Blade Runner


 

Nic nie starzeje się jak fantastyczna opowieść filmowa. Technologia gna do przodu, pozostawiając z tyłu mniej efektowne czy trącące już myszką filmy. Przepowiednia jaką jest każdy film opowiadający o przyszłości może okazać się jedynie anachronicznym majakiem bądź w lepszym wypadku space operą , gdzie f gubi s gdyż film kpi z praw nauki czy fizyki. Powstają niekiedy obrazy które zachowują uwagi godna aktualność.
Ridley Scott zabrał się do ekranizacji książki Philipa K Dicka w 1982 roku. Czasy epoki Reagana gdy widmo wojny nuklearnej o zasięgu globalnym wisiało nad podzielonym światem oddziaływały również na kino fantastyczne. W latach osiemdziesiątych nawet Gwiezdne Wojny musiały być mroczne (Imperium kontratakuje). Z nuklearnej pożogi wyłaniały się inteligentne maszyny by tępić niedobitki rodzaju ludzkiego. (Terminator).Blade Runner wpisuje się w ponurą poetykę godnych zapamiętania filmów Sf. ..
Data zawsze jest umowna, napiszmy po prostu akcja dzieje się w przyszłości. Los Angeles gdzie stale pada a szare niebo przecinają jedynie błyskawice nie przypomina słonecznego miasta aniołów. Smog, ciągły deszcz, opady radioaktywne. Samochody fruwają w powietrzu a inżynieria genetyczna rozwinęła się do poziomu jaki pozwala na produkcje androidów zwanych replikantami.
Po buncie androidów na pozaziemskich koloniach ( a używani są do rzeczy wszelakich i właściwie mają statut rzeczy) zakazuje się im przebywania na ziemi. Fizycznie te cuda inżynierii genetycznej przypominają ludzi, zidentyfikować ich można za pomocą testu empatycznego. Androidy nie mają empatii i to jest linia podziału jaka biegnie pomiędzy definicją człowiek-nie człowiek. Detektywi zwani Blade Runner wyspecjalizowani są w ich tropieniu i niszczeniu.
Miarą człowieczeństwa w tym świecie jest posiadanie zwierzęcia, najlepiej żywego. Zwierzęta giną za sprawą opadu radioaktywnego więc są kosztowne i nie każdego na nie stać. Mają rangę dzieł sztuki i podobne ceny. Replikę można zamówić i nie zdradzi się ona niczym ale jak wiemy to nie to samo.
Rick Decard przyjmuje zlecenie wytropienia i zabicia czterech androidów. W filmie nie wspomina się że pieniężna nagroda za eliminacje czwórki pozwoli mu na zakup żywego zwierzęcia o jakim marzy zajmując się swoją sztuczną owcą. (Wątek zwierząt w filmie jest jedynie zasugerowany) Ponieważ zbiegłe istoty należą do nowej generacji nexus 6. Rick uda się do Korporacji Tyrrela by na Rachel jego bratanicy wypróbować test Voighta kampffa. Naukowcy zajmujący się genetyką ostrzegali bowiem ze z czasem istoty mogłyby wykształcić własne uczucia a wówczas ich selekcja byłaby niemożliwa. Do tego miejsca przypominającego wielką piramidę będzie próbował dostać się również Roy Batty nieformalny przywódca grupy zbiegów. Inżynierowie genetyczni wykonali świetną robotę niestety nie poradzili sobie z reprodukcją komórek i produkty umierają po kilku latach. Roy chce spotkać się z Tyrrelem, swoim bogiem, chce więcej życia, dla siebie, dla ukochanej Pris która była maskotką w jakimś barze na pozaziemskiej kolonii. Rick będzie tropił czwórkę zbiegów eliminując po kolei każdego z nich, zakochując się z czasem w Rachel Rosen która jak wykaże test jest tworem rąk ludzkich, za co grozi jej egzekucja.
Rick Decard to detektyw rodem z książek Marlowe, samotny i zmęczony. Roy Batty futurystyczna wersja „frankensteina” pozostawiać za sobą będzie śmierć, ale jego bunt ma w sobie wymiar głęboko ludzki. O wiele bardziej zrozumiały jest jego gniew niż wykalkulowana eliminacja tworów które nie chciały być niewolnikami. Postacie głównych bohaterów w literackim pierwowzorze filmu programują sobie nastroje za pomocą specjalnych urządzeń co przybliża ich do maszyn. W filmie Roy nada swojej egzystencji sens ratując życie człowieka, choć ten zabiłby go bez chwili wahania, stanie tym samym ponad ludźmi którymi z pewnością gardzi.
Dick obsesyjnie poruszał dwa tematy w swoich książkach; co to jest rzeczywistość i co to znaczy być człowiekiem?. Myśl że wśród nas poruszają się jednostki pozornie ludzkie przyszła mu do głowy gdy studiował archiwa Trzeciej Rzeszy do jednej ze swoich powieści.
“Czy androidy śnią o elektrycznych owcach” jest jedną z jego bardziej udanych książek, “ Blade Runner” do dziś wygrywa plebiscyty na najlepszy film sf.

