Odchudzanie.


 

Odchudzanie.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Kurde

Przeżyłem wojnę japońską, Verdun, Westerplatte, wypadki marcowe, oraz inne wypadki a nawet Balcerowicza i faszystowskie rządy Kaczorów i nigdy nie widziałem żadnego Bonda.
Czy to Doda śpiewa, czy Górniak?


Mindrunner,

nowy Bond jest ogólnie zajebisty. Najbardziej mnie ująl nowatorski motyw z szybkimi samochodami oraz tekst “Jesteśmy nauczycielami. Wlaśnie wygraliśmy na loterii.”

Panie Iglo – to dlatego jest Pan taki zgorzknialy, no tak!

Jeden mój prapradziadek pod Sommą polegl. Jako Niemiec, ma się rozumieć, bo z Poznania byl.


Ja zgorzkniały?

To wy mnie Pino nie znacie?
Albo znaczenia tego słowa.


Ja się mam znać?

Czego Pan od plci oczekuje, laboga…


Panie Igło

a Pan to z przypadku, czy z idei nie obejrzał Bonda ani pół?

Bo jak z przypadku, to się nadrobić da. Jak z idei, to puste kabotyństwo się jawi na horyzoncie. Chociaż co ja tam wiem?

Siedzę w popkulturze od kiedy pierwszy raz posłuchałem Fasolek, więc czegóż wymagać?

Śpiewa Pani Alicja Keys, a dzielnie sekunduje jej Jack White, który stanowi połowę zespołu The White Stripes. To ten blady.

Pani Pino.

No, ogólnie nowy Bond jest dobry, choć zabrakło mu do Casino Royale. Czego mu zabrakło? Chyba montażu. Zdjęcia Pope’a fenomenalne, ale już montaż, szczególnie w finałowych scenach akcji niestety porwał na strzępy wybuch budynku. A to sam budynek podczas eksplozji powinien na strzępy rozdzierać...

No i ta Olga K. co się jako wielkie rozczarowanie pojawiła. Za to grą zgniotła ją Gemma Arterton w roli mniej znaczącej, acz lepiej zagranej…

Ach, gdzie te czasy gdy dziewczyną Bonda była taka Honor Blackman… Hmmm.

Ale w ogólności film się wybronił, a po Casino było ciężko. :)


A bo ja wiem?

Chyba z nudów?

Do kina nie chodzę, bo za głośno, w tv nie oglądam bo za nudno.

Może by mi trza jaką szczepionkę zapodać?

Aha, no i kobitki tylko udają, nawet że pokazują.


Od ..

...płci?
A niczeho, chiba że spokoju.
Noo, jeszcze jak by po plecach podrapać...?


Owszem. Szczepionkę...

nie jest jeszcze tak źle. Primo – znaleźć kino gdzie nie jest głośno. Są takie. Jakby co, to do Krakowa przyjechać gdzieś za dwa-trzy miesiace a ja już w Krakowie za frak wezmę i do kina zawlokę. A żona moja będzie wkoło biegać i dopingować do wleczenia szybszego, ażebyśmy sie na seans nie spóźnili. A poważnie, to da się znaleźć. Albo mieć telewizor, odtwarzacz DVD... W TV nie ma sensu filmów oglądać. “To jak słuchać Beatlesów ze stoperami w uszach.”, że zacytuję Bonda zresztą. W każdym razie zachęcam.

A jeśli idzie o kobiety, to po pierwsze jak trzeba odsłaniania koniecznie, to wystarczy poczekać do późna w nocy, włączyć satelitę, czy inne kablówkowe ustrojstwo i już ma sie do wyboru do koloru niemieckich filmów o egoistkach.

Wymieniona przeze mnei powyżej pani Honor Blackman nosiła w filmie zacne miano Pussy Galore, więc sądzę, że przynajmniej na poziomie deklaratywno-werbalnym odsłonięte miała więcej niż trzeba.

A co do udawania w ogóle, to taki już urok kina. Snuff movies są niełatwo osiągalne jak sądzę i obawiałbym się też o ich jakość. Choć nigdy żadnego (poza tymi terrorystycznymi) nie widziałem.


Mindrunnerze,

laboga, czy ja też mam się zwracać bez Pan, czy mogę to potraktować jako Twój prywatny sznyt? :P

Co do kin, to w Krakowie lażę pod Barany na różne ambitne filmy, w skutek czego mam nieraz okazję pospać sobie na krześle za jedyne trzynaście zeta, natomiast w Warszawie preferuję Arkadię i rozmaite durnowate strzelanki.

