Pijani rodzice są potencjalnym niebezpieczeństwem dla życia i zdrowia dziecka. Rozmawialiśmy już o tym u Pana i mam wrażenie, że każde z nas pozostanie przy swoim zdaniu.
Napisał Pan:
“lecz uważam przy tym za absolutną konieczność poprzedzającą odebranie dziecka rodzicom – podjęcie próby skłonienia ich do odstąpienia od ryzykownych zachowań.”
Tu jest kolejna ważna sprawa. Art.12a.1 mówi jasno o prawie odebrania dziecka przez pracownika socjalnego, nie o obowiązku. Różnica jest czytelna i zasadnicza.
Proszę pamiętać jeszcze o czymś. Chyba pisałam o tym u Pana, ale napiszę jeszcze raz.
Dla samego faktu zaistnienia w rodzinie pracownika socjalnego konieczna jest jakaś historia tej rodziny, która fakt ten uzasadnia. Coś tam się musi dziać. Szczęśliwie nikt jeszcze nie wpadł na pomysł przydzielania pracowników różnych służb, świeżo poślubionym małżonkom.
Być może były wcześniejsze interwencje policji czy to z inicjatywy jednego z domowników, innych osób z rodziny, czy sąsiadów.
Być może ktoś z tej właśnie rodziny o pomoc do takiego pracownika się zgłosił, nie dając sobie rady. Możliwości jest sporo.
Wiem z praktyki, że i pracownicy socjalni i kuratorzy sądowi miesiącami (o ile nie latami) namawiają do zmiany ryzykownych zachowań. Chodzą i namawiają.
Czasami groźba odebrania dzieci zadziała. Podkreślam – czasami.
Najczęściej jednak widzę, że dopiero faktyczne odebranie dzieci z domu daje rodzicom kopa w zadek. Wtedy jest lament, że trzeba na termin wizyty poczekać ot weźmy tydzień, albo dwa. Wtedy zaczyna się galopka.
W piątek moja Najlepsza Na Świecie Szefowa opowiedziała mi historię swoich sąsiadów. Latami pili, urodziło im się dziecko, ale to nie szkodzi i pili dalej.
Córka mojej szefowej właśnie wyrosła z dziecinnego łóżka, więc ta poszła zapytać sąsiadów czy nie potrzebują. Potrzebowali, bo półtoraroczne dziecko jeszcze się na własne łóżko nie doczekało.
Minęło trochę czasu. Ktoś tam się tą sytuacją zainteresował. Minęło jeszcze trochę i policja zabrała im to dziecko.
Wtedy przybiegli do naszej poradni, do mojej szefowej z tekstem sąsiadko ratuj,przecież wiesz, że u nas to nie tak .
Nie piszę tego dlatego, że się z Pańskim zdaniem nie zgadzam. Piszę to dlatego, że to o co Pan postuluje ma miejsce.
Zabranie dziecka z domu jest ostatecznością, są sytuacje kiedy trzeba to zrobić. Niestety.
Panie Zbigniewie
Pijani rodzice są potencjalnym niebezpieczeństwem dla życia i zdrowia dziecka. Rozmawialiśmy już o tym u Pana i mam wrażenie, że każde z nas pozostanie przy swoim zdaniu.
Napisał Pan:
“lecz uważam przy tym za absolutną konieczność poprzedzającą odebranie dziecka rodzicom – podjęcie próby skłonienia ich do odstąpienia od ryzykownych zachowań.”
Tu jest kolejna ważna sprawa. Art.12a.1 mówi jasno o prawie odebrania dziecka przez pracownika socjalnego, nie o obowiązku. Różnica jest czytelna i zasadnicza.
Proszę pamiętać jeszcze o czymś. Chyba pisałam o tym u Pana, ale napiszę jeszcze raz.
Dla samego faktu zaistnienia w rodzinie pracownika socjalnego konieczna jest jakaś historia tej rodziny, która fakt ten uzasadnia. Coś tam się musi dziać. Szczęśliwie nikt jeszcze nie wpadł na pomysł przydzielania pracowników różnych służb, świeżo poślubionym małżonkom.
Być może były wcześniejsze interwencje policji czy to z inicjatywy jednego z domowników, innych osób z rodziny, czy sąsiadów.
Być może ktoś z tej właśnie rodziny o pomoc do takiego pracownika się zgłosił, nie dając sobie rady. Możliwości jest sporo.
Wiem z praktyki, że i pracownicy socjalni i kuratorzy sądowi miesiącami (o ile nie latami) namawiają do zmiany ryzykownych zachowań. Chodzą i namawiają.
Czasami groźba odebrania dzieci zadziała. Podkreślam – czasami.
Najczęściej jednak widzę, że dopiero faktyczne odebranie dzieci z domu daje rodzicom kopa w zadek. Wtedy jest lament, że trzeba na termin wizyty poczekać ot weźmy tydzień, albo dwa. Wtedy zaczyna się galopka.
W piątek moja Najlepsza Na Świecie Szefowa opowiedziała mi historię swoich sąsiadów. Latami pili, urodziło im się dziecko, ale to nie szkodzi i pili dalej.
Córka mojej szefowej właśnie wyrosła z dziecinnego łóżka, więc ta poszła zapytać sąsiadów czy nie potrzebują. Potrzebowali, bo półtoraroczne dziecko jeszcze się na własne łóżko nie doczekało.
Minęło trochę czasu. Ktoś tam się tą sytuacją zainteresował. Minęło jeszcze trochę i policja zabrała im to dziecko.
Wtedy przybiegli do naszej poradni, do mojej szefowej z tekstem sąsiadko ratuj, przecież wiesz, że u nas to nie tak .
Nie piszę tego dlatego, że się z Pańskim zdaniem nie zgadzam. Piszę to dlatego, że to o co Pan postuluje ma miejsce.
Zabranie dziecka z domu jest ostatecznością, są sytuacje kiedy trzeba to zrobić. Niestety.
Gretchen -- 08.02.2009 - 16:29