NSA w/s Rospudy - tryumf rozumu nad doktrynerstwem

Jak czytam na stronach Rzeczpospolitej (Elżbieta Glapiak):

“Naczelny Sąd Administracyjny potwierdził dziś, że decyzje ministra środowiska, dotyczące sprawy Rospudy były nieprawidłowe. Nie istnieje więc również pozwolenie na budowę obwodnicy Augustowa. Zostały naruszone zarówno polskie, jak i unijne przepisy – a efekt jest taki, że całe postępowanie musi toczyć się od nowa. Od początku trzeba będzie przyjrzeć się zaplanowanej trasie obwodnicy i rozważyć jej warianty alternatywne.”

Ha !

A przypominacie sobie Państwo betonową gębę ministra Szyszko i ostre słowa premiera Kaczyńskiego? Nie, to przypominam słynny cytat Jarkacza: “Nie może być tak, by każda grupa obywateli, która uznaje, że coś się jej nie podoba, mogła powstrzymać wielką inwestycję.”

Decyzja NSA powinna być głośno odtrąbiona jako wielka klęska zakapiorów z PiS, którym wydaje się, że mają monopol na dobro ojczyzny. Powinna być również ważnym precedensem dla wszystkich rządzących, którzy chcieliby ułatwić sobie życie realizując inwestycje bez uwzględniania zagadnień ochrony przyrody i krajobrazu.

Niestety – przyjęła się u nas w Polsce bolszewicka mentalność, która w ogóle nie dostrzega wartości przyrodniczo-krajobrazowych przedkładając interesy gospodarcze nad najbardziej nawet spektakularne wartości związane z ochroną przyrody, mając do tych ostatnich pogardliwy stosunek i traktując zasoby przyrodnicze naszego kraju, jako bezwartościowy nieużytek, jakieś zło (nie)konieczne.

Jestem jak najdalszy od ortodoksyjnego stosunku do przyrody, ale uważam, że zasługuje ona w wielu wypadkach na szczególną ochronę. Zwłaszcza tam, gdzie mamy do czynienia z czymś naprawdę unikalnym w skali co najmniej regionalnej.

Na przykład moim zdaniem nie ma co w sposób szczególny chronić polskich Tatr – poza być może kilkoma wyjątkowo pięknymi miejscami. Po prostu dlatego, że polskie Tatry nie różnią się niczym szczególnym od Słowackich, których jest dużo więcej zaraz za miedzą i tam właśnie powinny być utworzone ostoje dzikiej przyrody. Polskie Tatry powinny mieć charakter typowo turystyczno-narciarski, z rygorem przestrzegania gęstości zabudowy i jednorodności stylu.

Natomiast dolina Rospudy jest fenomenem na skalę kontynentalną. Zniszczenie tego “bajora” – jak zwykł mawiać pisowski minister ochrony środowiska – byłoby porażką całego systemu ochrony przyrody w Polsce i stanowiło kolejny argument potwierdzający tezę, że danie Polakom Prus i Śląska okazało się takim samym błędem jak danie małpie brzytwy czy zegarka.

Mamy w Polsce duży problem z ochroną przyrody i krajobrazu. Problem polegający przede wszystkim na powszechnym niezrozumieniu wartości tych dóbr oraz na braku dyskusji społecznej dotyczącej strategii rozwoju kraju. Nasza “Ściana Wschodnia” chce się rozwijać – najlepiej szybko i najlepiej wielkoprzemysłowo. Czy ma to sens? Czy naprawdę w każdej gminie w Polsce powinien powstać jakiś kombinat? Czy nie lepiej zastanowić się, czy obszary o znacznych i wciąż niezniszczonych zasobach przyrodniczych nie powinny przede wszystkim rozwijać się w oparciu o nowoczesne formy agroturystyki? Czy Polska nie powinna wykorzystać części dotacji unijnych na rozwój wzorcowych ośrodków tego typu, ktore przyciągałyby ruch turystyczny nie tylko sezonowo, lecz ze względu na wysoki standard i zróżnicowaną ofertę (woda, konie, narty biegowe, hale sportowe, aquaparki, kursy kuchni ekologicznej, kursy rzemiosła, kursy artystyczne, itd.) – przez cały rok? Czy na czarnoziemach lubelskich nie powinno się uprawiać roślin i hodować zwierząt w sposób ekologiczny i eksportować markowe produkty spożywcze na całą Europę z marżą wielokrotnie wyższą niż obecnie?

