Dyskutować możemy zawsze i wszędzie, zasadniczo o wszystkim. Bez względu na to, czego pierwotny wątek dotyczył. Taki to juz urok TXT.
Przeczytałem sobie Żakowskiego, nawet dwa razy, by wyłączyć (choć częściowo) filtr niechęci do niego. Przyznaję bowiem – populistyczny dydaktyzm Zakowskiego mnie męczy i zniechęca, wobec czego podlegam mechanizmowi “negatywnego” nastawiania się do wszystkiego, co ma do powiedzenia niejako “na starcie”. Po dwugim czytaniu było już lepiej. Co nie znaczy – dobrze.
Celnie zauważyłaś, że całkiem spora grupa sprawnych językowo hunwejbinów, zakorzenionych w konkretnych opcjach, gmera przy języku i bawi się znaczeniem słów. Problemem jest to właśnie, że robią to całkiem sprawnie. Człowiek świadomy i oczytany nie ma z tym problemu, podchodzi do tego wszytkiego ostrożnie i pierwsze co robi, to rozgania mgłę. No ale nie każdy. Mam wrażenie – większość nie. Aby nie było – sam się w tej większości spokojnie mieszczę. Częstokroć ganiam po różnych miejscach i czytam, co też zdaniem tego a tamtamtego wypływa z tego, co powiedział ten i owen. Nie potrafię sam rozwiać mgły, dopiero komplilacja zdań zróżnicowanych pozwala mi jako tako otrzeć się o sedno. Z naciskiem na “jako tako”.
Ta uwaga czy może dygresja jest moim kamykiem w kwestii autorytetów. Potrzebujemy ich. Ja potrzebuję. Jak by powiedział Pan Kazimierz – pozwalają utrzymać paradygmat. I pilnują, by nie zmienił się w dogmat. Koniec dygresji.
Żakowski, mam wrażenie, napisał o pewnym nieistniejącym już świecie, w którym dość jasno i precyzyjnie mieliśmy wskazanych tych dobrych i tych złych. I jak to zauważyłaś Pino – pomimo miażdzących różnic, Ci “dobrzy” byli dobrzy w swojej masie i mówili zasadniczo tym samym głosem. No dobrze – podobnym. Mieliśmy wspomniane przez Ciebie kilkanaście równoważnych narracji. Rożnice dotyczyły jednak odcienia światła, bowiem nadal wszyscy byli po “jasnej stronie”. Ja tak odczytuję słowa Zakowskiego o “ciepłej kołdrze” autorytetów tamtych czasów. Znaczące różnice nie oznaczały walki cepami. A jeśli ona była, to jej świadomość miało niewielu (pewnie Ci, którzy byli “bliżej”). Potem nastapiło to, o czym Ty piszesz. “Liberte” każdy zawłaszczył dla siebie i rozpoczął sie plebiscyt tego, czyje “liberte” jest lepsze, smakowitsze, cudaczniej przedstawione. Latarnia zgasła. Pojawiło sie za to dużo mdłych lampek. Każda z patentem na “prawdę”. I katapultą gówna, którym strzela się w kierunku innych lampek.
Pino, nie wiem, czy Zakowski wierzy w to, że jest liberalnym demokratą. Wiiem, że tak o sobie mówi. Dopuszczam myśl, że doskonale zna znaczenie *prawdziwe” słów liberalny demokrata. Ale wie także, jaką siłę ma sprawne żonglowanie skrzywionym słowem. Potrafi to robić. I robi.
Co do Twojej uwagi – tak, deklaruję się zasadnioczo jako liberal z odchyłem w prawo. I to wszystko. To moje własne zdanie, głównie potrzebne mi do samookreślenia. Dla niektórych jestem pierdolonym prawakiem, a dla innych niektórych pierdolonym lewakiem. I jednych i drugich mam w tym samym miejscu. Pozostałych to co deklaruję nie interesuje. Albo raczej – nie przeszkadza im w niczym. Zwłaszcza w rozmowie. ;-)
Pino
Dyskutować możemy zawsze i wszędzie, zasadniczo o wszystkim. Bez względu na to, czego pierwotny wątek dotyczył. Taki to juz urok TXT.
