[opowiadanie - freestyle] Tramal blues

This one is dedicated to Pino MC

Lecieliśmy skrótem przez Piotrowską. Nigdy nie byłem w Łodzi, ale przez ten tramal zmieszany z Ballantainem okolica wydawała się wyjątkowo znajoma.

Powiedzmy, że czułem się jakbym wracał z Kazimierza na Podgórze.

No to lecimy zakrętem przez most. Majaczą kosynierzy. To przez tramal, a może przez balantaina. Lecimy, lecimy, kiedy nagle Partycja mówi, że w zasadzie po co my tak lecimy.

- Po co my tak lecimy? – mówi Partycja. – Może lepiej iść nad rzekę i zapalić skręta z kocimiętki?

- No kurwa, co ty pierdolisz kobieto! Widziałaś w Łodzi rzekę – Marcelina wyraźnie zirytowana rzuca ledwo dopalonym elemem o chodnik.

- O tam – pokazuje Partycja i rzeczywiście po ulicy rozlewa się rzeka. Rzeka tańczy, rzeka śpiewa.

“Widzew, Widzew! Łódzki Widzew! Ja tej kurwy nienawidzę” ...

Zmykamy skrótem na Agrykolę ... Zostawiamy za sobą mrok.

***

Siedzą we dwie. Na jednej kanapie. Popielniczka już pełna petów, a one palą te cienkie mentolowe fajki.

- Jak ja nienawidzę mentolowych fajek, mówię do siedzącego obok faceta, jak ja nienawidzę mentolowych fajek.

- No co pan! Co się wydzierasz chamie. Widzicie cham!

Dopiero teraz zauważam, że nie jestem tu sam. Ale jak mogę być sam o 15 w trolejbusie, który jedzie z Podgórza na LSM. Na rubieże, na rogatki, w mrok…

I zbliżam oko do ucha tego faceta, zbliżam i szukam, szukam. Woskowina, zapach wody kolońskiej? Brutal, Wars, Bosman?

- Co się pan tak na mnie kładzie?!! Patrzcie pijak!

- Sam jesteś pijak! Ciulu z kartonu!

A te dwie dalej siedzą, jarają te cienkie mentolowe fajki i w pewnym momencie, w pewnym momencie ta druga… no ta chuda … No ona mówi, że normalnie wypierdala z tego kraju. Ma namiar na laskę w Berlinie Zachodnim i że jak chce to może z nią jechać. Znaczy ta druga może jechać.
Partycja, ta mała z fioletowymi włosami sztacha się mentolem, jasne Marcelina, że jedziemy. Tylko żeby żadnej skify nie było, bo jak umocze to chuj będzie i wstyd wracać.

- Co ty Marcelina, kurwa, mówię ci, że mam tam i kimę i robotę. Ta Żaneta, ta co rok u nas kiblowała w technikum… to ona tam już dwa lata siedzi i robotę może dla dwóch mieć. A laska spoko jest i nie kłamała by mnie chyba, nie?

Fajki się skończyły. To Marcelina bratu skroiła paczkę elemów z kurtki. I dalej jarają te elemy na kanapie i już jadą, już do Berlina jadą. Bo przecież z Poznania to bliżej niż do Warszawy, w której ani Jolka, ani Ulka, ani i Żaneta pewnie nigdy nie były.

- No mowie ci to bierz łachy, nie dużo bo przecież jak zarobimy to od razu po butikach się przejdziemy. Bierz się pakuj i jedziemy.

Palą, palą elemy i już tylko do wyjazdu się szykują.

Wysiadam na przystanku. Wchodzę w park, idę alejkami, trawą, chodnikiem. Sklep spożywczy. Koło mnie już stoją te dwie i żarcie na wyjazd kupują. Bułki, pasztet, konserwa tyrolska, kawa rozpuszczalna, fajki mentolowe – Cristal. Lista zakupów, lista poległych.

- Kup więcej bułek, więcej ciasta, więcej, więcej.

Już jutro wyruszą. W mrok.

***

Do domu dotarłem wieczorem. Piję ciepłą lurę. Herbatę i dwie łyżeczki cukru. Już, już za chwilę walnę się do wywatowanego wyrka. Ale jeszcze gazetka, fajka, herbata. Zapałki się skończyły, to odpalam od piecyka gazowego. Palę gazetkę, czytam, a za oknem mrok…

- Do Berlina pan nas zabierze?

