Nie zgodzę się z Szanownymi Panami, choć z drugiej strony - też nie do końca.
Otóż wierzę, że to idee rządzą światem. Nawet jeżeli rzeczywistość i otoczenie nie spełnia oczekiwań, dowodzi że dostaliśmy się w łapy nieudaczników, to jednak nie można redukować polityki tylko do "elementu ludzkiego". Partie się zmieniają, nie są celem samym w sobie. PiS też może zostać za chwilę zniknięty albo pełnić rolę przybudówki narodowo-katolickiej skrajnej prawicy. To jest bez znaczenia. Znaczenie ma natomiast realizowanie celów państwowych. Można toczyć spór jakie mają być te cele i jakie środki (w tym momencie bez różnicy). Pytanie jednak, czy ci ludzie są w stanie je zrealizować, czy też jest coś, co powoduje, że od samego początku istnieje niemal pewność fiaska.
Moim zdaniem Jarkacz to nie jest człowiek, któremu można przypisać we wszystkim niskie pobudki. Prawda, że ma cechy charakteru powodujące trudności w budowaniu zespołów, think tanków - słowem trwałych instytucji. Wszystko to wiadomo. Być może pojmowanie przez niego polityki jest anachroniczne, pełne fobii i kompleksów. Nie przeczę, może tak. Nie można mu jednak zarzucać, że nie miał zasad i nie próbował. Być może jako jeden z niewielu poliiytków po 1989 r. miał zdiagnozowana rzeczywistość i wolę jej zmiany. Inna sprawa jak mu wyszło i jakie szkody wyrządził po drodze...
Doszliśmy do sedna. Chodzi mi o ten element ludzki. Stawiam tezę, że pokolenie Solidarności i wywodzący się z niego obecni politycy nie mają kwalifikacji do tego czym się zajmują (myśl ogólna - traktuję ją jako punkt wyjścia). Rządzenie państwem to nie jest romantyczna przygoda. Potrzebne jest przygotowanie, często w szczegółowych dziedzinach, zdolność współpracy, uznania granicy własnych ograniczeń. O standardach etycznych nie wspominam, bo tego nie da się zaprogramować.
Ci ludzie wszystkiego uczyli się od zera. Jedni nauczyli sie więcej, inni mniej. Bycie opozycjonistą, czy umiejętność formułowania myśli ogólnych o świecie i życiu doczesnym, to nie jest żadna kompetencja do zarządzania dużymi grupami ludzi, administrowaniem, planowaniem, sprawnym poruszaniem się w procedurach itd. Z tego punktu widzenia o niebo lepiej wykształceni byli młodzi komuniści z organizacji młodzieżowych. Przeszli szkołę biznesową, organizacyjną itd. Skupiali się w grupy z zapleczem merytorycznym. Krotko mówiąc, porównywanie Mazowieckiego i Gosiewskiego nie ma żadnego sensu. Obaj Panowie rozumieją politykę jako coś co im się dostało za zasługi z przeszłości. To jest pełna amatorszczyzna. U Gosiewskiego podszyta dodatkowo prostotą umysłową i - właśnie "mówieniem od siebie".
A mówienie od siebie (w sensie ścisłym) najczęściej jest warte tyle, ile walenie pięścią w stół.
referent Bulzacki -- 01.01.1970 - 01:00
Mała uwaga