Z daleka

Jak człowiek na codzień pracuje i bywa wśród ludzi, którzy po polsku nie gadają, a poza tym są mniej lub bardziej oddaleni, w kilometrach lub mentalnie, od swojego, powiedzmy, matecznika kulturowego, to sporo spraw nabiera, wbrew (mojemu przynajmniej) oczekiwaniu, właściwych proporcji.

Skutkuje to brakiem zainteresowania dla spraw, które mają znaczenie marginalne. Wzrasta natomiast zainteresowanie sprawami, które znaczenie jakieś posiadają. No i nie chodzi tu wcale tylko o zmianę perspektywy wynikającą ze zmiany punktu siedzenia. Raczej o to, że więcej jakoś do człowieka dociera i szybciej można się zorientować co jest czym. Oraz łatwiej przychodzą decyzje, które owocują redukcją życiowego szumu i czasu traconego bezwiednie.

Może być i tak, że jak się człowiek starzeje (co chyba zaczyna się tak po 40-stce jakoś), to mu się pewne sprawy klarują, chciał czy nie chciał, choćby dlatego, że życie przestaje się wydawać tak nieskończone jak się wydawało jeszcze niedawno.

Zaglądam od czasu do czasu na TXT i w różne inne miejsca, gdzie ludzie prowadzą blogi, ćwierkają i ogólnie gadają coś po polsku, więc z grubsza wiem, co w trawie piszczy, mimo, że żadnych polskich mediów, nawet tych w necie, nie czytam i nie oglądam.

W sumie, nie bardzo odstajemy od reszty świata, w którym dostęp do netu ma każdy, co daje się poznać między innymi po tym, że ludziom jakby przejada się już i blogowanie i ćwierkanie. Owszem, to się nadal jakoś kręci, siłą inercji i jakimś tam napływem nowych, którzy są zbyt nowi, by im się już przejadło, ale trend jest widoczny.

Powody tego znużenia są wszędzie podobne – nadmiar, coraz niższej jakości zgiełku generowanego w necie społecznościowym, blogowym i ćwierkającym, degradacja dawniejszych mediów informacyjnych do poziomu kiepskiego brukowca, wymieszanie informacji i opinii do postaci jednolitej papki, uświadamianie sobie, że wszelkiego typu scentralizowane serwisy do blogowania czy ćwierkania traktują blogujących i ćwierkających jak towar do opchnięcia reklamodawcom i nic więcej, i tak dalej.

Wystarczy sprawdzić/poczytać nad czym pracują (lub raczej nad czym się głowią nieco bezradnie jak dotąd) ludzie, którzy założyli Twittera (schodzącego obecnie na psy i prowokującego powstawanie alternatywnych serwisów do ćwierkania dzięki idiotom u steru) a wcześniej Bloggera (sprzedanego dawno temu Googlowi).

Wszędzie przewija się ten sam motyw – głód sensownej gaduły z sensownymi ludźmi, bez tracenia energii na użeranie się z samozwańczymi geniuszami, idiotami i innymi trollami, ale też bez zalewu miałkiego pieprzenia naprawdę o niczym, co najwyżej o zeszłorocznym śniegu.

Mi przynajmniej najbardziej rzuca się tu w oczy nie tyle dość łatwy do przewidzenia fakt zmęczenia czymś, co już dawno utraciło nie tylko dziewictwo, ale i wszelką świeżość, ale to, że ludzie, którzy (przypadkiem?) dali początek zjawisku blogowania i ćwierkania na masową skalę, nie bardzo mają pomysł co dalej i rzucają nowe pomysły/projekty bardziej na zasadzie – zobaczmy, czy to chwyci – niż na zasadzie kumania o co biega i działania w oparciu o jakąś tam wizję tego, co można by zrobić dalej.

W tym punkcie przypomina mi się Steve Jobs, który powiedział coś takiego:

Jak się tak dobrze zastanowić, to to jest coś, co może człowieka albo przerazić, albo wyzwolić w nim twórczą energię, której się nie spodziewał, albo nie doceniał.

Średnia ocena
(głosy: 3)

komentarze

Panie Sergiuszu!

