Mongolski atak gazowy pod Legnicą

Przegrana bitwa z Mongołami zwanymi też Tatarami pod Legnicą w dniu 9 kwietnia 1241 roku jest na ogół znana. Wspominają o niej podręczniki szkolne i historyczne dzieła monograficzne. Wydawałoby się, że była to jedna z wielu im podobnych bitew średniowiecza, których setki staczano w ówczesnej Europie, a tylko dziesiątki na terenach polskich. Przybyli jednak pod Legnicę, aż z dalekiej Azji Mongołowie do dziś intrygują historyków wojskowości, badaczy militariów i zwykłych ludzi pielęgnujących miejscowe tradycje. Wychodząc naprzeciw tym zainteresowaniom znany wrocławski architekt prof. Mirosław Przyłęcki zebrał szczegółowe opisy tej bitwy i przedstawił je w najnowszej swojej publikacji pt. „Bitwa pod Legnicą – Mongolski atak gazowy w 1241 roku” (Wydawnictwo RUBIKON, Wrocław 2006).

We wstępie do tego opracowania autor wyraźnie ustosunkowuje się do współczesnych poglądów, że bitwy takiej w ogóle nie było, że została ona zmyślona dla potrzeb ówczesnych władców itp. O tym, że była ona niezbitym faktem świadczy jej szczegółowy opis zawarty w kronice Jana Długosza, który musiał korzystać z zaginionego już opisu naocznego świadka jej przebiegu. Liczne odbudowywane i wznoszone obiekty w związku z odparciem Tatarów, w tym czasie są tego również kolejnym dowodem. Nawet w małej pod wrocławskiej wsi Ołtaszynie (dziś peryferyjna dzielnica Wrocławia), zachował się średniowieczny kościół, który jak głosi legenda został ufundowany przez matkę Henryka Pobożnego św. Jadwigę i jego żonę Annę. Obie te niewiasty udały się z trzebnickiego klasztoru do Legnicy w celu odnalezienia ciała syna i męża. Tu się zatrzymały na postój i na pamiątkę swojego pobytu ufundowały kaplicę, która po wielu latach została rozbudowana do rozmiarów jednego z najstarszych kościołów miasta.

Profesor Mirosław Przyłęcki od wielu lat interesował się przebiegiem tej bitwy. W celu zebrania odpowiednich materiałów przebywał dwukrotnie w Kijowie studiując mongolskie metody zdobycia w tym czasie Rusi Kijowskiej. Zebrał też materiały Słowackie i niemieckie. Te ostatnie za pośrednictwem „Kuzynów Legnickiego Pola” na czele z baronem Sigsimundem von Zedlitz, potomkiem barona Olszewskiego, który przekazał Henrykowi Sienkiewiczowi nieopodal znajdujący się dworek w Warmątowicach. Pomocą swoją w tej sprawie służył też szef Związku Szlachty Śląskiej w Niemczech – książę Sighardt von Schoeneich – Carloth z Siedliska. Od strony techniczne profesor też był doskonale przygotowany, jako saper, z ukończonym trzyletnim Studium Wojskowym Politechniki Wrocławskiej. W czasie obchodów 750 – lecia tej bitwy referat pt. „Podbój Polski przez wojska Batu – chana” wygłosiła pani Colmon Sodnomyn z Muzeum w Ułan Bator. Wiedziała ona, że ich wojsko dysponowało w XIII wieku bronią chemiczną („kemiczeskije orużje”). W muzeum mongolskim widziała ona eksponowane tam naczynia w których tę broń przewożono. Doceniając współczesne zainteresowania profesora wręczyli mu oni w dowód uznania odznakę Dżyngis – chana. Z delegacją mongolską na tych uroczystościach wiąże się anegdota według której podczas przemówienia ambasadora tego kraju, słabo znający język polski tłumacz, fragment wypowiedzi dyplomaty przekazał, jako obecne nawiązanie do zawartych 750 lat temu więzów przyjaźni !!

