Psucie edukacji

Mało rzeczy irytuje mnie tak bardzo, jak psucie edukacji przez zwolenników lewicowego utylitaryzmu.

Wczorajsza Wyborcza zamieściła w dziale ‘Opinie’ tekst adunkta na Wydziale Filozofii UW, Tomasza Mazura, pt. “Niby Wykształcony, ale barbarzyńca”. W publikacji tej autor argumentuje, że czas skończyć w praktyce edukacyjnej z systemem kształcenia nastawionego na wiedzę a:

“celem szkoły jest przygotowanie młodego człowieka do podjęcia specyficznych wyzwań, jakie niesie ze sobą współczesna epoka.Wyzwania te ciągle się zmieniają, dlatego musi się też zmieniać szkoła. Wiedza przedmiotowa służy tu jedynie za materiał czy kontekst do rozwijania tych umiejętności. Doniosłość jakiejś dyscypliny wiedzy nie jest argumentem za wprowadzeniem jej do szkoły.”

Autor pisze też dalej:

“Czy tego chcemy, czy nie, wiedza teoretyczna straciła dzisiaj status wyróżniającej wartości. Stało się to co najmniej z dwu powodów. Po pierwsze, w skali masowej przestano postrzegać wiedzę jako źródło sukcesu, zarówno zawodowego, jak i materialnego. Żeby odnieść sukces, nie trzeba dzisiaj posiadać szczególnej wiedzy przedmiotowej. Trzeba co najwyżej być dobrze zorientowanym w bieżącej sytuacji, mieć trochę szczęścia i PR. Uczniowie współczesnych szkół dobrze o tym wiedzą, może nawet lepiej niż wielu nauczycieli.
Po drugie, w świecie, jak by to ujął Zygmunt Bauman, pluralistycznej i płynnej współczesnościistnieje wiele równorzędnych wartości godnych wyboru, dających poczucie ważności i sensu życia. Wiedza przedmiotowa jest tylko jedną z nich. Do realizacji wielu innych w ogóle nie jest potrzebna. I o tym uczniowie też bardzo dobrze wiedzą.”

Niestety, zestawienie poglądów Tomasza Mazura z postulatem bezkompromisowej desgregacji uczniów z różnych środowisk postwionym w innej niedawnej publikacji stawia GW w lewackiej szpicy psucia edukacji przez zwolenników taniego postmodernizmu zapatrzonego w równie tani relatywizm kulturowy.

Zastanówmy się, co właściwie proponuje nam pan Mazur. Wydaje się, że szkoła w jego mniemaniu – co autor sam dalej przyznaje – ma być (kolejną) instytucją, której głównym zadaniem jest dawanie (młodym) ludziom szczęścia. Ma dawać im szansę “dokonania wyboru drogi życiowej, która da im poczucie spełnienia.”

Charakterystyczne jest przy tym, że autor (w dalszej części tekstu) przyznaje, że dróg takich jest wiele i że właściwie nie ma rozróżnienia na lepszą czy gorszą ścieżkę kariery. W życiu liczy się właściwie tylko samospełnienie w szczęściu jednostki. Skrajnie indywidualistyczne podejście autora zdaje się zupełnie nie dostrzegać kulturotwórczej i społecznej funkcji szkoły. Wg Mazura, szkoła nie powinna ukierunkowywać uczniów w jakiś szczególny, uprzywilejowany sposób, lecz w zasadzie wyłącznie ograniczać się do pokazywania im: “patrzcie, jaki wielki świat, patrzcie i wybierajcie, wszystkie drogi są piękne!”.

Tomasz Mazur całowicie pomija klasyczną wizję Kasjodora, która poprzez stulecia zapewniała kontynuację rozwoju kultury zachodnioeuropejskiej dbając o ciągłość narracji międzypokoleniowej i sublimację najważniejszych elementów tego przekazu. W zrelatywizowanym świecie autora żadna konkretna narracja nie może być wyróżniona, nie stanowi szczególnej wartości i tym samym nie powinna być celem działań edukacyjnych.