O tej mojej imienniczce się nie wypowiadam, bo gra aktorska to mnie wylącznie w teatrach obchodzi. W każdym razie miala ladne trampki.

Panie Iglo, ja mogę ewentualnie rumianek zaparzyć. Z dwóch torebek, ma się w końcu ten gest.


Pani Pino,

ależ proszę się do mnie zwracać jak się żywnie podoba. Ja tam staram się w miarę możliwości PT się zwrać, bo mi weszło w nawyk. A przy tym niewiele kosztuje. W sieci można znaleźć o wiele więcej niepotrzebnych słów. Mógłbym wskazać nawet tu na tekstowisku wiele blogów, których autorom bym osobiście licencję na pisanie odebrał.

Hmmm. Oglądanie ambitnych filmów, zwłaszcza europejskich, acz nie tylko faktycznie może grozić jakąś odmianą narkolepsji. Polecam ARS, a szczególnie Kiniarnię, jeśli już musi Pani się męczyć “ambitnie”. Acha. Skoro już jest okazja, to powiem, że Pani sformuowanie “film o biciu Albanki” mi w nawyk językowy weszło. A Kasia prosiła, by przekazać, iż się jej Pani blog na bloxie bardzo podoba.
Choć to wstyd rezydować na tym samym serwerze z dziwadłami pokroju Wojciecha Orlińskiego, czy dr. Jana Pająka. Hehehe.

A! i jeszcze Multikino na Dobrego Pasterza nie jest najtragiczniejsze, czyli w miarę ciche i spokojne. W opozycji do Cinema City, którego nie znoszę.

A do kina w Warszawie mnie dawno temu zabrała moja dawna narzeczona i powiem tylko tyle, że to cholera była wycieczka na cały dzień. Czy w Warszawie trzeba mieć własny helikopter, by sobie Ruchome Obrazki pooglądać? ;)


Rumianek?

To chiba na górne powieki?
Albo tył pleców?
Bo nie na te nooo perydalkterystykie?
Czy jakoś tak, w łacińskiem jenzyku.
Klejna, na pewno wie.

Bo w moim wieku, to już nie wiadomo, co może zaszkodzić?


Mindrunnerze,

tak :D Kiedyś z Zuzanną w Katosach przed koncertem siedzialyśmy w knajpie i narzekalyśmy potwornie na ceny helikopterów. Do tej pory jeszcze nie udalo nam się dorobić tego pożytecznego środka lokomocji, ale nie tracimy optymizmu życiowego.

Bardzo serdecznie pozdrawiam Panią Kasię :) Czy w takim, prawda, ukladzie moglabym pokątnie uzyskać adres Jej tajnego bloga?

Co do bloxa, to on mnie denerwuje potwornie, ale cóż, jestem konserwatystką i jak raz gdzieś osiądę, to się już nie ruszam, choćby miejsce bylo irytujące pod wieloma względami. W dodatku sąsiedztwo mam jakieś takie, hm, amsterdamskie: po lewej maniak koszykówki, po prawej jakaś wybitnie wyzwolona pani. Przynajmniej tak bylo, jak to sprawdzalam parę miesięcy temu.

Panie Iglo – ja jestem ze zlych ziól, z takich ziól pól na pól, a że nie chcialabym Panu zaszkodzić więc faktycznie…

Pozdrawiam z kolejną porcją amoksycyliny utkwionej w przelyku


Pani Pino,

Namiary wysłane. Na bloga żony znaczy.

Ech. A ja myślałem, że w tej Stolycy to po prostu każdy helikopter ma. Widać nie zanieracie ich do Katowic nie wiedzieć czemu….


Też nie rozumiem,

zwlaszcza, że powrót pośpiesznym do Przemyśla byl tragiczny…

Zresztą, oto kompetentna relacja naocznego świadka tych wydarzeń:

http://frostyandfans.blog.onet.pl/2,ID226874473,index.html


Pani Pino,

no, relację przeczytałem i się nie wypowiem, bo mi się RHCP tylko z Kevinem Mitnickiem kojarzy. Znaczy, że on słuchał. I słuchałem jak czytałem jego “Łamałem ludzi, nie hasła”.