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

Ernestto

Jeszcze długo, bardzo długo będzie to “najlepszy” film s-f w historii. Kto może mu zagrozić?
Odyseja Kosmiczna 2001 chyba jedynie…


O!

jaki rodzynek na deser

Pozdrawiam :))


Griszeg

Tak Odyseja ale ta nie oddziaływała na mnie aż tak emocjonalnie…są tam świetne sceny: od kości rzuconej w górę która jest narzędziem do statku w przestrzeni kosmicznej, sekwencja ze starzejącym się astronautą który jakby jest sobą i poza swoim ciałem, genialne. Właśnie znalazłem książkę w pliku pdf,C Clarka żyjemy w czasach gdzie dobro intelektualne dostępne jest powszechnie z jednej strony wspaniale, z drugiej…z czego będą żyć artyści ? ; )
Widziałem Avatara oczywiście piękny przekaz słuszny, ale to nie to, nie ta ranga pytań, mimo wszystko, pomimo technologii


Ernestto

Nie jest to moja opinia, choć dokladniej – to jest, tyle że nie ja pierwszy ją wypowiedziałem, jedynie się pod nią podpisuję – w OK 2001 najważniejszą i chyba najbardziej emocjonalną sceną jest scena wyłączania Halla. Można się pokusić o stwierdzenie, że dla niej powstał cały film. Zabieg Kubricka wywołania wstrząsu u widzów, wstrząsu związanego ze śmiercią sztucznej przecież inteligencji, udał się znakomicie…

Był taki projekt artystyczny Gillmura (tego z PF), by wykorzystać głos Halla. Kubrick nie zgadzał się na to przez całe życie, Gillmur dopiął swego dopiero po jego śmierci, w dodatku tylko w wersji live. Można znaleźć to na necie gdzieś...

Wracając do BR – moża się zastanowić, czy aby fakt uratowania Decarda przez Roya paradoksalnie nie oznacza w konsekwencji potwierdzenia odmienności androidów i ludzi. Jak sam zauważyłeś – ta łaska w druga stronę nie zostałaby okazana…


W Carlow w wypożyczalni,

na półce stało śliczne pudełko z limitowanym wydaniem “BR”. Metalowe, opalizujące – na wyprzedaży. Nie miałem odwagi by zajrzeć co znajdowało się wewnątrz. Na pewno jednak była tam wersja Scotta – znaczy ta niekinowa. Bo o ile wiem filmu powstało kilak wersji. To miał być “Director’s cut”. Odrobinę bliższy powieści (z tymi bardzo dickowymi sugestiami, że Deckard sam jest androidem). I pewnie nie było tam większości narracji spoza kadru. W ogóle ponoć wersja oryginalna, kinowa była tak pozmieniana przez studio, że nie wiadomo o co w niej chodzi.

Zastanawia mnie też różnica w wymowie między powieścią a filmem. U Dicka przecież to dziewczyna-android męczy sobie pająka dla żartu (raczej jak małe dziecko niż dojrzała istota) i w ogóle – androidy wykazują się niepojętym brakiem empatii, nawet względem samych siebie… Film jest inny. W dodatku gdy go oglądałem, zaczytywałem się Dickiem cokolwiek bezkrytycznie i stąd pewnie nie zrobił na mnie tak wielkiego wrażenia jak mógł. Ale to w dalszym ciągu klasyka.

Avatar? Napiszę coś o nim kiedyś indziej. Ale miałem swoje uwagi – jak każda podła istota.


Mind

Faktycznie – wyszły dwie wersje tego filmu. Szczerze mówiąć, nawet nie do końca pamiętam, jaką ostatnio oglądałem… Ale chyba reżyserską, dłuższą. Sam film
zaliczyłem ze cztery razy…
Chwała Scottowi, że nie poszedł w stronę płytkiego widowiska. Oczywiście – można po lekturze “Do Androids Dream of Electric Sheep?” narzekać że adaptacja jest w miarę luźna, alę przecież i Lśnienie i Lot nad kukułczym gniazdem także nie są dokładnymi adaptacjami…

Pytanie, czy da się w filmie przekazać to, co zawarł w książce Dick? Chyba nie do końca… Scott wykorzystał potencjał Forda i Hauera, by stworzyć nieprawdopodobny tandem. Trudno na goraco wymienić filmy z tak dopełniającymi się postaciami… Zabieg moim zdaniem celowy i w dodatku trafny.