Przeczytałem sobie Żakowskiego, nawet dwa razy, by wyłączyć (choć częściowo) filtr niechęci do niego. Przyznaję bowiem – populistyczny dydaktyzm Zakowskiego mnie męczy i zniechęca, wobec czego podlegam mechanizmowi “negatywnego” nastawiania się do wszystkiego, co ma do powiedzenia niejako “na starcie”. Po dwugim czytaniu było już lepiej. Co nie znaczy – dobrze.
Celnie zauważyłaś, że całkiem spora grupa sprawnych językowo hunwejbinów, zakorzenionych w konkretnych opcjach, gmera przy języku i bawi się znaczeniem słów. Problemem jest to właśnie, że robią to całkiem sprawnie. Człowiek świadomy i oczytany nie ma z tym problemu, podchodzi do tego wszytkiego ostrożnie i pierwsze co robi, to rozgania mgłę. No ale nie każdy. Mam wrażenie – większość nie. Aby nie było – sam się w tej większości spokojnie mieszczę. Częstokroć ganiam po różnych miejscach i czytam, co też zdaniem tego a tamtamtego wypływa z tego, co powiedział ten i owen. Nie potrafię sam rozwiać mgły, dopiero komplilacja zdań zróżnicowanych pozwala mi jako tako otrzeć się o sedno. Z naciskiem na “jako tako”.
Ta uwaga czy może dygresja jest moim kamykiem w kwestii autorytetów. Potrzebujemy ich. Ja potrzebuję. Jak by powiedział Pan Kazimierz – pozwalają utrzymać paradygmat. I pilnują, by nie zmienił się w dogmat. Koniec dygresji.
Żakowski, mam wrażenie, napisał o pewnym nieistniejącym już świecie, w którym dość jasno i precyzyjnie mieliśmy wskazanych tych dobrych i tych złych. I jak to zauważyłaś Pino – pomimo miażdzących różnic, Ci “dobrzy” byli dobrzy w swojej masie i mówili zasadniczo tym samym głosem. No dobrze – podobnym. Mieliśmy wspomniane przez Ciebie kilkanaście równoważnych narracji. Rożnice dotyczyły jednak odcienia światła, bowiem nadal wszyscy byli po “jasnej stronie”. Ja tak odczytuję słowa Zakowskiego o “ciepłej kołdrze” autorytetów tamtych czasów. Znaczące różnice nie oznaczały walki cepami. A jeśli ona była, to jej świadomość miało niewielu (pewnie Ci, którzy byli “bliżej”). Potem nastapiło to, o czym Ty piszesz. “Liberte” każdy zawłaszczył dla siebie i rozpoczął sie plebiscyt tego, czyje “liberte” jest lepsze, smakowitsze, cudaczniej przedstawione. Latarnia zgasła. Pojawiło sie za to dużo mdłych lampek. Każda z patentem na “prawdę”. I katapultą gówna, którym strzela się w kierunku innych lampek.
Pino, nie wiem, czy Zakowski wierzy w to, że jest liberalnym demokratą. Wiiem, że tak o sobie mówi. Dopuszczam myśl, że doskonale zna znaczenie *prawdziwe” słów liberalny demokrata. Ale wie także, jaką siłę ma sprawne żonglowanie skrzywionym słowem. Potrafi to robić. I robi.
Co do Twojej uwagi – tak, deklaruję się zasadnioczo jako liberal z odchyłem w prawo. I to wszystko. To moje własne zdanie, głównie potrzebne mi do samookreślenia. Dla niektórych jestem pierdolonym prawakiem, a dla innych niektórych pierdolonym lewakiem. I jednych i drugich mam w tym samym miejscu. Pozostałych to co deklaruję nie interesuje. Albo raczej – nie przeszkadza im w niczym. Zwłaszcza w rozmowie. ;-)
Pozdrawiam.
Griszeq -- 01.12.2008 - 10:50