Frosty team to mi się kojarzy z dawno zapomnianym alternatywnym, ultrakatolickim zespołem elektronicznym zwanym o ile się nie mylę “Brother Frost”. Ale on mi gościł w discmanie (heh, to były czasy) mniej wiecej wtedy, jak Puchary Dzwonowate z półwyspu iberyjskiego wychodziły. Znaczy cirka 4500 lat temu o ile się nie mylę.

I jak się podobuje blog żony oraz co tak ogólnie sądzisz o Quantum, bo mam jeszcze taką uwagę, że mam silne wrażenie, że tak na serio czeka nas Wielkie Rozwiązanie Wielkiej Tajemnicy. Czyli gdzieś z tyłu czai się autentycznie Zły Przeciwnik, majacy pięciometrowego kota do głaskania i sztuczny dosłownie każdy narząd wewnętrzny i zewnętrzny. Ale to może tylko mi sie tak wydaje…


Mindrunnerze

Filmu nie widziałam, ale piosenka całkiem. Bardzo lubię Alicie Keys.

To z jej pierwszej płyty, o ile się nie mylę.


Gretchen Szanowna :)

piosenka znana mi i osłuchana za pośrednictwem radia. Przyznaję, że większe wrażenie robi głos Alicii niźli tekst piosenki, bo ten jest taki… No, domyślasz się. Zreszta kawałek zaprezentowany przeze mnie wyżej cierpi na tę samą przypadłość. Choć w nim czuć jednak tą trochę “brudniejszą”, bardziej rockową rękę Jacka White. Ale panią Keys lubie. Nie wiem na ile muzyka jest jej własna i nie potrafię ocenić. Przynajmniej sama gra na fortepianie a nie “lupuje sampla”.

A jeśli idzie o film, to bardzo polecam, ale najpierw należy obejrzeć Casino Royale, a dopiero później Quantum of Solace. Brytyjscy producenci chyba starają się nam coś w rodzaju pełnometrażowego serialu o Bondzie zafundować.

Pozdrawiam.


Mindrunnerze

Co do Quantum zupełna zgoda. Broni się choć słabsza to już wersja Casino. Ale tam była Eva Green, niezapomniana Vesper…

Co do Cornela zupełna niezgoda ;) Przeca człowiek bez Soudgardenów druga młodość przeżywa! Piosenka była fajna, ta jego.

A teraz? Piosenka bondowska na najwyższym poziomie. Ja powiem, że największa to zasługa Jack’a White’a, który nie tylko stanowi połowę zespołu The White Stripes, ale też zaczął coś bez siostruni chałturzyć w The Raconteurs (dwie płytki wydali, polecam, dla lubiących szczerą, tradycyjną, amerykańską muzę).

Alicia Keys? Nie czuję, oględnie mówiąc…

Pozdr

P.S.

Panie Igło, w multipleksach sa takie seanse dla matek z dziećmi, takimi przy piersi, wtedy jest ciut ciszej. Pewnie Pana też wpuszczą, bo tam zawsze jest dużo miejsc wolnych, żona mi mówiła :)


Mindrunnerze,

a ja lubię bardzo. Kalifornia to mi się w ogóle kojarzy z takim miejscem, do którego bym chciala czasem emigrować zimą.

First born unicorn
Hardcore soft porn
Dream of Californication…

A o tym calym Mitnicku to czytalam książkę kiedyś, jak ten Japończyk go ścigal i na końcu dopadl. Dobra byla.

Hi hi, to my jesteśmy teamem ekumenicznym: jeden katol, dwie krypto-luteranki i jedna walcząca ateistka :) Ach te piękne dyskusje o duszy i wkladkach ortopedycznych nad margaritą w barze…

Blog żony bardzo, już zostawilam jeden komentarz i będę sobie umilać lekturą następne smętne dni na amoksycylinie. Podziwiam Cię, że Ty tak na stale abstynentem jesteś, ja po jednym dniu mam szczerze mówiąc dosyć.

Quantum? Piękna opowieść. Absurd, liryzm i brutalność, a do tego helikoptery, morderstwa i wybuchy. Nu zajac’ pagadi…

Mam identyczne przeczucia co do ciągu dalszego. Poczekajmy spokojnie, zasypiając tym czasem na ambitnych europejskich filmach…


Panie RafaleB,

A jak odzucia co do Olgi? Bo mówiąc szczerze miałem nadzieję na coś więcej tłumacząc sobie jej kulawy występ w “Hitmanie” ogólną koszmarnością tego filmu. W sensie, ze liczyłem na pełnoprawną “Bond girl”, znaczy i ładną i równorzędną. Właśnie taką, jaką sportretowała Honor w Goldfingerze. A wyszło nienajlepiej. Wymruczałem tylko “obiecanki cacanki a głupiemu stoi” i pocieszyłem się nieśmiało rudowłosą (na potrzeby filmu) Gemmą.