Omawiana książka przedstawia całe tło polityczne i gospodarcze tamtych czasów oraz omawia szczegółowe przyczyny najazdów Tatarskich na kraje Środkowej i Wschodniej Europy. Opisuje też z możliwymi do odtworzenia detalami przebieg legnickiej bitwy. Do tematów tych warto wrócić odrębnie przy innej okazji. Tu tylko zauważmy, że pomimo liczebnej przewagi Tatarzy w decydującym momencie bitwy szykowali się już do ucieczki pod naporem ostatnich rzuconych do boju dobrze uzbrojonych oddziałów „pancernych” Henryka Pobożnego. Być może była to tylko ucieczka pozorowana, aby wciągnąć polskich rycerzy na obszar rażenia gazami bojowymi. Wtedy to Tatarzy zdecydowali się na użycie broni gazowej, z której zresztą korzystali bardzo rzadko, przy sprzyjających im okolicznościach i warunkach zagrażającego im niebezpieczeństwa. Była to bowiem broń zawodna, gdyż wiatr w każdej chwili mógł się zmienić. Widząc coraz bardziej realną możliwość przegranej bitwy Tatarzy z górującego na polem bitwy wzniesienia rozpoczęli atak gazowy, przy sprzyjającym im wietrze w kierunku wojsk polskich. Użyli oni do tego gazowo – dymnych fumatorów. Ich działanie polegało na tym, że jeden z jeźdźców przewożący w kotle zasobniki z rozżarzonym węglem drzewnym i związkami gazo i dymotwórczymi pełnił rolę obserwatora i ochrony drugiego jeźdźca, który manewrował długim pionowym przewodem np. bambusowym, którym dym wydobywał się z kotła i był wyprowadzany na odpowiednią wysokość nad nimi i kierowany w kierunku walczących. Przewód gazowy zakończony był okropną głową z której ust buchały pary i dymy. Pod tą głową znajdowała się chorągiew z dużym znakiem X, która pomagała na wietrze skierować atak dymny we właściwą stronę oraz chroniła przed gazami ich wytwórców na koniach. Scenę takiego właśnie ataku opisał Długosz w swojej kronice pisząc: „Polacy niemal omdleni i ledwie żywi osłabli i stali się niezdolni do walki”.

Książka jest pełna rysunków, rycin, obrazów i innych jeszcze dowodów gazowego ataku, jaki Tatarzy zastosowali w pamiętnej bitwie pod Legnicą. Sygnalizując tylko najważniejsze aspekty tej bitwy, trzeba powiedzieć, że warto sięgnąć po tę książkę, która wiąże czas dzisiejszy z tak odległymi wydarzeniami, również ze względu na jej cenę 10 zł, która umożliwia jej nabycie, każdemu kto jest zainteresowany wysoką techniką walk i stosowanymi środkami chemicznymi na długo przed sławnym atakiem gazowym w pierwszej wojnie światowej.

Adam Maksymowicz

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Adamie!

Znów perełka. Dziękuję.


Właściwie

to pod Legnickim Polem, nie?

:)

dawniej KriSzu


Legnickie Pole

To pod Legnicą, a na Legnickim Polu, które jest miejscem tej bitwy. Jadąc autostradą A-4 z Wrocławia do Legnicy, po lewej stronie przed Legnicą widać w polu dwie wieże barokowego sanktuarium postawionego w tym miejscu, o którym może napiszę innym razem.


To prawda

Rowerem pół godziny:))

dawniej KriSzu


fajne

Ale jaki to był gaz ? Czy dwutlenek siarki?

==============
po co nasze swary głupie,
wnet i tak zginiemy w zupie…


siarkowodór

nic tylko kupić. oczywiście książkę nie siarkowodór.


Kupić książkę

Jak podaje autor był to prawdopodobnie dym z prochu strzelniczego z domieszką roślinnych srodków odurzających, mogła byc to także palona gorczyca zawierająca izotocynjan, jak środek odurzający. Wszystkich zainteresownych zachęcam do kupna tej książki pod tel (071) 283 84 73, email: awprubikon [at] poczta [dot] neostrada [dot] pl, gdzie mozna znależć interesujace szczegóły.
Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość