Wylot do Pakistanu
trekking pod Narga Parbat
start z Indii
Panie Yayco, Griszeq ma rację – to znakomite podstawy lansu są. Absolutnie.
Znaczy kobiety takie historie ruszają. Nie będę tej myśli rozwijać.
Ale przypomniała mi się moja historia ze szklanką...
Pewnego wieczoru gramy sobie w brydża (jak pięknie wszystko się ze wszystkim łączy…), obok każdego stoi coś tam. A to szklanka, a to kieliszek.
Patrzę ja sobie, a szklanka koleżanki ma taką obwódkę wokół. Zupełnie jakby ją ktoś diamentem obrysował (szklankę nie koleżankę).
Jak już popatrzyłam to pomyślałam, albo tak mi się wydawało, że ciekawe czy udałoby się to zdjąć widowiskowo.
Chwilę później dłoń moja już sięga po tę szklankę. Wzięłam pod uwagę ochronę wszystkich paluszków z wyłączeniem jednego.
No i widowiskowo było, nie powiem.
Krew siurgnęła.
Towarzystwo zamarło.
Ja się rzucam do zimnej wody w celu schłodzenia, jednocześnie pamiętając że palec trza do góry trzymać.
Się mnie pytają czy wszystko ok. Noooo jasne, że tak i to jak najbardziej.
Krew płynie.
Sama sobie dam radę.
Stanęłam na środku pomieszczenia i mówię, że może ja sobie tu usiądę.
Trochę się towarzystwo zdziwiło, ale nic nie mówią.
Usiadłam na podłodze i za chwilę czuję, że to jednak nie jest dobre miejsce.
Zatem wstałam i idę w kierunku toalety. Tamci patrzą na mnie coraz dziwniej.
Ale nic mi nie jest. Żadną miarą. Wszystko w porządku.
Weszłam do toalety, obiecując że się nie zamknę od środka.
Usiadłam sobie na czym tam można było, pamiętając by jednak zamknąć sedes, bo potrzebowałam jedynie krzesła i odrobiny spokoju.
Spokój nadszedł zupełnie nagle i niespodziewanie.
Czarna dziura. Nic.
Tylko, że zanurzając się w tym spokoju oparło mnie o rurki doprowadzające wodę do mojego krzesła, które ludziom służy jednak inaczej zazwyczaj.
No i te rurki coś słabe były, bo nagle mnie wyrwało ze spokoju przy pomocy zimnej wody. Do tego jeszcze krzyczałam, żeby mnie tą wodą nie polewać.
Ale co sobie pokozaczyłam to moje.
Blizna też jest piękna. Upamiętnia żywy dowód mojej głupoty nieskończonej.
O.
To i ja mam historię ze szklanką, też mam
Wylot do Pakistanu
trekking pod Narga Parbat
start z Indii
Panie Yayco, Griszeq ma rację – to znakomite podstawy lansu są. Absolutnie.
Znaczy kobiety takie historie ruszają. Nie będę tej myśli rozwijać.
Ale przypomniała mi się moja historia ze szklanką...
Pewnego wieczoru gramy sobie w brydża (jak pięknie wszystko się ze wszystkim łączy…), obok każdego stoi coś tam. A to szklanka, a to kieliszek.
Patrzę ja sobie, a szklanka koleżanki ma taką obwódkę wokół. Zupełnie jakby ją ktoś diamentem obrysował (szklankę nie koleżankę).
Jak już popatrzyłam to pomyślałam, albo tak mi się wydawało, że ciekawe czy udałoby się to zdjąć widowiskowo.
Chwilę później dłoń moja już sięga po tę szklankę. Wzięłam pod uwagę ochronę wszystkich paluszków z wyłączeniem jednego.
No i widowiskowo było, nie powiem.
Krew siurgnęła.
Towarzystwo zamarło.
Ja się rzucam do zimnej wody w celu schłodzenia, jednocześnie pamiętając że palec trza do góry trzymać.
Się mnie pytają czy wszystko ok. Noooo jasne, że tak i to jak najbardziej.
Krew płynie.
Sama sobie dam radę.
Stanęłam na środku pomieszczenia i mówię, że może ja sobie tu usiądę.
Trochę się towarzystwo zdziwiło, ale nic nie mówią.
Usiadłam na podłodze i za chwilę czuję, że to jednak nie jest dobre miejsce.
Zatem wstałam i idę w kierunku toalety. Tamci patrzą na mnie coraz dziwniej.
Ale nic mi nie jest. Żadną miarą. Wszystko w porządku.
Weszłam do toalety, obiecując że się nie zamknę od środka.
Usiadłam sobie na czym tam można było, pamiętając by jednak zamknąć sedes, bo potrzebowałam jedynie krzesła i odrobiny spokoju.
Spokój nadszedł zupełnie nagle i niespodziewanie.
Czarna dziura. Nic.
Tylko, że zanurzając się w tym spokoju oparło mnie o rurki doprowadzające wodę do mojego krzesła, które ludziom służy jednak inaczej zazwyczaj.
No i te rurki coś słabe były, bo nagle mnie wyrwało ze spokoju przy pomocy zimnej wody. Do tego jeszcze krzyczałam, żeby mnie tą wodą nie polewać.
Ale co sobie pokozaczyłam to moje.
Blizna też jest piękna. Upamiętnia żywy dowód mojej głupoty nieskończonej.
O.
Gretchen -- 27.10.2008 - 13:11