Wolszczan i Boni - rozważania nad lustracją

Sprawa profesora Wolszczana wywołała w mediach pewną dyskusję, która oscyluje wokół fundamentalnych kewstii moralnych dotyczących możliwości zawierania kompromisów pomiędzy swobodą rozwoju talentu a zeszmaceniem się w zdradzie ideałów. Temat to ciężki – zwłaszcza w Polsce, tak naznaczonej heroizmem niezłomnych postaw narodowych bohaterów jak i wieczną hańbą sławnych zdrajców.

Niemniej jednak wydaje się, że jako naród, ze względów historycznych, mamy niejaką trudność w przyznawaniu miejsca w przestrzeni publicznej osobom skażonym kolaboracją.

Dobrym przykładem może być historia legendarnego podróżnika i odkrywcy, Bronisława Grąbczewskiego, który realizował swą azjatycką karierę w służbie carskiej a po powrocie do niepodległej Polski w r 1910 nieustanie borykał się z ostentacyjnym sekowaniem przez naszych niezłomnych jak zawsze patriotów.

Będąc jak najdalszy od przechodzenia lekko ponad skazą kolaboracji, jestem głęboko zaniepokojony ostentacyjnym żądaniem absolutnej czystości moralnej jako warunku sine qua non czyjeś obecności w życiu publicznym. Wydaje mi się, że zbyt łatwo przychodzi nam Polakom skazywanie na śmierć publiczną osób, które dopuściły się czynów haniebnych, lecz wszak nie aż takiej rangi i wagi, aby z miejsca typować ich do kary najwyższej w pozakryminalnym rankingu społecznego potępienia – do wykluczenia z życia publicznego.

Jako społeczeństwo musimy zadać sobie takie samo pytanie, jakie lata temu zadawali sobie Francuzi – jak zachować się wobec kolarborantów Vichy? Podobne pytanie stawiali sobie nacjonaliści Szkoccy – jaki mieć stosunek do żołnierzy i oficerów Regimentów Szkockich w armii Brytyjskiej?

Wydaje mi się, że szalenie ostre oceny, jakie niektórzy forsują wobec osób pokroju profersora Wolszczana wynikają z niezdolności do pragmatycznej oceny rangi zdarzeń. W jakimś stopniu w oczach takich krytyków nie ma istotnej różnicy moralnej między zdradą Maleszki a zdradą Boniego czy Wolszczana. Fakt podjęcia świadomej współpracy z SB jest hańbą niestopniowalną i niepodlegającą relatywizacji. Wszyscy oni stali się “trefni”, tak samo jaki ich późniejsze zasługi – obciążone hańbą tego pierwotnego grzechu tracą na znaczeniu, blakną, zawstydzają. Intensywność ocen przypomina sprawiedliwość wojenną, gdzie i za szaber i za zdradę karze się kulą w łeb i gdzie również żadnego zróżnicowania winy nie ma.

Nasi dyżurni szermierze moralnej czystości wyznają taki właśnie wojenny światopogląd nie zdając sobie sprawy, że gdyby we Francji zdecydowano się z równą determinacją prowadzić moralną ekspulsję wobec kolaborantów Vichy, to kraj ten lekka ręką pozbyłby się znacznej części swojej elity intelektualnej, która jednak podniosła go po wojnie do rangi regionalnego mocarstwa. Francuzi jakoś zrozumieli, że nie każdy musi być bohaterem, że wielu było tchórzami i oportunistami, lecz pomimo tego swym talentem i pracą mogą przysłużyć się ojczyźnie, przynieść jej splendor i chwałę. Do odstrzału, tak dla przykładu, skierowano jedynie tych, których wina była najbardziej jaskrawa. Polityka taka przyniosła również spektakularne wtopy, w rodzaju sprawy Papona, którego winy nie były wcale zaniedbywalne, lecz z różnych powodów zbyt długo przyszło czekać na ich wyjawienie. Burzliwa dyskusja, która przetoczyła się przez Francję przy okazji jego procesu w latach 1997-1998 nie dała jasnej odpowiedzi, czy przyjęta przez gaulistów polityka “grubej kreski” była właściwa lub nie.

