każda próba zebrania pod jednym dachem ludzi, których łączy tylko chęć do dyskusji, ale cała reszta ich dzieli, zwłaszcza światopogląd i wyznawane wartości, jest skazana na porażkę, a wcześniej na wyniszczającą auto-agresję i agresywne relacje uczestników
Veto.
Jeśli to miała by być prawda, państwa (bądź nie bądź zgromadzenia wielu ludzi pod dachem) mogłyby być jedynie organizmami monokulturowymi; ein volk, ein reich nawet jeśli niejeden fuehrer.
Wierzę w pluralizm, wolność słowa, debatę publiczną. W tę część demokracji. W to, że warto rozmawiać. Dlatego dyskutuję z Grzesiem i Poldkiem, a gdy bywałem częściej na Salonie — wpadałem do Nameste, Quatryka i Nicponia. A i Triariusa lubiłem poczytać.
Mottem Konfederacji i jak rozumiałem poniekąd misją i celem “statutowym” bylo TWORZYMYMEDIA OBYWATELSKIE.
Media, jak rozumiem, są narzędziem wymiany informacji.
Jeśli zaczynają grupować ludzi o wspólnych poglądach w celu wspólnego działania — przestają być mediami.
Oczywiście, istnieją tytuły z założenia nastawione na propagowanie określonego zestawu poglądów. Dawniej uczciwie w podtytule dodawały, że są organem takiej czy innej partii. One debaty nie organizują, one w niej najwyżej zabierają głos. Taki twór jednak nie może nigdy mienić się konfederacją. Konfederacje, np. Szwajcarska, zawierane bywały dla obrony niezależności (zwłaszcza ideowej, światopoglądowej) różnych ludzi i środowisk przed zakusami koncentratorów (metropolii) o jedynie słusznej linii.
Bywało, że konfederacje przekształcały się w nowe imperia kierowane z nowych metropolii. Nie obywało się to bezkrwawo. Najbliższy przykład — wojna konfederatów z unionistami w Ameryce Północnej. Bynajmniej nie o wolność Murzynów.
Bardzo niepokoi mnie, jako Konfederata, to co wyziera spomiędzy wierszów Twojego tekstu.
Już przekroczyłeś Rubikon?
Sergiuszu
każda próba zebrania pod jednym dachem ludzi, których łączy tylko chęć do dyskusji, ale cała reszta ich dzieli, zwłaszcza światopogląd i wyznawane wartości, jest skazana na porażkę, a wcześniej na wyniszczającą auto-agresję i agresywne relacje uczestników
Veto.
Jeśli to miała by być prawda, państwa (bądź nie bądź zgromadzenia wielu ludzi pod dachem) mogłyby być jedynie organizmami monokulturowymi; ein volk, ein reich nawet jeśli niejeden fuehrer.
Wierzę w pluralizm, wolność słowa, debatę publiczną. W tę część demokracji. W to, że warto rozmawiać. Dlatego dyskutuję z Grzesiem i Poldkiem, a gdy bywałem częściej na Salonie — wpadałem do Nameste, Quatryka i Nicponia. A i Triariusa lubiłem poczytać.
Mottem Konfederacji i jak rozumiałem poniekąd misją i celem “statutowym” bylo TWORZYMY MEDIA OBYWATELSKIE.
Media, jak rozumiem, są narzędziem wymiany informacji.
Jeśli zaczynają grupować ludzi o wspólnych poglądach w celu wspólnego działania — przestają być mediami.
Oczywiście, istnieją tytuły z założenia nastawione na propagowanie określonego zestawu poglądów. Dawniej uczciwie w podtytule dodawały, że są organem takiej czy innej partii. One debaty nie organizują, one w niej najwyżej zabierają głos. Taki twór jednak nie może nigdy mienić się konfederacją. Konfederacje, np. Szwajcarska, zawierane bywały dla obrony niezależności (zwłaszcza ideowej, światopoglądowej) różnych ludzi i środowisk przed zakusami koncentratorów (metropolii) o jedynie słusznej linii.
Bywało, że konfederacje przekształcały się w nowe imperia kierowane z nowych metropolii. Nie obywało się to bezkrwawo. Najbliższy przykład — wojna konfederatów z unionistami w Ameryce Północnej. Bynajmniej nie o wolność Murzynów.
Bardzo niepokoi mnie, jako Konfederata, to co wyziera spomiędzy wierszów Twojego tekstu.
odys -- 23.10.2008 - 21:45Już przekroczyłeś Rubikon?