Autor nie daje nam szansy zanalizowania czym właściwie, na poziomie szczególu, powinnna zajmować się szkoła. Jak powinny wyglądać zajęcia, czym wypełnić czas uczniów. Wyraźnie widać jednak, że skoro do osiągnięcia indywidualnego sukcesu wystarczy dobra orientacja w sprawach bieżących, szkoda tracić czasu na naukę historii. Autor nie ukrywa swojego krytycznego stosunku do współczesnych zasad nauki filozofii – rozumiem zatem, że historia idei jest również zbyteczna w rozwoju nowoczesnego ucznia. Wystarczy, jeśli nauczyciel pogada sobie z pupilami na jakiś bieżący temat, najlepiej w sposób nie budzący większych kontrowersji (aby przypadkiem nikogo nie urazić i nie wyróżniać jakiegoś określonego poglądu) i nie odwołując się do debat wcześniejszych – wszak skoro uczneń nie musi znać klasyków, to jak się do nich odwoływać?

Skoro równocześnie nowoczesna szkoła nie może i nie powinna stawać się enklawą pełnej burżuazyjnych ambicji klasy średniej a zarazem nie może być gettem dla ubogich, skoro szkoła ma planowo przyczyniać się do mieszania środowisk a ambicje klasy średniej muszą ustąpić miejsca budowie powszechnego szczęścia (mam na myśli drugi wspomniany przeze mnie artykuł z GW), to mamy już gotowy schemat kulturowego wykorzenienia społeczeństwa, model, w którym edukacja zostaje sprowadzona do bezideowej roli terapeutycznej, gdzie celem samym w sobie jest dobre samopoczucie ucznia, który pomimu upływu lat staje się podmiotem coraz dalej posuniętej infantylizacji. Jest to właściwie nie szkoła, lecz wieczne przedszkole. Nie ma w nim ważnych przedmiotów i nie ma też ważnych ocen. Wszystko jest umowne i do niczego nie prowadzące. Egzamin staje się nic nie znaczącą cezurą, ponieważ nie może być trudny. Trudny egzamin mógłby – nie daj Boże – okazać się dla co poniektórych zbyt trudny a przez to przyczynić się do obniżenia ich samooceny i w konsekwencji poczucia szczęśliwości!

Autor i jemu podobni zwolennicy “nowoczesności” zdają się nie dostrzegać, że proponowany przez nich model edukacyjny przyczynia sie jedynie do atomizacji społeczeństwa, które ulega rozbiciu na niczym nie powiązane (poza zakupami w jednym supermarkecie) subkultury zupełnie się nawzajem nie rozumiejące, wyznające skrajnie odmienne wartości, porozumiewające się różnymi językami, chołubiące zupełnie innych bohaterów i mające zupełnie różnych wrogów.

Można oczywiście utrzymywać, że taki właśnie stan jest wspaniały i godny realizacji, lecz mnie takie społeczeństwo wcale sie nie podoba a wręcz przeciwnie – jakoś dziwnie przypomina mi bezkształtną masę z książki Eliasa Canetti.

Na pewno polski system edukaycjny potrzebuje jakiegoś unowocześnienia, ale kierunek reform zaproponowany przez Tomasza Mazura jest wybitnie szkodliwy, doprowadził już do zniszczenia szkolnictwa w Wielkiej Brytanii (w szczególności w Szkocji) i należy uczynić wszystko, aby takie lewackie pomysły nie zostały zrealizowane w Polsce.

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Zbudować słomiana kukłę...

... a potem ją obić. Ulubione zadanie wyrazistych komentatorów.

Proszę pokazać w którym miejscu kopany Mazur wskazuje:
edukacja zostaje sprowadzona do bezideowej roli terapeutycznej, gdzie celem samym w sobie jest dobre samopoczucie ucznia,(...) Jest to właściwie nie szkoła, lecz wieczne przedszkole. Nie ma w nim ważnych przedmiotów i nie ma też ważnych ocen. Wszystko jest umowne i do niczego nie prowadzące.