W przypadku Boniego czy Wolszczana nie może być mowy o takiej skali przewinień. Nie może nawet być mowy o jakiejkolwiek konkretnej szkodzie, do której ich postępowanie doprowadziło. Ich wina ma charakter generyczny a wynikła z niej szkoda – nad wyraz ogólny. Byli małymi trybikami wielkiego aparatu represji. Świadomie zgodzili się przyjąc tę rolę, aby zapewnić sobie i swojej rodzinie spokój w tych ciężkich czasach. Skrewili – to jasne. Ale czy daje to komuś wystarczający powód, aby tworzyć wokół nich gęstą atmosferę moralnego potępienia? Doprawdy nie wiem. Osobiście nie czuję ani do jednego ani do drugiego jakiegoś żalu czy niechęci. Cieszy mnie, że znaleźli się w nowych czasach i odnieśli sukces, z którego w jakiejś części my wszyscy jakoś również korzystamy.

Ich dawne winy malo mnie już dziś obchodzą, chociaż rozumiem, że inni mogą mieć tu inne zdanie. Martwi mnie jednak to, że ich winy są teraz wyciągane na światło dzienne a sprawom tym stara się nadać wyjątkową rangę nie dlatego, że jest to jakoś obiektywnie istotne, że da nam lepszy obraz tamtych czasów i pozwoli na ich lepsze zrozumienie, ale przede wszystkim dlatego, że jest to część szerszego procesu segregacji społeczeństwa na “umoczonych” i “czystych” tak, jakby miało to dzisiaj jakiekolwiek znaczenie. Tymczasem dziś żadnego znaczenia te sprawy już nie mają, poza tym jednym – politycznym, polegającym na dzieleniu narodu na lepszych i gorszych. Na tych, którym z racji bycia “czystymi” jakoby więcej się należy niż tym “umoczonym”. Segregacja taka ma stać się poczatkiem nowego rozdania, początkiem nowych, lepszych czasów, w których nastaną rządy “czystych” – nie skalane korupcją, nie skażone prywatą, rządy moralnej odnowy, które przyniosą wszystkim pomyślność i dobrobyt. Nastąpi wreszcie długo wyczekiwane wyrównanie rachunków krzywd. Maluczcy zostaną docenieni a pyszni potępieni. Zatryumfuje chrześcijański paradygmat a zło zostanie pokonane.

Tylko czy ktos naprawdę jest w stanie w tę bajkę uwierzyć? Czy naprawdę śmierć publiczna ludzi pokroju Boniego czy Wolszczana zapewni nam tę wymarzoną pomyślność i dobrobyt? Czy “czyści” okażą się naprawdę odporni wobec pokus władzy, którą dostaną? Czy są czyści dlatego, że byli niezłomni, czy dlatego, że nie zostali dotąd poddani próbie? Czy ich niezłomność będzie dziś nadal zaletą? Czy będą zdolni do kompromisu tam, gdzie jest on konieczny, czy niezłomnie będą trzymali się swojej racji?

Zdumiewa mnie, że są ludzie, którzy widzą tu ostrą, klarowną linię oddzielającą dobro od zła. Ja widzę tu długi półcień, szarą strefę moralnej niepewności, w której nie da się udzielić jednoznacznej odpowiedzi bez szczegółowej analizy każdego przypadku. Zachodzi też pytanie podstawowe – czy naprawdę lepiej jest nam z tą wiedzą? Czy tego typu przypadki kadłubowej współpracy z PRL-owskim reżimem naprawdę załugują na uwagę całego społeczeństwa? Co nam ta wiedza daje? Czy Polska naprawdę stanie się lepsza, jeśli Aleksander Wolszczan stąd definitywnie wyjedzie? Mam problem z odpowiedziedzą.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Zbigniewie,

mam parę pytań:

1. Na jakiej podstawie twierdzi Pan, że, cytuję “Tymczasem dziś żadnego znaczenia te sprawy już nie mają, poza tym jednym – politycznym, polegającym na dzieleniu narodu na lepszych i gorszych.”?

2. Czy lustracja kojarzy się Panu tylko z nielubianym PiS-em? Innymi słowy, czy Pana zdaniem używanie lustracji w bieżących rozgrywkach politycznych sprawia, że ze spokojem można uznać cały temat za “trefny”?

3. Co Pan sądzi o wpływie lustracyjnej bezkarności konfidentów na obywatelskie morale młodzieży?

Mam pytań więcej, ale zacznę od tych trzech.

Pozdrawiam.


Hm, ciekawy tekst,

ja myślę, ze jednak pytanie z konca nie jest całkiem sensowne.
Czy nam lepiej z tą wiedzą?
A jaka jest alternatywa?
te sprawy wychodziły, wychodzą i będą wychodzić na jaw.
Ja bym chciał tylko, by akta były dostępne dla wszystkich, nie dla grona wybranych dziennikarzy i historyków, którzy spełniają partyjne rozkazy PiS czy kogoś tam jeszcze.