Steve Jobs, to był nie wizjoner, tylko mały cwaniak. Przypadkiem spotkał na swojej drodze geniusza komputerowego, twórcę pierwszego komputera osobistego Steva Woźniaka, którego najnormalniej w świecie oszukał. Tak na dobry początek. Steve Woźniak dowiedział się tego po latach, bo inaczej pewnie nie byłoby firmy Apple.

Co do wypalenia się blogowania i ćwierkania, to zgadzam się z Panem. Coraz trudniej wykrzesać z siebie energię i entuzjazm by pisać. Niemniej nie wiemy, co nas czeka, bo wchodzące pokolenie może nas zaskoczyć. Ich świat jest zupełnie inny niż nasz był, gdy byliśmy piękni i młodzi. Dla nich media społecznościowe, to sposób kontaktowania się ze znajomymi i bawienia się. Mnie przeraża zlewanie spraw wspólnych przez młodziaków, bo to nudne…

Ja sobie poczytuję za zasługę wprowadzenie do słownika internetowego form grzecznościowych, bo to jest niezbędne dla trzymania poziomu, gdy społeczność się rozrasta.

Pozdrawiam


Jerzy, nie pieprz!

Dbając o trzymanie poziomu udzielę Ci tej łagodnej reprypendy.
O Steve Jobsie można powiedzieć cokolwiek, ale nie to, że to był mały cwaniak.

Dla jednych – wielki cwaniak, dla innych – wielki wizjoner, a dla mnie i jedno i drugie, z przewagą drugiego.

Serdeczności od wypalonego ex-blogera.

PS.

A Ty Sergiuszu, za chlebem – gdzie? Opowiedz co-nieco…

Pozdrowienia,

T.


Panie Jerzy,

Zachował się Pan jak typowy troll, który prowokuje przekierowanie rozmowy na detal luźno, albo wcale nie powiązany z tematem notki. Widać to po reakcji Merlota, który aż się zalogował, żeby Pana opierdolić (pardą!)

To w zasadzie kwalifikuje Pański komentarz (w tym jego drugą i trzecią część) do przemilczenia lub usunięcia, ale zostawiam go na pamiątkę :)

No i tu nie rzecz w tzw. wypaleniu, naprawdę.


Merlocie,

No bez przesady, coś tam jednak skrobiesz i zagadujesz w innych miejscach sieci – ja wszystko widzę ;)

Powtórzę – ja tu wcale nie piszę o wypaleniu. To co nazywam znużeniem, wcale nie wynika z tzw. wypalania się. Chyba odwykliście Panowie od czytania ze zrozumieniem – no sorry, ale tak to wygląda.

Mam ten komfort, że podróżuję z ciekawości świata i ludzi, nie za chlebem. Parafrazując dowcip: “spoko, śliwki mam w torbie – powiedziała krowa wdrapując się na sosnę” :)

Pozdrowienia!


Taki komfort, Sergiuszu...

...to jest niezbędna niezbędność w życiu człowieka.
Cieszę się, że go masz (w tej torbie;-)

Siemanko!


>Sergiusz

Mnie się wydaje, Panie Sergiuszu, że tu nie trzeba niczego wymyślać, bo rzeczy dzieją się same, a “narzędzi” (tak to nazwijmy) do dziania się tym rzeczom swobodnie i po swojemu jest aż nadmiar. Przynajmniej dla takiego zachowawczo usposobionego obywatela jak ja. I, proszę Pana, powiedzmy w ten sposób: niczego lepszego od bloga dla ludzi kontaktujących się za pomocą sieci nie wymyślono. Z jednej strony jest pretensja do czegoś wyższego, bo to, prawda, i składanie zdań, i może nawet jakaś tam poniekąd literatura, choć bez przesady, z drugiej strony zaś — jeśli Pan da, dusza bratnia się przyplącze, co ma i nastrój odpowiedni, i temat ją wciągnie, innymi słowy: zagada i pogada sensownie niekiedy. Można jeszcze usiąść z komputerem na ławce i porozmawiać za sprawą tego urządzenia, co je zowią skajp, ale to już banalne i — proszę uważać — do pewnego stopnia ryzykowne, pamiętając chociażby co stało się nieboszczykowi Michałowi Aleksandrowiczowi Berliozowi na Patriarszych Prudach. Do niego też taki jeden się dosiadł.