Czego by nie pisać, i tak “...wszystkie te chwile przepadną bezpowrotnie w czasie, jak łzy pośród deszczu. Czas umierać...”. ;)

Awatar… Nadal nie widziałem. Nadal mi go wszyscy odradzają. Hurt Locker – jego oskarowu pogromca, pozostaje filmem jedynie dobrym… “W chmurach” zdecydowanie lepsze…


Hm,

“Rick Decard to detektyw rodem z książek Marlowe”

chyba z książek Chandlera:)

P.S. Powiedziałbym coś sensownego, ale nie znam ani “BR” ani “Odysei kosmicznej” ani “Avatara”, w ogóle SF i literackie i filmowe to kolejna domena w której jestem całkowitym ignorantem:)

Pozdro.


A mnie się najbardziej podoba

że w tym oku cyklonu, na trzynaście dni przed armageddonem, Ernesto gości Griszqa i Minda i sobie gadają na luzie;-)

W gruncie rzeczy, macie rację, chłopaki!


No i dobrze,

zresztą Merlocie, co tam nasz lokalny Armageddon (badziewie to było straszne czy nie? znaczy film, bo też nie znam), w 2012 koniec świata jest oficjalny, zgodnie z kalendarzem Majów, ciekawe czy przed czy po Euro 2012:)


W odróżnieniu od Ciebie, Grzesiu

widziałem Odyseę, ale pamiętam tylko taki śmieszny bar-spelunę dla tych wszystkich dziwolągów. To było super naprawdę. Dla tej jednej sceny warto było pójść do kina.

W kwestii Euro 2012 jestem obojętny jak głaz i mam zamiar w tym wytrwać, armageddon, nie armageddon.


Hmm....

Blade Runner na następne ćwierćwiecze okreśił pewien specyficzny sposób przedstawiania przyszłości… ta jego wizualna strona plus efekty specjalne (to ostatni duży film w którym efekty robione były w zasadzie bez użycia komputerów…) czynią z niego film istotny…

Ale to nigdy nie była ekranizacja “Czy androidy śnią o elektrycznych owcach”. Film oparty jest luźno na jednym z wątków powieści – zmieniony jest świat w którym odbywa się akcja, charaktery postaci (zostały jedynie nazwiska), nie ma kluczowych dla książki wątków (zwierzęta i merceryzm). Dick wycofał swoje nazwisko z czołówki filmu….

Powstała efektowna, znakomicie sfilmowana hollywoodzka strzelanka, z kiepskim scenariuszem i spłyconym przesłaniem. Za to z ciekawym nawiązaniem do film noir – czego w książce Dicka w ogóle nie ma…

Prawdziwa, w miarę wierna ekranizacja “Czy androidy śnią o elektrycznych owcach”... to by było coś...

A lepszych filmów sf od czasu Blade Runnera było wiele… “12 małp” to był lepszy film, moim zdaniem, “Ludzkie dzieci” też były lepsze…

http://podcastsportowy.wordpress.com/


Grześ mój błąd !!!

Dżizus ale ryfa faktycznie kompromitujący błąd jasne że z książek Chandlera. Dlaczego jeszcze nie zatrudniłem korektorki ? czy ktoś może mi odpowiedzieć ?
Takiej o skandynawskiej urodzie Daryl Hannah model humanistyczny…


Mindrunner

Co ciekawsze film a raczej przedpremierowe fragmenty zrobiły na Dicku duże wrażenie, niestety pisarz nie dożył premiery. Brak jakiejkolwiek wzmianki o Mercerze
i jego religii również zubaża wymowę filmu.


xipetotec

“Przez ciemne zwierciadło” było naprawdę niezłą ekranizacją powieści Dicka. Niestety nigdzie nie mogłem już zakupić więc zgrałem z egzemplarza z wypożyczalni…Wydaje mi się że gdyby wszystko przenosić na ekran otrzymalibyśmy trzyczęściowy film ale można prawda? Pan Peter Jackson odwalił chyba dobrą robotę.


Ernestto

“Przez ciemne zwierciadło” to najlepsza ekranizacja Dicka jaka powstała… i zarazem jedyna w zamiarze, która miała być ekranizacją... reszta (a kilka tych filmów przecież było) to jedynie próby wykorzystania pojedynczych pomysłów, wyrwanych z kontekstu wątków z dickowych powieści…

Czemu film trzyczęściowy? – w końcu “androidy” to cieniutka książeczka – wystarczy wyrzucić to co dopisali w Blade Runnerze scenarzyści, dodać zwierzaki, empatię i Mercera, inaczej rozłożyć akcenty.

“- Czy niebo jest namalowane? – zapytał Isidore – Czy rzeczywiście przy powiększeniu widać pociągnięcia pędzlem? – Tak – odparł Mercer. – Nie dostrzegłem ich. – Byłeś zbyt blisko. Musiałbyś się znaleźć w wielkiej odległości, w takiej jak androidy. Mają lepszą perspektywę.”