A osądzać Wolszczana czy Boniego?
Myślę, że powinni ci, którym oni zaszkodzili.
ja nie mam powodu, by ich potepiać czy im wybaczać.

Co nie znaczy, że nie moge powiedzieć, że uważam np. wspólprace Wolszczana za zło.
A jego tłumaczenia z apokrętne i tchórzliwe.

Ale żebym się z tego powodu upajał swoją wyższością i wyzywał go od kogoś tam i wznosił okrzyki pełne moralnej wyższości jak prawaki w s24?
No nie, tak się nie zamierzam bawić, bo i co z tego komu przyjdzie.

pzdr


zgadzam się

z tym, że te sprawy nie mają dziś żadnego, poza politycznym, znaczenia. ludzie mają to gdzieś, są ważniejsze sprawy …

“już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”


Grzesiu,

czy dasz radę porozmawiać o lustracji bez podpierania się oszołomstwem pseudo-patriotycznym w roli czarnego luda?

Byłbym zobowiązany. Na to samo liczę u Pana Zbigniewa.

To, że ktoś-gdzieś-tam psuje temat, nie jest argumentem za tym, że tematu nie ma lub nie powinno być.

Pozdrawiam


Docencie,

czy byłbyś tak uprzejmy i mówił za siebie?

Ewentualnie zawieś listę ludzi, którzy dali Ci upoważnienie do mówienia w ich imieniu. Ja nie dawałem, gdyby co.

Pozdrawiam


Sergiuszu,

ale ja nie twierdzę, ze ktoś psuje temat.
ja twierdzę, że po prostu niektórzy potępiają Wolszczana np.
A ja w to nie zamierzam robić.
Nawet w sumie nie wiem, czy potrzebne jest wyrażenie zdania mojego na temat jego osoby.

A lustracja?

W takiej formie, że wyciąga się popularne osoby lub komuś niewygodne i bawi w ujawnianie ich teczek tylko.
Niekoniecznie.
Ja bym sobie życzył, by po prostu te akta były dostępne dla każdego,nie tylko dla historyków IPN.
I by oni nie wydawali dekretów moralności, tylko rzetelnie badali sprawę.

Bo już ocenia każdy sam.

A i mam wrażenie, ze na sensowną lustrację, jest już za późno.

pzdr


mówię za siebie i za ludzi, z którymi o tym rozmawiałem

dla ludzi u mnie we wsi to że ktoś tam był agentem albo mądrale z IPN wyciągną mu że coś podpisał ma takie znaczenie jak zeszłoroczny śnieg. jestem więcej niż pewien że 99% na to poniżej pleców…

ciekawe dlaczego u nas nigdy nic nie można zbudować a tylko tłucze się pianę i wyciąga jakieś tematy zastępcze…

“już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”


Grzesiu,

Lustracja to nie Sąd Ostateczny. Antylustratorzy starają się zwolennikom lustracji przyprawić gębę Inkwizytorów (pozdrawiam 3.14), ale to tylko taki trick propagandowy, obliczony na ośmieszenie całej sprawy.

Tu nie chodzi o etyczne/moralne osądzanie dla osądzania czy satysfakcji gawiedzi na rynku pod szubienicą.

Tu chodzi o oczyszczenie naszego życia publicznego z postaci, które nie tylko są zeszmacone, ale nadal prowadzą szkodliwą działalność.

Ujawnianie haniebnej przeszłości (ale nie wiadomo czy to wyłącznie przeszłość) w przypadku znanych nazwisk ludzi, którzy zapewne dla okolic WSI & Company nie mają żadnego znaczenia, służy tylko temu, by pokazać jaka ta cała lustracja bezsensowna a lustratorzy jacy wredni i politycznie dyspozycyjni.

Mówiąc krótko: w dobrej wierze łykasz antylustracyjny kit.

Co to znaczy “sensowna lustracja”? Żyjemy w świecie realnym, nie życzeniowym.

Twoim zdaniem z tego powodu, że nie da rady za każdym razem napisać dobrego tekstu w ogóle nie warto pisać?

Skoro lustracja została schowana do piwnicy dzięki “grubej kresce” itp. pomysłom na święty spokój, to wcale nie znaczy, że dziś lepiej nie robić jej wcale.

Jest dokładnie odwrotnie. Należy zrobić co się tylko da, żeby oczyścić atmosferę, odebrać lustracyjne straszaki politykom i odsłonić wciąż aktywne więzy pomiędzy dawnymi służbami i dzisiejszymi elitami we wszystkich środowiskach, w tym zwłaszcza w środowiskach akademickich, hierarchii kościelnej, wielkim biznesie, mediach i polityce.


Docencie,

lustracja nie jest tematem zastępczym. To, że politycy starają się na niej grać, nie powinno być dla myślącego człowieka, który uważa siebie za odpowiedzialnego obywatela Polski, żadnym argumentem.

I jeszcze coś: jeśli coś-kogoś nie obchodzi, to nie zabiera w danej sprawie głosu. Jeśli jednak ktoś zabiera głos, a mówi to co Ty, to oznacza że jest przeciw, a nie że go to nie obchodzi. Więc nie ściemniaj, jeśli łaska.


okej

jestem przeciw, bo nie ma to dla mnie żadnego, ale to żadnego znaczenia. znaczy lustracja nie ma znaczenia.

tylko że w tym kraju jak skończy się lustrowanie współpracowników SB to zacznie się kołomyja ze współpracownikami WSI a potem jeszcze jakieś służby się znajdą ... tak to już jest że Polacy kochają takie gierki i wyciąganie innym mniej lub bardziej wyimaginowanych grzechów, albo zupełnie wyimaginowanych …

“już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”


Drogi Zbiggu,

nawet chciałem przeczytać te Twoje rozważania o lustracji, by przekonać się jak do bólu jesteś przewidywalny:).
Dotarłem niestety tylko do tego najlepszego przykładu ostentacyjnego sekowania kolaboranta przez niezłomnych patriotów II RP.:).
I tu wymiękłem.

Czyli mam rozumieć, że cała elita przedwojennej Polski była ostentacyjnie sekowana przez niezłomnych patriotów.
Wszak, w ogromnej większości- jak ty to elegancko ujmujesz- skażona była kolaboracją z zaborcami:).

Ty to masz poczucie humoru:).

Jeśli zaś chodzi konkretnie o B. Grąbczewskiego, to powiem tylko, że całą jego twórczość wydało przed wojną wydawnictwo Gebethner i Wolff.
A jako, że pan Bronisław dość słabo władał językiem ojczystym, to dzieła te redagował wkładając w to dużo pracy, zaprzyjaźniony z nim, znany warszawski endek:).

Ach, ci blogowi erudyci:)

Pozdrawiam serdecznie


Docencie,

sam sobie przeczysz, ale mnie to nie boli. Twoja sprawa.

Wydaje ci się, że takim ględzeniem w kółko ze zdartej płyty zagadasz rzeczywistość?

To przecież nawet nie są argumenty. Tylko lipne insynuacje i podpinanie adwersarza pod oszołomstwo jakieś. Stać Cię na więcej, ale pewnie Ci się nie chce.

Wiesz co? Dziwi mnie to Twoje dystansowanie się, manifestowane przez mówienie o Polakach w trzeciej osobie. Oczywiście nie ma tu obowiązku poczuwać się do bycia Polakiem, ale jak się człowiek nie poczuwa, i czuje się bardziej obywatelem świata (wyobrażonego, bo nie ma czegoś takiego), to co się w ogóle przejmujesz/zajmujesz tematem? Nie masz ciekawszych spraw do roboty?


@Yassa

Mam tę rzadką przyjemność posiadania na swojej półce wszystkich dzieł B.G. – w tym “Podróży po Azji Środkowej” w oryginalnym wydaniu Gebethnera i Wollfa :-)

Ciekawa jest ta Pańska historia o znanym warszawskim endeku, który pomagał mu redagować pisma – ja wiem jedynie o bliskiej współpracy Grąbczewskiego z Bolesławem Olszewiczem, ale nie mam pojęcia, czy o niego Panu chodzi, gdyż nie interesowałem się nim szczegónie i nawet nie wiem, czy był endekiem, chociaż na pewno był postacią znaną (chociaż dzisiaj nie ma nawet o nim artykułu w Wikipedii). Bardzo proszę mi powiedzieć kto jest tą tajemniczą postacią.

Nota bene – we wstępie do “Podróży” czytamy od wydawców dość sarkastyczne:

Rzeczpospolita nie zużytkowała wiedzy i doświadczenia Grąbczewskiego w żadnym kierunku. Otrzymał on wprawdzie skromną posadę w Państwowym Instytucie Meteoroligicznym, ale w roku bieżącym, przy zastosowaniu oszczędności w wydatkach skarbowych Grąbczewskiego “zredukowano”

Olszewicz, który zajął się biografią Grąbczewskiego również wspominał niechęć z jaką nasz podróżnik spotykał się w Polsce, gdzie nie umiano mu wybaczyć jego carskiej służby. Sympatia jednego – nawet najbardziej znanego warszawskiego endeka nie mogła tu wiele pomóc. Nie przyznano mu emerytury, nie ma stałego zatrudnienia…

Pozdrawiam nie uzurpując sobie nic a nic z miana erudyty, na które z pewnością jeszcze nie zasługuję.