Dlaczego nadal jest tak, że nieomal wyłącznie Warszawiaków stać na inwestowanie np. w Suwalskiem? Dlaczego kuleje transfer pieniędzy do gmin i społeczności lokalnych? Dlaczego całkowicie zatrzymała się współpraca spółdzielcza, która przecież świetnie ma się w krajach Śródziemnomorskich?

Może warto zastanowić się nad nierównomiernym rozwojem kraju? Niech przemysł ciężki zostanie tam, gdzie już jest a obszary wartościowe przyrodniczo niech inwestują w rozsądne i nowoczesne wykorzystanie swoich walorów naturalnych raczej niż budują kolejny tartak, papiernię czy piec do wypału węgla drzewnego? Czy naprawdę zabudowa musi być prowadzona tak, że w którą stronę nie popatrzeć, zawsze w polu widzenia znajdziemy jakiś obrzydliwy betonowy klocek?

Nieraz jest mi szczególnie przykro, kiedy patrzę na skalę dewastacji, z jaką mamy w Polsce do czynienia. Nie powinno się tak mówić, ale czasem jako naród zachowujemy się jak robactwo – jak już gdzieś wejdzemy, tam zostaje tylko syf, kiła i mogiła. Wystarczy się przejechać przez dawne ciechanowskie – jak u chłopa na obejściu nie znajdziemy kupy gruzu i kłębu zardzewiałego drutu, to chyba możemy bez ryzyka założyć, że to jakiś “nie swój”.

Proszę się mnie nie czepiać, że jestem niepatriotyczny, bo to nieprawda. Tylko mój patriotyzm nie polega na niekończącym się wynajdowaniu kolejnych usprawiedliwień dla naszych porażek. Ja szukam sposobów na rozwiązywanie problemów a nie na ich zamazywanie.

Pytam zatem – jak powinna rozwijać się Polska? Czy każda gmina/powiat w kraju musi wyglądać tak samo? Czy potrzebujemy na Podlasiu i Polesiu wielkiej infrastruktury przemysłowej? Intensywnego rolnictwa? Czy musimy znowu wszystko spieprzyć do końca, żeby kolejne pokolenia znajdowały kolejne usprawiedliwienia dla naszego bezhołowia? Jak przetransferować unijne dotacje tak, aby oprócz parków przemysłowych powstawały na ścianie wschodniej ładne i funkcjonalne gospodarstwa agroturystyczne zmieniające przaśny charakter naszej turystyki, mogące przyciągnąć większy ruch turystyczny a nie tylko “die hard” entuzjastów?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Tak się składa, że tą bolszewicką mentalność

reprezentuje u nas głównie tzw. “prawica”.

Dobry tekst.

Zgadzam się z tezą, że Polska potrzebuje rozwoju, ale rozwoju zrównoważonego. Tylko do tego trzeba fachowców, a nie złodziei (SLD/PSL), psycholi (PiS), albo ignorantów (PO) ... z tym, że motyw “trenera z zagranicy” po doświadczeniach z Benhauerem jakoś nie pachnie zbyt dobrze :) ...

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


A tak na boku zapytam...

Czy ktoś wie dlaczego mówi się (i pisze) “w Suwalskiem” a nie “w Suwalskim” ???
Zawsze mnie to nurtowało!


A - i jeszcze jedno...

Co to się dzisiaj stało – pan Yayco miał wylew, że tak się wylał na cały portal?