Partycja ładuje się do kabiny mana.

- Do Berlina, no do Berlina, mówię.

- No co mam nie zabrać? Nie, co mi szkodzi, zabiorę.

- No Marcelina, to ładuj się, pan nas podrzuci. Już kawałek został.

Do Berlina jadą. O siódmej są już na przedmieściach, zapalają fajki, którymi poczęstował kierowca. Marlboro lajty. Gówno, ale nie miał elemów Palą te fajki i nic nie mówią, bo zimno jak skurwysyn. Siódma rano. Całą noc na drodze. To ciekawe czy Żaneta czeka?

Ale czeka. Całą noc czekała i nawet herbatę zrobiła, ale wystygła. To wypiła.

- Już tu was wysadzę bo ja jeszcze na baze zajeżdżam.

No to Marcelina z Partycją już są w Berlinie. Ale jeszcze sklepy zamknięte. Nie otwierają jak u nas o szóstej.

- To może już pójdziemy do Żanety.

Partycja zapala fajkę, bo zimno i mgła aż sztywnieją ręce.

- Bo zimno, to już byśmy do niej poszły, co?

- No tak, tak idziemy – Marcelinie też zimno – idziemy.

- A ty byłaś już w Berlinie? Partycja pyta wciągając ostatni dym z malborasa.

- No, raz z wycieczką w kinie byliśmy. To teraz w tą ulice musimy pójść, a potem przez pasy.

***

Sport i gospodarkę omijam, ogłoszenia drobne. I już gazetka w kiblu ląduje bo się papier skończył. Dopijam czwartą herbatę. Jeszcze jedna na sen i fajeczka. A jutro wychodzą na ulice. Znaczy ludzie wychodzą na ulice, na deptak. Biedą chodzić, marudzić. Kupować lody, kupować napoje, kupować piwo. Będą pić te napoje, piwo, gryźć lody… palić fajki …

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

:)

.


;]

Popraw tylko “Piotrowską” na “Piotrkowską” i skasuj ten koment;]


Pijany Inkwizytor

eee niech zostanie. nawet ładniej tak jest i jeszcze głupiej.


Babeczki dymią,

na tratwie spływającej powoli, lecz sukcesywnie w kierunku Pakistanu.

Pani Maria z mózgiem wypełnionym swoją imienniczką powoli odpycha się od dna. Zaczyna od dziobu i powolutku przesuwa się w kierunku rufy. Chlup – meter – chlup – meter dwadzieścia!

Trudniej będzie na Narwi, podobno wyschła niemal doszczętnie latoś tego roku. Ale ona da radę. Na tratwie ma zresztą żelazny zapas żywności (opiłki zgrzytają w zębach, ale idzie się przyzwyczaić) i piekarnik z małymi puddingami w środku.

Co zrobi to ciasto z nią, ona z tym ciastem…

Na brzegach przemykają niepokojące, szare cienie. Pani Maria cichutko klnie pod nosem i manewruje drągiem, starając się trzymać jak najbliżej środka rzeki.

Mieszkańcy pakistańskich wiosek czekają na dostawę placków oraz innych wypieków. Nie może ich zawieść.

To be continued…


o i to jest koncepcja

jutro napiszę bo mam gościa z Matplanety…

a wiesz, że kosmici są zieloni? jak ciasto kiwi … dla mnie obrzydliwi


No i co?

Ja wiem, że tomorrow never dies, ale proszę się nie opierdalać, panie Stopczyk.

Na zachętę:

pozdrawiam surowo


Pino emce

musisz minie zrozumieć ... przygotowujemy teraz z sąsiadem męski pokój. wyszedłem na chwilę coś zjeść i idę rozwalać piec

ale pamiętam … pamiętam … wieczorem lepiej mi się myśli i jakoś dotrzemy do tego Pakistanu :) w oparach wódczano-papierosowego kurzu

a baj-de-łej. kto ma rację Heidegger czy Sartre?


Jak już,

to Heidegger mniejszym debilem był zdecydowanie.

Aczkolwiek gdyż ponieważ pewne koncepcje zawarte w Sein und Zeit bla bla bla…

:D


aczkolwiek gdyż ponieważ

to Sein und Zeit to masakra … Sartre’a da się czytać :)


Subskrybuj zawartość