Aż dziwne ...

... ale nie zauważyłem, by w dziesiątkach (chyba już setkach) komentarzy na ten temat ktoś wspomniał, że Sprawiedliwość to jest taka kobitka, która w jednej ręce trzyma wprawdzie miecz, ale w drugiej – staroświecką wagę. Na niej zapewne coś porównuje, coś odważa ….

Sam miecz albo bejsbolowy rympał nie wystarczą.


I na deser

Zawsze mnie zdumiewa naiwna wiara w anty-lustracyjne tezy propagandowe, podczas gdy listy TW i dowody na ich współpracę znajdują się w rękach obecnych służb naszych miłych sąsiadów, przez co dają możliwość grania pionami i większymi figurami zupełnie niezależnie od fizycznego wymarszu sowieckich wojsk.

Każdy nieujawniony TW może stać się narzędziem wrogiej nam polityki i wrogich służb. Nie ma znaczenia, że minęły dekady odkąd ostatni raz pił koniak z esbekiem.

To dlatego abp Wielgus musiał zostać zdemaskowany. I dlatego musiał zostać zdemaskowany Boni.

Zdemaskowanie Wolszczana natomiast jest świetną okazją, by z bliska obejrzeć upadek z wysokiego konia. To może być i powinno być pouczające.

Gadanie, że wybitny naukowiec może być bez szwanku dla swego naukowego autorytetu zwykłą szują w ludzkim wymiarze, jest ordynarnym splunięciem w twarz wszystkim innym ludziom Akademii, którzy wartości etyczne znają nie tylko z wykładów o etyce.


akimbo

to nieporozumienie, pewnie przez skojarzenie z PiS ;-)

Tu nie chodzi o żadną sprawiedliwość. Tu chodzi o bezpieczeństwo państwa i nazywanie spraw po imieniu, bez uników i chwytów maskujących.


@All

Zwracam wszystkim uwagę w temacie technicznych ograniczeń lustracji:

1) Udostępnienie teczek wszystkim na zasadach ogólnych jest bardzo trudne. Fizycznie nie da się zrobić, bo w przypadku dziesiątków jeśli nie setek tysięcy osób zrobienie kwerendy, skopiowanie akt i ich przekazanie zainteresowanym staje się zadaniem ponad siły każdej instytucji.

2) Opublikowanie wszystkiego w/g podobnego scenariusza w Internecie zajmie lata.

3) Zasada obecna powoduje, że pewna grupa w/g bliżej nieznanych kryteriów typuje nazwiska do kwerendy. Padają uzasadnione podejrzenia o nieczyste intencje “badaczy”.

Moim skromnym zdaniem, taka ścisła lustracja powinna dotyczyć wyłącznie osób pełniących lub ubiegających się o funkcje publiczne i państwowe na odpowiednio wysokim szczeblu. Bo nie chodzi przecież o lustrację kierowniczki biblioteki miejskiej w Pcimiu Dolnym.

Uważam ponadto, że w przypadku posad nieobieralnych, tak zgromadzona wiedza powinna być udostępniana jedynie przełożonym (np. do dwóch szczebli wyżej) a jedynie w przypadku stanowisk obieralnych – podawana do publicznej wiadomości, gdyż ludzie mają prawo wiedzieć, kogo wybierają.

W każdym innym przypadku będziemy tonąć w magmie, gdzie np. opozycja plotkuje, że coś tam jest w IPN na temat kogoś z rządu, lecz IPN sprawą oficjalnie się nie zajmuje i sprawa latami wisi w powietrzu i śmierdzi, podczas gdy teczki kogo innego są badane wszechstronnie, ponieważ jakiś pracownik IPNu szczególnie sobie tę osobę upodobał, tylko dlatego, że ten ktoś mu kilka lat wcześniej uwiódł narzeczoną.


@Sergiusz

No z tym ruskim wywiadem, to masz rację oczywiście – ale od czego jest kontrwywiad? Piszę przecież, że osoby pełniące ważne funkcje powinny być lustrowane “z automatu”!

Natomiast kto mi powie – dlaczego, z jakiego konkretnie powodu ktoś zrobił kwerendę na Wolszczana, skoro mamy tysiące innych – bez wątpienia ważniejszych dla bezpieczeństwa państwa osób do zlustrowania?


Panie Zbigniewie,

otwarcie archiwów nie oznacza, że trzeba je koniecznie opublikować w Internecie – co jest zresztą fizycznie nierealne i też niepotrzebne.