Co do Stripesów, to faktycznie byli dla mnie muzycznym objawieniem, że się ciągle da wejść do studia i coś nagrać, bez przesadnego udziwniania. No i jak wyżej napisałem Pani Gretchen, w tym kawałku faktycznie czuć łapsko White’a. Dla mnie to właściwie muzyczne podsumowanie bondowskich piosenek. Odważne i z wykopem. No, z wystarczającą ilością, by wleciało i kołatało się między uszami, a nie przeszło gdzieś obok.

Co do Chrisa C. to tu chyba spiszemy protokóół rozbieżności, bo dla mnie on się skończył na Kill’em all, czyli dawno temu. Ale może to dlatego, żem jest dzieckiem wojny polsko-jaruzelskiej i na pewnym etapie grunge’u miałem aż za dużo. Czyli słuchałem jak wszyscy i mi się osłuchało aż do wyrobienia sobie jakiejś emocjonalnej odporności :)

A za polecankę muzyczna dziękuję, zaraz zacznę szukać. No i niestety w formie linka, bo embedowanie podli ludzie zablokowali, ale zaserwuję Panu coś, co wywoła uśmiech na twarzy każdego kto lubi Bonda:

http://www.youtube.com/watch?v=XRg1CwAYbfE

Wiem, że głupawe, ale nie zawsze trzeba się kryć za maską powagi, bo czasem staje się ona dużo bardziej kompromitująca od tej głupkowatej prawdziwej twarzy, którą usiłujemy zamaskować ;)


Pani Pino,

mój kontakt zakończył się na tych kilku kanonicznych piosenkach RHCP, co to i tak wszyscy je znają. Nie znoszę osobiście utworu “Otherside”. Znaczy ilekroć zaczyna się częsć skato-hiphopowa mam ochotę wyjąć radio z wozu i wyrzucić przez okno. W ramach łyżki miodu dorzucanej do beczki wiadomej substancji dodać mogę tylko, że mi się “Road trippin’” (nie popieprzyłem tytułu?) bardzo podoba dotąd i nie próbuję ukrzywdzić radia jak leci.

Jeśli idzie o abstynencję, to powiem tylko, że moja jest autentycznie konstruktywna i zmienia człowieka na jeszcze gorszego i bardziej niebezpiecznego.

Jak już człek przez rok alkoholu nie tknie, to mu się potem tykać nie chce. Potem pojawia się politowanie dla pijących, szczególne gdy są pod wpływem. Wtedy traci się wszystykich znajomych. Ale jak się jest lebiodą to się nie wytrzyma, bo mnie po długich latach niepicia dalej czasem łapie ochota, by siąść gdzieś w kącie i flaszkę na raz obalić. Ale to też szybko przechodzi.
Ach, jak się etap politowania kończy, to zaczyna się etap mienia-w-dupie. I wtedy najbardziej się przeszkadza pijącym. Nie wiem czemu.

Co do różnorodności światopoglądowej w ramch teamu, to jest to i tak nic w porównaniu z moją odwieczną, coraz bardziej rozlecianą paczką. Jeden ostry katolik, drugi konserwatysta acz z wiekeim coraz mniej katolicki i zwrócony do wewnątrz (to ja), jeden ultralewicowiec z opcji równościowomarszowej i anarchofeministycznej (cokolwiek to znaczy) i jeszcze jeden taki co twierdzi, że po prostu chce ucinać ludziom głowy i mu wszystko jedno którym ludziom.

No. Czekamy na kolejną częsć. Może bym tak założył klub oglądaczy Bonda na Tekstowisku? Tak. Założłę. Wstepujesz? Oferuję legitymacje z czekolady! :)


Panie Piotrze,

to my bardzo podobnie chyba mamy. Ta trzeźwość, jaką sobie teraz ze względów zdrowotnych zafundowalam, to zupelnie coś innego niż nie-picie z zalożeniem, że w dowolnej chwili mogę iść do nocnego po piwo. To jest knurd. Przerażające, no ale ja zawsze lubilam odkrywać nowe lądy.

