Czego może nauczyć nas kryzys?

Bać się czy nie? Wyciągać pieniądze z inwestycji i wkładać je w przysłowiową skarpetę – czy czekać? A może zmienić inwestycje z funduszy na lokaty? A jeżeli tak, to w jakim banku? Czy może uciec w sztabki złota i pierścionki? A co papierami giełdowymi? Ach, jak ci co nie oszczędzali mają teraz komfort… Nie mówiąc o tych, którzy na kredycie budowali przyszłość… ci to mają stres…

Nie, nie będzie żadnych porad – każdy, kto ma zasoby finansowe, inwestycje, lokaty – czy wprost przeciwnie – jego dochody są obłożone ratami kredytów hipotecznych, czy konsumpcyjnych – powinien sobie radzić sam. Pieniądze wymagają rzetelnego podejścia, bo są one podstawą życia – i przyszłości naszych dzieci, we współczesnym świecie. Poza tym, którzy z wyboru żyją w sposób alternatywny albo tymi, którzy się sami wypchnęli na margines.

Nie będę też radził z tego powodu, że wprawdzie ukończyłem najbardziej prestiżową uczelnię ekonomiczną w Polsce, ale w czasach, kiedy skrót jej nazwy był czteroliterowy, a poza tym wykładali w niej Leszek Balcerowicz i Grzegorz Kołodko (u którego zdawałem jakieś egzaminy…). Już z tego powodu powinienem być podejrzany, a że czyta mnie codziennie kilka tysięcy osób, to jeszcze ktoś mógłby mnie wziąć na poważnie. I po nietrafionej inwestycji, poczynionej na podstawie moich rad, chciałby mnie poznać bliżej…

Możemy się jednak czegoś nauczyć w dobie tego kryzysu – uzupełnić swoją wiedzę ekonomiczną. Trzeba tylko spełnić kilka warunków;

1. Nie należy czerpać wiedzy z gazet i portali codziennych. Dziennikarze tam pracujący mają wiedzę zerową na temat tego co się dzieje, i można tam przeczytać takie kwiatki, jak choćby to, że kryzys się wziął stąd, że w USA potaniały domy, i ich właściciele nie mogą spłacać kredytów, w związku z tym bankrutują, a za nimi banki, które tych kredytów udzieliły… koniec, proste i jasne.
Szukajmy wiedzy w pismach i portalach branżowych… ale też z daleko posuniętą nieufnością. Każda informacja, czy analiza powinna być zweryfikowana i poddana krytycznej ocenie.

2. Nie ufajmy fachowcom, analitykom. Szczególnie tym, którzy są “na sztywno” umocowani w instytucjach finansowych, nawet takich niezależnych, jak Xelion, czy inny Ekspander. Oni sami się przyznają, że nigdy nie przeżyli, ani nawet nie czytali o tego rodzaju kryzysach, więc nie znają jego mechanizmów, ani dróg rozwoju. Bronią przy okazji nie tylko swoich wcześniejszych, z reguły nietrafionych opinii – ale również mają obowiązek “tłumienia strachu”. A jednak lepiej wiedzieć więcej i się przygotowywać na złe informacje, niż żyć złudzeniami “analityków”. Zresztą ja sam nie sądziłem, że kryzys tak szybko przesunie się na giełdy, ze sfer czysto bankowych.
Lepiej czytać informacje i analizy fachowców – praktyków, takich jak Soros, czy Buffet – a nie Greenspan, który głęboko odpowiada za obecny kryzys. I szukajmy wiedzy w internecie, warto zapoznać się z opiniami ludzi zupełnie niezależnych – tam znajdziemy dobre, ciekawe analizy.