>ZPS

“Taka odmiana to jedna z zaszłości ortografii polskiej (kiedyś nie zdecydowano się tego zmienić, a trzeba było!). Jeżeli mówimy i piszemy: województwo małopolskie, województwo mazowieckie, województwo zachodniopomorskie, to formy małopolskie, mazowieckie, zachodniopomorskie są przymiotnikami odnoszącymi się do rzeczownika województwo. W takim wypadku w narzędniku i miejscowniku przyjmują końcówkę -im. Jeżeli jednak mamy na myśli samodzielne wyrazy Małopolskie, Mazowieckie, Zachodniopomorskie (też będące przymiotnikami), to nie dość, że wymagają wielkiej litery, bo to nazwy regionów, to jeszcze trzeba je odmieniać... rzeczownikowo z zachowaniem starej końcówki -em (Małopolskiem, Mazowieckiem, Zachodniopomorskiem).”

http://www.obcyjezykpolski.interia.pl/?md=archive&id=78

:)

jaki wylew? co mu jest?

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


@Docent

Szacunek za wyjaśnienie problemu odmiany nazw regionów. A o Yayco się nie martw – to tylko wylew twórczy…


No a najgorsze jest to,że

cz esto utożsamia się troskę o los przyrody czy tzw. ekologiczny tryb życia z lewactwem czy w ogóle lewicowością.
Jakby dbanie o swój kraj (bo o to przecież chodzi w szanowaniu i nieniszczeniu) przyrody nie było cechą każdego porządnego cżłowieka.

Chociaż kurde, trudno, w Polsce wymagać, by ludzie przejmowali się Rospudą, jak wyrzucają śmiecie do lasu masowo.
Albo ,,turyści” idąc w góry nie wkładają butelek/opakowań do plecaka, tylko zostawiają w miejscu gdzie mieli postój.

Nie mówiąc już o tym, że w mieście często nie wrzuci ktoś śmiecia do kosza, tylko obk te 5 metrów, bo mu się podejść nie chce.
Bo daleko przecież.

Eh, wkurza mnie to totalnie.

pzdr


>grzesiu

“cz esto utożsamia się troskę o los przyrody czy tzw. ekologiczny tryb życia z lewactwem”

to już tylko z tego powodu Gwiazdowie to lewactwo … ale re puszki po olejnej … no chyba że to taki resajkling :)

I zaczynamy od gis. Od gis? Tak, od gitary.


...

Ziggi

Mamy w Polsce duży problem z ochroną przyrody i krajobrazu. Problem polegający przede wszystkim na powszechnym niezrozumieniu wartości tych dóbr oraz na braku dyskusji społecznej dotyczącej strategii rozwoju kraju. Nasza “Ściana Wschodnia” chce się rozwijać – najlepiej szybko i najlepiej wielkoprzemysłowo. Czy ma to sens? Czy naprawdę w każdej gminie w Polsce powinien powstać jakiś kombinat? Czy nie lepiej zastanowić się, czy obszary o znacznych i wciąż niezniszczonych zasobach przyrodniczych nie powinny przede wszystkim rozwijać się w oparciu o nowoczesne formy agroturystyki? Czy Polska nie powinna wykorzystać części dotacji unijnych na rozwój wzorcowych ośrodków tego typu, ktore przyciągałyby ruch turystyczny nie tylko sezonowo, lecz ze względu na wysoki standard i zróżnicowaną ofertę (woda, konie, narty biegowe, hale sportowe, aquaparki, kursy kuchni ekologicznej, kursy rzemiosła, kursy artystyczne, itd.) – przez cały rok? Czy na czarnoziemach lubelskich nie powinno się uprawiać roślin i hodować zwierząt w sposób ekologiczny i eksportować markowe produkty spożywcze na całą Europę z marżą wielokrotnie wyższą niż obecnie?(...)

Może warto zastanowić się nad nierównomiernym rozwojem kraju? Niech przemysł ciężki zostanie tam, gdzie już jest a obszary wartościowe przyrodniczo niech inwestują w rozsądne i nowoczesne wykorzystanie swoich walorów naturalnych raczej niż budują kolejny tartak, papiernię czy piec do wypału węgla drzewnego? Czy naprawdę zabudowa musi być prowadzona tak, że w którą stronę nie popatrzeć, zawsze w polu widzenia znajdziemy jakiś obrzydliwy betonowy klocek?

Pan wybaczy, ale o ile zwykle Pana teksty które zaczepiają o gospodarkę czytam zgadzając się z ich tezami, tu mamy klasyczne myślenie życzeniowe i argumenty z gatunku “oczywista oczywistość”. Żeby było jasne, miałem takie samo zdanie na temat rozwoju Warmii i Mazur w latach 90-tych. Kiedy byłem w szkole średniej.

