Ja, kiedy myślę o Powstaniu to widzę to, co można zobaczyć wyżej.
O Powstańcach myślę. Pojedyńczych młodych ludziach.
O tym ile w nich było wiary, ile nadziei, ile żaru, zapału.
Buntu, cierpienia i niezgody.
Myślę o odwadze.
Lecz z drugiej strony nie umiem nie pomyśleć też o straszliwym straceniu tych istnień.
O tym, że ktoś to wszystko w nich wykorzystał.
Być może.
Dwa lata temu, 1 sierpnia napisałam tekst, który dzisiaj w całości wydaje mi się idiotyczny, ale fragmenty nadal są moje:
“...kiedy zamknę oczy i wyobrażę sobie nadzieję tych ludzi, ich energię, ekscytację, plany, wiarę, przygotowania i oczekiwanie to coś z tego rozumiem, coś w tym jest mi bliskie.
W tym moim corocznym przeżywaniu Powstania jest jeszcze tożsamość, moja osobista, warszawska.
Minęło kilkadziesiąt lat…
Wracam do domu z pracy, jest wczesny wieczór.
W autobusie za mną siedzi trójka młodych ludzi.
Jeden z panów pijany tak, że ten drugi mniej pijany co jakiś czas pyta: “Artur żyjesz?”.
Z nimi dziewczyna, żona mniej pijanego. Smród jaki roztaczają jest niebywały.
Cały czas monosylabują do siebie w języku, który rozumiem, ale nie znam.
Mniej pijany deklaruje głębokie i niepowtarzalne uczucie do niej, a ona śmiejąc się mówi “przeeestań”.
I na ten obraz nakładają mi się twarze stareńkich już dziś Powstańców Warszawskich.
Znowu czegoś pojąć nie potrafię. Myśl taka mi się pojawia za to.
Czy gdyby trafiło na nas to byśmy udźwignęli ten ciężar? Czy mielibyśmy w sobie, nawet nie siłę i odwagę, a jedynie czy umielibyśmy…
Smutne pokolenie mężczyzn bez tożsamości, bez odwagi, bez siły.
Smutne pokolenie kobiet, które swoją wartość mierzą w centymetrach…
Czy potrafilibyśmy?
Za rok kolejna rocznica i znowu to wszystko się we mnie odezwie. Znowu przeżyję sprzeczne uczucia.
Panie Igło
Bo to są dwie różne sprawy.
Jednak.
Ja, kiedy myślę o Powstaniu to widzę to, co można zobaczyć wyżej.
O Powstańcach myślę. Pojedyńczych młodych ludziach.
O tym ile w nich było wiary, ile nadziei, ile żaru, zapału.
Buntu, cierpienia i niezgody.
Myślę o odwadze.
Lecz z drugiej strony nie umiem nie pomyśleć też o straszliwym straceniu tych istnień.
O tym, że ktoś to wszystko w nich wykorzystał.
Być może.
Dwa lata temu, 1 sierpnia napisałam tekst, który dzisiaj w całości wydaje mi się idiotyczny, ale fragmenty nadal są moje:
“...kiedy zamknę oczy i wyobrażę sobie nadzieję tych ludzi, ich energię, ekscytację, plany, wiarę, przygotowania i oczekiwanie to coś z tego rozumiem, coś w tym jest mi bliskie.
W tym moim corocznym przeżywaniu Powstania jest jeszcze tożsamość, moja osobista, warszawska.
Minęło kilkadziesiąt lat…
Wracam do domu z pracy, jest wczesny wieczór.
W autobusie za mną siedzi trójka młodych ludzi.
Jeden z panów pijany tak, że ten drugi mniej pijany co jakiś czas pyta: “Artur żyjesz?”.
Z nimi dziewczyna, żona mniej pijanego. Smród jaki roztaczają jest niebywały.
Cały czas monosylabują do siebie w języku, który rozumiem, ale nie znam.
Mniej pijany deklaruje głębokie i niepowtarzalne uczucie do niej, a ona śmiejąc się mówi “przeeestań”.
I na ten obraz nakładają mi się twarze stareńkich już dziś Powstańców Warszawskich.
Znowu czegoś pojąć nie potrafię. Myśl taka mi się pojawia za to.
Czy gdyby trafiło na nas to byśmy udźwignęli ten ciężar? Czy mielibyśmy w sobie, nawet nie siłę i odwagę, a jedynie czy umielibyśmy…
Smutne pokolenie mężczyzn bez tożsamości, bez odwagi, bez siły.
Smutne pokolenie kobiet, które swoją wartość mierzą w centymetrach…
Czy potrafilibyśmy?
Za rok kolejna rocznica i znowu to wszystko się we mnie odezwie. Znowu przeżyję sprzeczne uczucia.
Ale szacunek i cisza po Nich będą.”
Gretchen -- 31.07.2008 - 20:52