Radykalizm państwowo usankcjonowany

Boże – wybacz mi Adonai (czyli Panie), grzeszę grzechem nienawiści. Jezu – jak ja nienawidzę ekobolszewia…

Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że mam szacunek do przyrody i dosyć wyrobione poglądy jak należy ją chronić. Moje poglądy są dosyć niekonwencjonalne – uważam, że najlepszym sposobem ochrony przyrody, jest uczynienie jej mało dostępną. Zburzyć drogi, wysadzić mosty, itd. – to jast najlepsza strategia ochronna. Tych kilku “die hard” entuzjastów, którzy przedrą się przez wszystkie przeszkody, żeby zobaczyć dziką przyrodę na pewno jej nie zniszczy. Przyrodę niszczą zupełnie inni ludzie… Nie ma żadnego dobrego powodu, dla którego te wszystkie paniusie w złotych trepkach powinny mieć zapewniony paradny wjazd do Morskiego Oka…

Niemniej jednak, ochrona zagrożonych gatunków, przyrody, krajobrazu, rzek, mórz i oceanów to jedno a zbawianie świata to drugie. Tymczasem wyrósły nam na świecie nowe ortodoksyjne sekty parareligijne: czciciele Gai – głębocy ekolodzy oraz ich mniej pobożni lecz liczniejsi bracia w wierze – członkowie Greenpeace, WWF i innych radykalnych organizacji “ekologicznych”. Łączy ich jedno. Misyjne przekonanie o niezbitej racji własnych przekonań, kryminalna determinacja, że cel uświęca środki oraz bezwględna skuteczność w naciąganiu i przyciąganiu do siebie lewicujących elit opiniotwórczych i młodzieży.

O ile Europa kontynentalna jeszcze się trzyma, to precedensowe prawo anglosaskie jest idealnym rozsadnikiem kretyńskich idei. Wystarczy jeden poparany sędzia, żeby zalegalizować i utrwalić jakieś kolejne dziwactwo. Bieżąca promocja dotyczy ratowania planety przed globanym ociepleniem. Skwapliwie podjęta przez polityków, gdyż daje im cudowną okazję do opodatkowania szerokich rzesz i wprowadzenia nowego systemu pedagogi społecznej, w którym świat pomalowany jest na zielono. Radykalna część elity opiniotwórczej dostrzegła niezłą okazję do przetasowania kart. “Teraz my rozdajemy partyjkę” zdaje się wołać George Monbiot – ćwierćidiota, lecz jakże pożyteczny…

Czytamy oto na portalu Greenpeace Polska, że sąd w brytyjskiej miescowości Maidstone Crown nie dostrzegł niczego zdrożnego w wandaliźmie, jakiego dopuściło się sześciu członków Greenpeace, którzy nabazgrolili na wieży chłodni kominowej elektrownii węglowej w Kingsnorth. Powództwo właściciela elektrownii na szkodę £30.000 zostało przez sędziego oddalone, ponieważ jak zauważył on nie mniej nie więcej – istnieje istotna okoliczność: szóstka wandali działa z ważnego powodu. Choć zniszczyli czyjąś własność, to wszak tylko po to, aby inną własność ratować – własność nas wszystkich – naszą planetę Ziemię !!!

Kogo tam w tym sądzie nie było? Wśród świadków i ekspertów przewinęli się Eskimosi, naukowcy, działacze medialni. Wszyscy, którym na sercu leży nasze wspólne dobro. Proces w Maidstone Crown był wyreżyserowanym spektaklem, w którym ekologiczny radykalizm został państwowo usankcjonowany.

Czekam teraz tylko na falę wandalizmu wobec samochodów, samolotów, spalarni śmieci, fabryk i w ogóle wszystkiego, co Greenpeace uzna za niefajne. Przyjdzie osiłek z bejbolem i rozbije w Londynie auta na całej ulicy. No cóż – jego prawo – wszak ratuje planetę... NO CHYBA, ŻE TRAFIŁO NA POJAZD ELEKTRYCZNY – bo wówczas to jednak jest zgroza, dziki wandalizm, którego usprawiedliwić niczym się nie da…

W epoce komunikacji elektronicznej zły przykład szybko się upowszechnia. Kilka wiadomości dalej Greenpeace Polska już nas powiadamia: “Obrona klimatu to nie przestępstwo!” Koszulki nawet takie już sobie wydrukowali…