Na czym polega Pański błąd? Na absolutnie błędnym założeniu, że tamtejsze lokalne władze i społeczności chcą jakiegos ciężkiego przemysłu w ich okolicy – i że nie ma tam agroturystycznej infrastruktury, ktorą trzeba tworzyć.Ogólnie rzecz biorąc, argumenty z połowy lat 90-tych.

Otóż nie. Infrastruktura agroturystyczna powstała na przełomie ostatnich 10 lat – wiekszość linii brzegowych jezior przeszła już z rąk rolników do ludzi którzy pobudowali lub budują tam domy (zwykle pod wynajem). Jestem z tamtej okolicy, jeżdżę do rodziców co 1-2 miesiące, widzę to. Na głównych szlakach turystycznych rozwijają się inwestycje hotelowe. Przemysł (żaden tam ciężki) to meble, ale tu akurat po krachu eksportu do Rosji pod koniec lat 90-tych sprawy siadly i dopiero wejście do Unii rozładowało problem (tzn. mnóstwo ludzi wyjechało – i teraz reinwestuje w okolicy).

Na czym więc polega problem? Otóż Warmia i Mazury (Podlasie i Lubelszczyznę zostawiam, bo nie znam lokalnej specyfiki) nie mają infrastruktury drogowej. A to hamuje rozwój – jasne że dla warszawiaka z domkiem nad jeziorem do którego wpada co jakiś czas od wielu lat to nic wielkiego, ale dla regularnego ruchu (w tym ruchu tirów na Kaliningrad, Litwę i inne kraje bałtyckie, który dobija lokalne drogi i tworzy niebezpieczeństwo dla turystów i miejscowych) to prawdziwy problem. I chodzi właśnie o to – nie o budowę mitycznego “kombinatu”, tylko o możliwość sprawnego poruszania się i ukierunkowania ruchu cięzkiego transportu drogowego. I zaklinanie rzeczywistości “agroturystyką” nic tu nie pomoże – bo agroturystyka już jest, tylko dojechać do niej nijak “nielzjia”.

Co do Rozpudy, to sie cieszę. Z tym że problem obwodnicy Augustowa nadal wymaga rozwiązania.


@Barbapapa

Witam,

Serdecznie dziękuje za ciekawy komentarz. Polwolę sie jednak zgodzić z nim jedynie częściowo.

Po pierwsze – nie jest wcale tak istotna skala przemysłu. Nawet zwykły tartak i fabryka mebli pociągają za sobą ruch ciężarowy, wymuszają konieczność obsługi kierowców i pracowników zakładu pracy – w efekcie zmienia się całkowicie charakter okolicy – już nigdy nie będzie ona miejscem prawdziwego wypoczynku.

Co do rozwoju turystyki na Warmii i Mazurach, to mam jak najgorsze zdanie. Nadal brakuje pensjonatów o poziomie estetycznym i ofertowym Kadyn (http://www.kadyny.com.pl/en_hotel.html), to co są na tym poziomie są wyjątkowo drogie (no bo taki poziom, to niby ‘exclusiv’). Linia brzegowa jezior została – to fakt – rozkupiona “na dziko” przez różnych właścicieli, którzy pobudowali się wokół nich “skolko ugodno” – dominuje niestety syf i turystyka “rabunkowa”.

Sytuacja wygląda nieco lepiej na Warmii, gdzie dewastacja krajobrazu jest jakby mniejsza i daje się już napotkać fajne miejsca zrobione z gustem jak np. http://www.palacsorkwity.pl. Wciąż jednak brak pomysłu, co w takim pałacu robić np. w lutym.

Mój post miał na celu skłonienie czytelników do zastanowienia się nad jednym prostym faktem – nasz system rozdzielania dotacji promuje bogatych, natomiast nie tworzy żadnych zachęt do spółdzielczości. Tymczasem na terenach strukturalnej biedy nikt poza kilkoma jednostkami nie ma pieniędzy wystarczających na uzyskanie sensownej dotacji, która pozwoli na wybudowanie czegoś więcej niż budki z piwem. Dlatego regiony te rozwijają się pozornie – właścicielami większości fajnych obiektów nie są miejscowi, lecz kapitał napływowy – bogatych ludzi z Warszawy czy w najlepszym wypadku – z Olsztyna.

