:) wędrówkę przez youtuba w poszukiwaniu dawnych fascynacji”
uwierzysz, że miałem tak samo … obejrzałem dokument o KSU i tak się zaczęło …
rzeczywiście kicz masakrujący … ale jest parę kawałków którę lubię głównie ze względu na teksty i emocje … “Sugar Mice”, “Warm Wet Circles”, “White Russian”, “ Forgotten Sons”, “Market Square Heroes” ...
fajny strój ale znam też większych cudaków :)
a wiesz że oni jakiś czas temu zagrali w klasycznym składzie? to wydawało się nieprawdopodobne, a jeszcze bardziej nieprawdopodobne ale prawdziwe było to w jak pozytywny sposób Fish wypowiadał się o reszcie kapeli …
very pozytywne, nie? :) czuć radochę ... a bas – masakra! taki punkowy bardziej … nie progresywny :P
Bez Fisha to juz nie to samo. Ale muzycznie – absolutny top. W odniesieniu do nich, to zawsze polecam płyte koncertową: La Gazza Ladra. Wszytko to, co najlepsze.
Owszem. Śliczny kawałek muzyki i dziękuję za dopełnienie. Zaraz wrzucę sobie ten wspólny występ i posłucham. Jak zaznaczałem połączenie internetowe mam takie, że zanim mi się kawałek z jutuba załaduje, mogę wypić trzy kawy.
W ogóle, to fajne ejst, że są takie serwisy jak youtube. Można sobie zafundować taką wędrówkę.
Kiedyś siedziałem w wynajątym przez koleżanki mieszkaniu i uczyłem się do egzaminów. Mniej lub bardziej. I koleżanka miała takiego sporego, czerwonego boom boxa w kształcie chyba tuby. Nic tylko wrzucić płytkę z “Fugazi”. Było fajnie, tylko inkryminowany sprzęt miał takie disco-ustrojstwo zamontowane, że w głośnikach zamontowano różowe światełka, mające w domyśle migać w rytm basów.
Jak tak patrzysz na nieeeezwykleeeee poooowoooooliiiii zmiiiieeeeeniiianjąąąceeee sięęę świiiiaaateeełkoooo, gdy z głośników dobiega “Jestem morderdcą o języku spieczonym elokwencją/Jestem mordercą tworzącym Twą nemezis”, masz poczucie, że coś jest ostro nie tak.
Dobrze, że wrócili do grania razem.
PS. Nie wiesz gdzie zdobyć “Raingods with Zippos” Fisha? Siostra mi jakiś czas temu połamała płytę przez przypadek. W sklepach w Irlandii patrzyli na mnie z wioelkim niezrozumieniem. Twierdzili też, że mają “Big Fish”, ale to zdecydowanie nie to samo. Nawet jeśli nie masz, albumu warto posłuchać. Jest nietypowy, jakby pękał na dwie części. Pierwsza to kilka niezłych ballad i świetny cover kawałka “Faithhealer”, druga to kilkunastominutowa siuta zatytułowana “The Plague of Ghosts”. Sprawia ona wrazenie, jakby była osobnym, koncepcyjnym albumem. A słucha się jej jak dźwięków silnika przejeżdżającego za oknem TIR’a. Aż by się chciało, żeby album był dłuższy. Wyraźnie czuć w nim rękę ekipy z Porcupine Tree.
zgadzam się, że M bez Fisha byli dużo słabsi. Choć znam szczerze oddanych wielbicieli np. albumu “Marbles”. Więc sądzę, że mimo wszystko nie spadli poniżej jakiegoś tam poziomu. Choc znam też takich, co twierdzą, że progress w całosci był złyyyy. Trudno.
O polecaną koncertówkę zapytam po sklepach. A Tobie jak i Docentowi polecam “Raingods with Zippos”. Jeśli masz dostęp. Dzięki za komentarz.
nie … nie wrócili … to był taki incydentalny występ. jeszcze parę razy Fish grał z poszczególnymi muzykami. ale to dobry znak… po tym jak wylewali na siebie różne kubły … (głównie Fish) ...
Za to Faith No More wraca z trasą koncertową i w ogóle! Mike Patton znów pośpiewa nam, że niespodzianka, bo jesteśmy nieżywi. Ja tam się cieszę ;)
W tym wspólnym kawałku, co mi go w pierwszym komentarzu wkleiłeś faktycznie odmienny bas. No i Fish brzmi ciekawie. Ktoś wreszcie wklei “The Company”, czy ja mam być jedynym odważnym? Nie, lepiej nie, bo jak się ludzie w tekst wsłuchają, to mogą uznać, ze to komentarz do okładania się cepami, które się toczy przez portal.
