub prąd to wolę się przejść i kupić chleb ( i tak muszę go kupować więc za jedną drogą) a przy okazji placki lub naleśniki. Nie codziennie rzecz jasna
Ale mi smaku narobiłeś na noc :)
Utworki.
Pierwsze dwa i zdecydownie ostatni :) Mój klimat..


Grzesiu,

dzięki za przepis i rozrywkę – uśmiałam się, pierwszy utwór komponuje się idealnie z widokiem Ciebie w działaniu uzbrojonego w widelec jedynie.
Masz mnie na widelcu i w związku z powyższym podrzucam pomysłów kilka:
-naleśniki nie będą przywierały do patelni gdy do surowego ciasta dodasz trochę oleju,
1 łyżka stołowa powinna wystarczyć.Zgadzam się co do przyjemności chrupania “nieudanych” kawałków ale zawsze lepiej mieć wybór.Delektować się chrupaniem czy też przewracaniem z podrzutem pod sufit.(ja tam zawsze mam dylemat,przy pierwszym cierpi figura, przy drugim sufit :).
-jako dodatek do gotowych już naleśników polecam specjalność mojej Mamy (co też byśmy bez naszych Mam…?) pyszne jabłuszko najlepiej jakieś winne lub nasza nieodrodna antonówka starta na tarce jarzynowej( te największe oczka) posypana cukrem kryształem.Jabłko (po utarciu) skrapiamy sokiem z cytryny aby nie ściemniało.Połowę naleśnika pokrywamy grubą warstwą przykrywamy szczelnie drugą połową, gęsta śmietana na wierzch i cukier,może być brązowy.

pysznej niedzieli życzę.
kilka spalonych patelni na sumieniu mająca.

ps.a pomysłu z cynamonem do wnętrza ciasta nie znałam, wypróbuję.
pogrubiony tekst to nie mój pomysł tylko jakiś figiel mojego kompa (a syn mi radził jak komu rozsądnemu – Mama kup sobie klasyczną myszkę,nie posłuchałam i mam za swoje- a czy ja to wiedziałam, że jest coś takiego jak klawiatura wirtualna?)


O wyższości omleta nad naleśnikiem

Po prostu robimy grubego naleśnika i zamiast machać ileś tam razy naleśnikami cienkimi a zdradliwymi robi się w sposób opisany przez ciebie powyżej omleta. Ja preferuję na wierzch dżem truskawkowy.
Na studiach wyrobów mączno trzepanych nie preferowałem. Łatwiejsze do wykonania było jako sadzone i jajecznica. Trudniejsze do wykonania specjały robiła żona. Nie ma to jak małżeństwa studenckie:)
Pozdr.


Panie Leszku

A powidła?

Lepsze do omletu od dżemu.

Kiedyś pojawi się qlinarny omlet grzybek :)

Pozdrowienia dla Pana


Marku,

e tam na łatwiznę idziesz, zmywanie nie jest złe:), zresztą warto zastosować patent mój, zmywać już często w trakcie robienia potrawy, jak coś się gotuje/smaży czy trzeba czekać na coś.

Później po przygotowaniu potrawy jest mniej roboty.

A co do utworków, tak samo myślę:)

Bianko, witam, he, he, co ty chcesz, nalesniki przygotowuję pyszne, wprawdzie po drodze pewnie może zdarzyć się wiele przygód z tym widelcem i innymi rzeczami związanych, ale efekt pomimo przeciwności jest dobry.

Z tym olejem czasem praktykowałem, ale nie wiedziałem, co to daje.
A podrzucać umiem finezyjnie, choć zazwyczaj przewracam po prostu jakimś odpowiednim to tego narzędziem.

A te z jabłkami to pycha byc muszą.
A ja też spaliłem kilka, no, ale jak zapomina o tym, że coś się smaży w kuchni i wychodzi z niej, to tak bywa.


Leszku,

no niby racja, ale jednak mnie nie przekonałeś.
A co do potraw łatwiejszych, to ileż można robić jajecznicę i jeść płatki kukurydziane (kolejne stałe zestawy jedzeniowe moje na studiach, ale i czasem teraz)
A o jajecznicy, to moż ekiedyś napisze, bo wersji jej mam kilka.
Choć klasyk jajecznicowy jest tu:

http://delicyje.salon24.pl/19197,index.html

i chyba mało który tekst o jedzeniu go przebija.
No ale to w końcu spod ręki Nameste.
Jeszcze gdzieś jest jego trylogia o psuciu smaków, znaczy o cebuli, słodzeniu herbacie i cuś o kapuście, niesamowicie napisane.
Polecam.


