Eulogy

W naszym żałobnym smutku jest sporo egoizmu.

Żałujemy bardzo, ale czego właściwie?

Skupiamy się na naszym subiektywnym odczuciu nieodwracalnego braku czyjejś fizycznej obecności w świecie. Ale co nas właściwie tak boli?

Dlaczego nie pozwalamy wdzięczności za to, że czyjeś życie się zdarzyło i że nasze światy się spotkały, przeważyć nad uczuciem straty?

Może tak naprawdę na chwilę budzimy się i nagle widzimy ile żeśmy przespali i przegapili?

W takich chwilach chętnie wracam do tekstu “Eulogy. Being dead is not required.” by Matt Gemmell.

https://mattgemmell.com/eulogy/

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Baaa... egoizm, jasna sprawa...

Boli, bo czas wyrywa bez znieczulenia po kawałeczku cząstki nas samych, fragmenty ściśle z nami zintegrowane.
My również jesteśmy czyimś fragmentem.
Przez lata zrastamy się nawzajem… Zazwyczaj przypadkowo…
Nie tylko z osobami. Bliższymi czy dalszymi…
Lecz również z miejscami, dźwiękami, smakami, zapachami…
Im silniej, tym większy ból po stracie.

A że nie w głowie nam wdzięczność za to, że los zetknął nas z tą, a nie z tamtą osobą, to już zupełnie inna historia.
Tak jak to, że czasem człowiek zamiast spokojnie kupić sobie bilet na pendolino, wsiądzie na motor by w trasie trochę poszaleć…
Wiadomo, loteria.


Tak..

To wszystko prawda. Dzięki za trafne dopowiedzenie. Ja tu jak zwykle z premedytacją dałem wykrzywioną soczewkę zamiast szerokokątnego obiektywu, bo ten tekścik mój to tylko zagajenie. Tekst właściwy zalinkowałem.. jego autor, Szkot, pewnie nie zna zwrotu “Spieszmy się kochać ludzi..”, ale świetnie go rozwinął.


Panie Sergiuszu!

Co Pana skłoniło do tak ponurych rozważań?

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

Jakich tam ponurych od razu. O to właśnie chodzi, żeby jak przyjdzie co do czego (a przyjdzie, kwestia czasu), nie było na stypie ponuro! To taki angielski humor, a reszcie winien jest Pana ziomal ze Szkocji, którego tekst nadal polecam, w sam raz na weekend.


Subskrybuj zawartość