Co do płyty, to ciut drogawa, ale chyba się przełamię i złożę zamówienie. Album jest w mojej ocenie fenomenalny. A ten kawałek o czekoladwych żabach ze siuty… Aż strach słuchać :)
widzisz, ja się zaliczam do tych, co im Kaczkowski nie przeszkadza. Na etapie, gdy z powodów metrykalnych odbierałem Trójkę w sposób “nieczołobitny”, on nie był postacią pierwszoplanową. A wspomniany przez Docenta Beksiński przymierzał się do trumny i pisał w “Tylko Rock”. A muzyka jest dobra. Ta akurat. Po prostu dobra.
A czemu chcę? Moze nie w formie “masz talent/nie masz talenta”, bo to mi nic nie powie. Ale szukam wskazówek. Można uznać, że widać nie jestem w stanie przejść ścieżki samodoskonalenia bez pomocy. Z powodu głupoty. Własnej. Ot, takie zachęcanie.
co by jednak nie gadać Marillion poza okresem Misplaced Childhood/Clutching at Straws nigdy nie była jakąś pierwszoplanowa kapelą (a i to tylko w Europie i tradycyjnie Japonii :))
... co innego w Polandzie. a zasługę za jej wylansowanie należy przypisać IMO Beksińskiemu, który w Fishu znalazł bratnią “mizoginistyczną” duszę ... ulubiony kawałek Tomka to był “She Cameleon”
komentarze
we're just sugar mice in the rain
:) wędrówkę przez youtuba w poszukiwaniu dawnych fascynacji”
uwierzysz, że miałem tak samo … obejrzałem dokument o KSU i tak się zaczęło …
rzeczywiście kicz masakrujący … ale jest parę kawałków którę lubię głównie ze względu na teksty i emocje … “Sugar Mice”, “Warm Wet Circles”, “White Russian”, “ Forgotten Sons”, “Market Square Heroes” ...
fajny strój ale znam też większych cudaków :)
a wiesz że oni jakiś czas temu zagrali w klasycznym składzie? to wydawało się nieprawdopodobne, a jeszcze bardziej nieprawdopodobne ale prawdziwe było to w jak pozytywny sposób Fish wypowiadał się o reszcie kapeli …
very pozytywne, nie? :) czuć radochę ... a bas – masakra! taki punkowy bardziej … nie progresywny :P
Docent Stopczyk -- 19.03.2009 - 15:04Mind
Bez Fisha to juz nie to samo. Ale muzycznie – absolutny top. W odniesieniu do nich, to zawsze polecam płyte koncertową: La Gazza Ladra. Wszytko to, co najlepsze.
Pozdrówka.
Griszeq -- 19.03.2009 - 15:22Docencie,
Owszem. Śliczny kawałek muzyki i dziękuję za dopełnienie. Zaraz wrzucę sobie ten wspólny występ i posłucham. Jak zaznaczałem połączenie internetowe mam takie, że zanim mi się kawałek z jutuba załaduje, mogę wypić trzy kawy.
W ogóle, to fajne ejst, że są takie serwisy jak youtube. Można sobie zafundować taką wędrówkę.
Kiedyś siedziałem w wynajątym przez koleżanki mieszkaniu i uczyłem się do egzaminów. Mniej lub bardziej. I koleżanka miała takiego sporego, czerwonego boom boxa w kształcie chyba tuby. Nic tylko wrzucić płytkę z “Fugazi”. Było fajnie, tylko inkryminowany sprzęt miał takie disco-ustrojstwo zamontowane, że w głośnikach zamontowano różowe światełka, mające w domyśle migać w rytm basów.
Jak tak patrzysz na nieeeezwykleeeee poooowoooooliiiii zmiiiieeeeeniiianjąąąceeee sięęę świiiiaaateeełkoooo, gdy z głośników dobiega “Jestem morderdcą o języku spieczonym elokwencją/Jestem mordercą tworzącym Twą nemezis”, masz poczucie, że coś jest ostro nie tak.
Dobrze, że wrócili do grania razem.
PS. Nie wiesz gdzie zdobyć “Raingods with Zippos” Fisha? Siostra mi jakiś czas temu połamała płytę przez przypadek. W sklepach w Irlandii patrzyli na mnie z wioelkim niezrozumieniem. Twierdzili też, że mają “Big Fish”, ale to zdecydowanie nie to samo. Nawet jeśli nie masz, albumu warto posłuchać. Jest nietypowy, jakby pękał na dwie części. Pierwsza to kilka niezłych ballad i świetny cover kawałka “Faithhealer”, druga to kilkunastominutowa siuta zatytułowana “The Plague of Ghosts”. Sprawia ona wrazenie, jakby była osobnym, koncepcyjnym albumem. A słucha się jej jak dźwięków silnika przejeżdżającego za oknem TIR’a. Aż by się chciało, żeby album był dłuższy. Wyraźnie czuć w nim rękę ekipy z Porcupine Tree.
mindrunner -- 19.03.2009 - 15:26Griszeq,
zgadzam się, że M bez Fisha byli dużo słabsi. Choć znam szczerze oddanych wielbicieli np. albumu “Marbles”. Więc sądzę, że mimo wszystko nie spadli poniżej jakiegoś tam poziomu. Choc znam też takich, co twierdzą, że progress w całosci był złyyyy. Trudno.
