Wrestler


 

„Wrestler” najnowszy film Aronowskyego nie zaskakuje ujęciem tematu ani sposobem prowadzenia kamery. Nie jest to opowieść o ekscentrycznym geniuszu, czy obsesji zachowania życia wbrew porządkowi rzeczy. Świat o jakim mówi nie jest elitarny, wręcz przeciwnie.
Jeżeli coś jest nowe w tym ujęciu Aronowskego to właśnie brak jakichkolwiek eksperymentów formalnych. Pomyślałem może trochę zgryźliwie; próbuje się wkupić w łaski producentów po chłodno przyjętym „Zródle”.
Wrestling to bardzo amerykański sport, zawodnicy noszą obcisłe trykoty przez co przypominają superbohaterów z komiksów dla dzieci. Walki są reżyserowane choć wymagają siły i zwinności. Pojedynki to show. Widownia ma swoich idoli. Takim to bohaterem tyle że upadłym jest w tym filmie Mickey Rourke. Ram, taki zawodowy pseudonim nosi Mickey ma długie blond włosy. (Utrzymywanie farbowanych włosów kosztuje go trochę wyrzeczeń gdyż nie zarabia jak niegdyś). Opaleniznę pielęgnuje w solarium więc wygląda jak zdjęty z rusztu. Nosi okulary aparat słuchowy a od połowy filmu także by passy . Czasy świetności pozostawił za sobą. Mieszka w przyczepie kempingowej a gdy właściciel wymieni zamki nie mogąc doczekać się czynszu za sypialnie posłuży mu furgonetka.
W budzie samochodu płowieją wycięte z gazet nagłówki i zdjęcia sprzed lat. Ram może na nie spoglądać wychylając puszkę piwa. Dorabia w sklepie spożywczym przy rozładunku. Występuje w małych salach za garść dolarów. Nieliczni fani proszą go o autograf. Pozostają nostalgiczne wspomnienia lat 80tych i muzyki The Crue, Def Lepard zanim nie przyszły lata 90 wraz z „pedałem Cobainem który wszystko zniszczył.” jak wyżali się pewnego wieczoru jedynej kobiecie jaka go słucha.
Kobieta pracuje w lokalu Go Go, nie jest młoda choć nadal seksowna. Oboje zarabiają ciałem. Ona wygina się przed facetami, on pozwala by jego ciało było rzucane, przygniatane, spryskiwane sprayem, dziurawione takerem,zasypywane śmieciami, na jego głowie wygnie się nie jedno krzesło specjalnie do tego celu zakupione w supermarkecie. Historię ma wypisaną na skórze, ślady po kontuzjach obok tatuaży, Prezentuje je striptizerce jak rasowy wojownik. Cassidy oglądając jego muskulaturę i ślady zabliźnionej już przeszłości nie może się powstrzymać od uniesień religijnych, cytuje fragmenty z filmu Pasja pana Gibsona. Tam też lali faceta a do tego ten facet miał włosy zupełnie jak Ram. Dostawał łańcuchem, pięściami, wbijali w niego gwoździe a on nic. Twardy facet, jak Ram.
Oboje egzystują w świecie gdzie wizerunek ciało jest kapitałem i jedynym istotnym kryterium, gdy zaczyna się jego rozpad czy niedowład skazani są na zapomnienie i kpiny. Samotność Ram wypracował sobie sam, narcystyczny świat jarmarcznej rozrywki jest daleki od rzeczywistości jak chwilowe i powierzchowne są kontakty Cassidy z klientami. Ona to rozumie, on nie. Ona ma drugie życie, Ram je zatracił zaniedbując córkę. Usiłuje naprawić rodzinne więzy, robi jednak te same błędy co zwykle. Próbuje zaprzeczyć rzeczywistości, tleniąc sobie włosy, kładąc się pomiędzy lampami czy wstrzykując sobie jakieś świństwa napędzające rozrost mieśni. Po zawale serca planuje ostatni comeback. Z opuchniętą i karykaturalnie opaloną twarzą zniszczony Mickey budzi współczucie. Nie było chyba lepszego kandydata do roli upadłej gwiazdy której niegdyś woda sodowa uderzyła do głowy. . Reżyser nie moralizuje o co bardzo łatwo pokazując Amerykański sen zakończony na podłodze w rzygowinach. Świat wrestlingu jest infantylny i tandetny, wywołuje takie same reakcje jak fryzury śpiewaków z zespołu Europe nie mówiąc już o ich dokonaniach wokalnych, a samotnego Rama -Mickeya bardzo wiarygodnego w tej roli i tak żal.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hm,

tematyka mi obca totalnie, ale recenzja zachęcająca.
A to dobre jest:

“Pozostają nostalgiczne wspomnienia lat 80tych i muzyki The Crue, Def Lepard zanim nie przyszły lata 90 wraz z „pedałem Cobainem który wszystko zniszczył”
Klimatyczne, znaczy.

pzdr


Grześ

Nie interesuję się sportem zupełnie a juz na pewno nie takim, ale lubię filmy Aronnowskego. Sam jestem jednak zaskoczony że o nim coś napisałem…; )


Jego jest

“Requiem dla snu”?
Bo jeśli tak, to oglądałem.
Nie podeszło mi, ja tam lubię zwyczajne filmy bardziej.
A “Pi” (chyba tez jego?) znudziło mnie w sumie….


Subskrybuj zawartość