Powidła

domowej roboty albo dżem domowej roboty, np. śliwkowe czy z czarnej porzeczki.
Pyszne.Szkoda że sam nie umiem robić:)

pzdr


Nie wychodzi się z kuchni,

tylko odstawia solówkę bo muzyka jest zdecydowanie lepszym akompaniamentem do tańca niż do pilnowania naleśników (przy licznej rodzinie smaży się na dwie patelnie).
Podrzucasz finezyjnie a potem uroczo nie udaje Ci się złapać, znamy, znamy…
Ale żarty na bok, twoja relacja studenckiej działalności kulinarnej skojarzyła mi się
z pewnym wieczorem w Hotelu Robotniczym (w akademiku nie mieszkałam nigdy,może szkoda) na terenie PGR Bratoszewice koło Łodzi.(drobne dzieści lat temu)
Wylądowałam tam wraz z koleżanką też warszawianką ( na naszej uczelni mawiano o nas per“rolnik z Marszałkowskiej” ) na półrocznych praktykach.
W tygodniu była harówka (pobudki o 4 rano)nie było czasu i siły na nic a niedziele
dłużyły się niemiłosiernie i żarła tęsknota.
Więc Ewa wymyśliła pewnej niedzieli, że zrobimy naleśniki.
Widelceem? Będzie trwało wieczność,marudziłam.
Marudziłam a po chwili już smażyłam bo jej to poszło galopem(tj.tobie :)
Były lekko kluchowate (mąka była trochę inna i były bez mleka) ale i tak smakowały nieziemsko.
Chcieć to móc.
A do akompaniamentu Ewa uczyła mnie pewnej wesołej piosenki:
Zaczynała się tak:

Był raz sobie ułan chłop obiecujący
Nosił z boku szablę i sumiaste wąsy
No i jeszcze coś, coś ale o tym sza, sza
taką małą rzecz, rzecz tra la la la…

Piosenka jest skoczna, ma wiele zwrotek więc może dlatego…poszło galopem :-)

Odmeldowywuję się z ułańskim pozdrowieniem.


Ty, naleśnik

A wrzucałeś do tego co nalewa się na patelnię posiekane zioła?

www.pomocdlarenaty.pl


To j tylko dorzucę,

że do ciasta naleśnikowego można dodać piwa.

Jak mają być słodkie, to może być też ten wynalazek dla płci co się głownie składa z karmelu.

Raz jeden zrobiłem naleśniki z dodatkiem coli, bo bylem chory i miałem za mało mleka. Wyszły doskonałe (ważne jest, żeby napój był gazowany, choćby woda mineralna to była – bo ciasto się robi bardziej pulchne i delikatne), ale colę wolę pić.

Pozdrawiam

PS

Dżem morelowy. O tak!


Bianko, dzięki za komentarz

i za opowieść-anegodotę.

Mad, no raczej nie, a jakie?

Yayco, o fakt, słyszałem o tym koncepcie, ale o coli tom nie słyszał.Zresztą coca-coli to mi by było szkoda, chyba że colopodobne to mogłbym dodać.

A dżem wiśniowy, choć nie tylko.
Różne w sumie.
Pomimo jednak uwielbienia do “Rodzinki Poszepszyńskich” jedniak niekoniecznie dziadkojackowy czyli truskawkowy.
Chleb z dżemem, palce lizać:)


Wszystko jedno królu zapiekanek

byle świeże

Choć ja tam bym zaczął od pietruszki

www.pomocdlarenaty.pl


Eeee,

nie pasuje mi.
I co ci z tymi zapiekankami odbiło?


Rzeszów+zapiekanki

Widzisz?
I tu masz zajebistego minusa za uprzedzenia rasowe w postaci pietruszki.

Spróbuj. Zrób mini naleśnika. Tylko ziele musi być posiekane.

Słuchaj, jeśli do sosu śmietanowego pasuje wrzucona natka, to biliw mi, taka w naleśniku jest pycha.

www.pomocdlarenaty.pl


Poza tym

Jesteś ostatnio taki znudzony budda, że jakakolwiek zmiana powinna cię tylko inspirować do działania:-)))))))

www.pomocdlarenaty.pl


Nie lubię pietruszki...

a z tymi zapiekankami to nudzisz.

pzdr


Mad ma trochę racji z przełamywaniem

stereotypów.Ja będąc tu w Anglii też przełamałam kilka – myślowych.
Mieszkam z pogodną staruszką – córką bohatera dwóch wojen światowych.Przy okazji
popołudniowej herbaty starsza pani z dumą pokazuje poduszki zaprojektowane i wyhaftowane przez jej Tatę – ręczna robota, haft krzyżykowy ich wykonanie wymagało anielskiej cierpliwości i benedyktyńskiej pracowitości no i talentu.
Dla odmiany mąż starszej Pani był pilotem Air Force, jego medale z najzaszczytniejszym D.S.O. wiszą w gablocie a Ev. z pewnym zażenowaniem przyznaje – wiesz gotował lepiej ode mnie bo mieszkał z kolegą w akademiku i od niego nauczył się gotować(my pielęgniarki dostawałyśmy obiady w stołówce)
Gdy mieliśmy gości zawsze konspiracyjnie przyzywałam Go do kuchni by mi podpowiedział co dalej.Mąż Ev skończył po wojnie Cambridge, był prawnikiem.

