Ale jazda!


 

Pytam dziś rano taksówkarza, o co jego zdaniem chodzi z tym TK i Kaczorem Dyktatorem, bo dawno mnie nie było, a lubię być na bieżąco.

Trasa była na mniej niż 10 minut, ale jemu wystarczyły 3 minuty, mimo, że nie robił wrażenia bystrego intelektualisty, który tylko zbiegiem z okoliczności zmuszony jest dorabiać szoferowaniem.

Dowiedziałem się z jego treściwego wykładu (wykrzykniki pominę), że problemu by nie było, gdyby PO wcześniej nie majstrowała przy TK, robiąc sobie z niego konsolę do kontrolowania gry w Sejmie, i gdyby sam TK nie bawił się w pisanie ustawy sam dla siebie, przy okazji, co za niefart, wydając “częściowo” niekonstytucyjny werdykt we własnej sprawie. To natomiast, że Kaczor będzie to wszystko na siłę odkręcał, było chyba do przewidzenia, no nie?

Krótko mówiąc, wszyscy oni tam “na centrali” mają za uszami. Natomiast przewrót czy zamach na demokrację to na razie zapowiada opozycja, która widocznie sama już wierzy, że za parę lat znowu przerżnie, i dlatego dąży do “obalenia dyktatury”, zamiast wziąć i normalnie wygrać demokratyczne wybory.

Jak to mawiał klasyk, meżczyznę poznaje się po tym, jak kończy. Ot, prorok!

Wysiadłem z taksówki trochę oszołomiony, i chwilę mi zajęło zbieranie myśli z chodnika. Sądziłem, że to wszystko jest bardziej skomplikowane!

Myślę sobie, to jednak ciekawy kraj, i ciekawe czasy!

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

x

x


Dobrze widzieć Pana referenta :)

Chętnie dałbym odpór Pana zgryźliwemu komentarzowi ;) ale nie mogę, bo musiałbym jednocześnie zepsuć niecny zamysł, z jakim wkleiłem ten mój odcinek Powtórki z Rozrywki.


re: Ale jazda!

Ciężko się żyje w ciągłej Powtórce z Rozrywki. Najwyraźniej dawno Pana tu nie było.


Panie Sergiuszu!

Piękne! Niestety są jeszcze tutaj różne geniusze, które wierzą, że największym zagrożeniem demokracji, porządku, dobrobytu jest Kaczor, a Donald jest mężem opatrznościowym… Mam takie przypadki w rodzinie i nie przetłumaczy im się, że PO dostaje to, na co latami pracowało.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


-->Sergiusz

1) Cofam złość, choć pewnie nie da się tego zrobić. Ogólnie rzecz biorąc, szkoda gadać.
2) Wk[...]rwiam się ostatnio na siebie, a właściwie na swoją naiwność – obrywają niektórzy wokoło. Stary koń, a głupi jak źrebak.
3) Zerknąłem do internetu, staram się tego nie robić, ale zerknąłem, i wygląda na to, jeśli można wierzyć temu, co się widzi, w co – szczerze mówiąc – coraz bardziej wątpię, że rozumiem, jeśli można rozumieć, w co rzecz jasna wątpię. Ale czy Pan mógłby być aż tak podstępny i przebiegły? Od wczoraj o tym myślę czasami. Zatem?