O polecaną koncertówkę zapytam po sklepach. A Tobie jak i Docentowi polecam “Raingods with Zippos”. Jeśli masz dostęp. Dzięki za komentarz.
mindrunner -- 19.03.2009 - 15:43>mindrunner
nie … nie wrócili … to był taki incydentalny występ. jeszcze parę razy Fish grał z poszczególnymi muzykami. ale to dobry znak… po tym jak wylewali na siebie różne kubły … (głównie Fish) ...
tu masz płytę
http://www.rockmetalshop.pl/product-pol-47211-plyta-CD-FISH-RAINGODS-WIT...
śpiesz się bo zostały chyba ze 2-3 sztuki :)
dobry sklep. kupuję tam różne rzeczy i są naprawdę szybcy i solidni.
a płytę znam … pobieżnie co prawda :)
Docent Stopczyk -- 19.03.2009 - 15:47Docencie,
Za to Faith No More wraca z trasą koncertową i w ogóle! Mike Patton znów pośpiewa nam, że niespodzianka, bo jesteśmy nieżywi. Ja tam się cieszę ;)
W tym wspólnym kawałku, co mi go w pierwszym komentarzu wkleiłeś faktycznie odmienny bas. No i Fish brzmi ciekawie. Ktoś wreszcie wklei “The Company”, czy ja mam być jedynym odważnym? Nie, lepiej nie, bo jak się ludzie w tekst wsłuchają, to mogą uznać, ze to komentarz do okładania się cepami, które się toczy przez portal.
Co do płyty, to ciut drogawa, ale chyba się przełamię i złożę zamówienie. Album jest w mojej ocenie fenomenalny. A ten kawałek o czekoladwych żabach ze siuty… Aż strach słuchać :)
mindrunner -- 19.03.2009 - 16:32droga
bo to import chyba… poszukaj na aukcjach :)
Docent Stopczyk -- 19.03.2009 - 16:36To była dawna Trójka
Ten cały Fisz.
I ropływający się Kaczkowski.
A co literatury, to mnie ciekawiły kawałki o Irlandii.
Igła -- 19.03.2009 - 18:15Te litarackie?
A czemu chcesz aby po kilku wklejkach pisać czy masz czy nie masz talentu?
"I ropływający się Kaczkowski."
raczej Beksiński … Tomasz
Docent Stopczyk -- 19.03.2009 - 18:18Mnie się zapamiętał
Kaczkowski.
Igła -- 19.03.2009 - 18:21On te ciągnące się melodie promuje do dziś.
@Igła
widzisz, ja się zaliczam do tych, co im Kaczkowski nie przeszkadza. Na etapie, gdy z powodów metrykalnych odbierałem Trójkę w sposób “nieczołobitny”, on nie był postacią pierwszoplanową. A wspomniany przez Docenta Beksiński przymierzał się do trumny i pisał w “Tylko Rock”. A muzyka jest dobra. Ta akurat. Po prostu dobra.
A czemu chcę? Moze nie w formie “masz talent/nie masz talenta”, bo to mi nic nie powie. Ale szukam wskazówek. Można uznać, że widać nie jestem w stanie przejść ścieżki samodoskonalenia bez pomocy. Z powodu głupoty. Własnej. Ot, takie zachęcanie.
mindrunner -- 19.03.2009 - 18:57>mindrunner
co by jednak nie gadać Marillion poza okresem Misplaced Childhood/Clutching at Straws nigdy nie była jakąś pierwszoplanowa kapelą (a i to tylko w Europie i tradycyjnie Japonii :))
Docent Stopczyk -- 19.03.2009 - 19:49... co innego w Polandzie. a zasługę za jej wylansowanie należy przypisać IMO Beksińskiemu, który w Fishu znalazł bratnią “mizoginistyczną” duszę ... ulubiony kawałek Tomka to był “She Cameleon”
A czy ja twierdzę, że to zła muzyka?
Albo, ze mi Kaczkowski przeszkadza?
Igła -- 19.03.2009 - 20:31Wprost preciwnie.
A Kaczor towarzyszy mi przez całe życie.
Hm, jakoś nigdy
“Kayleigh” nie lubiłem,no.
grześ -- 21.03.2009 - 16:12Nie wiem czemu, ale tak miałem:)