Pozdrawiam i obiecuję więcej
nie przynudzać a za wywołany temat dziękuję.

ps.czy w Polsce też tak siąpi?


ps.2 a prpos (znamy, znamy...)

jak ja podrzucam to wiaderko z mopem musi stać obok ale
i tak lubię się powygłupiać, może dlatego przetrwam w Anglii, ich
sense of humor jest czasem powalający :-)

Serdeczności


re: Stary smakoszkowy tekst czyli naleśniki po studencku:)

Grześ, tak pięknie budzisz mnie z letargu, że zaczynam widzieć w Tobie królewicza z bajek!
Najlepsze naleśniki świata robiła moja Babcia – cieniutkie ciasto, czasem faszerowane rarytasem: suszonymi, wymoczonymi i drobniutko siekanymi – nie mielonymi! – grzybami, podduszonymi na patelni z masłem i cebulką, do tego siekana zielona pietruszka i surowe jajko. Po nafaszerowaniu naleśników obowiązkowo odsmażała je na maśle – złożone w trójkąty. Niby robię wszystko tak samo, ale to już nie to samo.
Przypomniała mi się zabawna scenka z mojego małżeńskiego życia. Mój – teraz były małżonek – chciał się popisać przede mną i naszym potomkiem, wówczas trzyletnim. Ćwiczył w tajemnicy przez dni kilka i nauczył się nie tylko naleśniki smażyć, ale przewracać je efektownym podrzutem. Robiliśmy za publiczność – nie powiem, nawet oczarowaną – powodzenie tak rozbestwiło “miszcza patelni”, że czwarty naleśnik poszybował dość wysoko i.. przykleił się do sufitu. Małżonek nieco zgłupiał i stał z otwartą jamą ustną patrząc na pustą patelnię – w tym momencie naleśnik odpadł i przyozdobił mężowski czerep gorącą płachtą. Racja, że takie ociekające tłuszczem, gorące naleśniki mogą być smaczne, ale na głowie trudno je pokroić. Jeszcze trudniejsze okazało się usunięcie tłuszczu i zamalowanie powały. Dziecku wyjaśniliśmy, że tatuś zrobił to specjalnie, bo chciał nas rozbawić, a te dziwne skoki i obco brzmiące wyrazy, które wyrwały się zza zagrody jego zębów miały być dodatkową atrakcją.
A propos królewicza – znasz “Bajeczki Babci Pimpusiowej” Waligórskiego?
“Dmuchał żabę chuligan raz, kawał świntucha.
Dmucha ją, dmucha, dmucha, dmucha, dmucha, dmucha,
Wtem bęc – z żaby królewna śliczna się wyłania!
A ten skurczybyk wcale nie przerwał dmuchania…”

Defendo


O Defendo,

witam, że ja budze z letargu?
E tam, z letargu trza się samemu wybudzać.
A te nalesniki od Babci to bym zjadł z chęcią,szczególnie, że takich jakie opisujesz, nie znam, a fanemgrzybów to ja jestem totalnym.
A opowieść równie smakowita jak te nalesniki:), znaczy zabawna strasznie.

A Waligórski?
Akurat tego nie znam, ale “Rycerze” to kiedyś była dla mnie lektura obowiązkowa, co tydzień w środowej Powtórce z Rozrywki.
Świetna rzecz.


re: Stary smakoszkowy tekst czyli naleśniki po studencku:)

http://www.waligorski.art.pl/liryka.php?litera=b&nazwa=7

A na naleśniki zapraszam! Uprzedź mnie kilka godzin wcześniej, grzybki muszą się pomoczyć;)

I zupełnie nie a propos – zauważyłeś, że w pozycji 69 nikt nie spiera się o to, kto ma być szóstką, a kto dziewiątką? Jedyny chyba wyp0adek, kiedy nikomu nie zależy na wartości własnej osoby. Czytam tu(Tekstowisko) czasem polemiki i mam wielką ochotę ustawić oponentów w tej właśnie pozycji – i koniec sporu o wartości;)

Defendo


Tfu! Nie tak – spór o

Tfu! Nie tak – spór o wartości może skończyć się równorzędną i równoprawną ekstazą;)

Defendo


Jasne

że tak właśnie może się taki spór skończyć :)


Subskrybuj zawartość