Wystarczyłoby otwarcie “konwencjonalne” czyli bez ograniczeń dla “wybranych badaczy”. W celu odfiltrowania “czytaczy z nudów” wystarczyłoby wprowadzić jakieś płatne bilety wstępu.

Nie sądzę też, by przed Archiwum ustawiały się kolejki. Już sam fakt, że każdy chętny mógłby bez przeszkód wejść i poczytać byłby wystarczającym straszakiem w większości przypadków, dzięki regule “gorejącej czapki” i braku efektu “zakazanego owocu”, a obieralni i decydenci nieobieralni do którejś tam półki lustrowani z urzędu i już.

No i oczywiście bez straszenia nas “bombą obyczajową”.


kwerendę na Wolszczana?

a kto i dlaczego zrobił na Wołoszańskiego?
Jakiś urząd miał objąć? Prezesa telewizji?
Tego rodzaju “nieuzasadnione” kwerendy mogą mieć w/g mnie tylko anty-lustracyjną intencję, o czym napisałem wyżej Grzesiowi. Ewentualnie motyw osobistej zemsty. Jakiś powód jest, bo przypadków tam nie ma.


Sergiuszu,

Wrócę jeszcze do tej wagi w ręku Sprawiedliwości. Nie jestem dzieckiem (oj, nie) i wiem, że bezpieczeństwo państwa może czasami wymagać działań poza prawem i sprawiedliwością (oba koniecznie z małej litery). Jednak powinny to być sytuacje wyjątkowe. Jeśli się zdarzają – zwykle są wstydliwie przemilczane, a jeśli wypłyną na wierzch – powodują burzę, protesty itd., przynajmniej w demokratycznych państwach.

Wystarczy wspomnieć sobie choćby – z USA – komisję Mac Carthy’ego, aferę Iran – contras, dyskusję wokół Partrot Act itd., a z drugiej strony – uświadomić sobie, że wszystkie te niegodziwości i zbrodnie sowieckiej i PRL-owskiej bezpieki (z werbowaniem TW łącznie) też były usprawiedliwiane dokładnie tak samo: bezpieczeństwem państwa.

To wszystko nie jest takie oczywiste. Stary dylemat: czy lepiej jest wypuścić stu przestępców, niż powiesić jednego niewinnego? Czy właśnie odwrotnie, lepiej powiesić stu niewinnych, niż wypuścić jednego zbrodniarza czy wroga? Taki np. Lenin opowiadał się zdecydowanie za tym drugim rozwiązaniem, bo – jak mówił – trudno, nie można zrobić jajecznicy nie rozbijając jajek. Ale są tacy, którzy są innego zdania. Ja tam osobiście nie mam ochoty na tę jajecznicę.

Wierzę, że Twój argument o bezpieczeństwie państwa jest szczery. Ale czy naprawdę sądzisz, że prof. Wolszczan, Michał Boni albo i sam Lech Wałęsa rzeczywiście dzisiaj zagrożeniem dla bezpieczeństwa państwa? Czy naprawdę o to chodziło tym, którzy upublicznili ich sprawy?

Może jednak pozostać przy korzystaniu z tej staroświeckiej, analogowej wagi Sprawiedliwości.


@Sergiusz

Wie Pan, ja powtarzam to, co sam kiedyś gdzieś przeczytałem o możliwościach IPN. Być może jest jednak inaczej. Być może technicznie rzecz biorąc otwarcie archiwów to pestka? Nie wiem – na stronach IPN informacji nie doszukałem się żadnych informacji, która mogłaby rzucić jakieś światło na te kwestie poza tym, że od początku udostępniania akt (czyli od roku 2001) do końca roku 2007 IPN wynonał ~51000 kwerend imiennych zakończonych wydaniem akt, co daje średnią ~9000/rok (w całej Polsce). Nie mam pojęcia ile czasu i zasobów zajmuje w praktyce jedna taka kwerenda.

A co do Pańskiego pomysłu wprowadzenia opłaty “za badanie” – nie wiem jaka kwota byłaby odpowiednia – czy 50 albo 100 zł będzie już wystarczającą barierą pozwalającą na odsianie oszołomstwa i czy nie padną wówczas oskarżenia o zamykanie zwykłym śmiertelnikom dostępu do archiwów na zasadzie stwarzania bariery finansowej…

Wie Pan, Panie Sergiuszu – jeśli o mnie chodzi, to mnie rybka czy lustracja będzie czy nie będzie – osobiście mam to już gdzieś. Ale po prostu jestem totalnie zniesmaczony tym strumieniem jadu, który wylewa się obecnie z IPN i uważam, że obowiązywanie ustaw lustracyjnych w obecnym kształcie powinno się już skończyć, bo już widać jak mało z nich pożytku a jak wiele szkody. Coraz wyraźniej widać, że proces lustracyjny używany jest nieomal wyłącznie do celów bieżąco-politycznych oraz – jak był Pan sam łaskaw napisać – w celach zemsty osobistej.