Już się boję imprezy sobotniej, wszyscy się spiją w trupa, a ja pewnie będę mieć którąś z wymienionych przez Pana faz. Ratunku. Cynizm mi się wżera i zakorzenia z każdą kolejną chwilą.

Jasne, że wstępuję. Legitkę od razu zeżrę i w razie czego poruty nie będzie. A co.


Pani Pino,

to jest nie tylko kompletnie nowy, skrajnie przerażający ląd. To także kompletnie inny sposób patrzenia na świat. Ot, dawniej człowiek sobie myślał, że potrzebuje odskoczni i lazł na imperzę (a na każdej, patrząc trzeźwo – to samo), a teraz człek potrzebuje odskoczni, myśli ile już nie łuknął alkoholu, dostaje energy boost i czyta, pisze, ćwiczy, albo w ramach bronienia się przed depresją wyobraża sobie jakby zagrał arcyłotra w najnowszym Bondzie :)

EDIT: A co do legitymacji, to kiedyś chcieli, żeby wstąpił gdzieś tam i dali legitymację. Do tej pory mi się tekturą odbija do tego stopnia, że mogę być w życiu tylko ewentualnie członkiem Polskiego Związku Wędkarskiego. Tak mnie odrzuciło od instytucjonalizacji wszelakiej. A wniosek jest taki, że legitymacje powinny być z czekolady. Dzięki temu wszyscy będą zadowoleni a sprawa jest postawiona jasno i uczciwie.


Tak, to prawda,

z tym, że ja na szczęście z natury jestem, jakby tu powiedzieć... kompletnym zaprzeczeniem depresji.

Więc się chwilowo napawam ciszą we wlasnym mózgu, piję kefir (fuj), gram w literaki z panem Kacprem (ciekawe slowa ukladamy, swoją drogą: wypilam, napadom, mord, pecha, ) i slucham wybitnie smędzącej aktualnie Trójki. Żyć nie umierać, arszenik wyżerać.

Co do legitymacji, to mam kilka w portfelu i jestem do nich przywiązana dosyć. Biblioteka publiczna w Skerries hrabstwo Fingal, klub kibica Legii, Uniwersytet Jagielloński, honorowe krwiodawstwo, wojewódzka biblioteka na Rajskiej w Krakowie i żoliborska na Próchnika. I tyle, jeśli chodzi o mój wątpliwy wklad w budowę spoleczeństwa obywatelskiego.

Czas na ostatniego papierosa…


Pani Pino,

w takim razie i ja się pożegnam i zwinę w kłębek. Życzę, by okresy niepicia zdarzały się częściej. O trzeźwości ocen i umysły chyba w moim przypadku nie ma co mówić a i Paną nie zawsze o tą trzeźwość podejrzewam. Tyle, że to chyba lepiej dla nas a gorzej dla świata.

Ostatni papieros, podziękowanie za gadułę i laptop zostaje do jutra, a właściwie do dziś, zamknięty.

Pozdrawiam.


Dobranoc

A w podziękowaniu za te niegdysiejsze malina owoc to pólnocny, a pomarańcza poludniowy, coś ode mnie i bardzo na czasie:

Czeladnik Janek już od brzasku
Chcial się pokrzepiać, kując tynk
Ale niestety o trzynastej
Otwieral swe podwoje szynk.

(...)

On kiwnąl glową, wbiegl do baru,
Flaszeczkę rumu wziąl na wynos
I pod dzialaniem będąc czaru
Pośpieszyl z rumem za dziewczyną.

Tajemnicza to przyczyna
Przestal śnić o rumie Janek
Gdy niewinna ta dziewczyna
Pociągnęla go w rumianek.

Gdy omdlewaly nocne tany
I bezlitosny wstawal ranek
Od cierpień rumem wywolanych
Ratowal zacny ich rumianek.

Aż wreszcie przyszla starość – jedyna choroba
Której nie zwalczą ni rumu gorzelnie
Ni rumianek we wszystkich na świecie ogrodach
Bo gdy ona uderza – to zawsze śmiertelnie…

Więc ich pogrzebano w Równonoc Jesienną
Jego z pelną flaszką, ją z naparu dzbankiem,
I przybyly cyganki na grób w noc bezsenną
Spelnić za nich toast – rumem i rumiankiem.


Subskrybuj zawartość