Tymczasem rowiązaniem problemu pierwotnej akumulacji kapitału powinna być w Polsce spółdzielczość, co jednak jakoś nie może się przebić i w rezultacie mamy to, co mamy.


@Autor

Pierwotna akumulacja odbywa się na poziomie lokalnym i jest widoczna w dużej ofercie całkiem fajnie urządzonych domów pod wynajem. Tu wybór jest naprawdę niezły – i wcale nie koliduje z duzymi inwestycjami w remontowane pruskie pałacyki i całkiem nowe obiekty. Zdaję sobie sprawę, że z perspektywy osób z dużych miast “agroturystyka” może oznaczać wielki pałac ze spa, golfem i stadniną, ale akurat taka akumulacja kapitału na poziomie lokalnym to pieśń przyszłości. ;)

Dodam jeszcze, że sporej cześci oferty tego typu na rynku zwyczajnie nie widać, bo wynajem prowadzony jest przez specjalizowane firmy na potrzeby turystów zagranicznych. Znów z praktycznego doświadczenia – nie ma żadnego problemu, żeby mieć pełne lub prawie pelne obłożenie w sezonie na ładnie urządzony dom “pod klucz” na Mazurach turystami z Niemiec, Holandii i Skandynawii – za niezłe pieniądze. Oczywiście oczekiwania w zakresie jakości i czystości powodują windowanie standardu. Za to polski turysta jest regularnie niezadowolny (nawet z takiego poziomu jaki akceptują turyści zagraniczni) i skłonny płacić mniej (lub na każdym kroku okazywać, jakie to szczęście spotkało własciciela obiektu, że raczył go odwiedzić). Więc wynajem idzie “na eksport” – bardzo mi przykro, wolę pewną kasę niż ryzyko. A akumulacja kapitału i reinwestycje postępują.

Taki sam efekt mają wyjazdy na Zachód. Wielu znajomych już wróciło i teraz remontują domy/budują nowe – w większości z planami na wynajem. Podobnie reinwestowane są środki z dotacji – rownież te które dostaje się za zalesianie, celowe nieużytki itp. Praca organiczna.

A co do spółdzielczości… Nie, po prostu nie. Ładny pomysł całkowicie ignorujący logikę myślenia ogólnie Polaków, a w szczególności małych spoleczności, gdzie nawet spółki są traktowane nieufnie i jako dobry sposób na utratę kasy.

Ale oddalamy się od tematu od którego się zaczęło. Agroturystyka (rozumiana jako działalność na małą skalę, a nie wiekie “kombinaty” turystyczne typu pałac, spa, golf i stadnina) już jest, a od instytucji centralnych oczekuje się, że zorganizują infrastrukturę drogową. Reszta sama ostatecznie się rozwinie.


@Barbapapa

Hmm,

Ciekawy pogląd… niemniej jednak jak kolega chciał znaleźć coś sensownego na wyjazd z żoną i dzieckiem, to na Mazurach nie znalazł... Wszystko zajęte, więc do nasycenia jest jeszcze bardzo daleko…

A skoro jesteś z tamtych okolic, to może polecisz jakiś fajny, nieduży domek pod wynajem (ale żeby były dwie sypialnie) za rozsądne pieniądze, w niezbyt tłocznym miejscu, z dostępem do jeziora lub rzeki kąpielowej? Tak, żeby czasem się wyrwać z Warszawy z żoną, dzieckiem i może kimś jeszcze – na przyczepkę?

I żeby tylko nie było skuterów wodnych !!!

Pozdrawiam !
ZS


Hmmm...

Jasne, na jaki mail?

Bo nie chcę zostawiać namiarów ot tak na publicznym forum, żeby mnie ktoś od jakichś PSLowców reklamujących krewnych i znajomych (królika) nie wyzwał. ;)


Mój priv

Dzięki !

Mój adres mailowy – proszę tylko usunąć podkreślenia:

ziggi_ [at] _ziggi [dot] pl

Z góry dziękuję!


Subskrybuj zawartość