Lubię tę książeczkę.

http://podcastsportowy.wordpress.com/


P.K.Dick

i adaptacje, które znam lub o których słyszałem…

Łowca Androidów – arcydzieło.
Pamięć Absolutna – dobry i zabawny.
Drug-Taking and the Arts – ominęło mnie. Szkoda.
Przez ciemne zwierciadło – wybitny.
Tajemnica Syriusza – surowy, niszowy, dobry i w konwencji twardego SF.
Impostor – dobry, twarde i klasyczne SF
Raport mniejszości – hitowy, kiczowaty, popcornowy, świetny w oglądaniu.
Paycheck – no szkoda gadać.
Next – tez szkoda gadać, choć oglądało się nieźle no i Cage zjada Afflecka na śniadanie.
Tajemnica Syriusza Polowanie – ominęło mnie i chyba nie żałuję.

Adjustment Bureau oraz Radio Free Albemuth dopiero wchodzą...


Griszqu

A zauważ, że najważniejsze książki Dicka nie były ekranizowane – ani “Człowiek z Wysokiego Zamku”, ani “Ubik” ani “Trzy stygmaty Palmera Eldricha”...

Wyobrażasz sobie ekranizację “Ubika”?

http://podcastsportowy.wordpress.com/


Xipe

A kogo sobie wyobrażasz jako reżysera lub producenta? ;))))


Hmm...

To mógłby być na przykład Alfonso Cuarón… jako producent pracował przy Labiryncie Fauna, jako reżyser, w gatunku sf, przy “Ludzkich dzieciach”...

Te jego “Ludzkie dzieci” to za 10 lat to będzie legendarny film – jestem pewien, że to jeden z najważniejszych flimów sf dekady… Tam jest masa oszałamiających efektów specjalnych, które są... kompletnie niewidzalne… dopiero jak człowiek to drugi, trzeci raz ogląda to zaczyna się zastanawiać... zaraz… jak oni to zrobili?

Plus świetny scenariusz i reżyseria… tak – Cuarón by się nadał...

Albo – Richard Linklater, który już udowodnił, że potrafi ekranizować Dicka…

Inni – Alex Proyas (Knowing – świetny film, niemiłosiernie zjechany przez recenzentów), Neill Blomkamp (District 9), Guillermo del Toro, Tom Tykwer (po świetnym “International” myślę, że by się mógł zmierzyć z Ubikiem…)

Długo by tak można… ale już ktoś tam walczy o zrobienie tego filmu… o ile mi wiadomo…

http://podcastsportowy.wordpress.com/


Mój ulubiony film!

Nie wspomnieliście o genialnej muzyce Vangelisa – w pierwszej scenie filmu jego muzyka daje niesamowite przeżycia – powiększa przestrzeń!

Też zbieram wszystkie filmy wedle Dicka i BR jest dla mnie Numero Uno.

Taki wątek na smętny koniec! Ech, ci ludzie…

Pozdrowienia do zakończenia


...

Impostor, chm…zachęciliście mnie. ; )


Xipe

Szczerze mówiąc – Cuaron jakoś mnie nie zachwyca. Choć “I Twoją matkę też” oglądałem z przyjemnością. No i “Labirynt Fauna” – film który moim zdaniem jest znacznie lepszy niż “Ludzkie dzieci”. “Ludzkie dzieci” w ogóle oceniam jako film nierówny, niezbyt wciągający, zrobiony niedbale – zwłaszcza w warstwie fabularnej. Może za dziesięc lat oddam Ci rację, ale na dzis to raczej nie wróżę mu stania się legendą.

Knowing jest dobry jako thriller no i ma doskonałe efekty specjalne (scena w metrze jest zupełnie oszałamiająca), ale końcowka to juz zupełny gniot. Dla mnie oczywiście. ;) Zdecydowanie głosuje na tego Pana za “Ja,Robot”. No i trochę za “Mroczne miasto”.

District 9 zbiera oklaski na stojąco za powiew świeżości w sf, ale oglądając ten film po raz trzeci zaczyna się zgrzytać zębami z uwagi na fabularne sinusoidy i scenariuszową miałkość. Szkoda. Ale zostaje jako kamień milowy.

Zastanawiam się, jak ze swoim wulkanicznym mózgiem pełnym pomysłów oraz żelazną konsekwencją fabularną, nadałby się Ch. Nolan…


Z tych filmów, o których gadacie, znam

tylko “Labirynt fauna” i podobało mi się całkiem, kawał dobrego kina w sumie.

Ale to raczej nie jest SF, mam wrażenie:)

A “i twoją matke też” tez lubię, choć nie ma to tej mocy i wazności co “Amorres
perros” Innaritu, no ale to w sumie lżejszy film.

pzdr


Subskrybuj zawartość