Pewnie powtórzę już po kimś, bo nie miałem sił przeczytać całej dyskusji, jeszcze do niej wrócę.
Nie wiem.
Może rzeczywiście ktoś – tam wierzy, że Gazeta zarażała HIV i trzeba to obśmiać. Może.
Ja nie zauważyłem takich tez w tekście Consolamentum. Może mi umknęły.
Ale z tej całej historii wyczytałem, że oto pewien cwany oszust wykołował szereg warszawskich poważnych i do szcytnych celów powołanych instytucji. Był gwiazdorem w stołecznej śmietance towarzyskiej, czy jak tam to nazwać. Jednym z ogniw była i Gazeta Stołeczna, która bezkrytycznie popularyzowała jego wizerunek odważnego artysty, reprezentanta odrzucanych w Polsce imigrantów, uchodźcy politycznego, prześladowanego w ojczyźnie za wolność słowa.
Ten gość był od początku OSZUSTEM. Wyłudził niezłą pensyjkę od państwa, (nie pamiętam czy nie mieszkanie), wkręcił się do PEN Clubu na krzywy ryj… Żył na nasz koszt, na Twój także. Utrzymywał się z bycia Naczelnym Murzynem RP, który zawsze do gazety lub kamery mógł powiedzieć bajeczkę pasującą do obecnej mody.
Potem okazało się, że jego kłamstwa były nie tylko złodziejskie, ale i mordercze.
NIKT nie weryfikował jego kłamstw, choć można było to zrobić niezbyt wielkim kosztem. Nikt nawet nie zadzwonił do redakcji, w których według rozpowszechnianych mitów Mol miał pracować. Nikt nie sprawdził, czy w jego kraju rzeczywiście wsadzano do pierdla niewygodnych dziennikarzy.
Kiedy wybuchła sprawa ze świadomym sianiem epidemii, dziennikarze Rzeczpospolitej zrobili reportaż błyskawicznie. Dotarli do matki Simona Mola, do jego znajomych. Sprawdzili i opisali realia jego ojczyzny. Dziennikarze Gazety tego nawet wtedy nie zrobili.
Trzeba by porównywać daty kolejnych artykułów, ale mam wrażenie, że Gazeta, która wcześniej ochoczo nagłasniała każdą działalność Mola – antyfaszysty – imigranta – bojownika – o – wolność – i – demokrację, nagle jakby wody w usta nabrała.
Na Boga, ktoś temu oszustowi dał polskie dokumenty, pieniądze, udostępnił mikrofony, sceny, łamy gazet, wręczał nagrody… Ktoś mu ułatwił robienie w konia mnóstwa ludzi. To nie tylko te nieszczęsne kobiety są jego ofiarami, choć one płacą cenę najwyższą.
A jaką cenę zapłacą Ci, których psim obowiązkiem jest SPRAWDZANIE?
Urzędnicy.
Pracownicy organizacji pozarządowych.
I — dziennikarze właśnie.
Zwłaszcza ci dziennikarze, którzy o Simonie Molu pisali wilokrotnie, w tonie podziwu i sympatii.
?
Łatwo jest wyszydzić, że oto znów oszołomy oskarżają o całe zło tego świata lewicowo-liberalne media i dzieci straszy Michnikiem. Ale władza oznacza odpowiedzialność. Czwarta władza też.
Ech Grzesiu
Zszokowałeś mnie takim postrzeganiem sprawy.
Pewnie powtórzę już po kimś, bo nie miałem sił przeczytać całej dyskusji, jeszcze do niej wrócę.
Nie wiem.
Może rzeczywiście ktoś – tam wierzy, że Gazeta zarażała HIV i trzeba to obśmiać. Może.
Ja nie zauważyłem takich tez w tekście Consolamentum. Może mi umknęły.
Ale z tej całej historii wyczytałem, że oto pewien cwany oszust wykołował szereg warszawskich poważnych i do szcytnych celów powołanych instytucji. Był gwiazdorem w stołecznej śmietance towarzyskiej, czy jak tam to nazwać. Jednym z ogniw była i Gazeta Stołeczna, która bezkrytycznie popularyzowała jego wizerunek odważnego artysty, reprezentanta odrzucanych w Polsce imigrantów, uchodźcy politycznego, prześladowanego w ojczyźnie za wolność słowa.
Ten gość był od początku OSZUSTEM. Wyłudził niezłą pensyjkę od państwa, (nie pamiętam czy nie mieszkanie), wkręcił się do PEN Clubu na krzywy ryj… Żył na nasz koszt, na Twój także. Utrzymywał się z bycia Naczelnym Murzynem RP, który zawsze do gazety lub kamery mógł powiedzieć bajeczkę pasującą do obecnej mody.
Potem okazało się, że jego kłamstwa były nie tylko złodziejskie, ale i mordercze.
NIKT nie weryfikował jego kłamstw, choć można było to zrobić niezbyt wielkim kosztem. Nikt nawet nie zadzwonił do redakcji, w których według rozpowszechnianych mitów Mol miał pracować. Nikt nie sprawdził, czy w jego kraju rzeczywiście wsadzano do pierdla niewygodnych dziennikarzy.
Kiedy wybuchła sprawa ze świadomym sianiem epidemii, dziennikarze Rzeczpospolitej zrobili reportaż błyskawicznie. Dotarli do matki Simona Mola, do jego znajomych. Sprawdzili i opisali realia jego ojczyzny. Dziennikarze Gazety tego nawet wtedy nie zrobili.
Trzeba by porównywać daty kolejnych artykułów, ale mam wrażenie, że Gazeta, która wcześniej ochoczo nagłasniała każdą działalność Mola – antyfaszysty – imigranta – bojownika – o – wolność – i – demokrację, nagle jakby wody w usta nabrała.
Na Boga, ktoś temu oszustowi dał polskie dokumenty, pieniądze, udostępnił mikrofony, sceny, łamy gazet, wręczał nagrody… Ktoś mu ułatwił robienie w konia mnóstwa ludzi. To nie tylko te nieszczęsne kobiety są jego ofiarami, choć one płacą cenę najwyższą.
A jaką cenę zapłacą Ci, których psim obowiązkiem jest SPRAWDZANIE?
Urzędnicy.
Pracownicy organizacji pozarządowych.
I — dziennikarze właśnie.
Zwłaszcza ci dziennikarze, którzy o Simonie Molu pisali wilokrotnie, w tonie podziwu i sympatii.
?
Łatwo jest wyszydzić, że oto znów oszołomy oskarżają o całe zło tego świata lewicowo-liberalne media i dzieci straszy Michnikiem. Ale władza oznacza odpowiedzialność. Czwarta władza też.
odys -- 17.10.2008 - 09:21