3. Nie należy ulegać jednak panice. Prawda jest dość brutalna, szczególnie dla inwestorów. Kryzys bankowy raczej Polski nie dosięgnie w takim wymiarze, jak choćby Europę Zachodnią. Banki polskie nie dokonywały tak spektakularnych operacji, jak ich bracia i siostry w USA, polskie kredyty są bezpieczne – i suma kredytów nieściągalnych jest stosunkowo mała. Poza tym polskie banki nie stosowały rozwiązań takich, jak banki amerykańskie, czyli kredyty hipoteczne, które w Polsce tak naprawdę raczkują, nie były podstawą tworzenie aktywów, które potem były podstawą do emisji spekulacyjnych instrumentów finansowych. Polska gospodarka jest stabilna i nie grozi jej recesja. Choć również plany wzrostu gospodarki polskiej trzeba zweryfikować – i bezrobocie wzrośnie, choćby z powodu powrotu rodaków z saksów w Londynie, Dublinie, Madrycie…

4. Nie należy ulegać plotkom i mitom. Kryzys nie jest końcem neoliberalizmu, ponieważ głównym powodem tego kryzysy są regulacje prawne i finansowe, jakie zostały wprowadzone w USA przed kilkunastoma laty, które doprowadziły do wynaturzenia systemu bankowego i pozwoliły na uruchomienie procedur, doprowadzających do kryzysu bankowego. Nie będzie też stanu wojennego w USA – to byłby koniec amerykańskiej demokracji.
Nie jest natomiast mitem stwierdzenie, że czas hegemonii ekonomicznej USA właśnie się skończył. I mam wrażenie, że również czas, kiedy patrzono najpierw na Wall Street – minął. Teraz należy patrzeć na Hongkong, Singapur, Tokio… Tam przenosi się centrum finansów Świata.

Kryzys światowy zafundował nam w dużym stopniu były szef amerykańskiej rezerwy federalnej (FED), Alan Greenspan, który przez lata “pompował” amerykańską gospodarkę niskimi stopami procentowymi, co z kolei stymulowało wzrost kredytów. To z kolei doprowadziło do niekontrolowanego wzrostu kredytów, głównie hipotecznych, które w ostatnich latach wydawane były po prostu na “gębę”. Jednak jest to dopiero początek drogi kryzysu, lub inaczej mówiąc – jego widoczny efekt. I gdyby tak rzeczywiście było – sprawa dotyczyłaby tylko instytucji udzielających kredytów hipotecznych i związanych z nimi banków. Jest jednak inaczej.

Podstawowym powodem tego kryzysu jest to, że kredyty – i te dobre i te złe, które już w momencie udzielania były praktycznie niespłacalne, były następnie zaliczane do aktywów banków – i stawały się podstawą do tworzenia ryzykownych papierów wartościowych i instrumentów pochodnych, tak zwanych derywatów. Oznacza to, że nie tak jak wcześniej, bazą tego rodzaju instrumentów były depozyty, akcje, obligacje czy gwarancje bankowe – lecz kredyty, w tym wypadku złe kredyty. Były one następnie wprowadzane do obrotu, banki nimi obracały między sobą, a do tego wychodziły one poza ich oficjalny system księgowy. Są to tak naprawdę puste pieniądze, które do tego były sztucznie podtrzymywane przez agencje ratingowe, które nadawały im sztucznie wysokie noty. Warto wspomnieć, że firmy ratingowe są to narzędzia komisji papierów wartościowych Stanów Zjednoczonych, czyli SEC (Securities and Exchange Commission) – instytucji państwowej.
Reasumując – złe kredyty, w wyniku operacji finansowych zamieniane były w “wiarygodne” papiery wartościowe i instrumenty finansowe. Wspierane to było niskim stopami procentowymi, oraz niską inflacją. I kiedy te stopy zaczynają rosnąć – zaczynają rosnąć koszty kredytów – i w tym przypadku rzeczywiście następuje krach na rynku hipotecznym, co z kolei przekłada się na system bankowy. Bankowy łańcuszek szczęścia zostaje przerwany…

Oczywiście, to co opisałem jest dużym skrótem i uproszczeniem.