Będę wdzięczny.

Tymczasem ja zrozumiałem to jako głos do większej specjalizacji i do przenoszenia ciężaru odpowiedzialności za wykształcenie na rodzica i ucznia. Dlaczego urzędnik w Warszawie ma być mądrzejszy od ojca w Rakszawie w kwestii wychowania i wykształcenia własnej pociechy??

Szkoła winna zapewnić minimum wykształcenia ogólnego. W tym minimum niech indoktrynuje i buduje posłusznego obywatela RP. O reszcie niech decydują rodzice. Skoro płacą to im sie to należy. Wcale nie jest powiedziane, że ma to być równoznaczne z przyznawaniem matury w momencie zapisu do przedszkola.


@Sajonara

Mój komentarz do artykułu Mazura z zaznaczonymi przez Pana passusami wynika z mojego rozumienia i wiedzy o konsekwencjach rozluźnienia systemu edukacji, w którym zamiast nauki próbuje zagnieździć się szeroko rozumiany system “pogaduszek”, nie opartych na znajomości tematu i nie wykraczających poza wiedzę potoczną. W szystko podobno dlategoi, że podobno erudycyjna wiedza już nie w cenie (czyżby???), że to wszystko za trudne dla dzisiejszego ucznia (a kiedyś za trudne nie było!), że potrzebna teraz bardziej rozwijać komunikację niż wiedzę przedmiotową, tak jakby samo gadanie o niczym było coś warte.

Nie wiem natomiast jak Pan mógł wywnioskować z tez autora, że zależy mu na jeszcze większej specjalizacji, skoro on sam narzeka własnie na upychanie zbyt wielu elementów wiedzy specjalistycznej w programach szkolnych?

Pozwolę sobie też zauważyć, że wspomniany przez pana ojciec w Rakszawie wcale nie musi być mądry, nie mówiąc nawet, że mądrzejszy od urzędnika w Warszawie. Zdaje się, że nie rozumie Pan po prostu idei szkoły powszechnej, która nie polega na tym, że każdy uczy się tego, co jego rodzic uważa za tego warte, lecz właśnie na nauce uzgodnionego konsensu wiedzy i umiejętności, które mają zagwarantować możliwość podjęcia pracy lub dalszej edukacji, lecz nade wszystko – kształtować podstawy niezbędnej spójności społecznej poprzez wprasowanie uczniów w jednolitą matrycę (formację) cywilizacyjno-kulturową. Temu zadaniu przeciętny ojciec zazwyczaj nie podoła, no chyba że jest niebagatelnym erudytą.

Taki model szkolnictwa funkcjonował z powodzeniem przez blisko 1200 lat jako tzw. Trivium i Quadrivium i spełniał dość dobrze swoją rolę aż w Oświeceniu został rozszerzony o naukę o języku narodowym a później zestaw nauk przyrodniczych zwanych powszechnie Naukami o Ziemi, obejmującymi elementy geografii, geologii i nauk inżynierskich oraz astronomii. Później dodano elementy chemii i biologii, co zaczęło już czynić szkołę powszechną dość niestrawną. Wszystkie dodatkowe przedmioty to już zupełna współczesność.

Prosżę Pana, nie jest rolą szkoły ogólnej przysposobienie zawodowe. Od tego są szkoły zawodowe. Na rozwijanie umięjętności spawacza na poziomie uniwersyteckim jeszcze jakoś na szczęście nikt nie wpadł. Jeśli wydaje się Panu, że szkoła ogólna ma zapewniać tzw. profilowanie we wszystkich możliwych kierunkach, to się dziwię, bo nie tędy droga do dobrej edukacji.