Radykalni działacze ekologiczni starają się doprowadzić do wprowadzenia drakońskich metod ograniczających emisję CO2 – metod, które poza kilkoma mało istotnymi wyjątkami sprowadzają się do takiego podniesienia ceny energii i jej nośników, że po prostu mało kogo będzie na nie stać. Już ostatniej zimy brytyjska opieka społeczna podała do wiadomości przygnębiającą statystykę – co szóstej rodziny w Albionie nie stać na ogrzewanie mieszkania, co skutkuje wzrostem zapadalności na różne choroby oraz wzrostem liczby zgonów wśród osób starszych. W obiegu medialnym coraz częściej pojawia się termin “głód energetyczny”. Paliwa i pojazdy składają się już bez mała w całości z podatków – nic dziwnego, że zwykła wycieczka rodzinna powoli staje się luksusem dla bogatych. Lewicowi intelektualiści przekonują nas, że jest nas za dużo, że nie warto mieć dzieci i że mięso też trzeba opodatkować eko-akcyzą, a to przez pierdzące krowy. Co więcej – nie wystarcza już ograniczyć “carbon footprint”, lecz wyłania się potrzeba radykalnego zminiejszenia “human footprint”.

Ekologiczni działacze nie nadwyrężają się petycjami do rządów Rosji, Chin czy Indonezji. Jakoś wyjątkowo łatwo dotarło do nich, że tam wiele nie wskórają. Skoro więc wiadomo, że wzrostu populacji w trzecim świecie nie da się ograniczyć, to nie ma wyjścia – trzeba się jakoś zabrać za białasków… Idealny obywatel niech siedzi w zimnym pokoju, niewiele się rusza, żuje brukiew, nie puszcza bąków i nie ma dzieci. Ekologiści zwielokrotnili intensywność działań w USA i Europie. Wszędzie ich dziś pełno i trudno ich wylać do zlewu, bo sprytnie pomieszali różne rodzaje aktywności. Bądź tu mądry… ta sama mała dziewczyka w jednej ręce ma ulotkę “Ratuj Rospudę” a w drugiej “Stop elektrowniom jądrowym”.

Społeczeństwa padają ofiarą ohydnego szantażu:

Klimat się ociepla? Trzeba za wszelką cenę ograniczyć emisję CO2! Zmniejszyliśmy emisję i co dalej? (teraz są warianty):

- ociepla sie nadal… Widać za mało zmniejszyliśmy. Trzeba jeszcze bardziej ograniczyć.

- przestało się ocieplać... No sami widzicie. Hura, poskutkowało – trzeba zatem ograniczać nadal – dla bezpieczeństwa.

Co ciekawe – nowa ekologia nakłada mnóstwo dziwacznych wymogów na zwykłych obywateli, których np. gorąco namawia się do rezygnacji z używania trybu stand-by urządzeń elektronicznych, co jest przecież jakąś gównianą oczczędnością a tak bezczelnie traktowany sprzęt szybciej się psuje, podczas gdy nawet najprostsze rzeczy pakowane są w coraz większą i większą liczbę warstw różnych kartonów i folii a cudaczne stacje telewizyjne nadają megawaty w kosmos wysyłając nieomal same reklamy. Tutaj marnotrawstwo energii jakoś nikomu nie przeszkadza i nie boli. Widać tu też są równi i równiejsi…

Wydaje się, że nie ma wyjścia. Lada moment to barachło dotrze do Polski. Zajmą lukę po coraz bardziej spasionym Kościele i wypełnią ją swoją jadowicie zieloną doktryną. Takie wygadane, metroseksualne, przecfelowane dupki w rodzaju tego Macieja Muskata. To nie będzie fajny świat. Myślę nawet, że będzie dość koszmarny. Działacze ekologiczni – jak arbuz – zieloni z zewnątrz a czerwoni wewnątrz są agentami kolejnej utopii wiecznej szczęśliwości, do realizacji której trzeba ludzi tylko “trochę przymusić a potem już wszystko będzie dobrze”.

Znamy to, znamy… Już to kiedyś przerabialiśmy.

Czy ktoś może chciałby ze mną założyć taki “anty-Greenpeace” ???

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

No, no, ostry tekst,

szkoda że nie pisz eu nas Maruti, to by się pokłócił trochę tu.
Bo ja to nie za bardzo umiem.
Zaprotestowąłbym jedynie przeciw rzucaniu wszystkich organizacji i wszystkich ich członków do jednego wora.
Bo coś takiego w tekście widać.

pzdr


Grzesiu

Może Zbyszkowi skojarzył się Greenpeace z GreenPiS?
Cholera wie:-D

Human Bazooka


Mad,

Make PiS, not War
:)


:-D

Human Bazooka


Subskrybuj zawartość