Panie Referencie,

Odkąd pamiętam, jestem podstępny i przebiegły. Możliwe, że wręcz od urodzenia. Nie gwarantuję. Nawet jak mi się wydaje, że opowiadam nie za bardzo zakręcony żart, to i tak wychodzi, że opowiedziałem rebus i to podwójny. Czyli przebiegle. I podstępnie. Co ja poradzę, że mam takie nie-wprost poczucie humoru? Ocala mnie ono wszakże od przejmowania się za bardzo sprawami, które przemijają szybciej, niż śnieg na Śnieżce. Ale nawet starzy kumple ze szkoły ciągle mają problem czy ja gadam serio, czy żarty sobie robię, a jeśli tak, to czyim kosztem. Nie jest łatwo, mówię Panu. Tylko żona osobista mnie rozumie, no ale jakie ma wyjście? Po 30 latach dzień w dzień, każdy by zrozumiał. Ale wracając do naszego ulubionego ciągu dalszego, co by Pan powiedział na jakiś urlop, z dala od rodzimego Muppet Show? Ja bym polecał, oraz zachęcał. Jak tu można wytrzymać na miejscu, to ja nie mam pojęcia. W Warszawie na przykład ja mogę wytrzymać dwa dni pod rząd, maksymalnie. Ukłony dla Pani Referentowej!


Panie Jerzy,

To się jeszcze okaże, kto z tej całej paczki gorzej nawywija. Oby nie przegięli, bo skończy mi się poczucie humoru, mimo że mam je, nie chwaląc się, w ilościach ponadprzeciętnych. Pozdrawiam Szkocję!


-->Sergiusz

Tymczasem musiałem wcześniej wrócić z urlopu. No, ale czego się nie robi, żeby obejrzeć nowego Bonda.


Panie Referencie,

W ten weekend to nawet Stara i Warsa można obejrzeć, z tego co słyszałem. Albo w totka wygrać sporo. Niech Pan da znać, czy warto na Bonda iść do kina, czy lepiej w domu obejrzeć.


-->Sergiusz

Pojęcia nie mam. Przez pomyłkę poszedłem do pracy, zamiast do kina. Tłumaczę to w ten sposób, że ciężko się walczy z przyzwyczajeniem. Z kolei odpowiadając na Pana zupełnie sensowne pytanie, zwrócę uwagę, że wszystko zależy od okoliczności. Czasem lepiej w domu, czasem warto w kinie. Tak ogólnie nie da się odpowiedzieć, bo nawet jak Pan będzie stał niewzruszony, może się okazać, że świat się wokół Pana obraca, przesuwa, uskakuje, i nagle dowie się Pan, że jest w miejscu niespodziewanym i jeszcze wczoraj zupełnie nie do zniesienia i nie do pomyślenia. Powie Pan – niemożliwe? “A w Charkowie dali dwóm mężczyznom ślub. Wszyscy mówili pomyłka, pomyłka! No i po roku urodziły im się bliźniaczki”. Sofronow to wszystko przewidział.


Panie Referencie,

Taka pomyłka, to jest coś. W sensie, że trzeba być referentem z powołania, nawet jeśli tak w ogóle nie jest się referentem, żeby tak pójść. Mimo nowego Bonda w kinie. Właśnie się złapałem na tym, że nie mogę sobie przypomnieć, ile lat temu byłem ostatnio w kinie. To chyba nie za bardzo, bo jednak, pominąwszy nie do zniesienia dla mnie szelest popcornu i mlaskanie sąsiadów popijających napoje gazowane czy inne, w przypadku ekranu, rozmiar ma znaczenie. Kiedyś do kina chodziło się (nieomal) jak do kościoła, albo może jak do teatru, czy do filharmonii. Nawet określenie “seans” w odniesieniu do projekcji filmu coś jednak znaczy. Albo raczej, znaczyło. Wygodnie ściąga się film na tablet-a, ale ogląda się go mimo wszystko nie-tak. Muszę się rozejrzeć za jakimś kinem bez kubłów popcornu. Są jeszcze takie w ogóle?