Obniżaniu poziomu szkół na skutek presji lewackiego myślenia o powszechnej szczęśliwości próbują zresztą przeciwdziałać sami rodzice, którzy posyłają swoje dzieci do tych “lepszych” szkół, gdzie jeszcze się czegoś uczy a nie tylko prowadzi z dziećmi pogaduszki. Oczywiście, tę zdrową reakcję natychmiast zauważyli lewacy i piętnują ją jako segregację. Tymczasem rodzice wiedzą swoje – dobre wykształcenie odbiera się tam, gdzie nauka przychodzi z mozołem, bo nauka wcale nie jest taka znowu łatwa. Umiejętności logicznego myślenia w świecie abstrakcyjnych idei nie rozwiną gry i prezentacje multimedialne, lecz żmudne czytanie książek, gdzie nieraz po wielokroć trzeba wracać do co trudniejszych momentów.

I nie oznacza to, że programy trzeba napakować po brzegi wiedzą szczegółową i przeglądem najnowszych odkryć, lecz wręcz przeciwnie – należy z żelazną konsekwencją dać dzieciakom dobre podstawy na temat kilku zaledwie przedmiotów, gdyż nie o wielki bagaż wiedzy chodzi, lecz o zrozumienie i akceptację metody naukowej. W zakresie wiedzy przedmiotowej powinno się kontynuować myśl Kasjodora, gdyż wiedza o źródłach naszej kultury jest kluczowa dla zrozumienia wspólczesności a i przyjemność obcowania z kulturą nowoczesną jest zupełnie inna, kiedy potrafi się odczytać jej dyskurs z dorobkiem klasyków.

Szkoła ogólna musi przestać starać się uczniów uszczęśliwiać. Ma zapewniać możliwość uczenia się na dobrym poziomie. Jeśli ktoś temu nie może sprostać – może kontynuować naukę (szczegółową) w szkole zawodowej. Nie każdy musi być studentem.


powolutku

systemu edukacji, w którym zamiast nauki próbuje zagnieździć się szeroko rozumiany system “pogaduszek”, nie opartych na znajomości tematu i nie wykraczających poza wiedzę potoczną. W szystko podobno dlategoi, że podobno erudycyjna wiedza już nie w cenie (czyżby???), że to wszystko za trudne dla dzisiejszego ucznia (a kiedyś za trudne nie było!), że potrzebna teraz bardziej rozwijać komunikację niż wiedzę przedmiotową, tak jakby samo gadanie o niczym było coś warte.

Błędna diagnoza. Zmiany zmierzają ku temu aby uczeń potrafił analizować, korzystać z informacji, umieć je znaleźć i odpowiednio “obrobić” Dlatego odchodzi się od prymitywnego modelu “zakuć, zdać i zapomnieć” który wymagał erudycyjnej wiedzy. Chodzi tez o zmianę metod. Zamiast wykładu więcej metod aktywizujących. Problem w tym, że w dużej mierze te rozwiązania są pisane na wodzie. Każdy niby wie, ze tak trzeba, ale raz nie ma ku temu zbytnich warunków (przepełnione klasy, braki w zapleczu) dwa sami nauczyciele nie są do tego przygotowani (wykształcenie, ale wina bardziej w uczelniach niż w samych nauczycielach).

Nie wiem natomiast jak Pan mógł wywnioskować z tez autora, że zależy mu na jeszcze większej specjalizacji, skoro on sam narzeka własnie na upychanie zbyt wielu elementów wiedzy specjalistycznej w programach szkolnych?

Problem jest w tym, że młodzieniec o zacięciu informatycznym musi opanować cumulusy, budowę serca krokodyla, poznać twórczość Goethego i wymienić reformy Sejmu Niemego.
on powinien miec wiedzę ogólną, że coś takiego jest oraz nabyć umiejętność wyszukania niezbędnych mu informacji. Zapamiętanie tych wszystkich informacji nie wzbogaci jego umiejętności w pasji, którą chce rozwijać

Zdaje się, że nie rozumie Pan po prostu idei szkoły powszechnej, która …nade wszystko – kształtować podstawy niezbędnej spójności społecznej poprzez wprasowanie uczniów w jednolitą matrycę (formację) cywilizacyjno-kulturową. Temu zadaniu przeciętny ojciec zazwyczaj nie podoła, no chyba że jest niebagatelnym erudytą.