Łączę pozdrowienia!

referent


Panie Referencie,

Ja sam, wbrew pozorom, też jestem bardzo taki zachowawczy. Proszę się choćby rozejrzeć po TXT. Wiele razy mnie korciło, żeby coś tu zmienić zasadniczo, ale po dłuższym namyśle uznawałem, że patyna czasu nadal ma więcej wdzięku, niż lśniąca świeżością innowacja. Z innowacjami jest tak, że niekoniecznie trzeba wymyślać coś całkiem nowego, chyba że ktoś chce, a do tego jeszcze potrafi. Czasem wystarczy zrobić coś (znacznie) lepiej niż przeciętnie, żeby się to ludziom, zwłaszcza zachowawczym, spodobało. Sporo ludzi, którym przejadło się ćwierkanie i fejsowanie, wraca do swoich zakurzonych od nieużywania blogów, więc w pewnym sensie ma Pan rację. Uważam jednak, że tu jest bardzo szerokie i wielkie, i w ogóle, pole do kreatywnego rozwinięcia tej “narzędziowej” rzeczywistości, którą mamy, gdyż nadal jest to coś w rodzaju beżowego pudła z Windows 3.11 w środku, na co nawet najbardziej nostalgiczna patyna nie pomoże :)

Pozdrowienia dla Pana i dla Pani Referentowej koniecznie!


Panowie!

Panowie to chyba przeceniają całe te “internety”. Z jednej strony sentyment do pierwotnych form blogów (i małej popularności i dostępności do sieci w ogóle), z drugiej słowa o nowym pokoleniu (globalnym, natychmiastowym).

A ja tu widzę co najwyżej przeniesienie zwyczajów z reala do second life. Ludzie przywykli i zachowują się normalnie, swobodnie, a może i gorzej – potrzebują czasu aby się ucywilizować.

Dać człowiekowi narzędzie, a użyje je w innym celu niż pierwotny i jeszcze się przy tym pokaleczy. A tymczasem internauci jarają się tymi narzędziami zamiast faktycznie z nich zacząć korzystać.


No właśnie!

Zaglądam, zaglądam, i na ogół widzę grzybobranie, więc idę dalej, a tu nagle jakaś szersza wymiana głosów, więc też się wpisuję, by coś z patyny pozostało…


Panie Sergiuszu!

Czy ja przywołałem Steve’a Jobsa, czy zareagowałem na powoływanie się na niego?

Jeżeli nie miał Pan na myśli wypalenia, to może nie dość jasno Pan to napisał, bo jakoś opacznie to zrozumiałem. Zapewniam Pana, że czytam jeszcze nie najgorzej i czasem rozumiem przeczytany tekst.

Pozdrawiam, z wdzięcznością za pozostawienie niewłaściwych treści zawartych w moim poprzednim komentarzu


Zacne towarzystwo się tu zgromadziło,

to i ja (z opóźnieniem) się dołączę.

Tak się zastanawiam, czy blogerzy doświadczeni w blogowaniu swego znużenia nie rozciągają na resztę blogerów, no.

Co do twittera i fejsbuka, to złe wynalazki są i grześ się od nich trzyma z daleka, konserwatystą poblogowym będąc.

A w ogóle Sergiuszu szanowny zakłócę ci twój dystans do pierdół, bardzo pierdołowate pytanie zadając.
Z czego wynika rozbieżność, bo jak patrzę sobie na listę uczestników, to mam 302 notki, jak patrzę na listę blogerów, to mam 298, a ja sam byłem święcie przekonany (i nawet to we wpisie uwieczniłem), że mam 300.
To teraz nie wiem, co mam robić, dwie dopisać, dwie skasować czy nic nie robić:)
jak żyć, jak blogować w tym gąszczu dylematów:)


Panie Grzesiu!

:)


Grzesiu,

Maszyna przyznaje, że nie ma pojęcia, skąd ta rozbieżność. Domyślać się można, że lista uczestników pokazuje licznik, który nie jest aktualny, ponieważ on nie jest generowany dynamicznie, tylko pobierany z zapisu licznika notek w bazie (takiego indeksu), więc jak się coś tam zacięło, to już zostało (typu zdublowane a skasowane notki albo niezapisane w liczniku). Natomiast licznik na liście blogerów jest chyba bardziej akuratny, bo on on na żywo istniejące notki liczy. Coś z tym trzeba będzie zrobić :)


Subskrybuj zawartość