-->Sergiusz

Coraz ich mniej, Panie Sergiuszu, może dwa albo trzy ;-) Ale nie można narzekać, bo jak byśmy się rozejrzeli, to pewnie zawsze były dwa albo trzy, choć w gruncie rzeczy wystarczyłoby i jedno. Byłem dzisiaj na raczej wzruszającej Wigilii, podczas której przecudnie mówił człowiek zwykle mówiący ponuro i nieciekawie. Znak czasu? Wszystkiego dobrego. Spokojnych Świąt!

referent


Panie Referencie,

Ma Pan rację, wystarczyłoby i jedno! Wydaje mi się, że Duch na ogół lubi przemówić z zaskoczenia, wybierając sobie do współpracy raczej mało elokwentnego ponuraka, niż mistrza słownej szpady. To jedno, ale trafić na ten moment osobiście, o! to już zupełnie inna historia! Pozytywnie zazdroszczę :) Zdrowia i Radosnych Świąt dla Pana z Rodziną!


Panowie!

Wszystkiego dobrego na Święta i czas po Świętach dla Panów i dla rodzin. :)

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Panie Jerzy,

Dziękuję! Co prawda wieczór wigilijny od paru lat przywołuje u mnie wspomnienie awarii wyrostka, któren zechciał mnie operacyjnie opuścić dokładnie w trakcie Wigilii (obudziłem się z narkozy tuż po północy), a śniegu było wtedy u nas po pas (nie przesadzam!) i małżonka z trudem dojechała do szpitala, by mi dowieźć laptopa, na którym już następnego dnia musiałem, świeżo pozszywany, zdalnie usuwać jakąś awarię, ale z czasem to wspomnienie staje się coraz bardziej zabawną anegdotą. Święta to może być całkiem całkiem emocjonujący czas! :)


Panie Sergiuszu!

O tym, że w tym roku wigilię spędzę z rodziną, a nie w szpitalu, dowiedziałem się 23.12.2015. Oczywiście ucieszyłem się i mam nadzieję, że za parę lat będzie to miłe wspomnienie, niemniej w tej chwili jest to traumatyczne wspomnienie.

Wszystkiego dobrego na nowy rok

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Panie Jerzy,

Oj, to nie bardzo, chociaż z drugiej strony.. zawsze jest jakaś trzecia strona. Trzymam kciuki za zdrówko!


Sergiuszu miałem podobny stosunek z taksówkarzem.:)))

Wróciłem około północy do stolicy.
Miasto całe we mgle…
Odświętne, jedna skrząca się choinka przed Hard Rock Cafe , w niecce niżej druga, na latarniach liry, tylko w miejscu Pałacu Kultury trupiosina poświata…
Szybko się uwinęli – zagadałem taryfiarza.
Że jak? – facet nie nadążył.
Kiedy wyjeżdżałem Pałac jeszcze stał, teraz jedynie poświata została – wyjaśniłem.
Masz! Nocą rozebrali… – zabrechtał warszawski taksówkarz.


Panie Sergiuszu!

Ja jestem fatalistą, więc wyroki boskie akceptuję. Niemniej jeśli da się coś zrobić, to robię. Dlatego latam ze Szkocji do Polski, żeby się leczyć, a nie być poddanym „leczeniu”. Z resztą, historia przygód ze szkocką służbą zdrowia zasługuje na osobny wpis, ale muszę do tego dojrzeć.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Lasso!

Przysięgam, że napisałem powyżej “Yasso!”, a to nowy komputer za mnie przerabia i przeinacza. W każdym razie, kopę lat :) Pozdrowienia!


Panie Jerzy,

Trzeba mieć zdrowie, żeby chorować i się leczyć. Oraz pieniądze. Dość często spotykam w Polsce takie osoby, w różnym wieku, które wracają lub przyjeżdżają się leczyć. Jest to na swój pokrętny sposób pokrzepiające.


Panie Sergiuszu!

Polscy lekarze są kompetentni w przeciwieństwie do szkockich, nie dlatego że Szkoci są głupsi, tylko dlatego że ich kultura jest głupia. Postępowanie zgodnie z procedurami jest ważniejsze, niż mające na celu sukces terapeutyczny. To jest prawdziwy problem.

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


Subskrybuj zawartość