po latach z tej jego walki zostało przypominanie żonie że go zdradziła i wymuszanie bliskości , ona w ciągłym poczuciu winy
U mojego kumpla “walka” czy “bitwa” nie polegała na tym, że on walczył o rodzinę. Dopóki sie tego kurczowo trzymał, dopóki nie dawał wolności sobie i żonie do odejścia nic z tego nie wychodziło.
Jego “bitwa” to było wypuszczenie z rąk sznurków za które pociągał a które go krępowały. W jednej chwili wszystko stracił, bo żona rzeczywiście odeszła. Ale zyskał jakąś wewnętrzną siłę, że może żyć z szacunkiem do siebie i do innych przez to
To, że oni się później zeszli było jednym z możliwych scenariuszy. Mogli się nie zejść wcale. A jego “bitwa” to było odważne stanięcie i powiedzenie najpierw sobie a później innym: wiem, że tak może być, godzę się na to, bo dłużej już nie mogę żyć tak jak dotychczas.
Ale się zeszli. I każde z nich dokładnie pamięta dlaczego to zrobiło. A zrobili to w pierwszej kolejności dla siebie samych, nie dla drugiego. Kumpel stanął i powiedział: CHCĘ z Tobą być, mimo wszystko, co Ty na to? I też nie wiedział jaka będzie odpowiedź (kolejna “bitwa”). A ona też CHCIAŁA. I dopiero wyszli od tych dwóch odrębnych swoich stanowisk i stworzyli coś razem. Na zupełnie nowych zasadach, bez kontynuacji. Trochę tak jakby się na nowo narodzili.
Max, jeśli mogę...
po latach z tej jego walki zostało przypominanie żonie że go zdradziła i wymuszanie bliskości , ona w ciągłym poczuciu winy
U mojego kumpla “walka” czy “bitwa” nie polegała na tym, że on walczył o rodzinę. Dopóki sie tego kurczowo trzymał, dopóki nie dawał wolności sobie i żonie do odejścia nic z tego nie wychodziło.
Jego “bitwa” to było wypuszczenie z rąk sznurków za które pociągał a które go krępowały. W jednej chwili wszystko stracił, bo żona rzeczywiście odeszła. Ale zyskał jakąś wewnętrzną siłę, że może żyć z szacunkiem do siebie i do innych przez to
To, że oni się później zeszli było jednym z możliwych scenariuszy. Mogli się nie zejść wcale. A jego “bitwa” to było odważne stanięcie i powiedzenie najpierw sobie a później innym: wiem, że tak może być, godzę się na to, bo dłużej już nie mogę żyć tak jak dotychczas.
Ale się zeszli. I każde z nich dokładnie pamięta dlaczego to zrobiło. A zrobili to w pierwszej kolejności dla siebie samych, nie dla drugiego. Kumpel stanął i powiedział: CHCĘ z Tobą być, mimo wszystko, co Ty na to? I też nie wiedział jaka będzie odpowiedź (kolejna “bitwa”). A ona też CHCIAŁA. I dopiero wyszli od tych dwóch odrębnych swoich stanowisk i stworzyli coś razem. Na zupełnie nowych zasadach, bez kontynuacji. Trochę tak jakby się na nowo narodzili.
I uwierz to było widać. Widziałem to.
RafalB -- 01.01.2009 - 13:31