Sprzeciwiam się tej matrycy, bo traktuję jednostkę jako indywidualność. Taki model szkoły powszechnej ta indywidualność zabija i sprowadza do szaraka. Wygodne dla totalnej władzy.

Prosżę Pana, nie jest rolą szkoły ogólnej przysposobienie zawodowe. Od tego są szkoły zawodowe. Na rozwijanie umięjętności spawacza na poziomie uniwersyteckim jeszcze jakoś na szczęście nikt nie wpadł. Jeśli wydaje się Panu, że szkoła ogólna ma zapewniać tzw. profilowanie we wszystkich możliwych kierunkach, to się dziwię, bo nie tędy droga do dobrej edukacji.

Zgoda. Niechże jednak ta szkoła ogólna zakończy się na poziomie podstawowym. potem rodzice wraz z dzieckiem niech kreują dalszy rozwój dziecka. Tymczasem mnożą się szkoły ogólne po, które wypluwają młodych ludzi znających się na wszystkim i na niczym z naciskiem na to ostatnie.

Umiejętności logicznego myślenia w świecie abstrakcyjnych idei nie rozwiną gry i prezentacje multimedialne, lecz żmudne czytanie książek, gdzie nieraz po wielokroć trzeba wracać do co trudniejszych momentów.

Oryginalna teza.

I nie oznacza to, że programy trzeba napakować po brzegi wiedzą szczegółową i przeglądem najnowszych odkryć, lecz wręcz przeciwnie – należy z żelazną konsekwencją dać dzieciakom dobre podstawy na temat kilku zaledwie przedmiotów, gdyż nie o wielki bagaż wiedzy chodzi, lecz o zrozumienie i akceptację metody naukowej.

To jednak wnioski mamy podobne. Dawno temu pisałem, ze mozna zaczerpnać z wzorów amerykańskich, gdzie są przedmioty obowiązkowe (np język polski z elementami historii, matematyka i język obcy) oraz szeroka paleta przedmiotów do wyboru przez ucznia.

Szkoła ogólna musi przestać starać się uczniów uszczęśliwiać. Ma zapewniać możliwość uczenia się na dobrym poziomie. Jeśli ktoś temu nie może sprostać – może kontynuować naukę (szczegółową) w szkole zawodowej. Nie każdy musi być studentem.

Zapewniam, że nauczyciele też tego chcą, ale w tej chwili sa spętani polityczną poprawnością narzuconą przez władzę i media.


@Sajonara

Współczuję tego spętania poprawnością... Ohyda!


Hm,

przeczytałem dopiero teraz i tekst i dyskusję:)

Ogólnie mam wrażenie, że pan, autor artykułu w “Wyborczej” przesadził.

Znaczy celem edukacji ma być szczęście?

Jak dla mnie oryginalna, acz zupełnie nietrafna teza, mówię to jako pasjonat uczenia się a i nauczania:)

Czasem edukacja raczej bolesną świadomość daje, zresztą kto wie, co to szczęście.

Ciekawa jest też jego teza, że wiedza nie jest ceniona we wspólczesnym świecie.

I naukowiec to mówi?

Dziwaczny pogląd i szkodliwy, moim skromnym zdaniem.

A w dyskusji między tobą a Sajonarą to zauważam racje obu stron.

W ogóle nie ma takiego podziału albo wiedza albo myślenie.

jedno nie wyklucza drugiego, bez odpowiedniej merytrycznej bazy znaczy przygotowania szkoła nie ma racji bytu.

Inna sprawa, że czasem człek choć wie, że nie będzie się tym zajmował, musi się uczyć zbędnych teoretycznych rzeczy, których i tak za kilka dni nie będzie pamiętał.

Ale mimo wszystko reformowanie na siłę szkoły w kierunku “kuźni myślicieli”, którzy mają gadać, myśleć i umieć szukać informacji tylko, spowoduje chyba wypuszczanie li tylko ignorantów ze szkoły.

Pozdrówka.


Subskrybuj zawartość