heh, jasne, ja też znam z własnego doświadczenia zupełnie realne wspólnoty powstałe, jak to dobrze ująłeś, “z niczego czyli z netu”.
Ale w każdym przypadku, który znam lub o którym słyszałem, osnową wspólnoty jest jakaś wspólna pasja, wspólny plan akcji, wspólne odniesienie lokalne, wspólny kontekst środowiskowy, cokolwiek wspólnego, ale istniejącego w realu, niezależnie od netu. Wtedy net jest jakimś przedłużeniem wspólnoty opartej o coś w realu – np. wspólne pasje muzyczne, przejawiające się w wyprawach na te same koncerty itd.
Czy pasja rozmawiania (jako samego w sobie) wystarczy, by bywalców TXT nazwać wspólnotą? Uważam, że nie.
Probierzem jest tu łatwość (albo brak skrupułów) odchodzenia i obrażania się, dystansowania się itd. Jeśli przychodzi to ludziom zbyt łatwo, jeśli osobiste ambicje potrafią łatwo przeważać nad dobrem wspólnym, to to nie jest żadna wspólnota, a jedynie mniej lub bardziej luźna grupa swobodnych elektronów.
Żeby było jasne: mi nie chodzi o to, żeby bywalcy TXT stanowili wspólnotę, ponieważ to oznaczałoby realną redukcję pluralizmu i szło w kierunku pojedynczego klubu (lub fan-klubu).
Pomysł z samodzielnymi mini koncentratorami blogowymi jest czymś, co pozwoliłoby ocalić klubową atmosferę w warunkach rozwoju ilościowego całości, bez tworzenia jednej bandy, bez votum separatum itp kwiatków.
Czyli właśnie taki koncentrator, który jest, a jakby go nie było, ale jednak jest :-)
Docencie,
heh, jasne, ja też znam z własnego doświadczenia zupełnie realne wspólnoty powstałe, jak to dobrze ująłeś, “z niczego czyli z netu”.
Ale w każdym przypadku, który znam lub o którym słyszałem, osnową wspólnoty jest jakaś wspólna pasja, wspólny plan akcji, wspólne odniesienie lokalne, wspólny kontekst środowiskowy, cokolwiek wspólnego, ale istniejącego w realu, niezależnie od netu. Wtedy net jest jakimś przedłużeniem wspólnoty opartej o coś w realu – np. wspólne pasje muzyczne, przejawiające się w wyprawach na te same koncerty itd.
Czy pasja rozmawiania (jako samego w sobie) wystarczy, by bywalców TXT nazwać wspólnotą? Uważam, że nie.
Probierzem jest tu łatwość (albo brak skrupułów) odchodzenia i obrażania się, dystansowania się itd. Jeśli przychodzi to ludziom zbyt łatwo, jeśli osobiste ambicje potrafią łatwo przeważać nad dobrem wspólnym, to to nie jest żadna wspólnota, a jedynie mniej lub bardziej luźna grupa swobodnych elektronów.
Żeby było jasne: mi nie chodzi o to, żeby bywalcy TXT stanowili wspólnotę, ponieważ to oznaczałoby realną redukcję pluralizmu i szło w kierunku pojedynczego klubu (lub fan-klubu).
Pomysł z samodzielnymi mini koncentratorami blogowymi jest czymś, co pozwoliłoby ocalić klubową atmosferę w warunkach rozwoju ilościowego całości, bez tworzenia jednej bandy, bez votum separatum itp kwiatków.
Czyli właśnie taki koncentrator, który jest, a jakby go nie było, ale jednak jest :-)
s e r g i u s z -- 24.10.2008 - 10:36