Nota bene – zastanowiła mnie zawartość działu “Pomoc dla nauczycieli” !
Otóż znajduje się tam tylko jeden dokument pt. “Życie na podsłuchu”, będący swego rodzaju komentarzem do filmu pod tym samym tytułem, pogłębiający tematykę metod działania Stasi i przybliżający sytuację w NRD. Nie ma tam nic więcej. Zupełnie.


jaki wpływ na rozwój

i dobro człowieka, na dobrobyt tego kraju mają kolaboranci?
Milczenie jest pochwałą dla istnienia tego typu ludzi, którzy wciąż jeszcze znajdują się na publicznym świeczniku.
Jasne: ‘odpuszczenie grzechów’
Minimalizacja problemu. Twierdziłem i nadal twierdzę, ze obrońcy tych co się skurwili sami mają coś na sumieniu. Mam prawo tak myśleć? Mam bo to moje prawo, a na dodatek życie potwierdza istnienie zależności / współzależności
Zresztą media, te czyste nieskazitelne media…
Ech szkoda mówić

Pozdrawiam poniedziałkowo


@Marek Olżyński

>> jaki wpływ na rozwój i dobro człowieka, na dobrobyt tego kraju mają kolaboranci?

To złe pytanie. Powinno być:

“jaki wpływ na rozwój i dobro człowieka, na dobrobyt tego kraju może mieć ten konkretny kolaborant?”

I co – nie widzi Pan różnicy?

Bo mnie rybka, czy Kowalski donosił w 1970, że w instytutowej stołówce znowu zginęły parówki, skoro w 1990 odkrył lekarstwo na raka. Po prostu: dolary przeciw orzechom. Więc proszę tak łatwo nie moralizować. Moim zdaniem prostej odpowiedzi nie ma.

A jeśli zarzuca mi Pan, że jako osoba nie popierająca lustracji ze szczególnym entuzjazmem mam coś na sumieniu, to proszę konkrety, bo wg mnie, ludzi moralnie skurwionych można poznać właśnie przez takie, charakterystyczne dla nich, bezpodstawne rzucanie ciężkich podejrzeń “w powietrze”.


Drogi Zbiggu,

historia o endeku to żart. Zanęta, którą łyknął Pan aż miło:).

Mimo, że redaktor o którym pisałem i którego nazwisko z łatwością Pan, mając przedwojenne wydania Grabczewskiego, znajdzie- rzeczywiście endekiem był:).
Ale to nie ma nic do rzeczy.

O fatalnej w tamtych czasach sytuacji życiowej Bronisława Grąbczewskiego ogólnie wiadomo. Ale nie ma to nic wspólnego z tak pięknie opisanym przez Pana sekowaniem kolaboranta przez prawdziwych Polaków.
Czuje się w obowiązku poinformować Pana, że to, czego nie można było wybaczyć Grąbczewskiemu, czyli pracy dla cara ,było udziałem, w początkach lat dwudziestych, 90% Warszawiaków:)
A cały polski establishment skalał się kolaboracją z zaborcami:).

Faktem jest, że Grąbczewski nie miał uprawnień emerytalnych i był fatalnej kondycji finansowej. Jak bardzo wiele osób wówczas.
Proszę zwrócić uwagę, że wszystko to działo się zaledwie kilka lat po odzyskaniu niepodległości, w biednym nie do końca odbudowanym i zacofanym gospodarczo kraju.

Z opowiadań wiem, jak potężna była środowiskowa solidarność z panem Grąbczewskim.
Samotnym i schorowanym człowiekiem.
Jak zapraszany był na posiłki, jak szukano mu pracy, jak wspierano finansowo i jakim nakładem pracy i zaangażowaniem przygotowywano jego dzieła do wydania.

Trudno to sobie Panu wyobrazić, ale zaangażowani w pomoc byli ludzie o najróżniejszych światopoglądach.
Że nie wykorzystano jego wiedzy, też fakt. Ale w tamtym okresie było wiele ważniejszych priorytetów.
Kto go więc tak sekował?