Polski, jak wcześniej wspomniałem, tego rodzaju głęboki kryzys nie dotknie. Ma on jednak przełożenie na całą gospodarkę, ponieważ banki mając własne problemy, nie będą wstanie w pełni finansować działalności gospodarczej. To z kolei przeniesie się na inwestycje, oraz bezpośrednio na giełdy.

Na giełdach również inwestują fundusze, w których pieniądza mają ulokowani Kowalscy, którzy nie chcieli ich zdeponować na lokatach, tylko powierzyli je funduszom… pół biedy, kiedy były to fundusze z ochroną kapitału…

Co dalej? A, to już nie mój problem, ja doradzać nie mogę i nie będę…

Miłego dnia, inwestorze…

Azrael

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Azrael

Kryzys światowy zafundował nam w dużym stopniu były szef amerykańskiej rezerwy federalnej (FED), Alan Greenspan, który przez lata “pompował” amerykańską gospodarkę niskimi stopami procentowymi, co z kolei stymulowało wzrost kredytów.

To wiadomo.

Problem w tym dlaczego w ten sposób produkował tyle taniego (pustego) pieniądza?

pzdr ak


@ Autor

Bardzo dużo kwestii Pan poruszył. Z niektórymi Pana opiniami się zgadzam, z innymi – nie.
Tak na “szybko” odniosę się do:
“Warto wspomnieć, że firmy ratingowe są to narzędzia komisji papierów wartościowych Stanów Zjednoczonych, czyli SEC (Securities and Exchange Commission) – instytucji państwowej.”

Duuuuże uogólnienie. Stanowczo za duże. Mogę nawet powiedzieć, że całkiem nieprawdziwe. Dam prosty przykład: Standard & Poor’s. Proszę sprawdzić do kogo należy a następnie sprawdzić z kim właściciel ma powiązania.
To samo odnosi się do Moody’s, która ma 40% (ostatnio nie sprawdzałem) udział w “rynku ratingowym”.

Tyle na razie. (Roboty strasznie dużo dziś mam.)
Pzdr.


Sorry A.

Ale jakie masz kompetencje, by w ten sposób doradzać?

www.pomocdlarenaty.pl


@Kazik, @Azrael

Kazik: Z agencjami ratingowymi jest problem, ale nie do końca taki jak pisze Azrael. Problemem jest ich wiarygodność – rynek takich usług to oligopol (żeby nie powiedzieć kartel), bo finansowa bariera wejścia na rynek jest koszmarnie wysoka. Poza S&P, Moodys i Fitch praktycznie nikt się nie liczy w tej branży, więc te firmy mogą sobie ustalać ratingi z sufitu. W normalnych warunkach – porządnego wolnego rynku – nierzetelnego dostawcę usług wzięliby diabli, a tutaj mechanizm nie działa.

Azrael: Jak nie piszesz o PiS/PO/Obamie to z przyjemnością się Ciebie czyta.

K


@ Banan

O niczym innym nie pisałem. Zapomniałem tylko, że tu trzeba pisać wprost i nie zostawiać pola do tego, żeby czytelnik mógł sam wyciągnąć wnioski.

Ale nie tylko o tym zapomniałem. Również o tym, żeby podkreślić, że SEC w ostatnich latach jest już tylko “smętnym, bezzębnym staruszkiem”. I dlatego pisanie o tym, że agencje ratingowe są narzędziami w rękach SEC jest po prostu niepoważne. SEC już od dawna nawet banków nie kontroluje, bo nie bardzo ma jak.

Pzdr.
(uzupełnienie)
A przede wszystkim najwyższy czas wbić sobie do głowy, że te agencje już dawno temu przestały być niezależne. Finansowo i politycznie. Więc i nie jest dziwne, że niektóre ratingi kupy się nie trzymają.


Mad, przecież

tekst Azraela nie jest poradnikiem, jest analizą raczej.

pzdr


Subskrybuj zawartość