Mam nadzieję, że nie uważa Pan,że władza:). Ale jeśli tak, to proszę zerknąć do Wiki:), kto tę władzę wówczas sprawował:).
Jako ciekawostkę podam tylko, że pierwszą flagą jaka zawisła na Zamku Królewskim w Warszawie po odzyskaniu niepodległości, była flaga czerwona. Nie miała jeszcze na ten czas tak fatalnych konotacji:)

Tak więc odnoszę się tylko do przykładu, przez Pana podanego.
Rozumiem, żeby uwiarygodnić tekst o kolaboracji, sekowaniu i prawdziwych Polakach, potrzebny był „dobry przykład”.
Gratuluję lepszego nie mógł Pan wybrać. W pełni adekwatny do tekstu:).

Pozdrawiam

Ps.
Grzesiu, nie mnie potępiać czy wybaczać Pinochetowi, mnie nic złego nie uczynił, niech go osądzają Ci, którym wyrządził krzywdę:)


@yassa

Szanowny Panie – ponieważ postać Grąbczewskiego akurat szczególnie mnie interesuje – bardzo proszę mi powiedzieć, czy posiadane przez Pana informacje o jego losach w międzywojennej Polsce są jakoś usystematyzowane i czy można by z tej wiedzy skorzystać jakoś tak, żeby mogła posłużyć do dalszych studiów nad postacią Generała (nazwiska, daty, kontakty :-)


Yassa,

“Grzesiu, nie mnie potępiać czy wybaczać Pinochetowi, mnie nic złego nie uczynił, niech go osądzają Ci, którym wyrządził krzywdę:)”

No racja, ja nie mam powodu wybaczać cokolwiek Pinochetowi, co nie przeszkadza mi uważać że to zbrodniarza i mieć w pogardzie jego wyznawców.
Tak jak wyznawców Hitlera, Stalina, Bieruta, Mao, Pol Pota, Gomułki, Jaruzelskiego itd

pzdr


Przeciwnicy i krytycy lustracji

są dla mnie podejrzani, bo albo ignoranci, albo opłacani manipulanci. O ignoranctwo trudno podejrzewać tu piszących i komentujących.
Można tylko sie wkurzać i smucić, że obecnie archiwa IPN służą do rozgrywek politycznych i medialnego zniechęcenia do lustracji.
Mnie jedynie zastanawia, czy w tych aktach nadal są informacje o ludziach najbardziej wpływowych w naszym. Czy nie zostały przez te wszystkie lata wyczyszczone, a kopie są w rękach obcego wywiadu.


>grzesiu

“wyznawcy Gomulki”

a to Ci się żart udał :) ... jaki guru tacy wyznawcy …

“już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”


@AnnaP

Droga Pani,

Nie ma żadnych wątpliwości, wszystkie ważne teczki zostały wyczyszczone a dokumenty przekazane na Łubiankę. Nie można już nikomu ufać. Wiadomo – jeśli na kogoś ważnego są w IPN kwity, to znaczy, że wcale nie jest taki ważny, jak chciałby być. Na tych naprawdę ważnych żadnych kwitów nie ma. Oni tak z ukrycia pociągają za sznurek – ruchem posuwistym, zwrotnym. Na pozór od siebie, de facto do siebie. Jedynie szczera modlitwa do Przenajświętszej Panienki może nas i Ojczyznę ocalić od zguby. Oja dana dana, oj!


Zbigniewie

mnie tylko dziwi to że Wolszczan powiedział że zastanawia się nad wyjazdem z wolnej Poslki, szkoda że tak pryncypialny nie był w czasie PRL...

ale to on sobie niech sam rozstrzygnie

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


@max

;-)

To chyba nie jest pryncypialność, lecz czysty oportunizm.

Proszę mnie źle nie zrozumieć – ja nie usprawiedliwiam Wolszczana, myślę nawet, że zachował się jak świnia, ale rzucam pytanie – czy nawet jeśli tak było, czy leży w naszym, szeroko rozumianym interesie, żeby Wolszczana zaszczuć i skazać na śmierć cywilną?

Po prostu – rzucam pytanie – czy świnia nie może się kontentować wysoką pozycją społeczną uzyskaną, że tak powiem – z pominięciem zasad moralnych? Czy nieskazitelne morale jest koniecznym warunkiem wysokiej pozycji społecznej?

Wydaje mi się, że nikt nie oczekuje dziś tego typu zależności – uczeni nie są już “intelektualistami”, nie zabierają głosu w sprawach nie dotyczących ich specjalności, więc co kogo obchodzi, czy pan Wolszczan zachował sie kiedyś jak świnia? Dlaczego ta informacja ma być rozpowszechniana?


Subskrybuj zawartość